Zgaduję twoje tytuły.
Ostatni przystanek przed domem,
choć nadal ujemnie, nadal marzną palce.
Rozsiadasz się, choć przecież zostało
przejść przez ulicę i otworzyć furtkę tam,
gdzie zimują skowronki.
Tymczasem rozglądasz się jeszcze,
budujesz metafory,
spowite niewidoczne mgiełką, która wydobywa się z czasowników.
Wejść.
Zostać.
Zapamiętać na potem.
Tymczasem ktoś dosiadł się,
więc palce pokrywa woda i sól.
Słona woda jak ta, którą płucze się gardło,
a potem są przypadki jak ten,
że ktoś, kogoś... Ktoś, z kimś...
Że my.
I druga strona, staje się tą pierwszą.
Zamieniają się miejscami, więc furtka
wyrasta gdzieś po prawej stronie,
na wysokości żebra.
Że wystarczy położyć tam dłoń,
a słychać śpiew ptaków i stukanie do drzwi.
I już nie trzeba ruszać się z miejsca.
.
.
.
.
Z cyklu : Detoks.
Listopad, nowego roku pańskiego.
Komentarze (17)
Dom oczywiście to metafora uczucia.
Dzięki.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania