Zgiń, przepadnij - 1
Czuję tę atmosferę... Jest słodko… Za słodko… Aż mam odruch wymiotny. Patrzę w prawo – jego oczy są nieobecne, zatopiły się we własnej, błękitnej otchłani. Patrzę w lewo – jej policzki pokrył delikatny rumieniec. Naprawdę? Dlaczego nic nie mówią? Gapią się na siebie jak pies na kiełbasę. Są jednocześnie psem i kiełbasą. Próbuję dać Aśce jakiś znak. Kieruję na nią pełen złości wzrok, cicho chrząkam, a w końcu pstrykam palcami przed jej twarzą.
– Co jest?! – krzyczy.
Karol nie zwraca na to uwagi.
– Możesz nam nie przeszkadzać? – unosi się jeszcze bardziej.
– W czym? W gapieniu się na siebie?
Aśka mogłaby mnie wtedy zabić. Zmarszczyła brwi, myśląc, że będzie wyglądać groźnie. Z jej oczu jednak bił chłód. Detonacja ładunku nastąpi za: trzy… dwa… jeden…
– Wyjdź!
Zero. Zaraz po tym uderzyła pięścią w leżącą obok poduszkę, a kolor jej policzków zmienił się w purpurowy.
– I tak miałam iść.
Wstaję z fotela, zabieram swoją płytę z filmem, mimo protestów Aśki, i wychodzę bez słowa. Nie rozumiem. Po kiego grzyba mnie zaprasza, jeśli cały czas ślini się do tego Karola jak do obiadu. Mówi, że się zakochała. Uczucie ją obezwładniło i zamknęło w swych sidłach, tak to ujęła. Ale to jej nie usprawiedliwia!
Oddycham głęboko. Kątem oka widzę wypuszczaną przez siebie parę, przybierającą postać mlecznego, rozrzedzonego dymu. Kolejna marcowa noc, kiedy jest zimniej niż w lodówce. Pieprzony klimat przejściowy…
Czemu w tobie tyle złości? Czy ma to podłoże psych… Zamknij się.
Ale… Dlaczego brzydzi cię zauroczenie? Zakochanie? Mił… Zamknij się!
To nieodparte wrażenie, że masz w sobie intruza. On próbuje przejąć twój umysł, układ nerwowy i twoje życie. Pojawia się zawsze, gdy wewnętrzna równowaga zostaje zachwiana. Jeden moment złości, jeden euforii, jeden melancholii. Wychodzi z ukrycia, zbliża się, wyciąga amunicję. Na szczęście jeszcze nigdy nie wygrał. Jeszcze.
To, co ze sobą niesie, jest słabością. Tak myślę. To narkotyk, który nas przyciąga, zniewala, otumania, zniekształca rzeczywistość, aż w końcu zabija od środka. Tak słyszałam.
Boję się, że od niego nie ucieknę. On mnie dopadnie. Może teraz, może jutro? Za rok? Boję się…
Jednocześnie czuję się bezpieczna w tej ciemności, przerywanej co kilkanaście metrów światłem latarni. Jestem sama, a to oznacza szczęście.
Dopadnie cię niedłu… Zamknij się!
Marzę o zapomnieniu.
Myśli nie dają mi spokoju. To już staje się denerwujące. Nagły powiew wiatru wywołuje dreszcze na moim ciele. Zapinam guziki czarnego płaszcza, zastanawiając się, dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej. Wchodzę na pustą drogę, bo coś mnie tam pokierowało. Idę. Dzieje się coś dziwnego. Nagle mam pustkę w głowie. Zupełna cisza… Nic do mnie nie mówi… Jestem lekka jak piórko, jak puszek… Widzę coś jasnego, coś, co pojawiło się za moimi plecami. Światło staje się większe i większe… Czuję na sobie jakiś ciężar, a jednocześnie unoszącą moją duszę siłę, jakby wyrosły mi skrzydła. To one tak promienieją? Słyszę trąbienie, najpierw jeden dźwięk, później nieprzerwany sygnał. Patrzę w dół, na asfalt, i do moich uszu dociera coraz głośniejszy pisk, jakby…
Jakby to był samochód. Przytomnieję nagle. Paraliż. Za późno.
Komentarze (13)
Serio. Jak dla mnie - wspaniałe. Nie zauważyłam błędów, zaczytałam się już po pierwszych zdaniach. Deczko jestem juz zmęczona, dlatego komentarz lakoniczny, ale od razu mówię - czekam na ciąg dalszy.
A więc czekam z niecierpliwością ;-)
Pozdrawiam, pięć za początek ;-)
Bardzo dobry, ładnie napisany tekst.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania