Zielona granica
To już enty raz, jak natykam się na głupkowatą opinię o wydarzeniu kulturalnym pisaną przez moralnego analfabetę. Właściwie nie powinienem być zdziwiony; przez ostatnie lata nasmrodzono ich tak wiele, że jedna więcej nie robi różnicy: po dłuższym czasie wmawiania dziecka w brzuch, chcąc nie chcąc jest się w urojonej ciąży.
Ilekroć pojawi się zdanie przeciwne poglądom rządzącej kamaryli, tylekroć dorywają się do głosu różna glińskie, czarnki lub ziobry.
Tym razem padło na panią Agnieszkę i jej najnowszy film „Zielona granica”.
Przedtem obowiązywała wściekłość na „Dziady”, potem zajęto się Olgą Tokarczuk, a na maglarskiej tapecie pojawiło się odmawianie jej polskości, szkalowanie jej i temu podobne bzdury.
Najśmieszniejsze jest to, że ci, co zabierają się za wydawanie rynsztokowych werdyktów, nie czytali, nie widzieli, nie słyszeli., a swoją wiedzę opierają na informacjach o plotkarskim pochodzeniu.
Nie widzieli, albowiem np. film pani Holland będzie dopiero wyświetlany w Polsce. Na razie święcił trumfy na prestiżowym festiwalu w Wenecji, wątpię jednak, czy kiedy wejdzie na ekrany naszych kin, ktoś z PiS-u pójdzie na niego bez nakazu i dobrowolnie.
Zanim dzieło ujrzy światło dzienne, praktyka ferowania nonsensownych opinii, bawi czarnków i glińskich przez jakiś czas. Lecz kiedy powtarza się zbyt często, prowadzi do przesytu. A przesyt, do wymiotów. Zaś wymioty, do reakcji w postaci artystycznej. Czyli pozaglińskiej. Raczej peszkowej. A z pewnością dalekiej od Ziobry.
Artysta zabiera głos, dzieli się myślami, które w nas tkwią, których nie potrafimy zamanifestować tak celnie, jak on, które domagają się wykrzyczenia, pokazuje tent wieloaspektowy, uniwersalny, naświetlony ze wszystkich stron: pograniczników, uchodźców, pomagających. Ale choć dla ludzi myślących bez instrukcji oczywistym jest, że niezależnie od politycznej scenerii trzeba zachowywać się przyzwoicie jak Bartoszewski, problem bycia człowiekiem jest dla roztrzęsionych pętaków zanadto abstrakcyjny. Wydumany, niewygodny i tępiony w zarodku.
Gra w człowieczeństwo na białoruskich rogatkach, przerzucanie ludzi przez płot, polowanie na nich, to zaledwie niektóre przykłady bestialstwa nazywanego WYŻSZĄ KONIECZNOŚCIĄ, lub RACJĄ STANU.
Temat czynienia źle w imię dobra, to temat śliski, złożony, z tej więc przyczyny drażliwy i, niestety, na czasie.
Niestety i na czasie, ponieważ uchodźcy stoją nie tylko u naszych bram. A to dopiero początek migracyjnego koszmaru. Przygrywka do kolejnej, tym razem na ogromną skalę, wędrówki ludów. Już obserwujemy sceny dantejskie na tonących pontonach i nieszczelnych krypach współczesnych Charonów.
Komentarze (33)
Przyjmować... nieważne kogo, to się później sprawdzi, nawet jeśli to wagnerowcy. I równie nieważne jest, że mogą zabijać, gwałcić żony, córki, spalić dom, samochód, zrównać z ziemią ulice. Ważne jest natomiast, że zwozi ich reżim Łukaszenki, że są biedni, głodni, a nawet mordowani przez Straż Graniczną. A oni płyną, nawet w mrozie, kilka dni w lodowatej wodzie, bo nie wiedzą, gdzie są przejścia graniczne. Oni tylko wiedzą, że na Zachodzie jest pomoc socjalna i będą żyć na koszt państwa, a nie jak my kiedyś, gdy wyjeżdżając do ''lepszego świata'' trzeba było tyrać od świtu do nocy.
I musimy zburzyć mur, otworzyć się na uchodźców, choćby po to, żeby poznać różnorodność...
Polak to jednak potrafi zadbać o siebie. Za 5 tys. dolców sprzedawać wizy pod ambasadą i jednocześnie dbać o wizerunek obrońcy UE na zielonej granicy z Białorusią.
Mistrzostwo świata w krętactwie i korupcji.
„Zielona granica” zyskała ogólnie pozytywne recenzje i ma premierę zaplanowaną w Polsce na 22 września.
Daję 4 za poruszenie ważnego tematu (dałbym 5, gdyby autora już na samym wstępie nie poniosły emocje).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania