Zima
Powinienem urodzić się wcześniej - wewnętrzy głos w głowie Michała powtarzał te słowa przez
cały ranek. Luty tego roku nie był dobrym miesiącem na przezwyciężanie przedłużającej się jesiennej
depresji. Każdy dzień sprowadzał się do zwleczenia niechętnego do pracy ciała z łóżka, żeby jak
najszybciej do niego wrócić. Ta myśl pozwalała zapomnieć o zimnym wietrze niemiłosiernie katującym
wykończone ludzkie twarze. Michał nie był jedynym, który tego ranka stał na przystanku modląc się o
punktualnego kierowcę i jak najszybsze zabicie czasu do wieczora. To co odróżniało go od innych to
niechęć do jakiegokolwiek kontaktu, fizycznego, ani psychicznego. Każdego dnia stał na przystanku
unikając wzroku innych męczenników dnia codziennego. Tym razem jednak było inaczej. Młody, może
22 letni wysoki chłopak z bukietem róż i rozpromienioną twarzą spojrzał na Michała i pozdrowił go
jeszcze szerszym uśmiechem.
Debil - w głowie michała mantra nagle się zmieniła na krótką, ale bardziej wyrazistą. Z jego ust
wydobyło się ciche parsknięcie i szybko odwrócił wzrok. Jednak coś go w tym chłopaku zaintrygowało, a
może raczej zirytowało. Z czego można się cieszyć, kiedy zmyślny los codziennie tworzy nowe katusze
dla każdego człowieka. Czy ten chłopak ma kogoś kto potrafi odłączyć go od bolesnych problemów dnia
codziennego. Czy dla tej osoby właśnie są te róże? W końcu zbliżały się walentynki. Michał parsknął
jeszcze raz, tym razem głośniej. Takie rozważania jedynie bardziej zepsuły mu i tak podły nastrój.
Dlaczego jakiś Student umie cieszyć się życiem, podczas gdy w jego głowie powstawały coraz
zmyślniejsze techniki samobójstwa.
Czerwony autobus podjechał na przystanek ochlapując tych najbardziej zaspanych. Kilka
głośnych kurew i zrozpaczonych twarzy wsiadło do czerwonego pojazdu jadącego w kierunku kolejnego
bezsensownego dnia. W głowie Michała była już pustka, przerywana co chwila ukradkowymi
spojrzeniami na szczęśliwego chłopaka, który prawdopodobnie jechał w miejsce, którego szuka każdy
człowiek. Michał zawsze szukał bezcelowo, to było dla niego jeszcze większą udręką. Bezsens życia i
samotność doskwierały mu od zawsze. Z każdym przystankiem nienawidził bardziej młodego chłopaka z
bukietem róż. Nienawidził wszystkich ludzi, którzy mieli powody do szczęścia. Którym los zsyłał radości
odbierane innym nieszczęśnikom. Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe?
Ludzie wchodzili i wychodzili, każdy taki sam, tak bardzo zmarnowany i nieszczęśliwy. Tak
bardzo pragnący spokoju i chwili wieczornej ciszy, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Tylko student
jechał do swojego celu, cały czas w pogodnym nastroju. Ktoś na niego musiał czekać, ktoś również
cieszył się na spotkanie. Ktoś przy kim cały świat stanie w miejscu i nic nie będzie ważne. Student zaczął
powoli szykować się do wyjścia, poprawił kwiaty i spojrzał na Michała jakby chciał powiedzieć "Nie
przejmuj się, nie warto". Mimowolnie Michał również spojrzał na niego i wtedy beznamiętny, pusty głos
oznajmił "Przystanek Cmentarz-Powązki".
Student powoli odwrócił się i ruszył do wyjścia. Ciężkie zimowe buty prosto ze schodków trafiły
w po roztopową kałużę. Chłodny wiatr dalej dawał znać że to jeszcze nie koniec zimy, i tylko delikatne
promienie słońca dawały nadzieję na rychły jej koniec. Cmentarna furtka cicho zaskrzypiała pchnięta
przez studenta, który z uśmiechem na twarzy ruszył w znanym sobie dobrze kierunku, mijając innych
ludzi którzy pragnęli zaznać chwili spokoju przy tych których już nie ma. Student przystanął obok
nagrobka z napisem "Katarzyna, żyła lat 21, spoczywaj w pokoju". Położył róże koło tlących się powoli
zniczy i usiadł odpalając pierwszego tego poranka papierosa. Nie przychodził tutaj żeby się pomodlić,
ani porozmawiać, bo wiedział, że to nic nie zmieni. Nie pytał dlaczego odeszła i dlaczego go zostawiła,
bo to było zbyt egoistyczne. Nie wspominał czasów kiedy jeszcze przy nim była, bo to było zbyt bolesne.
Przychodził tutaj dla spokoju. Prawie każdego wolnego dnia wstawał rano, żeby przyjechać na dobrze
znaną mu ławkę i odpocząć. Nie pytał, nie wspominał, nie płakał, bo czuł w tym miejscu to co czuł przy
niej. Czuł się spokojny i bezpieczny, nawet szczęśliwy. Z każdym kolejnym papierosem odpływał gdzieś
dalej, odrywał się od rzeczywistości, błądził po krańcach własnego umysłu zatracając się zupełnie w tej
jednej chwili. Nie był z nią, ale nie był też sam, nie czuł jej obecności, a jednak coś go w tym miejscu
trzymało. Czas płynął bez świadomości studenta, czasami były to godziny, a czasami minuty, każda
warta jej utraty.
W końcu zimny powiew smagnął go po twarzy przywracając do rzeczywistości. Spojrzał na rękę
w której wiatr dopalał ostatniego papierosa. Tylko ten moment go smucił, kiedy wszystkie problemy
wracały w tej samej chwili, kiedy przytłaczała go rzeczywistość nie dając mu czasu do przyzwyczajenia.
Jednak tylko na chwilę, która wystarczała mu do uporządkowania i powrotu do żywych. Wstał i odszedł
bez pożegnania, bo przecież nigdy pożegnać się nie zdążył.
Komentarze (3)
Dobra treść.
?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania