Zjazd - Light
Było południe. Frekwencja na corocznym zjeździe znawców literatury dopisała, bo aż pięćdziesiąt osób zawitało do karczmy „Nad Łosiem”. Melanżyk rozwijał się w sumie nader udanie, bardziej nawet niż rok temu, ale nikt nie miał nic przeciwko, gdyż teren pozostawał od dawien dawna niezabudowany, bez ograniczeń, a impreza ta była jedyną okazją do wypicia większej ilości alkoholu. Czasem przeciagała się do rana, bywało też tak, że ostatnich wynoszono po kilku dniach pobytu.
Gorzała coraz mocniej gorzała w żyłach, a że spotkanie odbywało się zimą, wszystkim było ciepło i jakoś tak na sercu radośnie. Ci, którzy mieli słabsze głowy szukali oparcia we wprawionych w boju kompanach, prosząc, by jak zawsze mieli nad nimi czuwanie. Gdy tak wszyscy radośnie rozprawiali nad największymi głowami pisarstwa, przerywając co rusz poważne rozmowy rubasznymi żartami, ktoś mocno zastukał w drewniane drzwi. Ku zdziwieniu i uciesze, do środka weszła przepiękna, jak nimfa drzewna, kobieta. Niektórzy próbowali przyjąć pozycję jak najbardziej pionową, przygładzić włosy już z lekka srebrzyste i zacisnąć poluzowane krawaty. Zawiązać jednak to tatałajastwo z powrotem było sztuką trudną, stąd też mężczyźni z muszką mieli w tej kwestii przewagę.
– Przebyłam daleką drogę jako wysłannik ministerstwa, żeby sprawdzić waszą wiedzę. – Tu jej oczy zrobiły się tak ciasne jak igielne uszy. – A właściwie to, co z niej zostaje po spożyciu, tfu, upiciu się.
Natychmiast zaczęto mówić między sobą, że do konkursu powinni stanąć tylko najbardziej zasłużeni, ewentualnie z największym stażem na szkołach wyższych, z nagrodami, dyplomami, może ktoś z obozu pasjonatów romantyzmu...
– Dosyć! Wybieram ja – krzyknęła.
– Jak? Przecież nas nie znasz?
– Chyba ty – błyskotliwe zripostowała.
– A twoja stara to twój stary – spróbował swoich sił raz jeszcze jeden z biesiadników, jednak było już po jabłkach.
– Zrobimy to tak – przybyszka zniżyła głos i zaczęła machać palcem, a wszyscy ucichli, tak jak cichnie przykładny obywatel, kiedy do drzwi pukają mu johy. — Enedue rike fake, stoliczku stoliczku nakryj się! Kółko graniaste czterokanciaste... – liczyła i liczyła – Entliczek pentliczek... No i takie tam. Dobra, wy dwaj, tamtych czterech koło ściany i może... kilku w muszkach! – ryknęła.
Chwiejnymi ruchami postawiono na środku okrągły stół, a wokół niego zasiedli uczestnicy bitwy. Do sprawy podeszli nader poważnie, mając na uwadze prestiż i być może ordery od ministra. Alkohol dalej lał się strumieniami.
– Kategorie mamy trzy. „Cytaty” , „Kto to powiedział?” i „Podaj autora”. Odpowiadamy po kolei aż do skuchy. Kto pierwszy ten lepszy, nie? A ten co nie odpowie od razu odpada. To będzie szybka runda.
Pokiwano głowami. Kategoria numer dwa została wylosowana przez uderzający w papierową tarczę samolot z serwetki.
— Pytanie brzmi: Kto powiedział... — prowadząca konkurs zrobiła pauzę, a wszyscy poczęli robić młynka palcami, a potem drugiego i dopiero przy trzecim dokończyła. — Kto powiedział: „Nie każde złoto jasno błyszczy, nie każdy błądzi, kto wędruje”
– Dramat!!! – westchnęli widzowie jakby szumem niezmierzonej głębi około jedenastu kilometrów w dół, bo jak to tak – takie trudne, na samym początku?
(...)
~Light~
Komentarze (28)
Pozdrox
Ale czytało się super, uśmiałam się w trakcie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania