Złamane nogi

Napisałam to na obozie konnym w wolnym czasie. Nudziło mi się i oto jest!

 

________________________________________________________________________________________________________

 

Wczoraj złamałam nogę. Poślizgnęłam się na zamarzniętej kałuży i wylądowałam w szpitalu. Lekarze założyli mi gips i teraz jestem na miesiąc uziemiona. Taki pech tuż przed Wigilią! Rodzina przyjechała, mama zaczęła robić potrawy świąteczne, a ja wygrzmociłam się na chodniku. Mam nawet problem z wejściem po schodach do swojego pokoju. Gdybym wczoraj nie biegła z tymi zakupami potrzebnymi mamie, to na pewno nie byłabym w takim stanie.

Potknęłam się o własnego kapcia i miałam bliskie, aczkolwiek niezbyt przyjemne, spotkanie z podłogą. Po chwili do pokoju wpadł mój starszy brat, Szymon. W tym roku skończył osiemnaście lat. Ma już nawet prawo jazdy, co dla mnie jest nie do pojęcia. Jego instruktor był chyba ślepy. Albo Szymon wyjątkowo się postarał, co graniczy z cudem.

- Ha, łamaga!- zaśmiał się, gdy zobaczył mnie w pozycji leżącej.

- Ty się nie śmiej, tylko pomóż mi wstać!- prychnęłam.

- Anka, naucz się ciągle o coś nie potykać.

Wyciągnął do mnie rękę, którą ścisnęłam. Po chwili stałam na nogach.

- Coś się mówi…- pokazał swoje białe zęby.

- Dzięki- wymamrotałam pod nosem.

- Nie dosłyszałem.

- Dzięki- powiedziałam trochę głośniej.

- Co?

- Dzięki!

- No, tak lepiej!- uśmiechnął się.

- Głucholec- szepnęłam do siebie.

- Głucholec?- powtórzył.

- Jakoś to akurat usłyszałeś.- mruknęłam.

- Jestem wyczulony na obrażanie mnie.

Ominęłam go i skierowałam się w stronę schodów. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie odwróciłam się. Czy on nigdy nie widział osoby z gipsem?! Nie jestem chora psychicznie, tylko mam złamaną nogę.

Doszłam do schodów. Jak ja ich nienawidzę… Wzięłam głęboki wdech i… poczułam, jak silne ramiona unoszą mnie do góry.

- Co ty wyprawiasz?- spytałam Szymona.

- Jutro Wigilia, więc postanowiłem, że zrobię dla ciebie coś miłego- odpowiedział.

- O, boisz się, że Mikołaj nie przyjdzie?

- Tobie da rózgę, więc jestem spokojny.

Prychnęłam i odwróciłam głowę.

- O, moja mała, szesnastoletnia siostrzyczka się na mnie fochnęła.- zaśmiał się i zaniósł mnie do kuchni.

Mama robiła akurat ciasto czekoladowe, którego zapach roznosił się po domu. Uśmiechnęła się do nas i dała nam po dwa kawałki czekolady.

- Jej to nie dawaj, bo już jest ciężka- Szymon wskazał na mnie, a ja miałam ochotę go udusić. Może i nie jestem najszczuplejsza, ale do osób grubych nie należę.

- Ty się lepiej o siebie martw, bo cię żadna nie zechce- pokazałam mu język.

- Mój wrodzony urok osobisty sprawia, że dziewczyny same się za mną uganiają.

- Twoje wrodzone co? Brzydota czy niechlujstwo? Powtórz, bo nie dosłyszałam.

- I kto tu ma problemy ze słuchem, co?

- Na pewno nie ja.

Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale przerwała nam mama.

- Szymek, idź do sklepu po śmietanę. Tylko sobie nic nie zrób po drodze.

- Spoko, ja nie jestem taką ofermą jak Anka, więc wrócę cały.

Chciałam go za to zdzielić po głowie, ale uskoczył, pokazał mi język i zaczął się ubierać. Włożył kurtkę, buty oraz czapkę, a po chwili był już na dworze. Wieczne ADHD. Był nawet podejrzewany o tę chorobę, ale jednak jest zdrowy. Widocznie ma taki wkurzający charakter.

Oglądałam akurat jakiś film świąteczny, aż nagle usłyszałam telefon mamy, a po chwili jej głośny krzyk:

- Mój Boże! Jak się czuje? Tak, tak… Już jadę.

Zaczęła biegać po całym domu w poszukiwaniu torebki, która najzwyczajniej w świecie leżała na komodzie w przedpokoju. Zarzuciła na siebie kurtkę i wybiegła z domu, nie zakładając nawet szalika. Stało się coś poważnego. Mama nigdy nie wychodziła w zimę z domu bez czegoś pod szyję. Nie zamknęła nawet drzwi.

Pół godziny później zaczęłam się zastanawiać nad tym, gdzie poszła. Po godzinie naprawdę zaczynałam się niepokoić. Mogłaby chociaż zadzwonić! Dwie godziny później usłyszałam dźwięk jej telefonu. No tak, nie wzięła komórki. Wstałam z kanapy i odebrałam.

- Halo?- spytałam.

- Magda? Przepraszam! Ja nie chciałem! Wybaczysz mi?

- Eee…

- Wyjdziesz za mnie?

- To jakaś pomyłka. Nie jestem Magda.

- Och, przepraszam. Wesołych Świąt.

- Tak, tak… Dziękuję.

Osoba po drugiej stronie rozłączyła się, a ja przez chwilę stałam z telefonem w ręku. W końcu go odłożyłam i wróciłam na kanapę. Pół godziny później otworzyły się drzwi wejściowe i usłyszałam głos mamy:

- Uważaj! Postaw tę nogę ostrożnie!

- Mamo, przecież wiem!- Szymon wszedł do przedpokoju.

Ku mojemu zaskoczeniu miał mogę w gipsie.

- Co się stało?- spytałam.

- Jakiś bachor na mnie wpadł i rozsypały mu się plastikowe kulki, o które się wygrzmociłem i nogą walnąłem o hydrant.

Parsknęłam śmiechem, a on posłał mi spojrzenie typu: ,,Milcz albo zginiesz.” Wzruszyłam ramionami. Chciał do mnie podejść, ale potknął się o dywan i rozłożył na podłodze jak długi. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmieć. Mama rzuciła mu się na pomoc, ale on wstał sam. Otrzepał się i oznajmił:

- Jestem głodny.

W taki oto sposób w domu były dwie złamane nogi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Rosa 26.08.2015
    Wesołe! Jak przeczytałam, że walnął nogą o hydrant parsknęłam śmiechem :D udało ci się :)
  • MarciaA 27.08.2015
    Dzięki :D :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania