Złote rybki

Niech szlag weźmie te cholerne rybki- warknął, a stojąca przed nim kobieta odwróciła się z nieukrywanym oburzeniem. Ekspedientka powoli, niemal metodycznie wsypywała ciasteczka na wagę. Na zewnątrz było cicho i ponuro.

 

Woda z foliowego woreczka stopniowo skapywała mu miedzy palcami. Rękawy koszuli z Wólczanki były zupełnie przemoczone. Stanowczo zbyt wiele czasu spędził poszukując otwartego o tej godzinie sklepu zoologicznego by teraz cierpliwie czekać, aż rybki zdechną. Wychodząc z galerii tuż przed zamknięciem nie zauważył drobnej dziurki na spodzie woreczka i dopiero gdy wyjechał za miasto ze zgrozą spostrzegł, że polowa wody wyciekła na siedzenie. Ekspedientka małego spożywczego sklepu spojrzała na mężczyznę z politowaniem.

 

- Bardzo mi przykro, ale nie sprzedajemy opakowań na rybki- powiedziała.

-Ale ja wcale nie pytam o opakowanie na rybki tylko raczej o coś co mogłoby spełniać taką funkcje.

 

Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą i wyraźnie oburzona tym, że nie pozwala się jej wykonywać pracy po Bożemu, to znaczy nie prosi się o rzeczy widoczne tylko w zasięgu wzroku kupującego dodała, że poszuka na zapleczu. Na oko miała około dziewiętnastu lat. Zbyt wyzywający strój świadczył o tym, że była nazbyt pewna swojej kobiecości, a seksapil pozwalał wykorzystywać otaczających ją mężczyzn do wykonywania za nią cięższych prac. Tymczasem ustawiła się za nim całkiem spora kolejka, niemal zupełnie składająca się z amatorów mocnych trunków.

-Każdy ma swój sposób na świętowanie- pomyślał.

Zaczął padać śnieg. Duże białe płatki opadały na asfalt niemal natychmiast zamieniając się w kaszkowatą breje.Ekspedientka wyszła z zaplecza trzymając duże plastikowe okrągłe pudełko

- Co to jest? Chyba sobie pani żartuje?

- Bynajmniej. Bierze pan czy nie?

- Ale przecież to jest nocnik.

- Dawno nie używany. Także nie ma się pan czym martwić. Swoją drogą kiedyś bardzo dobrze spełniał swoją funkcję- powiedziała dziewczyna wyraźnie przedrzeźniając wcześniejszy ton mężczyzny.

 

Spojrzał na przedmiot obrzydzeniem.

-Rybki czy godność- pomyślał.

Stanowczo rybki. Dokładnie trzy złote rybki dla córki. Pamiętał rozmowę z żoną. Niemal tydzień temu poprosiła go by nie zapomniał o prezencie na urodziny. Zaczynało się już ściemniać. Dawno powinien być już w domu przy stole, ale jak zwykle wypadł mu jakiś ważny projekt w pracy i zapomniał o rybkach. Jakże by chciał, żeby to wszystko znikło.Wziął od dziewczyny nocnik i wyszedł ze sklepu. Przelał rybki do środka. Wsiadł do samochodu i wyruszył przez śnieżna breje.

 

Wybrał mało uczęszczane drogę. Na około ciągnął się biały krajobraz, gdzieniegdzie poprzetykany niewielkimi wsiami. W małych, drewnianych domach paliło się zamglone światło.

Gdyby tak to wszystko mogło zniknąć. Mógłby zacząć od nowa. Czystą kartą. Nowe życie, zupełnie takie jak to sobie wyobrażał

Wcisnął pedał gazu.

Całe dotychczasowe życie było dla niego pasmem porażek. Już w dzieciństwie zrozumiał, że jest co najwyżej przeciętny. Na pewno nigdy nie wyróżniał się wśród rówieśników. Nie ważne jak bardzo się starał. Mógł trenować całe dnie, tracić godziny na bieganiu ale i tak ostatecznie nie osiągał równie spektakularnych wyników co jego znajomi atleci. Szybko zrezygnował ze sportu na rzecz rachunkowości. Ożenił się z kobietą, którą poznał na studiach. Także mało charakterystyczną, za to bardzo uległą i zakochaną w mężu bez opamiętania, co zresztą bardzo mu odpowiadało. Czasem wyobrażał sobie, że prowadzi inne życie. Bardziej spektakularne. Zostaje znaczącym biznesmenem. Wszyscy ludzie zaczynają słuchać jego opinii.

Pewnego dnia spełniły się jego marzenia. Dostał awans i nowe stanowisko pracy w większym mieście. Szybko wdrożył się w wielkomiejski żywot. Zaczęło mu uwierać małomiasteczkowa żona te codzienne dojazdy do pracy. Córka, której zupełnie nie znał. Spełnił swoje marzenia.Tylko czy aby na pewno.

Odpłynął myślami zupełnie gdzie indziej. Przestała istnieć droga. Czas stał się nie ważny. Istniał tylko pęd. Ruch ciała przebijającego się przez noc.

Przez drogę przebiegł lis. Przed oczami mignął mu cień zwierzęcia. Odwrócił głowę na moment w stronę lasu. Na granicy światła i ciemności zaświeciły żółte oczy. Nagle droga przed nim zmieniła kierunek. Nie zobaczył znaku. Wcisnął hamulec, ale było za późno. Samochód przebił się przez śnieżną zaspę, przekoziołkował kilkakrotnie i ostatecznie zatrzymał się na stojącej przy drodze topoli.

Uderzył głową o kierownicę. Z rozciętej wargi popłynęła krew. Smakowała dziwnie jak coś obcego. Jakby nie należała do niego. To nie jego ciało wiedzione siłą bezwładności kilkakrotnie uderzyło o deskę rozdzielczą i teraz opadło na fotel.

Zamknął oczy.

-Muszę następnym razem uważać, czego sobie życzę- pomyślał.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania