Znicz

Gdy się budzę, jest jeszcze bardzo wcześnie, więc tylko przekręcam się na drugi bok i dalej idę spać. Jest weekend. Trzeba korzystać.

Gdy wreszcie wstaję, biorę szybki prysznic i ubieram się, jest dobrze po dziesiątej. W kuchni czeka już na mnie śniadanie. Zjadam ze smakiem dwie bułki z serem i popijam je kakao.

- Idę do Julki! – krzyczę do mamy, która składa pranie w łazience.

Wychodzę na balkon, żeby sprawdzić, jaka jest pogoda. Czuję, jak delikatne promienie słońca głaszczą moją skórę. Niebo jest niemal zupełnie czyste. Tylko gdzieniegdzie przesuwają się po nim białe chmurki.

Na ulicy mijam panią Stefanię – naszą wścibską sąsiadkę, która całe dnie spędza na podglądaniu innych i rozsiewaniu na ich temat nowych plotek. Na przykład miesiąc temu dowiedziałam się, że moja mama sypia ze swoim szefem. Pani Stefania wywnioskowała tak, bo pewnego dnia pan Majchrzak przywiózł mamę do domu, gdy rozpętała się prawdziwa ulewa. Żałosne!

Pozdrowiłam staruszkę dla świętego spokoju i ruszyłam w przeciwną niż ona stronę. Będę musiała nadłożyć trochę drogi, ale wolę już przejść o tych kilkaset metrów więcej, niż męczyć się z tą babą.

Jest spory ruch. Idąc, uważnie przyglądam się mijanym samochodom. Niektóre są naprawdę okazałe, inne przeciętne, a jeszcze inne ledwo trzymają się kupy. Podziwiam odwagę ludzi, którzy nimi jeżdżą.

Lubię obserwować przechodniów. Teraz, na przykład, patrzę na młodą kobietę prowadzącą wózek z dzieckiem. Niemowlę z zaciekawieniem wyciąga z wózka małe rączki. Kobieta wchodzi na pasy. Niemal przebiega przez jezdnię, bo z lewej strony z niesamowitą prędkością nadjeżdża beżowe auto. Młoda matka wchodzi na chodnik. Przez ułamek sekundy widzę ulgę malującą się na jej twarzy, ale trwa to tylko chwilę, bo niespodziewanie beżowy samochód wjeżdża na chodnik. Kobieta w rozpaczy zdąża tylko odepchnąć wózek na bok. Pojazd przechyla się i przewraca, a dziecko wypada i uderza główką o kamienne płyty. Młoda matka próbuje je ratować,. Podbiega do niego i pochyla się. W tym momencie kierowca ostatecznie traci nad sobą panowanie. Samochód wykonuje kilka bardzo dziwnych manewrów i na moment nic innego nie widzę. Gdy wreszcie z powrotem wjeżdża na szosę, chodnik jest już niemal zupełnie pusty. Widzę tylko przewrócony wózek i cienki, niebieski kocyk. To, co kiedyś było kobietą i jej dzieckiem, teraz leży w kałuży krwi na środku jezdni. Beżowe auto odjeżdża z piskiem opon.

Dość szybko zaczynają schodzić się gapie. Ktoś dzwoni na policję i po karetkę, choć ja wiem, że żaden lekarz tu już nie pomoże. Jakiś funkcjonariusz zadaje mi pytania. Chce wiedzieć, co dokładnie widziałam, czy znam sprawcę albo ofiary, czy jestem w stanie rozpoznać samochód. Najchętniej odpowiedziałabym, że ja nic nie wiem, że mnie Nie warto pytać, ale nie umiem skłamać, więc opowiadam wszystko. Nie pomijając żadnego szczegółu.

Choć zapamiętałam nawet numery rejestracyjne beżowego auta, jego kierowca nadal jest na wolności. Policja twierdzi, że jest nieuchwytny. Zabił dwoje niewinnych ludzi i ciągle bezkarnie chodzi po tej ziemi, która jeszcze tak niedawno wchłonęła krew jego ofiar. Prócz tysięcy wylanych łez ich rodzin, na pamiątkę po ich odejściu w miejscu wypadku pali się znicz. Jego żółte światło kojarzy mi się z niewielkim płomykiem sprawiedliwości, która nie znalazła dla siebie miejsca.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • persse 21.09.2014
    Ciekawe nie powiem, jednak można doszukać się wielu błędów. Najbardziej mnie chyba urzekł ostatni akapit :)
  • Smutne.
  • Tynina 21.09.2014
    Smutne, ale chyba napisane od niechcenia ;) ?
    Na twoim profilu widywałam lepsze opowiadania!
    Pozdrawiam i zostawiam 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania