ŻÓŁW [droubble]
Podczas sprawy rozwodowej obie strony zażądały podziału majątku. Rozwiązano to prosto: W towarzystwie adwokatów i pracowników firm przeprowadzkowych, chodzili po posiadłości i zaklepywali kolejne graty. Pracownicy wynosili obrazy, meble, demontowali żyrandole - a adwokaci proponowali licytację wszędzie tam, gdzie małżonkowie nie potrafili się porozumieć.
W ostatnim pomieszczeniu została ozdobna laska z gałką i niewielki żółw stepowy.
- Ja żółwia, ty laskę? - zaproponował na próbę mąż, podnosząc podłużny przedmiot i podając go kobiecie. Na twarzy błąkał mu się kpiący uśmieszek. Żona rzuciła nań okiem i westchnęła ciężko, kucając przed nim.
Adwokaci porozumieli się wzrokiem. Dobrze znali te westchnienia. Zrobili kilka kroków w tył.
- W dupę sobie wsadź tę laskę, żółw jest mój. - Wstała już z żółwiem, wkładając stworzenie do torebki. Przez cały czas nie odrywając od siebie wzroku, zrobili krok w tył i zamachnęli się jednocześnie, on laską jak maczugą, ona torbą jak kiścieniem.
Adwokaci zakończyli sprawę spadkową dżentelmeńskim uściskiem dłoni, przekazując miesiąc później jedynemu spadkobiercy kwotę uzyskaną z licytacji majątku, pomniejszoną o ich honoraria.
Na żółwia nie było chętnych i jeden z prawników wziął go do domu.
Kilka dni później odgryzł palec koleżance córki, śpiącej na podłodze piętnastolatce. Winę zwalił na żółwia. Wszyscy, oczywiście, uwierzyli.
No, poza żółwiem, ale jego przecież nikt nie pytał.
Komentarze (9)
Zaiste, melodia jest i czas jest.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania