Życiowe Rozterki
Życiowe Rozterki
Dni przepływają bardzo szybko. Nie potrafię zwolnić, odetchnąć, czy zatopić się w oceanie własnych myśli. Ciągle tylko za czymś gonię i pędzę. Tak dużo przecież jest jeszcze do zrobienia. Tyle spraw i dylematów do rozwikłania. A gdzie w tym całym ambarasie minutka wyciszenia? Wyłączenia, choć na chwilkę z szalonego wyścigu szczurków. Jakoś jej nie mogę wychwycić… Czyżby była, aż tak krótka? A może nie potrafię jej dostrzec? Zawsze jest coś, co zaprząta mi głowę i nie daje szansy na relaks. Postanowiłam przerwać bieg, by móc zastanowić się nad sobą…
Przeanalizowałam kilka ostatnich lat ze swojego życiorysu i doszłam do przykrego wniosku, iż nie był to czas należący do najszczęśliwszych. Okres przemyśleń, smutku melancholii i samotności. Momenty skrywania cierpienia w zakamarkach skołatanego serca. Czas leczenia duszy, która krzyczy z tęsknoty i żalu, za czymś, co od dawna stracone. Zniszczone. Podeptane. Pod maską żartów i uśmiechów, ukrywanie najgłębszych uczuć. Absolutna Gra Pozorów. Wszechobecna Panna Hipokryzja. Nikt się niczego nie domyśla, ani nic nie widzi. To dobrze, kamuflaż się sprawdza, a moje aktorskie zdolności definitywnie zasługują na Oskara. Rola w Życiowych Rozterkach - faktycznie okazała się godna statuetki. Dobór min, póz, gestów perfekcyjny, ale kto zna mnie tak naprawdę… Kiedy twarzy nie ozdabia żadna z fałszywych masek…
Zastanawiałam się również nad wyborami, jakich dokonywałam. Starałam się podążać szeroką, krętą i wielokrotnie niełatwą drogą, którą dyktowało mi Serce. Wolałam tą ścieżkę - od bezpiecznej przystani zwanej Rozumem. Życie na krawędzi, intensywne, pełne niespodziewanych zwrotów akcji oraz sytuacji nie do przewidzenia jest tym, co napędza mnie do działania. Trasa naszpikowana pułapkami, ukrytymi przeszkodami i ciemnymi ślepymi zaułkami. I ta ekscytująca wizji Nowego, które schowane jest tuż za najbliższym zakrętem.
Często myślę o odwiecznym egzystencjalnym dylemacie, co by było gdyby…? Nie daje mi to spokoju i spędza sen z powiek. Czy gdybym zrobiła coś inaczej, może lepiej, to dziś stałabym - na tym skrzyżowaniu bezradna i bezbronna? Czy uczucie, w które wierzyłam oraz walczyłam nie było jedynie perfekcyjnie wykreowaną imaginacją? Zwykłym wymysłem? Fatarganą? Czy bez tylu pokonanych przeszkód stałabym się kobietą, którą jestem właśnie - Teraz? Nie wiem i pewnie nigdy nie poznam odpowiedzi na szereg pytań z mojej długiej listy pod tytułem:,,Czy”… Powinnam dużo zapomnieć, gdzieś to poupychać i skupić się na teraźniejszości, która jest o wiele ciekawsza, od zamazanych wspomnień o tym, co już na zawsze stracone. Wciąż bezsensownie na nowo ulepszanych - na potrzeby zaspokojenia swojego ego. Nie będę się więcej oglądała wstecz i rozpamiętywała, bo jeszcze raz tego nie przeżyję. To minęło… Decyzje dokonywane w zgodzie z własnym sumieniem muszą być słuszne. Myślę, że nie powinnam ich więcej roztrząsać. Choćbym chciała - nie zmienię przeszłości, ale za to przyszłość należy do mnie…
Nauczę się jak radzić sobie z demonami, których ciepły, cuchnący oddech nieustannie czuję na zgarbionych w strachu plecach. Nie przygniotą mnie, nie stłamszą, nie zabiją -wolnego Ducha zakorzenionego w środku.Nie odbiorą mi mojego ja…
Dziś znów stanę wyprostowana... Gotowa wkroczyć w kolejny etap mojej podróży...
Życia...
Komentarze (21)
"nie zabiją -wolnego Ducha zakorzenionego w środku.Nie odbiorą mi mojego ja…" - niepoprawny zapis...
Ale tak na koniec marginesu, nie odkrywasz żadnych nowych kontynentów życia... czasem może dla ciebie ciekawych... :) Pzdr
Pozwolisz, że i ja skrobnę coś ze swoich utyskiwań.
Mianowicie:
Zastanawia mnie czasem fakt, rozdzielania życia, przydział, czy jest to planowane, czy bardziej losowa sytuacja. To jest dla mnie ciekawe, dlaczego urodziłem się właśnie w tym miejscu, tej rodzinie, kraju, czasie. Czy jeśli to wszystko jest planowane, to ja w ogóle mam coś do powiedzenia, czy to zaplanowanie obejmowało i to co się zdarzyło do tej pory. A jeśli tak, to znaczy, że ten moment i ta sytuacja również była przewidziana. To nie ja decyduję o danym ruchu, słowie, geście, a tylko jestem wpleciony w całą historię, a moje życie znaczy wiele tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś tak przewidział. Nawet to, że ty teraz to czytasz, gdzieś przed tysiącami lat było zaplanowane, nikt tego z nas może i nie chciał, ale tak jest. A więc nasze decyzje pro forma, nie są naszymi, a to, że coś planujemy a następnie rezygnujemy, wynika tylko i wyłącznie z faktu, że nie mieści się to w planach, które za 15- 20 lat mają się ziścić. Bo mamy spotkać inną kobietę, wyjechać za granicę, zobaczyć na żywo wypadek samochodowy, kupić nie te akcje na giełdzie, nie zdążyć na samolot. By spotkać właśnie tą kobietę, zostać w tej pracy, nie usłyszeć o śmiertelnym wypadku, zamiast obligacji wybierzemy kupno mieszkania, a samolot niech leci, ja mam inne plany.
A jeśli losowe, to czy wszystko dobrze zrobiłem, czy moje życie ułożyłem do tej pory jak chciałem. Czy to wszystko co robię dziś, jest czymś kierowane, czy ma mi pomóc w przyszłości, czy złe wybory, staną się przyczyną, że ktoś będzie musiał także inaczej uczynić. Jeśli tak, to znak, że nie mogę żyć z dnia na dzień, a mam podejmować świadome decyzje, wypowiadać się w sposób odpowiedzialny, nawet pisząc te słowa. Innymi słowy, jeśli jednak ja o wszystkim, no prawie o wszystkim decyduję, to znaczy, że wpisałem się choćby cząstkowo w bieg życia niektórych ludzi, tak samo jak oni w moje, moje zmiany, plany.
Ale mimo wszystko, czemu w Polsce, teraz, choć w sumie nie jest tu mi tak żle, ciekawy kraj, ludzie jak wszędzie,
Pozdrawiam i czekam, że jeszcze głębiej wejdziesz w temat
Poruszyłeś ciekawy temat. Pozwól, że przedstawię Ci mój skromny punkt widzenia. Tylko proszę nie śmiej się., ponieważ sama doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej bezgranicznej naiwności, ufności oraz wierze w ludzkie dobro. Twierdzę, że ktoś tam, gdzieś na górze ma wobec mnie jakiś konkretny plan, dlatego wystawia mnie wciąż na coraz to nowe oraz trudniejsze próby. Nie skarżę się na trudności, z pokorą noszę ten krzyż. Uważam, również, że nic nie dzieje się bez przyczyny, ludzie których codziennie poznaję, sytuacje w jakich się znajduje, wybory, które dokonują mają jakieś większe, na razie bliżej nie określone znaczenie. Spotkało mnie wiele zła, bólu oraz cierpienia. Upadałam wielokrotnie, ale za każdym razem podnosiłam się i nie traciłam nadziei, że za dobro, którym obdarowałam poszczególne osoby, kiedyś do mnie wróci, dlatego nie żałuję niczego, co zrobiłam, nawet gdybym miała możliwość to nie chciałabym niczego ulepszać, ponieważ najprawdopodobniej dzisiaj byłabym w zupełnie innym miejscu. A jestem dokładnie tam, gdzie i z kim chciałam być. Byłam silna, nie traciłam wiary, uparcie pragnęłam miłości i nareszcie spełniły się moje marzenia. Dla obecnego szczęścia zniosłabym o wiele więcej. Nie ma przypadkowych spotkań, losowych wypadków lub niekontrolowanych zwrotów akcji. Wszystko, co Cię spotyka, czego doświadczasz ktoś z góry dużo wcześniej zaplanował, możesz mieć wpływ na pewne przyziemne sprawy, ale nie na przeznaczenie. Kiedy było mi strasznie ciężko i źle, gdy zwyczajnie chciałam umrzeć i zakończyć tą gehennę, coś mnie zawsze odrywało od popełnienia nieodwracalnej głupoty. Karmiłam się nieustannie myślą, że moje dramaty nie są pisane na daremno, a służą większemu dobru. Po prostu czułam, że nie mogę spokojnie odejść, bo jeszcze nie spełniłam swojej misji. Miałam w sobie swoiste poczucie obowiązku. Latami poświęcałam się dla innych, poświęcałam całą siebie, ale drzemiące w środku źródło nagle zaczęło wysychać, w połamanym sercu było coraz więcej ubytków, a podeptana szata godności nadawała się do śmieci. I gdy ostatni ledwie się tlący płomyk nadziei miał zgasnąć na mojej drodze pojawił się ktoś wyjątkowy, kto przekraczał granice, łamał schematy, kpił z konwenansów. Nazywam Go moim Aniołem Stróżem, bo zjawił się w ostatniej chwili. Wyrwał mnie z sideł mroku i przywrócił na nowo życiu. Potrzebowałam Go, może On mnie, a może w ogóle nawzajem się szukaliśmy. Nie było nam pisane się spotkać, a jednak. Właśnie dlatego przestałam pytać dlaczego ja ? , a codziennie dziękować za mężczyznę, który we mnie uwierzył, docenił i pokochał.
słabości, ułomną formę bytu. Bo wpojono w nas by być mobilnymi, samowystarczalnymi, gdzie największymi
zwycięzcami są ci, co idą jak tury, a więc Twoje wrażliwe jednostki, nie są na tapecie. Kojarzą się z za
przeroszeniem z pipowatością, nie chcemy czytać o nadopiekuńczości, o facetach którzy są spolegliwi. itp.:
Tylko tak naprawdę w głębi serca, wciąż chcielibyśmy się komuś zwierzyć, pokazać, że oddycham rękawami
nie mam siły udawać człowieka sukcesu, bo nim nie jestem, a na pewno tak się nie czuję.
Ten kto się odważy ( tak, tak, dobrze napisałem) i śmiało wyzna to swym znajomym znajdzie zapewne odzew
choćby w jednej osobie.
Co do pisania, to jestem zdania, że większość z nas przelewa tu własne przemyślenia, cząstkę siebie, zostawia
swój wewnętrzy świat. Jak napisała mi pewna opowijka, że zacytuję: - " tym pisaniem zgwałciłam samą siebie,
dlatego odchodzę" - Cóż, nie każdy potrafi zachować dystans, istnieje to ryzyko, że jeden komentarz postawi w nas
w diametralnie innym miejscu, mówiąc kolokwialnie połamie i mamy uraz do zwierzeń i w ogóle do ludzi.
To część odpowiedzi, na powyższy wpis, dokończę po południu. Przepraszam, ale nie mam w tym momencie już czasu.
swoich uczuć, pokazania się z innej strony, bardziej stanowczej, mentorskiej. Żyjąc, jako szaraczek nie
ma szans być wodzirejem, kimś, kto ma posłuch, a tu odwrotnie, stajesz się gwiazdą, Twoja praca bryluje na
głównej. Może ta ułuda przechyla szalę i na pewien czas, ważniejsze jest zaistnienie
niż prawdziwy krzyk rozpaczy o posłuch, stąd to rozczarowanie, gdy po ochach, przychodzi refleksja, że tak naprawdę to nie ja, a sztuczność. Ze zdziwieniem patrzę jak na tym portalu przez okres swojej tu obecności kilka osób zmieniło się mentalnie. Piszą, co prawda dobrze, bardziej poprawnie, technicznie, ale uciekło im człowieczeństwo, brak w tym ich samych, ba! Czasem uczuć wyższych. Więcej jest to popis dla poklasku, by zadowolić iksa, swoim tupetem, bezczelnością czy co nieliczni nagromadzona erudycją, ze swoim stemplem mędrca o wyzwolonym istnieniu. No cóż, każdy wybiera według swej próżności.
Dlatego jeśli nawet znajdziesz takie osoby ( wrażliwe, ciepłe, czułe) , to podejrzewam, że ułuda zaistnienia jako guru na swoim profilu, skłoni ich do zaniechania komentowania Twoich przemyśleń, a z czasem być może staniesz się niewygodna, będziesz dostawać negatywne opinie, a może i lekceważona brakiem odsłon. Nie pisze tu tego by Cię zniechęcić, wręcz przeciwnie, jestem za autentycznością, przekazem siebie, a nie imaginacji, czy urojeń. Tu jednak jest jak na pokazach mody, blichtr, ekspozycje z krzaków, tworzyw, bliżej nie określonych materiałów, gdzie podziwiają to możni świata, oklaskują, ale tak naprawdę, ubierają się praktycznie, a będąc w zaciszu domowym, kiwając głową na znak dezaprobaty, jak to możliwe, że tak świat zwariował.
Ja ciągle jednak liczę, że nastąpi zwrot i kiedyś zaczną tu przybywać ludzie, którzy będą mieli wytyczoną ścieżkę, własne spostrzeżenia, a czytając ich pierwsze prace, nie będę widział rozbieżności w poglądach, a tylko i wyłącznie pogłębienie swych zapatrywań i coraz więcej potwierdzeń.
Jestem jak najdalszy od śmiechu i drwin, wręcz podziwiam osoby, które są na tyle odważne i otwarte by przekazać swoje przemyślenia, swój świat, który czasem ma prawo bytu jedynie w pościeli, gdy nikt go nie słyszy, a on sam rozkwila swoje domniemania. I tak jak wspomniałaś, tylko bezgraniczna wiara w ludzkie dobro pozwala na otworzenie podwoi podświadomości dla drugiego człowieka. Jak tego nie masz i odganiasz od siebie możliwość konwersacji na ciężkie tematy, to z czasem staniesz się sfrustrowana, opryskliwa, aż każdy przejaw tej umiejętności u innych będzie powodem do ataku. Dlatego powinnaś się cieszyć, że masz tą umiejętność opanowaną i mimo niezrozumienia przetrwałaś te wszystkie stadia niezrozumienia, nietolerancji itp.:
Ja też w to wierzę, że gdzieś zapisane jest, co i jak się potoczy, a ja będąc tym przewidzianym ogniwem połączę pewne sytuacje, ludzi, po prostu, moje życie ma wartość, mikroskopijną, ale dla całości danej społeczności bezwartościowe. I tak jest z każdym innym mym znajomym, sąsiadem, których może nie zaliczam do potrzebnych w mej codzienności, ale czy oni nigdy nie zaszczepili, bądź nie przekroczyli mych dróg swoją myślą? Czy aby kiedyś nie spowodują, że ścieżki znajdą inne odnogi?
Ludzie, właśnie oni nadają sens naszym starania, zmieniają nastawienie, i tak przyziemnie, miejsce zamieszkania, pracę, jakimś słowem, gestem, zabijają marzenia, bądź prowadzą w rejony i czas, który zaczęliśmy skreślać czarnym markerem. A okazał się, że warto żyć, dla tych momentów, z tym człowiekiem itp.: I takiej choćby jednej osoby nam życzę, choć jak piszesz, Ty już nie musisz wyczekiwać jej na poboczu swego życia.
Już nie wspomnę fb, tam jest totalna nagonka na pokaz, im głupszy filmik, tym większa zabawa.
Dlatego dziwię się, że uciekając z "zainfekowanych terenów" szukasz w tym miejscu wsparcia. Obym się mylił, ale jak będziesz sporadycznie komentowała, to marna szansa na konwersację. Innymi słowy, coś za coś, tylko, czy taki układ Cię zadowoli.
Twoje odpowiedzi odnośnie wpisów powinny się pojawiać w miarę możliwości, a nie
w imię z poczucia człowieczeństwa. Były święta jest okres kwarantanny od smutnej
rzeczywistości, ja to rozumiem. Sam nie siedzę tu jak wartownik, a delektuję się,
by tu nie nabrać dystansu a tylko na moment zaczerpnąć powietrza.
Życzę wielu kontaktów, mentalnych i emocjonalnych wymian, wniosków itp.:
jako odskocznię. Muszę przyznać, że brakowałoby mi tej strony
gdyby przeszła w niebyt.
Zawsze lubiłem korespondować, pisać listy, a od kiedy
pokazano mi tą stronę, przekazuję swoje refleksje, przemyślenia
czy historyjki poprzez wypociny.
Luknę kiedyś na Twoje prace, bo lubię takie dywagacje.
Ta ostatnia o poprawianiu fizjonomii, jest tematem rzeka.
Ale jako mężczyźnie nie wypada mi się rozwodzić, to sobie darowałem.
jakby jeszcze była na papeterii. Miodzio.
Dziś mało kto się para pisaniem listów,
a przecież to najpiękniejszy i najbardziej
wrażliwy sposób konwersacji.
Tak więc czekam i liczę, że będzie można
sobie pozagłębiać się w treść? Bo ja to
potrafię być za przeproszeniem upierdliwy
jak zacznę rozbierać na czynniki pierwsze.
Ojoj! Troszkę mnie wystraszyłeś tym, że jesteś " upierdliwy ", ale chętnie podejmę rękawice. Zobaczymy, jak ocenisz moją radosną twórczość.
Żebyś wiedziała, że pewne rzeczy zostały wyparte i
aż żal potrzeć jak pikają esemesy z przekopiowanymi wierszykami
w ramach wigilijnych życzeń, imieninowych, czy tandetne rymowanki
obrazujące jaką trudnością dla wielu jest złożyć kilka elokwentnych słów
w zjadliwą formę
Bez obaw, jak będzie w tym " czuć" emocje i empatię
to już będzie dla mnie frajda.
w stanie zaakceptować. W końcu takie życzenia
werbalne i odczuwalne w dosłownym słowa znaczeniu
są bezcenne.
A papeteria? No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania