Poprzednie częściAbaddon rozdział 1

Abaddon rozdział 3

Zdjęta paniką kucnęła, pragnąc przemienić się w mysz i gdzieś czmychnąć. Była przekonana, że anakim się rozgniewa, że rozbiła tak drogocenne naczynie i odruchowo zaczęła się zastanawiać ile to będzie kosztować jej rodzinę. Ale młodzieniec tkwił w miejscu, jakby niezdecydowany, co uczynić i w głowie Szebory błysnęła nadzieja, że może wcale go to nie obchodzi. Po chwilowym wahaniu podjęła decyzję, że pozbiera resztki kielicha, po czym wepchnie je pod dywan. Uwinęła się z tym z płonącymi uszami.

Niestety, na zakurzonej podłodze pozostała również kałuża mleka. Mogła ją wytrzeć własnym rękawem, ale zawahała się na ten pomysł, gdyż zauważyła, że jest zmieszana z bladoróżową smugą, która przypominała krew. Naraz poczuła ból w prawej dłoni i wszystko zrozumiała. W jej skórze tkwił kawałek szkła, najpewniej kara za próbę zatuszowania występku. Szebora nadymała policzki obrzydzona widokiem sączącej się z rany krwi.

W tej samej chwili usłyszała zbliżające się kroki. Zamarła niczym koźlę spodziewające się ataku wilka.

Tutiel zatrzymał się przed dziewczynką, wysoki i przerażający.

– Rozluźnij palce – powiedział.

Szebora przełknęła ślinę, próbując wybadać nastrój anakima, jednak ten nie dał jej szansy na interpretacje, bowiem pochylił się i sprawnym ruchem usunął ostry fragment kielicha z jej dłoni.

Szebora krzyknęła. Bardziej z przerażenia niż bólu. Popłynęło więcej krwi. Więcej niż mogła sobie wyobrazić. Na moment ją zamroczyło. Ale gdy anakim chwycił ją za nadgarstek i ukląkł tak blisko, że ledwie mogła to znieść, natychmiast oprzytomniała.

– Proszę nie!

Twarz pięknego potwora zbliżyła się do jego ręki. Zalśniły białe zęby. Szebora szarpnęła się, gotowa walczyć o życie.

– Błagam cię, panie! Proszę mnie nie zjadać!

– Nic podobnego nie przyszło mi do głowy – żachnął się anakim. – Dobrze, zróbmy to inaczej.

Rozerwał kawałek swojej szaty i splunął na nią. A potem owinął materiał wokół dłoni dziewczynki i ścisnął jej rękę. Szebora usiłowała się wyszarpnąć, lecz bezskutecznie. Teraz rozumiała, jak czują się dzikie zwierzęta w sidłach.

– Bądź cierpliwa, t o cię uleczy. – Głos Tutiela brzmiał spokojnie, jakby sytuacja nie była poważna. – Poczujesz jedynie łaskotanie. Może zniesiesz to lepiej, jeśli zamkniesz oczy i pomyślisz o czymś przyjemnym.

Szebora skrzywił się na ten absurdalny pomysł, ale usłuchała i zacisnęła powieki tak mocno, że aż zobaczyła rozbłyski. Tak było lepiej niż patrzeć w tę nieludzką twarz.

Przez chwilę nie działo się nic niepokojącego, aż poczuła lekkie mrowienie na skórze. Wzdrygnęła się z odrazą przemieszaną z przerażeniem. Nie wiedziała co o tym myśleć. Powoli uchyliła powieki. Chciała mieć pewność, że z anakimem nie dzieje się nic niedobrego. Na szczęście jego wygląd specjalnie się nie zmienił, chociaż z bliska jego skóra zdawała się niemal świetlista. Tutiel tylko trochę przypominał swoich towarzyszy. Jego uroda była zimna, surowa, jakby ulepiono go z sopli lodu, a jedynym ciepłym punktem zdawały się złote oczy.

Gdy uścisk palców anakima zelżał, Szebora wyszarpnęła dłoń.

– Już nie boli, więc… – wybąkała.

– W porządku. – Tutiel wstał i ruszył przez pokój w kierunku kominka.

Szebora nabrała śmiałości i odsunęła opatrunek, by przyjrzeć się skaleczeniu. I jakież ogarnęło ją zdumienie, gdy spostrzegła, że po ranie nie został najmniejszy ślad. Ból również całkowicie ustąpił. Serce zabiło mocno w jej piersi, niczego podobnego jeszcze nie doświadczyła.

– Jak to zrobiłeś panie? Zaczarowałeś? – W jej głosie mieszały się ze sobą strach i fascynacja.

– Coś w tym rodzaju...

Szebora rozszerzyła oczy i czekała aż zdradzi nieco więcej, ale on zdawał się stracić już nią zainteresowanie, głęboko nad czymś rozmyślając.

– Z jakiego powodu tak wyglądacie? – wypaliła, zanim dobrze to przemyślała.

Tutiel zmarszczył brwi, jakby pytanie go uraziło.

– T a k w y g l ą d a m y? Co chciałaś naprawdę powiedzieć? – Rzucił jej spojrzenie z ukosa. – Wyglądamy dokładnie tak, jak chcieliby tego ludzie. Nic mniej, nic więcej.

Szebora spuściła z zawstydzeniem wzrok i obiecała sobie, że już się nie odezwie ani słowem. Przez chwilę czuła na sobie wwiercające się oczy anakima, aż rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, który rozbił tę nieprzyjemną ciszę. Do środka wkroczyli Ita i Agreas. Szebora podskoczyła na ich widok.

– Ale się rozczochrałam. Nie mogę się tak zaprezentować w Abaddonie.

Piękna Pani podeszła do lustra i zaczęła poprawiać fryzurę. Dokładnie zbierała palcami wymykające się z koczków kosmyki, aby je upiąć. Jej wzrok wyrażał skupienie, jakby wykonywała ważny rytuał. Szebora pomyślała, że jest jeszcze piękniejsza niż jej się zdawało. Jednak w oczach kobiety nie odbijał się zachwyt nad własną urodą. Między brwiami trwała pionowa zmarszczka świadcząca o niezadowoleniu.

– Tęskniłaś, Szeboro?

Agreas ruszył ku dziewczynce z wyciągniętą ręką. Jednak w ostatniej chwili Szebora wymknęła się mu w kierunku kominka.

Spojrzenie Agreasa przesunęło się ponad jej głowę.

Ita również przerwała układanie włosów i zerknęła na nich z lustra.

– Tutiel nie próżnował.

– A od kiedy to dzieci wolą jego? – zakpił mężczyzna.

– Gdzie jest Jeromił? – spytała Szebora szeptem.

Ita oderwała się od lustra i podszedłszy do Agreasa, przewiesiła mu przez ramię rękę. Mężczyzna czule pogładził jej dłoń.

– Nie wiem słonko, może go poszukamy?

Szebora przygryzła usta i trąciła palcem wnętrze dłoni tam, gdzie chwilę temu tkwiło szkło. Ita przeniosła uwagę na Tutiela.

– Agreas powiedział, że nie chcesz tu przenocować. Do Abaddonu jeszcze kawał drogi. Mam dość podróżowania. Od spania w karecie drętwieje mi kark.

– Nie musisz spać, teraz jest twoja kolej powożenia.

Policzki Ity pociemniały. Oparła dłonie na biodrach.

– Chyba mnie słuch myli! Czyżbyś nagle zapragnął być dowcipny?

– Sama jesteś sobie winna, bo nie panujesz nad kaprysami. – Barwa głosu Tutiela była gładka i zimna jak strumień wody. – Gdziekolwiek się nie udamy przyciągasz kłopoty.

Agreas, jakby wyczuwając nastrój towarzyszki i chcąc ją udobruchać, pocałował ją lekko w policzek, ale ona odepchnęła go zdegustowana.

– Nie będę szczurem, który przemyka kanałami!

Tutiel zwrócił się do niej plecami, jakby uznał temat wyjazdu za zamknięty. Ita rozchyliła usta z niemym oburzeniem, następnie przeklinając siarczyście, wymaszerowała z pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Ciszę, która zapanowała, można było kroić nożem. Szebora odchrząknęła.

– Muszę iść zrobić siusiu.

Agreas wyczarował uśmiech.

– W porządku. Zaprowadzę cię w ustronne miejsce.

Chwycił dziewczynkę mocno za rękę, aby mu się przypadkiem nie wyrwała i Szebora pochyliła głowę, dając się poprowadzić jak na szubienicę.

Weszli do korytarza, wokół panowały ciemności, które robiły przerażające wrażenie. Żeby się nieco uspokoić, Szebora zaczęła w myślach liczyć kroki.

– Tylko się nie potknij, gryzoniu – oznajmił ze śmiechem anakim.

W pewnym momencie skręcili w lewo. Agreas zdawał się dokładnie wiedzieć, gdzie iść, jakby znał to miejsce jak własną kieszeń, albo potrafił przebić wzrokiem mrok. Wreszcie wkroczyli do jakiegoś pomieszczenia. Zasyczało światło.

– To tutaj.

Anakim wetknął w dłoń Szebory świecę.

– Poradzisz sobie? Jestem pewien, że tak. Zaraz po ciebie wrócę, nigdzie się nie oddalaj, zresztą usłyszę bardzo dobrze każdy twój krok.

Pogłaskał dziewczynkę po głowie, po czym wycofał się za drzwi.

Szebora przez kilka chwil tkwiła w kompletnym bezruchu i tylko nasłuchiwała oddalających się kroków. On ją naprawdę zostawił. Aż trudno uwierzyć. Ruszyła do wyjścia, gdy przypomniała sobie ostatnie słowa mężczyzny. Brzmiały jak groźba, którą chętnie spełni. Zacisnęła zęby, aby powstrzymać wyrywający się z gardła szloch. Gorący wosk skapnął na dłoń, lecz ledwie to poczuła.

Jeromił pewnie by ją teraz skarcił, nazywając beksą i powiedziałby, że tylko marnuje czas, a przecież nie może sobie na to pozwolić. Dziewczynka wiele by dała, żeby teraz usłyszeć jego głos.

Nabrała głęboko tchu, podeszła do drzwi, przyłożyła do nich ucho i skupiła uwagę na szmerach z zewnątrz. Nie usłyszała za wiele, przede wszystkim gwałtowne bicie własnego serca. Policzyła w myślach do pięciu, następnie wyjrzała ostrożnie na korytarz. Niedaleko dostrzegła zarys drzwi. Były uchylone, z wnętrza wypadało znikome światło. Pomyślała, że to stamtąd wyszła z panem Agreasem. Miała wrażenie, że słyszy odgłos sprzeczki, wyglądało więc na to, że anakimy były zajęte sobą.

Ściągnęła buty i na palcach przemknęła przez korytarz. Nie było się nad czym zastanawiać, musiała uciekać. Dostrzegła wyjście, bardzo blisko. Wysunęła dłoń, choć miała jeszcze kilkanaście kroków, zanim dotknie rzeźbionej klamki. I wtedy w coś wdepnęła. W jakąś ciecz, może tylko wodę. Ale nie, zdawała się inna. Uniosła stopę i naprowadziła w dół światło świecy. Coś się wylało. Przesunęła wzrok dalej i nagle zauważyła ludzki kształt. Ktoś leżał na podłodze spowity ciemnością. Wezbrała w niej panika, bo pierwszą myślą było, że to Jeromił. Niewiele myśląc pobiegła ku niemu z mdlącym strachem ściskającym krtań. Jednak szybko się zorientowała, że ciało nie należało do trzynastoletniego chłopca, lecz dorosłego mężczyzny. Tym kimś okazał się gospodarz, a substancja, w którą wdepnęła była krwią. Szebora odskoczyła od ciała i krzyknęłaby, gdyby nie czyjeś dłonie, brutalnie zamkające jej usta. Świeca zderzyła się z posadzką.

– Co my tu mamy? – usłyszała szept. – Ludzkiego trupa? Dobrze, że jest ciemno, prawda? Inaczej zobaczyłabyś upiorny obrazek wyciągnięty wprost z sennego koszmaru, gospodarza wypatroszonego jak świnia. – Ita, bo do niej należał głos, przysunęła wargi do ucha Szebory i wymruczała: – Ale słyszałam, że niedorostki takie jak ty lubią podobne widoki? Wyciąganie flaków z żab to jedna z waszych ulubionych zabaw. Czyż nie?

Łzy Szebory skapnęły na dłoń Ity. Kobieta poluzowała uścisk.

– Nie krzycz, a zaprowadzę cię do brata. Odezwij się choć westchnieniem, a zanurzę pazurki w twoich trzewiach. Rozumiemy się?

Dziewczynka pokiwała głową, a wtedy straszna Pani wypuściła ją z objęć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tjeri 3 miesiące temu
    Aura anakimów trochę jak wampirów z "Wywiadu z wampirem". Strach dziewczynki czuć namacalnie — duży plus. Ciekawa jestem dalszego ciągu.
  • WilgaZwyczajna 3 miesiące temu
    Zgadza się. Pomysł na historię kształtował się, gdy czytałam książki Anne Rice (i przeglądałam mangę Alichino). Aktualnie "Abaddon" ma już ponad 500 tysięcy zzs, ale dopieszczam rozdziały ;) Dziękuję za opinię <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania