Poprzednie częściAkademia Bogów (Wstęp)

Akademia Bogów - Lekcja 1

Bogowie Czasu - Lekcja 1

 

Dzień był piękny, ciepły i słoneczny. Na całym niebie nie było ani jednej chmurki, lekki chłodny wiatr powiewał z południowego zachodu. Drzewa i kwiaty kwitły, a całość była skąpana w jasnych promieniach słońca, które oświetlało również nowo przybyłych uczniów do Akademii A - wybudowanej specjalnie, przez boginię Atenę, aby kształcić w niej młodych bogów.

 

Do tej szkoły o tej porze roku zjeżdża się mnóstwo, potomków najwspanialszych bóstw całego świata. Naturalnie nie jest to szkoła, do której każdy może uczęszczać, wedle własnego uznania. Aby się w niej znaleźć trzeba wpierw spełnić poniższe kryteria:

 

- Być 100 % bogiem

- Otrzymać list polecający od Rady Najwyższej

- Posiadać moc bogów na minimalnie 70/100 Chaosów

 

Pomimo tego liczba miejsc w akademii jest ograniczona, przez co trudno się dostać. W takim wypadku często decyduje o uczniu władza jego rodziców.

Tak, więc w szkole nie ma za dużo potomków, mniej znanych lub mniej ważnych bogów.

 

Mimo wszystko do tej prestiżowej szkoły właśnie zmierzał jeden z naszych głównych bohaterów- złotowłosy bóg o imieniu Helios.

 

Napisałam „MIMO WSZYSTKO”, a dlaczego? Ponieważ nasz młody bóg od dziecka znajdował się pod opieką zastępczej boginki. Nikt nie znał jego prawdziwych rodziców i nie było wiadomo czy jest w ogóle pełnym bogiem. Tak w ogóle to Helios nigdy nawet nie myślał o tej szkole. Może nawet nigdy by koło niej nie przechodził, gdyby pewnego dnia nie otrzymał listu od Najwyższej Rady, z którego dowiedział się, że został przyjęty do Akademii A.

 

 

Błękitnooki bóg szedł po ścieżce wysypanej białym pyłem, kierując się w stronę złotej i potężnej bramy wejściowej akademii.

Był ubrany był w jasno-niebieskie dżinsy oraz szkolny błękitny mundurek ze złotą klepsydrą na piersi (Symbolem Szkoły). Jedynymi rzeczami, jakie go wyróżniały z tłumu były: zielona chusta przewiązana wokół szyi i nieregularnie ułożone przez wiatr złote włosy, które na słońcu lśniły równo pięknie jak one samo.

 

Chłopak szedł równym krokiem, co jakiś czas podziwiając piękno miejsca, w którym się znalazł. Jego uwagę przede wszystkim przykuwała wielka wieża z zegarem, na którą spoglądał już chyba po raz trzeci odkąd tylko zobaczył akademię. W sumie to sam nie wiedział, dlaczego. Był to tylko zwykły stary zegar z rzymskimi cyframi z matowego metalu i złotymi wskazówkami, lecz jednak jego wzrok coś tam przyciągało.

 

Nagle przystanął. Wydawało mu się, bowiem, że za zegarem coś się błyszczy. Z początku sądził, że to tylko blask słońca odbija się od wskazówek, lecz chwilę później ujrzał dwa złote rydwany zaprzężone w dwanaście srebrnych pegazów wylatujące z za tarczy zegarowej.

Oba wozy były bardzo szybkie i piękne. Złote kolory idealnie dopasowywały się do koloru skrzydlatych, koni i na odwrót. Natomiast prędkość stwarzała iluzję złączenia się obu barw ze sobą oraz rozciągnięcia ich tworząc złoto-srebrną smugę tuż za pojazdami.

 

Nim zdążył zorientować się, kto znajduje się wewnątrz nich, pojazdy przemknęły obok niego, wzniecając nie małą ilość pyłu i z piskiem zatrzymały się pod samą bramą, zbierając przy tym gromadę zaciekawionych widzów.

 

Po chwili z jednego z nich wysiadł wysoki, muskularny chłopak o brązowych oczach i czerwonych włosach zawiązanych w kuc sięgający mu do ramion. W drugim natomiast stał zdecydowanie starszy od niego, również czerwono włosy jegomość w złotej zbroi.

 

Starszym był zdecydowanie Ares- wielki bóg wojny. Samo jego odzienie starczało na tego dowód, a gdyby ktoś miał jeszcze, co do tego jakieś zastrzeżenia jego niezwykle surowy wzrok od razu by go do tego przekonał. Natomiast patrząc na podobieństwo ich obu można było z łatwością wywnioskować, że młodszy jest jego synem Fobosem lub Dejmosem.

 

Ares widząc powoli zbierający się wokół niego tłum zmienił wyraz twarzy z surowego na uśmiech i z wielką siłą uderzył swojego towarzysza w plecy.

-Synu. - zaczął.- Byłeś na wojnie nie raz, ale teraz będzie to twoja najtrudniejsza i najgorsza wojna z możliwych. Mimo wszystko wierzę, że dasz sobie radę. I em... tego. Ja nie jestem dobry w czymś takim. Powiem ci tylko: Powodzenia. Baw się, ucz, i uważaj na nauczyciela od sprawności fizycznej. Mówię ci takiego cerbera to ja jeszcze nie zatrudniałem. Ledwo skończył zdanie pociągną za lejce i wzbił się w powietrze. Znikając po chwili wszystkim z oczu.

 

Kilka sekund po odjeździe wielkiego boga, wkoło jego syna zgromadził się niemały tłum części jego fanek. Tylko części bowiem pozostałe uczennice znajdujące się już w wyższych klasach, udając niezainteresowanie sytuacją, ukradkiem tylko spoglądała na boga i szła z lekkim opóźnieniem w kierunku bramy.

 

Helios również już nico w gorszym humorze, szybszym krokiem niż poprzednio również ruszył w jej kierunku. Nie rozumiał w jaki sposób samo urodzenie mogło dawać, aż tak różny start w życiu. Oczywiście miał na myśli fakt, że syn Aresa nie musiał się nawet w życiu wysilać, aby być kimś. On po prostu miał tak pisane od urodzenia i nic tego nie zmieniło.

Nawet gdyby w połowie swego życia postanowił stać się złym bohaterem i stanąć przeciw swemu ojcu to samo jego imię wystarczyłoby aby wszelcy złoczyńcy przystąpili do niego, a nawet i za niego zginęli.

 

Tak właśnie przedstawiał się ranking według jego przemyśleń. Co było równoznaczne z ustawieniem się na samym dole piramidy. Jeszcze nie na ziemi wraz z półbogami, ale zbyt nisko aby być kimś wartościowym w świecie bogów.

 

Helios z początku szedł spokojnie, lecz z każdą myślą, która przybliżała go do ziemi przyśpieszał swój krok. Zaczął biec, nie zwracając uwagi na nic wokół. Mijał drzewa i innych uczniów. Był już blisko bramy, chciał ją jak najszybciej przebiec. Chciał w końcu znaleźć się w tym miejscu, o którym tak mało mu było wiadomo. Chciał zacząć swoje życie od nowa. Być kimś, kto stoi na szczycie piramidy, a nie tuż przy jej podstawie.

 

Nagle ,mocno w coś uderzył i upadł na ziemię.

Kiedy otworzył oczy, zobaczył czarnowłosego studenta o niezwykle ciemnych, niczym, nocne niebo pozbawione gwiazd, oczach. Chłopak był ubrany w ciemny garnitur pokryty dużą ilością srebrnego pyłu. Właśnie podnosił się z ziemi naprzeciw niego.

 

Helios szybko wstał i podszedł do studenta na którego prawdopodobnie przed chwilą wpadł.

 

-Przepraszam. –Powiedział wyciągając dłoń w jego kierunku i starając się przybrać jak najbardziej skruszoną minę. Mina ta jednak nie zadziałała, a wręcz bardziej zdenerwowała chłopaka, który zacisnął zęby i samodzielnie wstał, ignorując pomoc. Czarnowłosy uczeń otrzepał się z pyłu, który osiadł na jego garniturze. I przechodząc tuż obok Heliosa półszeptem powiedział do niego:

-Nie potrzebuję pomocy od takich jak ty.

Helios przez chwilę stał nieruchomo patrząc w ziemię. Nie mógł w to uwierzyć. Czyżby w tej szkole nie było nikogo normalnego? Normalnego… Źle to ujął. Kogoś choć trochę podobnego do niego. Jeśli nie to będzie miał przechlapane przez następne 100 lat.

 

Helios ujrzał wścibski wzrok zaciekawionych sytuacją. Powoli podniósł głowę uśmiechnął się do nich, dając znak, że nic się nie stało i ruszył w kierunku bramy głównej powolnym i pewnym krokiem. Mając nadzieje, że choć przez następne dziesięć minut nie będzie musiał z nikim rozmawiać i co najważniejsze niczego udawać. Idąc zakrył jednak dolną część twarzy chustą. Pomimo swoich pragnień, wolał nikomu nie pokazywać prawdziwego siebie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania