Anioł śmierci

"W pogoni za życiem nieubłaganie zbliżamy się do śmierci"

 

Jazda na rowerze tak jak każde inne hobby jest magią, pozwalającą na oderwanie się od szarości. Odciąga i uwalnia umysł, pomagając znaleźć właściwą drogę. Ileż to razy właśnie tak celebruję wolny czas i mknę przez las wsłuchany w szum drzew i śpiew ptaków. Czy może być coś piękniejszego niż pulsująca życiem przyroda? Nie, a jednak oderwani od niej pracujemy w pocie czoła nie tylko po to, by wypełnić pusty brzuch, ale też a może przede wszystkim dla niepotrzebnych gadżetów, ukradkiem odbierającym najistotniejszą w życiu rzecz – czas. Jadąc, szukam siebie i delektuję się wolnością, która wciąż i wciąż jest ograniczana przez otoczenie.

 

Tego dnia także płynąłem przez las, ale tym razem przywitała mnie nienaturalna cisza. Wyczuwany w powietrzu niepokój, kazał być czujnym i nie mogłem postąpić inaczej. Leżący na ścieżce malutki ptaszek o zielonkawym upierzeniu nakazywał (a może żądał?) przystanąć i tak też zrobiłem. Podszedłem do niego, czując że nie żyje. Jedno z jego skrzydełek nienaturalnie wygięło się w bok, drugie przylegało do brzuszka. Dotknąłem go i poczułem ciepło, tylko nie wypływało ono z jego wnętrza, a związane było z promieniami słońca tulącymi go do wieczności.

 

Wziąłem czyżyka na dłoń i postanowiłem pochować go, gdyż nie chciałem, by skończył jako pokarm, a przecież jest to naturalna kolej rzeczy. Wszedłem w las i zamarłem. Zewsząd otaczały mnie nienaturalnie powyginane stare drzewa, na których nie było igieł ani liści. Wydawały się bardziej martwe od ptaszka, a jednak żyły. Było tam coś jeszcze i czułem, że mi się przygląda. Chwilę później usłyszałem słabiutki jęk i wiedziałem, że to było rozpaczliwe wołanie o pomoc. Wystarczyło zrobić kilka kroków i przekonać się, że ludzka głupota krzywdzi w każdym miejscu na świecie.

 

Ukazał mi się wycieńczony wilk, zaplątany w drut kolczasty przemieszany ze sznurkiem. Bezradne zwierzę patrzyło już raczej na świat po drugiej stronie, którego tak wielu ludzi się boi. Czy stojąc na progu śmierci, stajemy się bliżsi zwierzętom? Ostrożnie podszedłem do niego, a on jedynie patrzył w dal pustym, nieobecnym wzrokiem. Położyłem ptaszka na ściółce leśnej, wiedząc że jego zapach będzie łącznikiem trzymającym wilka przy życiu. Drapieżnik zawsze wyczuje krew. Wyciągnąłem z plecaka bukłak z wodą i zbliżyłem go do jego ust. Powoli kropelka po kropelce lądowała w pysku wilka, przywracając mu funkcje życiowe.

 

Już nie miał matowych oczu, jednak w dalszym ciągu nie miał siły wstać. Zresztą i tak nie mógł, bo wciąż tkwiąc w pułapce. Wiedziałem czego mu potrzeba, a i on czuł, że oprócz wody mam coś jeszcze. Czasem natura sama dopomina się o najlepsze rozwiązanie, a my możemy jedynie walczyć, by ostatecznie i tak stanąć zawsze w tym samym miejscu. Przeznaczenie czyżyka wypełniało się, gdy wilk z trudnością spożywał jego malutkie ciałko. Ja zaś w tym czasie ostrożnie starałem się wyplątać zwierzę z pułapki.

 

Byłem inny i tak naprawdę nie wiedziałem dlaczego. Może chodziło o to, że tak długo walczyłem, by stać się przeciwieństwem brata, że w końcu stałem się inny od wszystkich wokół? A może, gdy wyciągnięto mnie nieprzytomnego z wody? Czy wtedy byłem po drugiej stronie, a wspomnienia wyparłem? Szkoda że nie mogłem zapamiętać nicości i spokoju oferowanego przez śmierć. Nie pamiętam też, kiedy pierwszy raz poczułem, że mam obok siebie anioła śmierci. Chyba że byliśmy związani ze sobą przez całe życie?

 

Bo on to ja, a ja to on,

jestem wśród was i wskazuję niechciany czas.

Nie ma godziny ani dnia,

po prostu jestem ja.

 

To anioł szeptał mi do ucha, że dziewczynka, z którą bawiłem się w piaskownicy – umrze. Gdy powiedziałem to na głos, jej mama wpadła w histerię, a ja bogatszy o klapsa zanosiłem się płaczem.

– Mało, ja chcę na lody – domagała się ciągnięta przez mamę Marysia.

– Jutro pójdziemy – odpowiedziała wyraźnie rozdrażniona i przestraszona matka.

 

Chciała jak najszybciej uciec, ale to nie ja byłem wrogiem. To przeznaczenie, którego nie da się oszukać. Kolejnego dnia dowiedziałem się, że Marysia zginęła na przejściu dla pieszych, a lody pozostały niespełnioną obietnicą, której zrealizowanie mogło wszystko zmienić. "Co byłoby, gdyby..." zapytanie to, każdego dnia będzie dręczyć matkę Marysi. Na pogrzebie był tłum ludzi, wszechogarniająca rozpatrz, a ja po prostu stałem, przyglądając się z zainteresowaniem reakcją ludzi. Mama nigdy nie spytała mnie, skąd wiedziałem i nigdy nie wróciliśmy do tego zdarzenia.

 

Pewnego dnia przy śniadaniu powiedziałem, że babcia nie żyje. Tato się wściekł, a mama po prostu zbladła. Ona wiedziała, że mówię prawdę. Chwilę później zadzwonił telefon i wszystko stało się jasne. Oprócz tego, skąd wiedziałem.

 

Bo śmierć to ja, jestem wśród was

i wskazuję niechciany czas.

Nie ma godziny ani dnia,

po prostu jestem ja.

 

Teraz zaś przecinałem sznurek scyzorykiem służącym mi najczęściej do ścinania grzybów. Z drutem było trudniej i uwalniając wilka, na moich rękach pojawiło się kilka małych ranek. Czułem, że ze zwierzęciem łączy mnie więcej niż z ludźmi, a mimo wszystko podskórnie bałem się go. W końcu to był wilk. I on czuł to co ja, ale mimo tego, że mógł odejść, tkwił w miejscu. Zacząłem do niego mówić, bo tylko w ten sposób mogłem przełamać nienaturalną ciszę.

Opowiedziałem o tym, jak byłem pierwszy raz w szpitalu i wpadłem w szał. To było jeszcze zanim przepowiedziałem śmierć Marysi. Wszędzie widziałem umierających, ale nie rozumiałem tego, no bo skąd? Więc darłem się, krzyczałem, a gdy ochroniarz starał się mnie wynieść, to kopałem go i gryzłem. Tak, oczywiście że przyniosłem wstyd matce, ale dzieci tak już mają. Tak przynajmniej myślałem, gdy udało mi się nieco ochłonąć.

 

Opowiedziałem mu o Marysi i o Józku, moim bliskim koledze, którzy powiesił się w parku. Miał szesnaście lat. Nigdy się nie dowiedziałem, dlaczego to zrobił. Wydawało mi się, że wszystko o sobie wiemy, że zwierzamy się z najskrytszych myśli, a jednak nie znałem go. Zresztą i on nie wiedział za wiele o mnie. Mimo, iż był najlepszym kolegą, to jednak nasza przyjaźń była płytka i powierzchowna tak jak ten świat. Głębia niestety nie istnieje, chyba że jej iluzja.

 

Wilk patrzył i słuchał, a ja po raz pierwszy w życiu wyrzucałem z siebie ukrywane latami myśli. Nie umiałem się zwierzyć psychologowi załatwionemu przez ojca. Podobno był najlepszy w mieście, a mi wydawał się nadętym bufonem. Psychiatra, który pojawił się pół roku po śmierci Józka, przypisał mi tabletki, dzięki którym poczułem luz, co pozwoliło mi grać. Bo w końcu życie to gra, gdzie musimy pokazać, że jesteśmy tacy sami. A skała między nami? I mówiłem nieco chaotycznie, a on patrzył. Gdy powiedziałem, że wiem, że anioł śmierci to ja, tylko kiwnął głową. A może mi się wydawało?

 

Każde kolejne słowo oczyszczało myśli i rozwiewało wątpliwości. Chaos wyrzucanych słów uporządkował myśli i pozwalał ze spokojem iść dalej. Gdy skończyłem, wiedziałem, kim jestem i dokąd zmierzam. W końcu, gdy zachodzące słońce ledwo przebijało się przez drzewa, wilk wstał, liznął mnie po policzku i odszedł. Zostałem sam w mrocznym, martwym lesie i czułem się jak u siebie. To była namiastka drugiej strony, którą mogłem jedynie poczuć, ale nie mogłem dotknąć.

Kiedyś to jednak nastąpi i tak jak inni umierający w ostatnich chwilach życia będę patrzył na drugi świat, a później wrócę na swoje miejsce. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciał tutaj jeszcze wracać.

Następne częściAnioł

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • MartynaM dwa lata temu
    Wszedłeś w taką głębię, że aż skóra boli przy czytaniu...
    Bardzo dobry tekst, Józefie. 6
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Dzięki serdeczne
    Pozdr
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Martyna, a ty to jesteś portalowa pocieszycielka grafomanów? :)
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Co ty stary brałeś że padliną leśną zabawiałeś?
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Jeszcze chwila a wilk przemówił by do ciebie ludzkim głosem ,"kurwa jak mi łapę ciągnie od tego sidła".
    Jeżeli masz takie jazdy na trzeźwo to gratuluję, większość narkomanów chciała by tak "lecieć" jak ty.
    W miejscu gdzie rozum załamał się falą o skalisty brzeg obłędu, a świadomość autora, jak martwe ciało wodnego rozbitka uderza bezwładnie w te kamienie, wysyłając na manowce intelektu tak dalekie, aż pachnie kaftanem lunatyka
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Mam dla ciebie złą wiadomość. To fikcja literacka, więc towaru musisz szukać pod innym adresem
    Pozdr
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Tańczący z wilkami ;)
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    A ziemia, zobaczysz...
    Ziemia to nie będzie ziemia
    Nie będzie cię nosić
    A ogień, zobaczysz...
    Ogień to nie będzie ogień
    Nie będziesz nim brodzić
    A woda, zobaczysz...
    Woda to nie będzie woda
    Nie będzie cię chłodzić
    A wiatr, zobaczysz...
    Wiatr to nie będzie wiatr
    Nie będzie cię koić

    Józef Kemilk, przytoczyłam ten fragm. wiersza Stachury, żeby dopisać:

    A wilk, zobaczysz,
    Wilk to nie będzie wilk
    Będzie miał usta

    Opisałeś dziwny świat. Napisałeś m.in.:

    "Drapieżnik zawsze wyczuje krew. Wyciągnąłem z plecaka bukłak z wodą i zbliżyłem go do jego U S T. Powoli kropelka po kropelce lądowała w pysku wilka, przywracając mu funkcje życiowe".

    Nadałeś wilkowi cechy człowieka. Dałeś mu usta! To ciekawe w kontekście całości. Takie jednanie się z dzikością, z naturą.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Dzięki za wiersz?. Nie wiem czemu napisałem "usta", tak po prostu wyszło.
    Pozdrawiam
  • Marian dwa lata temu
    "zbliżyłem go do jego ust" -> raczej "zbliżyłem go do jego pyska". Mimo wszystko to tylko wilk.
    Bardzo ładne opowiadanko, a to wygadanie się do wilka przebija wszystko. Czasem potrzebujemy po prostu słuchacza, a nie terapeuty.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Mam z tymi ustami dylemat. Przemyślę i może zmienię.
    Dzięki za wizytę i komentarz.
  • Tjeri dwa lata temu
    Chyba najlepszy Twój tekst, z tych co czytałam. Nie czuje się pisania na siłę (czasem miałam takie odczucie przy poprzednich utworach), tekst płynie. Może gdzieniegdzie można by sięgnąć głębiej (a może po prostu moje myśli szły inaczej). W każdym razie nie mam co marudzić, bo czytało mi się bardzo dobrze. A teksty z pogranicza realizmu magicznego są wybitnie w moim guście. Przemiana bohatera, czy może bardziej, jego przebudzenie, ozdrowienie można sobie czytać, interpretować na kilku płaszczyznach.

    Na studiach poznałam dziewczynę, która nie/przeżyła wybuchu gazu w domu swoich rodziców. Przeszła przez śmierć kliniczną, bardzo ją to zmieniło. Wróciła po roku. Twierdziła, że śnią jej się ludzie mający umrzeć. Wyśniła śmierć jednej z sióstr matki, sąsiada z naprzeciwka, koleżanki ze szkoły. Sny były teatralne, dość przerażające. Można było wierzyć lub nie – ja wierzyłam.
    Może dlatego, że nie była jedyną z takim "darem"?
    Byłam świadkiem jak Babcia mówiła rano "ta i ta w nocy była się ze mną pożegnać, a wiadomość o śmierci "tej i tej" docierała później. Wszystkie koleżanki żegnały się ponoć z Babcią.
    To jedna myśl, czy ciąg wspomnień, na które naprowadził mnie Twój tekst.

    Kolejna rzecz, to refleksja jak temat śmierci ewoluował. Babcia nie była przerażona gdy ktoś się żegnał. Śmierć, mam wrażenie, była bardziej oswojona, miała miejsce w rozmowach, myślach. Dziś mamy kult młodości, święto zdrowego pięknego ciała. O śmierci mówi się szeptem, wiemy że przyjdzie, a jednak tak naprawdę nie akceptujemy tego faktu jako naturalnego stanu rzeczy. Starość, choroba, śmierć – to trochę tabu. Nie wszystkie kultury tak mają.

    Takie myśli mi się nasunęły, tak trochę obok tekstu...
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Dzięki za podzielenie się przemyśleniami. Tak na marginesie to jest świetny pomysł na opowiadanie przeplatane scenami teatralnymi. Miałoby niezły klimat. I jeszcze dodać poezję, byłoby psychodelicznie i niepokojąco. Taki klimat w stylu Labiryntu fauna.
    A świat jest dziwny.
    Pozdrawiam
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Józef Kemilk poznałem kiedyś chora psychicznie / opętaną przez diabła / kłamiąca (niech każdy wybierze właściwą dla siebie odpowiedź) dziewczynę, która twierdziła, że jak jej się przyśni, że wypada jej ząb to za parę dni jakiś znajomy umiera.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski świat jest dziwny i nie wszystko umiemy poskładać. Zresztą fizyka kwantowa też jest dziwna.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Józef Kemilk Twierdziła też za mam myśli typowa dla syndromu poaborcyjnego, chociaż nie miała aborcji i inne dziwne rzeczy, już dokładnie nie pamiętam. Mówiła, że uprawia magię i modli się do wszystkich bogów, w tym diabła!
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski Może po prostu wariatka.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Józef Kemilk Możliwe.
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Józef Kemilk↔W wielkim skrócie, ma ów tekst, coś w sobie, nie do końca wypowiedzianego. Nie wiem, jak to rzec.
    Jakby wiele stron medalu, się przenikało. Czy czyżyk był tam, bo miał być? Czy wiele zdarzeń jest po to, by się jakoś połączyć. Wynikać jedno z drugiego. A ile... poza tym. Tylko jest↔Pozdrawiam:)?:)
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Kolega zawsze powtarza "nie ma przypadków" i chyba tak jest w życiu. Wszystko jest na swoim miejscu, tylko my myślimy inaczej.
    Pozdrawiam
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Świetne opowiadanie; w sam raz dla wrażliwych osób. Coś pomiędzy napisanym w stylu (jak to celnie ujęła Tieri) realizmu magicznego esejem ekologicznym a creepypastą. Poruszasz (w nieco przerysowany sposób - co nie jest zarzutem) ważny problem. W antyku i w starożytności szanowano naturę, teraz się nią gardzi. Pozdrawiam 5 Ps. Mała złośliwość - nie znoszę rowerów w lesie. Las jest dla spacerowiczów. ?
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Dzięki Marku
    Parki są dla spacerowiczów. W lesie spacerujących nie uświadczysz. Jak głęboko wchodzisz w las i jak dostajesz się do lasu?
    Pozdr.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Józef Kemilk Chyba bardzo wąsko definiujesz las. ?
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski Lasy Marku są olbrzymie i uwierz mi nie spotykam w lesie spacerowiczów. Chyba że do 500 m od parkingu. Za to zające i sarenki są i to częściej od ludzi. Zresztą rowerzyści też tylko na głównych szlakach.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania