Poprzednie częściAnnika z Estonii
Pokaż listęUkryj listę

Annika z Estonii - rozdział 2

Nie potrafiłam się poruszyć.

Siedziała mu bezczelnie na kolanach, przypierając się łokciem o jego ramię. Ubrana w satynową, połyskująca, białą bieliznę. Paliła fińskie belmonty przy naszym stole, gdzie miałam wypić kamę*, na moje pierwsze śniadanie w Tallinnie. Włosy mysiego blondu w okropnym nieładzie, opadające subtelnie na jej wychudzone ramiona i uwydatnione kości policzkowe, które zapadały się jeszcze bardziej, za każdym razem, kiedy zaciągała się papierosem.

 

- C-co to ma znaczyć? - ostatecznie wyjąkałam.

- Kochanie. Usiądź. - powiedziała wypuszczając dym z ust.

- Nie usiądę - wymamrotałam - To ty byłaś przez cały czas tą kobietą, o której opowiadała ciocia Maarji? - zapytałam, a mój głos przybrał niemal rozpaczliwy ton.

- Słońce... lepiej będzie dla nas jeśli usiądzesz.

- Usiądę jeśli zaprzeczysz.

- Ja i twój wujek Miiko jesteśmy w sobie zakochani od bardzo dawna...

- Jak możesz?! Jesteś podła! Oboje jesteście podli! Jak mogłaś?! Jak mogliście?! To znaczy, że alkoholizm ojca był jedynie pretekstem?! - wykrzyczałam, akcentując moją złość nieopanowanymi, burzliwymi gestami - Ty jadowita żmijo! Ciocia była załamana! Rozbiłaś jej małżeństwo! Kurwa, przecież ty zdradzałaś ojca, to on powinien wygrać tę rozprawę! N-nienawidzę cię - mój głos się załamał, a łzy popłynęły strumieniami.

- Daj mi to wytłumaczyć!

 

Bezzwłocznie wybiegłam z pomieszczenia, zarzuciłam pikowaną, beżową kurtkę i wręcz wyskoczyłam z mieszkania, trzaskając z impetem drzwiami. Opuściłam blok w błyskawicznym tempie, po drodze potrącając staruszkę z workiem ziemniaków. Byłam zbyt wściekła, aby przeprosić i zadośćuczynić kobiecie w postaci pomocy. W tamtym momencie moja empatia do innych ludzi zeszła na drugi plan, a może i trzeci.

Biegłam, mijając kolejne białe, monotonne blokowiska, przedzierając się przez tallińskie osiedla. Nie wiedziałam dokąd zmierzam. Wszystko we mnie płonęło.

Niespodziewanie poczułam ucisk w klatce piersiowej. Uczucie duszności, które narastało z każdym, kolejnym oddechem. Odezwała się moja pieprzona astma.

Dopiero teraz zorientowałam się, że znajduję się na cholernym przystanku autobusowym, otoczona całym wianuszkiem ludzi, którzy nie mają pieprzonego pojęcia jak mogą udzielić mi pomocy. Półprzytomna poczułam czyjeś ręce, które podtrzymywały mnie w talii, abym nie upadła na zimny beton. Słyszałam również kobiecy głos, który nalegał, aby ktoś wezwał pogotowie. Ale słyszałam coraz mniej, a obraz stopniowo rozmazywał się. Jakaś osoba przystawiła mi do ust inhalator. Ocknęłam się. Miałam nad sobą garstkę ludzi w różnym wieku.

- Słyszysz mnie? - zapytał dorosły, tęgi mężczyzna.

- Myślę, że tak - wykrztusiłam szeptem.

- Co ta smarkatka wybełkotała? - zapytała stojąca tuż obok staruszka z wełnianym beretem na głowie, zakończonym uroczym, włochatym pomponem.

- Mamo, zachowuj się - łagodny, damski głos rozbrzmiał nad moją głową.

- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - tęgi mężczyzna ponownie zadał mi pytanie.

- Sama nie wiem jak się czuję - wybąkałam.

- To ja podałem ci inhalator, też mam astmę, high five! - zza gromady ludzi wychylił się pełen energii, drobny szatyn, wyglądał na nastolatka w moim wieku.

- A wy dzieci, nie powinnyście być w szkole? - zapytała znowu z lekkim grymasem na twarzy, starsza kobieta.

- Mamo! - jej córka ponownie udzieliła jej reprymendy - Pogotowie jest już w drodze - oznajmiła.

- Nie, nie chcę! Ja naprawdę dobrze się czuję! - zerwałam się z ławki na chodnik - Popatrzcie, jestem zdrowa! - obwieściłam wszem i wobec, podskakując przy tym, niczym pomyleniec. Natychmiast popędziłam w innym kierunku.

- Poczekaj! - rozdźwięczał mi w uszach męski głos, ale ja byłam już zbyt daleko.

 

Przechodziłam wzdłuż kolejnych alejek, aż znalazłam się Rynku Ratuszowym, otoczonym malowniczymi budynkami o łagodnych, pastelowych kolorach, w których znajdowały się różne restauracje i przytulne kafejki.

To było urokliwe miejsce, lecz przez tę przytłaczającą sytuację, nie potrafiłam się nim zachwycać. Usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam szlochać. Czułam się roztrzęsiona i przyduszona przez dolę, która mnie napotkała. Tego wszystkiego było za wiele.

- Hej! Rebeliantka! - usłyszałam z dala donośny głos, z którym zdążyłam zaznajomić się już wcześniej.

To był ten chłopak. Z tryumfalnym uśmiechem na twarzy usiadł obok mnie na ławce, jakbym była jego pożądaną zdobyczą, którą właśnie pozyskał.

- Jak mnie znalazłeś? - zapytałam wycierając łzy spod moich oczu.

- Obserwuję cię od dłuższego czasu. Jestem detektywem, wynajętym przez tę niedołężną, niesympatyczną panią. Dochodzę w jaki sposób znalazłaś się na tym paskudnym placyku. Powinnaś być w szkole, kształcić się i przygotowywać do zarabiania na emeryturę mojej klientki.

- Dlaczego paskudny? Według mnie jest tutaj bardzo ładnie - oznajmiłam pochmurnie, ignorując pozostałą część wypowiedzi chłopaka.

- Ty chyba nie widziałaś reszty świata, dziewczyno! - obruszył się - Byłaś w Londynie, Barcelonie, cholernym Berlinie, Paryżu albo chociaż, na pieprzonej Pradze?! Tam to jest życie. Tallin może tym miastom lizać ich zajebiście oszlifowane paznokcie u stóp!

- A ty byłeś w tych miastach?

- Gdybym mógł wybrać się chociaż do jednego z nich, za niepodarowanie ci chusteczek i późniejsze spieprzenie z tej gównianej ławki, zrobiłbym to - zakomunikował, wyciągając z dosyć obcisłych, żółtych rurek opakowanie z chusteczkami - Proszę, królewno.

- Nie chcę twoich pieprzonych chusteczek.

- Ej, nie psuj takiej cudownej okazji na przyjaźń. Oboje mamy astmę, może mamy też inne wspólne choroby przewlekłe?

- Jestem zdrowa. Mam, jedynie łagodną odmianę astmę, masz mi coś jeszcze do powiedzenia?

- Och widziałem jaka była łagodna. Łagodna i potulna! - roześmiał się - Byłaś blada jak ściana, w dodatku oblana ohydnym potem, i te obrzydliwe, sine usta, brr!

- Idę stąd.

Nie zdążyłam nawet wstać, a chłopak w błyskawicznym tempie pociągnął mnie za rękę i zatrzymał.

- Okej, już nie będę prześmiewczo wredny, przepraszam. Żartuję tylko.

- Nie jestem w nastroju do żartów.

- Wiem, co może ci poprawić humor. Poznanie mojego imienia! - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jestem Janek! A ty?

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wydawał się taki uroczy, szczęśliwy i zadowolony z życia, a jednocześnie taki zwyczajny. Zwyczajne, zielone oczy. Zwyczajny, lekko zadarty nos. Zwyczajna, jasna karnacja. Zwyczajne, malinowe usta. Zwyczajny przeciętniak z ogromną chęcią do egzystowania na tym świecie. Co się nie zdarza często. I może to co teraz powiem będzie nieoryginalne, ale jednak było w tym wszystkim coś niezwykłego. Mimo, że wcale go nie znałam.

- Annika. Może - wybąkałam.

- Dzień dobry, Anniko. Z tym moim imieniem może trochę przesadziłem. - powiedział z życzliwością - Znam lepszy sposób na poprawę humoru. Chciałabyś go poznać?

- Chciałabym. Może.

- To może, wybierzmy się w pewno miejsce - powiedział, z tym przyjaznym uśmiechem na twarzy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

*kama - kasza wymieszana z kwaśnym mlekiem

Jeżeli ktoś przeczytał tę opowiadanie i zniechęcił się tym, że być może, będę mendziła nastoletnimi, nudnymi rozterkami to postaram się, aby tak nie było, ale raczej tego nie uniknie. Chciałabym poruszyć istotne kwestie i ma już nawet pewien pomysł, mam nadzieję, że będzie ciekawie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Okropny 10.05.2017
    Jakie istotne kwestie?
  • panienkazokienka 10.05.2017
    Nie będę spojlerować.
  • Okropny 10.05.2017
    panienkazokienka ale nie, serio, pytam poważnie, bo na razie jest tak raczej bez pierdolniecia i się obawiam, że tak pozostanie
  • zaciekawiony 11.05.2017
    "Włosy mysiego blondu" - koloru mysiego blondu

    "Włosy mysiego blondu w okropnym nieładzie, opadające subtelnie na jej wychudzone ramiona i uwydatnione kości policzkowe, które zapadały się jeszcze bardziej, za każdym razem, kiedy zaciągała się papierosem. " - ale ten opis to do czego? Całe to zdanie nie ma powiązania z narracją ani sytuacją. Raczej bym to widział w takiej formie, że narratorka stwierdza że jej matka, zwykle bardzo dbająca o wygląd, teraz wyglądała bardzo nieporządnie, bo jej włosy opadały na ramiona w okropnym nieładzie itd.itp. Wtedy wiadomo czemu w jej narracji pojawił się opis matki, której wygląd przecież dobrze zna.

    Aha - jeśli jej kości policzkowe zapadały się przy wciąganiu powietrza, to musiała mieć poważne problemy ze zdrowiem. Zapadać to się mogły policzki, uwydatniając owe kości.

    "Byłam zbyt wściekła, aby przeprosić i zadośćuczynić kobiecie w postaci pomocy." - po co ta skomplikowana konstrukcja zdania, nie lepiej by było napisać, że była zbyt wściekła aby pomóc potrąconej?
  • motomrówka 11.05.2017
    Ha! Wiedziałam, że spotka chłopaka o zielonych oczach ;))))
    Czytałam tu już kilka opowiadań o przeprowdzkach do innych miast, jedyna różnica to taka, że w tamtych chłopak z zielonymi oczami pojawiał się w szkole, u ciebie jest całkiem ciekawie, choć gdy podał bohaterce inhalator, już byłam pewna, że coś jest na rzeczy ;) Ale piszesz, jak dla mnie, na tyle ciekawie, że można to przeboleć. Są emocje, bahaterka wydaje się pełnokrwista, nie jest w kaźdym razie nijaka i, co najważniejsze, na widok Janka nie zmiękły jej od razu kolana ;)))
    Niestety są błądki. Trzymaj się teraz:


    ...przypierając się łokciem o jego ramię... - hm, mam wątpliwość co do przypierania, bo przypierać można kogoś do muru, łokciem o kogoś mogłą się oprzeć

    ...Włosy mysiego blondu... - brzmi to tak, jakby mysi blond miał włosy ;) Jeśli włosy to w kolorze mysiego blondu... i dalej - nie opadające, tylko opadały subtelnie na jej ramiona. To zdanie wtedy ma sens.

    "kości policzkowe" - zrób tam "zapadały się" (w cudzysłowie), będzie można przyjąć, że stwarzały złudzenie zapadania, no bo same z siebie zapadać się nie mogły ;)

    C-co to ma znaczyć? - ostatecznie wyjąkałam. - rozumiem, że chodziło tu o to, iż bohaterka chciala zrobić wiele rzeczy ale ostatecznie wyjąkała, ale to ty powinnaś mi to wyjaśnić i o tym napisać. Np W pierwszej chwili nie wiedziałam jak się zachować.
    - C-co to ma znaczyć? - wyjąkałam w końcu.
    Czy jakoś tak, to tylko mój przykład.

    zadośćuczynić kobiecie w postaci pomocy. - brzmi to, jakby kobieta miała postać pomocy, czyli lekko bez sensu ;) Może lepiej byłoby tak: ...zadośćuczynić kobiecie pomagając wnieść worek.


    zerwałam się z ławki na chodnik - nie pisałaś, że bohaterka znalazła się na ławce, to wprowadza zamieszanie. Upadała, podtrzymali ją, tyle wiem, a tu nagla pojawia się ławka.


    znalazłam się Rynku Ratuszowym - znalazłam się na Rynku...

    albo chociaż, na pieprzonej Pradze?! - jeśli miałaś na myśli dzielnicę Warszawy, to zdanie jest poprawne, jeśli stolicę, to "w pieprzonej Prawdze".

    odmianę astmę - odmianę astmy

    W sumie drobiażdżki i w ferworze pisania, zdarzyć się mogą każdemu ;)))
    Pozdrawiam i czekam na kolejne części ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania