Baśnie tysiąca i jednej nocy: Pinokio - zabójca potworów

CZĘŚĆ 1

 

Nie będę owijał w bawełnę.

Nie jestem jakimś tam drewnianym chłopcem, któremu rośnie nos, gdy kłamię.

W ogóle to jak mógłbym kłamać, skoro straciłem głos parę lat temu. Matrona nieodwracalnie uszkodziła moje struny głosowe.

O ile ktoś z drewna mógł takowe posiadać.

W jednym, wszyscy się zgadzamy. Jestem z drewna. Fakt. Prawda.

Nie, żeby to było coś dziwnego. Gepetto stworzył całą armię drewnianych lalek, obwołując mnie Pierwszym. Każdy był inny i posiadał własną osobowość. Nie musieliśmy spać, nie musieliśmy jeść. Byliśmy odporni na trucizny. Machiny do zabijania.

Nie zapytałem się, jaką magią parał się ten staruch.

Nie chciałem tego wiedzieć.

Co robiłem obecnie?

Stałem w kolejce do straganu z owocami.

- Kupowanie żywienia to też obowiązek!- wrzeszczał Dziadyga.

W mieście zostałem sam, więc tylko mnie mógł traktować jako swojego chłopca na posyłki. Kiedy skończyłem dwadzieścia siedem lat, czyli de facto kilka miesięcy temu, Gepetto przestał powierzać mi zadania, tłumacząc tym, że byłem stary. Wiedziałem jednak, że chodziło mu o coś innego. On sam był stary. Bardzo stary. Za niedługo mógł umrzeć, dlatego chciał mieć przy sobie swojego pierwszego syna, nim zabierze go ostatni dech.

A co z Pierwszą? Czy ona nie powinna być również przy nim?

Agatka. Mała, wredna pyskata lalka. Przynajmniej taka była, gdy była młoda. Ostatni raz widziałem ją kilkanaście lat temu. Gdy miała kilka dni.

I tak na nic-nie-robieniu mijał mi trzeci miesiąc. Dla mnie nic-nie-robienie również było czynnością.

Bez cienia zainteresowania spojrzałem na młodą sprzedawczynię i wskazałem palcem kilka owoców.

- Dwanaście sztuk złota- powiedziała.

ILE?! Gdybym tylko mógł mówić... Kręcąc głową dałem jej wskazaną sumę i odszedłem.

Darhen było niewielkim miasteczkiem. Wzdłuż brukowanej drogi pełzły identyczne domostwa, zbudowane z kamienia. Niekiedy dało się dopatrzeć w nich niewielkie, kwadratowe otwory, pełniące funkcję okien.

Wszedłem na rynek. Rynek był okrągły. Na środku usytuowano pomnik króla całego Grodu z mieczem wzniesionym ku górze.

Właśnie przechodziłem obok niego, gdy ze strony lasu padł strzał. Moja siatka z owocami <roztrzaskała się w drobny mak-->nie wiem czy to stwierdzenie jest prawidłowe. Spojrzałem na wbity w ścianę nabój dubeltówki i potem w miejsce, z którego padł strzał.

Gobliny.

Ludzie zaczęli uciekać we wszystkich kierunkach. Nie mieli się czego obawiać. Gobliny przyszły po mnie. Odkąd zabiłem ich matkę, stałem się ich głównym celem.

Jednak nigdy wcześniej nie atakowały mnie, gdy znajdowałem się w mieście. Zawsze dopadały mnie na misji. I zawsze wygrywałem.

Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej?

Zwątpiłem w swoje słowa, dopiero wtedy gdy ujrzałem płonący obok mnie wóz siana.

Nie zwlekając ani chwili dłużej, otworzyłem swój tułów. W miejsce serca uczyniono magazynek na broń.

Wyciągnąłem dwa rewolwery colty i zacząłem ostrzeliwać nieproszonych gości. Słyszałem jak padali. Jeden za drugim. Nie miałem z nimi szans, mając dwie giwery.

Gdzie był Gepetto?

Wysunąłem magazynek wpierw jednego, potem drugiego pistoletu.

Zostało mi pięć kul. Już po mnie.

Wyjrzałem zza posągu, po czym na oślep oddałem ostatnie pięć strzałów.

I co teraz?

Wyrzuciłem pistolety i zdjąłem katanę z pleców. W jej kllindze dojrzałem swoje odbicie. Wykonaną z białego drewna twarz o oczach nieokreślonego koloru.

Ścisnąłem ją mocniej w drewnianych palcach. Nie miałem wyjścia. Nie mogłem postąpić jak tchórz. Musiałem bronić mieszkańców.

- Coś ty oszalał!- usłyszałem i dosłownie... zdrętwiałem na widok białej lalki o kryształowych oczach i czerwonych ustach. Znałem ją. Niemożliwe. Agatka?- Poważnie chcesz napaść na taką bandę z takim kawałkiem żelastwa?

I tak bym wygrał- odpowiedziałbym, gdybym potrafił mówić.

- Nie umiesz mówić?- szybko łapała fakty. To na pewno ona.- Pamiętasz mnie Pinokio? To ja...

Nie dokończyła. Obok nas przeleciało ze świstem kilkanaście kul.

- Chodź- chwyciła mnie za rękę- Zwijamy się stąd.

Ale dokąd?

Nie zapytałem.

Nie potrafiłem mówić.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Canulas 06.11.2017
    "- Kupowanie żywienia to też obowiązek !- wrzeszczał Dziadyga. - dajta panie, wykrzyknika bliżej.
    " Gepetto przestał wysyłać mnie na misję," - tu bym przemyślał "misje", bo chyba o liczbę mnogą chodzi, a nie konkretną misję.
    "- Coś Ty oszalał!- usłyszałem i dosłownie... " "Ty" dałbym z małej, bo to nie sms czy mail i forma grzecznościowa nieobowiązuje.
    I na koniec, po myślniku i przed - pauza.

    Generalnie spoko. Fajna końcówka. Akcja wartka. Czekam na cd.

    A w ogóle, to Piniokio podobno wtedy zrozumiał, że jest z drewna, jak polerował rakietę i się zapalił. - Tylko tego raczej nie umieszcaj.
    Pozdro.
  • Koala 08.11.2017
    Dziękuje za trafne spostrzeżenia ;) jeszcze dziś wieczorem zabiorę się za poprawianie;)
  • Aksi1 17.11.2017
    Fajny pomysł. Nowa wersja starej bajki. Podoba mi się.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania