Biały Kruk - The White Raven - Prolog

W stojące nieopodal dworca samotne drzewo uderzył piorun. Lodowate krople deszczu rozbijały się o parapet, a niebo wyglądało jakby opłakiwało utratę jednego z aniołów. Może tak właśnie było. Mimo szalejącej na zewnątrz burzy, w barze mlecznym na stacji panowało przyjemne ciepło. W powietrzu unosił się zapach kawy i korzennych ciasteczek, które zwykle piecze się w domach na święta. Na pokrytych do połowy boazerią ścianach wisiały światełka, dzięki którym nawet odpadający ze ścian tynk dodawał uroku temu miejscu. Stojąca za ladą kobieta w średnim wieku wycierała spokojnie dzbanek po kawie, rozmawiając przy tym ze stojącym naprzeciw staruszkiem. Jakaś para w rogu sali gawędziła przy herbacie. Grupa starszych pań opowiadała sobie historie z młodszych lat. Rodzina z dwójką dzieci planowała tegoroczne święta. Życie w tym barze nigdy nie gasło, a cichy gwar przerywał tylko szum odjeżdżających pociągów.

To miejsce zdawało się być tak odcięte od świata zewnętrznego. Tak dalekie od wszelkich trosk i zmartwień. Od bólu i łez. Będąc tam, miało się wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Jakby nie istniał pośpiech i obowiązki, a ludzie nie musieli biec do pracy. W tych skromnych czterech ścianach zawsze panowała przyjemna atmosfera, każda twarz wnosiła do środka uśmiech i nową historię.

Mimo ogólnego gwaru, nikt nie zwrócił uwagi na siedzącą przy oknie młodą dziewczynę. Nikt nie zauważył jej podkrążonych oczu ani mokrych od łez policzków. Naciągnęła rękawy szarego kaszmirowego swetra na dłonie i oparła na nich podbródek. Uśmiechała się łagodnie, choć w środku była niczym filiżanka upuszczona na podłogę – rozbita. Zbyt krucha. Zbyt wrażliwa, by samej poradzić sobie z otaczającą ją rzeczywistością. Zbyt młoda, na to, co ją spotkało. Zbyt doświadczona jak na swój wiek. Ale nikogo to nie obchodziło. Przechodzący obok ludzie widzieli tylko uniesione kąciki ust i twarz, schowaną w jasnych włosach. To niesprawiedliwe, że nie potrafili zobaczyć łez płynących z jej smutnych szarych oczu. A powinni.