Bitwa literacka - Fatalne zauroczenie "Zima na dworze, zima w sercu"

Zbliżała się zima. Taka prawdziwa, a nie kalendarzowa. Właśnie zaczął grudzień, więc kto by pomyślał, prawda? Niespodzianka, niespodzianka… Pierwsze nocne przymrozki i spadające z coraz częściej zachmurzonego nieba lodowe gwiazdki, niecnie prószące przechodniom po zaczerwienionych i zdrętwiałych od przeszywającego chłodu twarzach. Dokładnie tak samo jak co roku, a mimo to ten fakt wciąż wzbudzał w ludziach niewytłumaczalne zaskoczenie oraz poruszał emocje. Niektórzy popadali w przygnębienie, inni z kolei twierdzili zadowoleni, że to już najwyższa pora. Tylko kierowcy jak zwykle narzekali. Zwłaszcza ci, którzy nie uczą się na własnych błędach i znów zapomnieli o zmianie opon na czas.

 

Często zastanawiałem się, dlaczego ludzie nie przepadają za tą porą roku. Czy to pogoda? Zima potrafi być przecież taka piękna. Sami wiecie. Promienie światła odbijające się od śnieżnobiałych zasp i rozpraszające na wszystkie kolory tęczy. Cudowna szadź osadzająca się na drobnych gałązkach, czy choćby groźnie wyglądające sople lodu, wspaniale ozdabiające jednak nasze domy. A może ludzie nie znoszą zimna? Równie dobrze można by obwiniać lato o te jego mordercze upały. Taki jest przecież naturalny cykl. Przyroda potrzebuje i jednego i drugiego. I ciepła i chłodu. Jest czas na rozkwit oraz i pora na odpoczynek pod śnieżną pierzyną. Dziwiłem się więc ludziom, którzy zatraceni w przyziemnych sprawach, zdawali się tego nie pojmować i nie dostrzegać szerszego obrazu rzeczywistości. Ja sam uwielbiałem zimę. Zwłaszcza tę, która miała się dopiero rozpocząć. Bo widzicie… Poznałem kogoś. Kogoś naprawdę niezwykłego.

 

Miała na imię Wiola. Jeszcze nigdy w całym swoim dziewiętnastoletnim życiu nie czułem do nikogo czegoś równie mocnego, jak właśnie do niej. Poznaliśmy się przez wspólnych znajomych i zaczęliśmy rozmawiać. Dużo rozmawiać, a ja nawet nie spostrzegłem, kiedy przywiązałem się do tej dziewczyny tak silnie, że nie potrafiłem już myśleć praktycznie o niczym innym. Tylko o niej. Za cokolwiek bym się nie zabrał, nie mogłem wystarczająco się skupić, by zrobić to należycie. Ciągły widok jej przemiłej, uroczej i anielsko-łagodnej twarzy pojawiał się w mojej głowie, jak tylko zamknąłem oczy, skutecznie uniemożliwiając mi sen. Za każdym razem, gdy nie mogliśmy się spotkać albo choćby porozmawiać przez głupi czat, w sercu doskwierał mi dziwny ból, a na barkach ciążył wadzący dotkliwie ciężar, których nie potrafiłem się pozbyć ani wytłumaczyć ich istnienia. Dopiero po czasie dotarła do mnie prawda, którą nauczony doświadczeniem oraz wyuczonym dystansem w stosunku do ludzi, podświadomie starałem się od siebie odrzucić. Zakochałem się. Bez pamięci, prawie od pierwszego wejrzenia. Nie… moment… To było zauroczenie. Nie mogę jeszcze z czystym sumieniem mówić o miłości. Ona przychodzi później. Wymaga pracy. Poświęcenia. To, co ja odczuwałem, to było tylko zauroczenie, ale wystarczyło, by kompletnie zawrócić mi w głowie. Przestałem sobie wyobrażać życie bez naszych wspólnych rozmów. Nie miałem pojęcia, co bym ze sobą zrobił, gdyby nagle urwał się między nami kontakt. Wiola stała się dla mnie sensem, by przechodzić z uśmiechem przez każdy kolejny dzień. Na jedno słowo od niej moja twarz rozświetlała się radośnie. Na zbyt długą ciszę, wszystko gotowało się we mnie, ciągnąc każdą komórkę mego ciała w jej stronę. Tak bardzo jej potrzebowałem. Tak bardzo czułem się z nią związany. To było silniejsze ode mnie, a z każdą kolejną rozmową… z każdym kolejnym spotkaniem tylko jeszcze bardziej przybierało na mocy.

 

Istniał jednak pewien problem. Byłem Oskarem. Czytaj: byłem tchórzem, a poza tym szarym przeciętnym aż do przesady chłopakiem. Nie byłem ani wysoki ani niski. Miałem piwne oczy oraz ścięte na krótko, ciemne włosy. Żadnych udziwnionych fryzur, ani żadnych ekstrawaganckich strojów spotkać u mnie nie dało rady. Tak jak mówiłem: zwyczajność do kwadratu. Ale moje myśli nie były zwyczajne. Uczucia również…

Jak może się już domyślacie, nigdy nie powiedziałem Wioli żadnej z tych rzeczy, które napisałem tych paręnaście linijek wyżej. Nigdy nie odważyłem się wyznać jej tego wszystkiego, co do niej czułem i to dręczyło mnie każdego dnia. Paliło mnie od środka, bo tym samym nie wiedziałem również, co ona czuła w stosunku do mnie. Z każdym mijającym tygodniem ogarniało mnie coraz większe zwątpienie, coraz większa obawa i niepewność, a mimo tego cały czas nie byłem w stanie zebrać się, by wykonać w końcu ten pierwszy krok… By zdobyć się na wyznanie, którego pragnąłem, ale które jednocześnie zdejmowało mnie tak panicznym lękiem. Zbyt mocno obawiałem się odrzucenia. Przerażała mnie możliwość, że mogę stracić Wiolę… Te wszystkie nasze wspólne rozmowy po nocach, tę magiczną nić porozumienia, która wywiązała się między nami. Nie przeżyłbym, gdyby to wszystko nagle miało zostać zniweczone tylko dlatego, że zdradziłbym jej, co czuję i nie usłyszał tego samego w odpowiedzi. To byłby koniec, a ja nienawidziłem zakończeń.

 

Nadeszła jednak zima. Opatuleni w grube płaszcze wracaliśmy właśnie nocą z kina. Pochłonięci zajmującą wymianą zdań odnośnie dopiero co obejrzanego filmu, zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na emanującą grozą atmosferę przemierzanego przez nas, pogrążonego w półmroku nikle świecących latarni parku, którym mieliśmy nadzieję na skróty dojść do przystanku autobusowego.

­ Mówiłam ci, że będzie mega! – Wiola zwróciła się do mnie z podekscytowaniem, podskakując lekko na śniegu, tworząc w nim dobrze widoczne ślady. Mało brakuje, a zaraz zacznie mi tu anioły machać w zaspach. Jej ciemnobrązowe oczy aż skrzyły się w świetle przenikającego nieśmiało zza chmur księżyca. Uśmiechnąłem się na to w duchu, ale moja twarz zachowała kamienną powagę. Spojrzałem na dziewczynę koso i prychnąłem niezadowolony.

­– Ty niby mówiłaś, że będzie mega?! – podkpiwałem sobie z niej lekko, patrząc, jak w odpowiedzi marszczy swoje nieskazitelne brwi.

­– No pewnie, że tak! – upierała się, dając mi przy tym mocnego kuksańca w ramię. Nigdy mnie nie oszczędzała, pomyślałem rozbawiony. Skrzywiłem się nieco, doskonale udając urażonego.

­– Auu! - zawołałem, na co Wiola wybuchnęła głośnym śmiechem, po czym zarzuciła swoimi brązowymi, sięgającymi ramion włosami i skierowała rozmarzony wzrok ku niebu. Przyglądałem jej się przez chwilę, ale cały czas nic nie mówiłem. Uwielbiałem obserwować ją w milczeniu. Jej kształtne wargi rozchylone w cudownym uśmiechu, subtelny nos i zawsze nieco zarumienione policzki. Milczenie sprzyjało nam równie dobrze co wielogodzinne rozmowy o wszystkim i o niczym, które tak ubóstwiałem.

­– Naprawdę było cudownie – odezwała się w końcu. Zerknąłem na nią z powątpiewaniem.

­– Mam ci przypomnieć, co mówiłaś jeszcze dwa dni temu? – spytałem z ironią. – Że to na pewno będzie klapa i w ogóle nie warto iść…

­– A ty powiedziałeś mi wtedy, że jestem latarnią optymizmu w twoim życiu – odparła z przekąsem, spoglądając na mnie z udawanym wyrzutem. Tym razem to ja roześmiałem się na głos.

­– Bo to prawda… – wykrztusiłem poprzez nieustanny chichot.

­– Uch… Ale tu Syberia się zrobiła ostatnio… – Dziewczyna zaszczękała zębami.

­– Zimno ci? Chcesz mój płaszcz? – zaproponowałem natychmiast, zabierając się już za pierwszy guzik, ale wtedy Wiola popatrzyła na mnie, jak gdybym spadł z Księżyca.

­– Nie wygłupiaj się, Oskar!

­– Ale… – Chciałem jeszcze protestować, ale moja towarzyszka szybko postanowiła przerzucić się na inny temat.

­– A co do filmu to zmieniłam zdanie – oznajmiła dumnie. – Nie wolno mi? – spytała, spoglądając na mnie wyzywająco. Jak gdyby mówiła: „Tylko spróbuj zaprzeczyć!” Nie zamierzałem. Szybko wyciągnąłem obie ręce w obronnym geście i zawołałem:

­– Ależ wolno! Pewnie, że wolno…

Cały czas uśmiechając się pod nosem, nie przerywaliśmy marszu. Szliśmy ramię w ramię, ale ku mojemu wielkiemu żalowi nie razem. Nie ze sobą. Obok siebie. Dla mnie różnica była wielka, a odległość zdawała się więcej niż kilometrowa. Aż nie mogłem uwierzyć, że mimo tego czułem się przy niej tak lekko… tak swobodnie. Nie towarzyszyło mi żadne napięcie ani podenerwowanie. Mógłbym przesiedzieć z nią też całe dnie, a szansa na to, że ogarnęłoby mnie znużenie, była zerowa. Wciąż nie miałem jednak pojęcia, czy Wiola czuła się przy mnie tak samo. Nadal nie zapytałem. Mogłem jedynie mieć nadzieję, iż żywi do mnie choć krztynę sympatii. Tylko nadzieję… tylko tę pieprzoną nadzieję…

­– Oskar, wiesz, że się droczę – odezwała się z lekkim wahaniem w głosie.

­– Wiem. – Uśmiechnąłem się mimowolnie, patrząc Wioli prosto w jej magnetyzujące, zniewalające swoją głębią oczy. – Cieszę się, że ci się podobało. – Tylko na tyle byłem w stanie się zdobyć. Mimo momentu, który aż promieniował okazją. Głupek ze mnie. Ale przecież ja bałem się tego wszystkiego. Bałem się możliwości, decyzji, tego co mogłoby być… Cholernie się bałem.

­– Będziemy musieli to kiedyś powtórzyć.

­– Może tym razem pozwolisz mi za siebie zapłacić moja ty silna i niezależna kobieto… – mruknąłem na wpół żartem na wpół serio. Jednocześnie westchnąłem ciężko w duchu. Dlaczego wszystko musi być takie trudne?

­– Ha! Uwielbiam, jak mnie tak nazywasz! Ale wiesz co?

­– Mmm?

­– Nie ma szans! – odrzekła z żelazną stanowczością. Z jej twarzy ani na chwilę nie znikał jednak uśmiech.

­– Wiola… – zacząłem niepewnie.

­– Oskar, patrz! – Dziewczyna nagle wyciągnęła rękę i ze zdenerwowaniem pokazała mi coś zaraz obok nas. Nie, nie coś… Kogoś… To jakiś zarośnięty i brudny na twarzy włóczęga, okryty grubym kożuchem, wyszedł raptownie z cienia rosnących gęsto przy wybrukowanej ścieżce drzew. Spiąłem się momentalnie. W mojej głowie niemal od razu zapaliła się ostrzegawcza, czerwona lampka. Takie rzeczy nie zdarzają się przypadkowo. Co tu robił ten mężczyzna? Swoje ukryte w obdartych rękawiczkach dłonie składał jak do prośby o jałmużną, ale przecież w okolicy nie było nikogo oprócz nas. Nie mógł raczej liczyć na dużo pieniędzy od parkowych nimf…

Przyjrzałem się mu dokładniej. Na pierwszy rzut oka wyglądał na starego i zmęczonego… Bardzo zmęczonego. Może nie był nieszkodliwy, ale z pewnością nie stanowił też jakiegoś szczególnego zagrożenia. Po chwili uznałem, że niepotrzebnie na początku zareagowałem tak nerwowo.

­– Czego pan chce? – zwróciłem się do niego w miarę uprzejmie, wciąż mierząc go jednak ostrożnym wzrokiem.

­– Czy mieliby państwo poratować pięć złotych…? – Tyle byłem w stanie wywnioskować z jego ledwo zrozumiałego bełkotu. Zmarszczyłem czoło niezadowolony i odpowiedziałem:

­– Przepraszam, ale… – Dokładnie w tym momencie żebrak doskoczył do nas z chyżością, o którą w snach bym go nie podejrzewał i za jednym, szybkim zamachem wyrwał niewielką torebkę Wioli, która aż pisnęła i podskoczyła ze strachu. Po sekundzie mężczyzna z łupem w ręku biegł już w przeciwną stronę. Aż wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia.

­– Ożeż ty k… – wymamrotałem, po czym bez dłuższego wahania puściłem się pędem za bezczelnym uciekinierem, nawet nie oglądając się do tyłu na wciąż trzęsącą się z szoku i przerażenia Wiolę. Na troskę czas przyjdzie później. Teraz trzeba było dorwać tego złodzieja. Był szybki, ale ja byłem młodszy, zwinniejszy i mniej styrany życiem, dlatego dopadłem go już po minucie. Adrenalina buzowała w moich żyłach. Serce biło jak szalone. Nie myślałem za wiele. Rozsądek odpłynął gdzieś w niepamięć. Teraz kierował mną instynkt oraz przemożna chęć odzyskania własności mojej towarzyszki.

Jeszcze wcześniej w biegu zrzuciłem z siebie ciężki płaszcz, by mnie nie ograniczał oraz nie krępował zbędnie ruchów. Zimno było w tej chwili najmniejszym problemem, którym musiałem się przejmować. Słyszałem już przed sobą jego sapanie. Byłem tuż, tuż… W końcu bez zastanowienia rzuciłem się na mężczyznę od tyłu z impetem, powalając go na ziemię i wydzierając porwaną torebkę z rąk. Pierwszy cios wylądował na jego twarzy. Drugi już na mojej. Zamroczyło mnie na ułamek sekundy, ale nie dałem się zrzucić z ciała przeciwnika. Naparłem na niego z całej siły i przycisnąłem go do podłoża. Następnie zamachnąłem się i używając całej swojej masy, wyprowadziłem kolejne uderzenie w oblicze włóczęgi. Potem walnąłem jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze… Aż w końcu osłabłem nagle i dysząc ciężko, zsunąłem się na śnieg obok nieprzytomnego mężczyzny.

 

Zobaczyłem ją. Zaledwie metr od siebie. Torebkę. Przyczynę tego całego zamieszania. Już miałem po nią sięgnąć, kiedy mój bok niespodziewanie przeszył ostry ból. Tak dotkliwy, że aż jęknąłem głucho, a oczy niemal wyszyły z orbit i napełniły się łzami. Nasilał się z każdą chwilą. Musiałem wytężyć całą swoją wolę, by zdusić okrzyk cierpienia, który już zbierał mi się w gardle. Prędko przyłożyłem rękę do niemal pulsującego już bólem na moim ciele miejsca. Z przerażeniem odkryłem, że moja koszula w okolicy żeber nasiąkała krwią. Na widok brunatnej posoki ściekającej z mojej dłoni, zakręciło mi się w głowie. Plecy oblała mi fala zimnego potu, a całą resztę ciała poczęły ogarniać straszliwe dreszcze. Bałem się. Bałem się, jak jeszcze nigdy w życiu. Czułem, że słabnę… Czułem, że umieram…

Dopiero teraz zamglonym wzrokiem dostrzegłem w dłoni powalonego złodzieja stary, zardzewiały nóż, którym w afekcie musiał mnie dźgnąć. Kosa pod żebra w parku. Och, jakież to typowe, przemknęło mi przez myśl mimowolnie. Jednocześnie przeklinałem też swojego pecha. Już miałem jej powiedzieć… Już przecież zaczynałem, a tu… Zrządzenie losu. Dlaczego ten włóczęga musiał pojawić się akurat w tej chwili? No dlaczego?! Czy to sam wszechświat… sam los chciał mnie odsunąć od Wioli? A zresztą… Jakie to ma teraz znaczenie? Ja umierałem, a ona… A ona już nigdy się pewnie nie dowie… A może…? Nadzieja…

Ostatkiem sił ściągnąłem z szyi swój szal i zwinięty w kłąb przycisnąłem go sobie do rany, po czym przeturlałem się z boku na plecy, tak by ograniczyć utratę krwi.

Po parunastu sekundach ujrzałem ją nad sobą z moim płaszczem w drżących z zimna oraz strachu rękach. Po jej twarzy płynęły łzy.

­– O mój boże, Oskar! Oskar! – zaczęła krzyczeć, rzucając się przy mnie na kolana. Ledwo byłem już w stanie wydobyć z siebie słowa, ale wskazując na swoją ranę, jakoś zdołałem jeszcze wykrztusić:

­– Chyba mamy problem… Pogotowie…

W następnej chwili wszystko zasnuła ciemność. Ciemność tak głęboka, mroczna, groźna i nieprzenikniona, jakiej jeszcze nie znałem. Moja świadomość odpłynęła. W nicość. W mrok. Tam gdzie nie ma snów ani marzeń. Tylko pustka…

 

Od kilku dni byłem już w domu. Wypisali mnie ze szpitala. Z niekrytą goryczą wracałem pamięcią do tego dnia, gdy obudziłem się na jednym z jego twardych materacy. Pierwsze co usłyszałem zaraz po otworzeniu oczu to lekarza tłumaczącego mi, jak wielkie miałem szczęście. Najwyraźniej mróz sprawił, że moje naczynia krwionośne zwęziły się, przez co nie straciłem aż tak dużo krwi, jak mógłbym w innym wypadku. Dzięki temu natomiast, iż pogotowie przyjechało na miejsce zdarzenia relatywnie szybko, udało się zapobiec zakażeniu od brudnego noża włóczęgi. Szczęśliwy ja, pomyślicie. No cóż… Nie minęło dużo czasu, jak po usłyszeniu tych rewelacji znowu zapadłem w głęboki sen.

 

Gdy obudziłem się po raz drugi, czułem się już o wiele lepiej, a przynajmniej na tyle dobrze, że byłem już świadomy własnego ciała. Obróciłem lekko głowę i zobaczyłem ją na krześle tuż przy swoim łóżku. Wiolę. Wyglądała na zmęczoną. Była blada, a pod oczami pojawiły się nieznaczne worki. Musiała spędzić tu dobrych kilka godzin, przemknęło mi przez myśl. Wciąż byłem jeszcze lekko zamroczony i oszołomiony po wybudzeniu, ale mimo to otworzyłem usta. Były suche. Zacząłem więc pieczołowicie zbierać ślinę i dopiero gdy ją przełknąłem, nawilżając nieco gardło, przywitałem się:

­– Hej…

Dziewczyna natychmiast uśmiechnęła się do mnie w odpowiedzi i nachyliła lekko w moją stronę

­– Cześć, Oskar. Boże… tak dobrze cię słyszeć… Jak się czujesz? – dziewczyna spytała się mnie ciepło.

­– Jakby ktoś właśnie dźgnął mnie nożem – odparłem, siląc się na słabą ironię. Tym razem Wiola się nie uśmiechnęła. Wręcz przeciwnie. Jej twarz stężała momentalnie, przybierając poważny wyraz.

­– Mogłeś zginąć – szepnęła.

­– Eee tam… To było ledwie draśniecie…

­– Nie było, dobrze o tym wiesz – przerwała mi.

­– Wyliżę się – zapewniłem ją. Dopiero teraz zauważyłem w oczach Wioli szczerą wdzięczność.

­– To było bardzo szlachetne, co zrobiłeś. I odważne – powiedziała. Jeden kącik jej warg ponownie powędrował delikatnie do góry. Starałem nie czuć się specjalnie dumny na jej słowa, no ale cóż… Pochlebstwa na mnie działają. Co poradzić...

­– Nie przesadzajmy – odparłem skromnie. – Każdy by tak zrobił…

­– Nie każdy – stwierdziła ani na chwilę nie przestając mierzyć mnie bacznym wzrokiem. Nagle poczułem, jak zaczyna mi się robić gorąco. Żelazny węzeł zacisnął mi się w żołądku, a w gardle utworzyła potworna gula, ponownie sprawiając, iż z trudem mogłem wydobyć z siebie głos. Zebrałem się jednak w sobie. Teraz albo nigdy.

­– Wiola… – zacząłem, prawie trzęsąc się ze zdenerwowania, mimowolnie odwracając też wzrok od oczu dziewczyny. Jak debil błądziłem nim to po suficie, to po ścianie albo ponad ramieniem mojej rozmówczyni. – Jest coś, co od dawna chciałem ci powiedzieć. Tylko… tylko… nie mogłem zebrać się na odwagę… – W tym momencie dziewczyna zaczęła mi się przyglądać jeszcze uważniej, marszcząc przy tym czoło. Starając się nie tracić rezonu, ciągnąłem: – Nie jesteś dla mnie zwykłą przyjaciółką. Ja… ja chyba czuję coś więcej. I chciałem ci powiedzieć, że ja…

­– Nie – Wiola przerwała mi o dziwo. Wytrzeszczyłem na nią oczy, nic nie rozumiejąc. – Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, nie rób tego – poprosiła niemal błagalnym tonem.

­– Czemu? – spytałem z niedowierzaniem. Wiola spuściła wzrok i zagryzła dolną wargę nerwowo. Na jej bladych policzkach pojawiły się ledwo widoczne rumieńce, ale nie takie pełne uroku, które u niej znałem. To były rumieńce wstydu. Wstydu i poczucia winy. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Byłem w pełnym niedowierzania szoku i co gorsze, zaczęło mi się robić niedobrze, bo już przeczuwałem, co się za chwilę wydarzy. Dlaczego ona mi to robiła?

­– Bo mogłaby ci się nie spodobać moja odpowiedź, Oskar… – odpowiedziała niemal szeptem. Te słowa były dla mnie, jak uderzenie pioruna, ale zareagowałem na nie jeszcze gorzej, niż sądziłem. Na początku bardzo często tak jest. W tej chwili nie towarzyszył mi ani żal, ani przygnębienie czy rozpacz, tylko totalna znieczulica. Jak za mrugnięciem powieki poczułem nagle, że nie chcę mieć z tą dziewczyną już nic wspólnego… że już nic dla mnie nie znaczy.

Między nami zapadła niezręczna cisza. Tak ciężka i tak gęsta, że zapewne można by ją kroić nożem. W pokoju słychać było tylko irytujące tykanie zegara oraz coraz gwałtowniejsze i mniej równe bicie mojego serca. Nie mogłem oszukać aparatury medycznej, podłączonej do połowy mojego ciała, choćbym nie wiem, jak tego chciał.

­– Powiedz coś… – Wiola w końcu zdobyła się na odwagę, by przerwać milczenie. Cały czas patrzyła na mnie ze wstydem i z niemym błaganiem. Czego szukała? Wybaczenia? Zapewnienia, że nic się nie stało? Że to dla mnie nic takiego i jakoś to będzie? Chciała, żebym zdjął z niej poczucie winy? Czemu niby miałbym to robić?

­– Parszywe zrządzenie losu – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, starannie unikając wzroku dziewczyny. Bałem się swoich łez. Nie bałem się za to gniewu. – Zanim pojawił się ten złodziej, miałem ci wreszcie powiedzieć, co czuję. Nie zdążyłem. Zostałem dźgnięty nożem. Teraz gdy chciałem ci wszystko wyznać, nie pozwoliłaś mi. I znowu zostałem dźgnięty… Tym razem prosto w serce.

­– Chcesz powiedzieć, że złamałam ci serce, tak? To właśnie chcesz powiedzieć?! – Wiola wykrzyknęła podniesionym, ale drżącym głosem.

­– Nie można złamać czegoś, co było już złamane. Ty rozbiłaś moje serce na kawałki – odrzekłem beznamiętnie. Widziałem, że dziewczyna już otwierała usta, zamierzając coś powiedzieć, lecz właśnie w tej chwili do sali wbiegli moi rodzice. Oboje przystanęli raptownie na widok naszych min. Z ust mojego taty wydobyło się krótkie, pełne zdumienia:

­– O!

­– Dzień dobry… – moja mama natomiast, jak zwykle szybko dostosowując się do sytuacji, zwróciła się bezpośrednio do Wioli. Ta jednak ku zdumieniu wszystkich, gwałtownie poderwała się z miejsca, odsuwając krzesło z głośnym szurnięciem, po czym prędko ruszyła w stronę wyjścia.

­– Przepraszam, ale ja… ja nie mogę tu teraz być… – wykrztusiła jeszcze złamanym głosem i ze łzami cieknącymi po policzkach, wypadła z pomieszczenia.

Minęło parę dobrych minut, zanim moi rodzice porządnie doszli do siebie.

­– Lekarz powiedział nam już, co się stało. Jak się czujesz? – zwrócił się do mnie tata.

­– Dobrze – burknąłem wymijająco jak zwykle.

­– Chcesz nam coś powiedzieć, Oskar? – spytała za to moja mama.

­– Chciałem, ale już nie chcę… – rzuciłem tylko krótko, po czym obróciłem się na bok i zamknąłem oczy.

 

Pewnego dnia, kiedy szedłem do kuchni poszperać w lodówce i wziąć sobie coś do jedzenia, przez przypadek podsłuchałem mojego współlokatora, rozmawiającego przez telefon w swoim pokoju. Nie wiedziałem z kim. Nie chciałem wiedzieć.

­– Nie, nie mam cholernego pojęcia, jak się czuje. W ogóle przestał ze mną rozmawiać. Ledwo co się odzywa. Nie uśmiecha się. Nigdzie nie wychodzi. Siedzi tylko osowiały w swoim pokoju i nic nie robi. Nie, nie wiem, co na to poradzić. Próbowałem. Zbywa mnie… On wygląda na… nie, nie na załamanego. Raczej na złamanego…

Nie mogłem dalej słuchać. Wzburzony odwróciłem się na pięcie i wróciłem do swojego pokoju. Karol nie rozumiał… Potrzeba było czasu, by wyleczyć się z zauroczenia. Zwłaszcza tak fatalnego, jak moje. Dla mnie jeszcze on nie nadszedł…

 

Leżałem na łóżku, wpatrując się w biały sufit, nie myśląc o niczym konkretnym. Właśnie wróciłem z zajęć i ogarnęło mnie nagłe zmęczenie. Niespodziewanie rozległ się dźwięk mojego telefonu. Machinalnie odebrałem połączenie i przyłożyłem słuchawkę do ucha.

­– Halo? – spytałem. Dawno już nie odbierałem telefonu. Bo i dawno już nikt nie dzwonił…

­– Oskar? – W głośniku rozległ się znajomy, dziewczęcy głos.

­– Nie wierzę… Po prostu nie wierzę… – wykrztusiłem oszołomiony. Jak ona mogła mi to robić? Dlaczego mnie dręczyła po tym wszystkim? Mało jej było? Stało się, co się stało… Ale czy ona nie rozumiała, że ja nie chciałem do tego wracać? Jedyne czego pragnąłem to spokoju…

­– Oskar, poczekaj, proszę! – zawołała, gdy już miałem się rozłączać.

­– No…? – burknąłem, czując coraz większą irytację. Nie mogłem słuchać już jej głosu. To zwyczajnie za mocno mnie bolało, a ja nie chciałem czuć takiego bólu już nigdy więcej. Obiecałem to sobie…

­– Chciałam ci tylko powiedzieć, że brakuje mi naszych rozmów…

­– Nie musisz mieć wyrzutów sumienia… – przerwałem jej, nie mogąc już wytrzymać. Usiadłem na brzegu łóżka, cały aż trzęsąc się, usiłując opanować gniew.

­– Co? – Głos Wioli brzmiał na zaskoczony. – Ja… nie…

­– Możesz dzwonić z dwóch powodów – uznałem. – Albo ci zależy, albo masz wyrzuty sumienia. To, że pierwsze nie jest opcją, już dawno ustaliliśmy. Czujesz się więc winna. Dlatego mówię ci, że już nie musisz. Tego chciałaś. Wybaczenia, prawda?

­– Oskar… – dziewczyna szlochała, ale ja nie dałem się wytrącić z równowagi.

­– Miałaś najświętsze prawo zrobić mi to, co zrobiłaś. Nie jesteśmy panami własnych uczuć. Ja nie wtrącam się do twoich, więc i ty przestań bawić się moimi. Nie dzwoń więcej, proszę. Cześć. – Zerwałem połączenie i roztrzęsiony cisnąłem telefonem w kąt pokoju.

 

Minęło kilka tygodni. Karolowi w końcu udało się mnie zdybać i przycisnąć do rozmowy. Zgrzytając zębami z irytacji, słuchałem jak mówi:

­– Posłuchaj, stary… Musisz z nią pogadać. Po prostu musisz.

­– Nie mamy już sobie nic do powiedzenia. Wszystko jest jasne – burknąłem, zerkając na swojego kolegę spode łba.

­– Czyżby? – prychnął. – Maja mówi, że ona cały czas wypłakuje sobie oczy. Przez ciebie.

­– To ona mnie odrzuciła – odparłem ze złością. – To, co czuje teraz, to już nie moja sprawa.

­– Ale twoja wina! – Karol wymierzył we mnie palcem. – Odrzuciła cię, a ty zniszczyłeś ją psychicznie!

­– Nie myślałem wtedy o tym. Nie zamierzałem…

­– Ale chciałeś tego! – oskarżył mnie.

­– Powiedziałem jej, żeby nie czuła się winna. Dałem jej, czego chciała – starałem się usprawiedliwić.

­– Niczego jej nie dałeś. Wiedziałeś, że to, co powiedziałeś, tylko wszystko pogorszy…

­– Może i wiedziałem! – fuknąłem. – To nie ma teraz żadnego znaczenia. To koniec, Karol. Stało się, co się stało. Ja nie chcę mieć teraz z Wiolą już nic wspólnego. Nie rozumiem, dlaczego ona nie może zostawić mnie w spokoju. Po tym wszystkim…

­– Byłeś jej przyjacielem… – Karol odezwał się cicho.

­– Nie chciałem być jej przyjacielem… Nie tylko… – szepnąłem pod nosem i odszedłem.

 

Po zimie nadchodzi wiosna. Co powiedzieć? Zdarza się to dosyć często, jakby nie patrzeć… I tak stała w moim progu. Wiola stała w miejscu i patrzyła na moją tężejącą twarz.

­– Co ty tu robisz?! – wykrzyknąłem z niedowierzaniem.

­– Oskar… – zaczęła, wyciągając dłoń w moją stronę. Jej piękna niegdyś twarz, w obecnej chwili była równie złamana, co moja. Ledwo byłem w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie po tym wszystkim, co zaszło… Wszystkie te wydarzenia ostatnich miesięcy… wszystkie te uczucia… To wciąż siedziało we mnie zbyt głęboko. Wbijało zbyt bolesną szpilę w moje serce. A teraz moje rany znów były rozdrapywane…

­– Jak możesz tu przychodzić? Nie masz prawa tu być! – denerwowałem się. – Rozumiesz? Nie masz prawa!

­– Oskar, proszę… Wysłuchaj mnie… Tylko mnie wysłuchaj…

No i wysłuchałem. Była wiosna…

 

Nota: Może odrobinę zbyt patetyczne pod koniec, ale w sumie taka była konwencja. Powtórzenia w gruncie rzeczy celowe, wykorzystywane jako zabieg stylistyczny. Bo mogę. No chyba, że znajdziecie jakieś, które brzmią do dupy – to wtedy nie. ΘΣ

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (26)

  • KarolaKorman 05.01.2016
    ,, Właśnie zaczął grudzień, '' - zgubiłeś się. W zdaniu oczywiście :)
    ,,a oczy niemal wyszyły z orbit '' - wyszły
    Na przecinkach się nie znam i nic nie rzuciło mi się w oczy :) Komentarz i ocenę wstawię po środzie :)
  • Numizmat 05.01.2016
    Oki :) Cóż mogę rzec, zawsze się coś zgubi. Zawsze ;)
  • ausek 06.01.2016
    Bywa i tak. Przyjaźnie damsko-męskie nie istnieją ;) 5
  • Krytyczny 07.01.2016
    Błędy:
    1. Właśnie zaczął grudzień, więc kto by pomyślał, prawda? – zaczął się grudzień.
    2. Nie… moment… To było zauroczenie. – Albo moment z dużej litery, albo to z małej.
    3. To było silniejsze ode mnie, a z każdą kolejną rozmową… z każdym kolejnym spotkaniem tylko jeszcze bardziej przybierało na mocy. – nie pasuje mi wyraz tylko.
    4. Jak może się już domyślacie, nigdy nie powiedziałem Wioli żadnej z tych rzeczy, które napisałem tych paręnaście linijek wyżej. – Powtórzenie tych – tutaj raczej nie jest to środek stylistyczny. 
    5. Mówiłam ci, że będzie mega! – Wiola zwróciła się do mnie z podekscytowaniem, podskakując lekko na śniegu, tworząc w nim dobrze widoczne ślady. – Brakuje ci na początku myślnika, bo jak widzę, zacząłeś tutaj dialog.
    6. Mało brakuje, a zaraz zacznie mi tu anioły machać w zaspach. – Nie pasuje mi tutaj zastosowany czas.
    7. – A co do filmu(,)to zmieniłam zdanie (…)

    Pomysł:

    Sam w sobie banalny i trochę oklepany – przyjaźń damsko-męska. Podobało mi się jednak wtrącenie pór roku do Twego opowiadania. Cóż… Wyznawanie miłości w szpitalu, przy łóżku, po wypadku… Samo życie.

    Całokształt.

    Brak mi zakończenia. Podniesiony ton głosu na koniec i opowiadanie urwane… Jednak podejrzewam, że celowe :była wiosna: - można spojrzeć na to tak: Zima na dworze, zima w sercu. Wiosna na dworze, wiosna w sercu.
    Chętnie dokończyłbym czytanie, więc liczę na kolejną część. Nie wykryłem dużo błędów, sam w sobie tekst mi się spodobał, przyjemnie się czytało.

    Temat dodatkowy był elegancko wpasowany w cale opowiadanie i nie rażący, dlatego bardzo mi się spodobał. Nie był wciśnięty na siłę.

    Błędy: 9
    Pomysł: 7
    Całokształt 8,5
    Temat dodatkowy: 4

    Całość: 24,5/30 i 4/5
  • Numizmat 07.01.2016
    Dzięki za ocenę i opinię :) Cieszę się, że się podobało. Z tematem dodatkowym tak właśnie się starałem, a zakończenie miało być dokładnie takie. Dosyć otwarte i do dopowiedzenia sobie samemu odrobinkę. Nie będzie następnej części, bo o i nie ma o czym jej być. :)
  • Krytyczny 07.01.2016
    Szkoda bardzo, bo chętnie bym przeczytał. :) No, ale cóż.. Trudno się mówi i żyje się dalej. Ja bym dokończył i ich pogodził ze sobą, ale... Jak sam napisałeś, niech każdy dokończy sobie sam. :)
  • Numizmat 07.01.2016
    No ja nie chciałem ich godzić. Niech każdy sobie dopowie, jak to według nich się powinno skończyć. Jeśli chodzi o mnie, to dla mnie to zakończenie jest w stylu: życie to nie bajka, nie ma happyendów ;)
  • Slugalegionu 10.01.2016
    Ichigo -chan poleciła mi Twoją Bitwę, więc sorka za to. Mam nadzieję, że miałem do Ciebie pecha i tyle.

    Błędy:
    1) Właśnie zaczął grudzień [...] Pierwsze nocne przymrozki i spadające z coraz częściej zachmurzonego nieba lodowe gwiazdki [...] Dokładnie tak samo(,) jak co roku [...] ~ Niestety, nie zgadzam się z tym. Jam się przyzwyczaił, że na śnieg czekam do stycznia, co, sądząc po prognozach do pogody, obowiązuje w całej Polsce.
    2) Dokładnie tak samo(,) jak co roku, a mimo to ten fakt wciąż wzbudzał w ludziach niewytłumaczalne zaskoczenie oraz poruszał emocje. ~ Bez sensu, niestety. To samo tyczy się sensu życia, śmierci, istnienia Boga... powiesz mi, że to głupoty?
    3) [...] znów zapomnieli o zmianie opon na czas.

    Często zastanawiałem się [...] ~ Puste linijki nie powinny znajdować się w tekście. Wystarczy spojrzeć do książek, nigdy czegoś takiego w nich nie widziałem.
    4) Równie dobrze można by obwiniać lato o te jego mordercze upały. ~ No tak, właśnie to robią ludzie. Emotikon smile Nie wyszło Ci. Emotikon smile
    5) Przyroda potrzebuje i jednego i drugiego. I ciepła i chłodu. ~ Nie zgadzam się z Tobą. Czemu? Dwa słowa. Lasy deszczowe. I w sumie jeszcze jedno słowo. Bieguny.
    6) Byłem Oskarem. Czytaj: byłem tchórzem, a poza tym szarym przeciętnym aż do przesady chłopakiem. Nie byłem ani wysoki(,) ani niski. ~ *Celowa przesada w głosie* Odczep się od Oskarów, mój kumpel to nie tchórz. Aż tak ciężko napisać byłem sobą? *Koniec przesady* No dobrze, a teraz tak na serio. Teraz można zrozumieć, że każdy Oskar jest tchórzem, co jest oczywiście kłamstwem.
    7) Drugi już na mojej. ~ Po opisie pomyślałem, że mężczyzna wywalił się na brzuch i nie mógł tego zrobić. Jak to wyglądało w Twojej głowie?
    8) Z niekrytą goryczą wracałem pamięcią do tego dnia, gdy obudziłem się na jednym z jego twardych materacy. ~ Dni nie mają materacy. Emotikon smile Oczywiście chodzi o szpitalne łóżka, ale jednak... Emotikon smile Sorka, lubię się czepiać. Emotikon tongue
    9) [...] dziewczyna spytała się mnie ciepło. ~ No to spytała siebie, czy jego, hę? Emotikon smile Samo spytała.
    12) Pewnego dnia, kiedy szedłem do kuchni poszperać w lodówce i wziąć sobie coś do jedzenia, przez przypadek podsłuchałem mojego współlokatora [...] ~ Ale że jak, co kiedy i gdzie? Nie było o współlokatorze nawet słowa i nagle po prostu jest i to tuż po skoku w czasie. Trochę za szybko, jak na mój gust, ale nie mam pojęcia czy to moje „widzimisię”, czy faktyczny błąd, więc nie będę tego liczył.
    13) Zwłaszcza tak fatalnego, jak moje. ~ Tia... ale ono nie jest fatalne, przynajmniej moim zdaniem. A to dlatego, że zostało jedynie odrzucone, przez co, według mnie, jest „tylko” nieszczęśliwe. Fatalne byłoby na przykład takie, którego odwzajemnienie byłoby niemożliwe. Dłużej o tym będzie w pomyśle.
    14) Dlaczego mnie dręczyła po tym wszystkim? ~ Łał. Zadzwonienie do kogoś jest dręczeniem. Nie kapuję. Serio. Musisz mi wytłumaczyć.

    Pseudo błędy:
    1) Tak jak mówiłem: zwyczajność do kwadratu. Ale moje myśli nie były zwyczajne. Uczucia również… ~ To zły schemat na bohatera. Nie znaczy to, że Oskar jest zły, po prostu schemat jest zły. Łatwo jak cholera jest otrzymać Mary Sue. Powinieneś uważać z takimi bohaterami.
    2) O co się zdenerwował? O to, że ona go nie kocha? No błagam... I najgorsze jest to, że naprawdę są tacy ludzie... Sorka za kolejne „filozofywanie”. Emotikon tongue

    Całość:
    Praca wyraźnie dzieli się na trzy części.
    Bohater-geniusz mówi, że zima jest piękna i szarzy ludzie są niegodni tego, by to zrozumieć i tam mamy tragiczną część.
    Bohater-chłopak wraca z kina i zostaje niemal martwym bohaterem, a potem dziewczyna go odrzuca. I ta część jest spoko. Nieco za krótka, ale w końcu to fragment, więc spoko.
    Bohater-debil niszczy romantyczność swym IQ kamienia, przez co się z niego naśmiewałem. W tym pozytywnym sensie. Świetnie pasuje mi do głównego bohatera jednego z anime, Toradory. No po prostu niemal ta sama sytuacja, ale tam zarywał do innej. Emotikon grin No i przez to ta „patetyczność” stała się komedią. XD A ja myślałem, że tylko z wierszami tak się zdarza. XD Nie mam pojęcia czy to plus czy minus, bo jest dobrze, ale też źle, bo miało być inaczej. XD Serio, załatwiłeś moją ocenę. Emotikon grin

    Pomysł:
    Oba pomysły wydawały mi się nieco wciśnięte na siłę w naturalny sposób, że tak powiem. W sensie pasuję, ale nie zgadzam się z nimi. W punkcie pierwszym jest to tak subiektywne, że jako sędzia bym to olał, a jako drugi to niby dwa zdania, ale nie można się do nich przyczepić. Bardzo artystycznie opisałeś zimę, ale niestety, jak zauważyłeś, trochę źle się do tego zabrałeś. Przynajmniej w mym mniemaniu.

    I odnośnie początku, nie umiem powiedzieć, czy miałem pecha. Podszedłem do fragmentów zupełnie inaczej niż chciałeś. Nie za dobra parodia romantycznych bohaterów, opko o nie miłości, a bohaterstwie, przy opisie zimy jak do fantasy, a koniec już opisałem. Sam sobie odpowiedz czy to dobrze czy nie, ja nie umiem. :P
  • Slugalegionu 11.01.2016
    No i kom olany. :P No trudno. :)
    Mam już opinię. Gdyby "naśmiewać" się z Twojej pracy i traktować ją jako bardzo subtelną bekę ze schematów tego gatunku, to mamy coś dobrego, ale nie taki był Twój zamysł. Chciałeś pisać na poważnie i dlatego dwa. :)
  • Numizmat 12.01.2016
    Slugalegionu, sorry wielkie, że olałem Twój komentarz, ale odpisywanie na każdą Twoją wątpliwość było po prostu nie na moją głowę. Tak, traktowałem tekst poważnie. Jak odebrałeś go w komiczny sposób tego nie rozumiem, ale przyjmę te 2, skoro tak uważasz.
  • Slugalegionu 12.01.2016
    W prosty sposób. :) Ignorowanie przez Ciebie pogody, równika i biegunów, wstawka o tym, że nasz bohater czuje inaczej niż inni, opisy przyrody, czy zapowiadało mi się na romansidło w stylu romantycznym, nad którym lepiej nie myśleć. Jak dla mnie to zła kombinacja, której nikt nie dałby rady.
    A że mówienie Ichigo-chan, że ja i Twoja praca raczej się nie polubimy skończyło się oskarżeniem o hejt, zmieniłem podejście na komedię i wtedy praca spisuje się znakomicie. :)
    Oczywiście wiedziałem, że to było na poważnie i wybacz mi proszę, ale w tym wypadku już do samego wstępu można się przyczepiać w wielu miejscach, wpadasz w sztampę nie dając nic w zamian, nasz bohater ma cierpieć i być egocentrykiem (Czyli tak BTW Verteryzm. Kolejny dowód na to, że ja i to opko nie mieliśmy szans. :) ), bohaterka ma zakochać się nieszczęśliwie. Przy poważnym traktowaniu za plus można wziąć otwarty koniec. Choć wywaliłbym to było wiosna, bo to sugeruje ich spiknięcie się. No wiesz, miłość się odradza.
    Plus koniec wielkiego zauroczenia bo odrzuciła je? I foch o to? No błagam, tak postępują tylko nieudacznicy. XD Co w połączeniu z Verterem sprawiło, że nie lubiłem bohatera. I to nawet nie jako człowieka, bo to dałbym jako plus, ale jako postać właśnie. :P
    Plus przewidywalność. Ot, zakochał się, wyzna jej miłość, ta go odrzuci. A wyjście żebraka zrobiłeś tak, by było jasne, że wyląduje w szpitalu. Potem ta wstawka o braku miłości, by już wiedzieć, że to egocentryczny Verter. :)
    Jednak błędów (pomijając te logiczne) nie było zbyt wiele i widać było, że się napracowałeś, więc dałem dwa. :)
  • Numizmat 12.01.2016
    Slugalegionu, Ha, ja lubię Vertera na przykład. Bardzo podobała mi się ta książka. To, że traktujesz podobieństwa do niej jako wadę, to już oczywiście Twoja subiektywna opinia i Twoja sprawa, zę to Cie od tekstu odrzuca, ale absolutnie nie jest to tekstu wadą.
  • Slugalegionu 12.01.2016
    Źle mnie zrozumiałeś. To nie wada, po prostu nie lubię takich postaci i solidnie bym się namęczył z tekstem podchodząc do niego w przewidziany przez Ciebie sposób. :)
  • Numizmat 12.01.2016
    Slugalegionu, czaję :) Dzięki, że poświęciłeś tyle czasu, żeby wysmarować ten kom ;)
  • Slugalegionu 12.01.2016
    NIe ma sprawy. :P
  • Moni 13.01.2016
    O, gotowy kom, bez ocen. C: To się podczepiam. C:
    Olewam punkty:
    2
    6

    Zaznaczam na wszelkie sposoby punkty:
    14

    Ocena to: 6

    Całość:

    Moja polonistka o Verterech wyraziła się, że to ciepłe kluchy, nie chłopy i są to najsłabsi bohaterowie, jakich spotyka. Tak z reguły, oczywiście. C: No, troszkę racji ma, no bo jak już facet ma się mną zainteresować, to niech się chociaż mną zajmie, a nie wzdycha. C: No, ale przyjemnie się czytało, jaka szkoda, że przewidywalne. :C
    7

    Pomysł:
    Nic nowego. :C I, jak mówił Szakaluś-ko, nic w zamian. :C
    5

    Pomysł dodatkowy:
    Ze dwa zdania, bez nich bym nie zauważyła, więc 1.
  • Moni 13.01.2016
    Dodam jeszcze, że mogła pomylić numery, spytać co było zadane, ochrzanić go, przekazać pozdrowienia od znajomych, życzyć powrotu do zdrowia..
    Hi hi hi, coś za dużo tego na dwie opcje. C:
  • Numizmat 14.01.2016
    Moni, nie odniosę się w żaden sposób do Twojego komentarza, gdyż jest on poniżej poziomu.
  • patyy 14.01.2016
    Numizmat nie warto. :)
  • Slugalegionu 14.01.2016
    To ja się wypowiem, no bo po trochu ma wina.
    Błędy:
    No fajnie, żeś z moich skorzystała, ale sądząc po tym, że pod mą pracą nie wychwyciłaś błędów, wątpię, byś znalazła je wszystkie. No, ale prze to, że są moje, nie mam jak się rozpisywać na ten temat.
    Całość:
    No spoko, nie lubisz Vertera. Czytało się fajnie. Ale co dalej?
    Pomysł:
    Mogę udawać, że go nie widziałem?
    PD:
    No dobra, to mogę uznać, ledwo. Ale i tak przesadzasz, bo jest jasny po pokazaniu.
    Jeszcze raz przepraszam was za nią.
  • KarolaKorman 10.01.2016
    Błędy: 8.5/10
    Jakieś niedociągnięcia, przecinek i zdania, z którymi można się nie zgodzić, jak 1. od Sługi

    Pomysł: 7/10
    Że się tak wyrażą, pomysł pospolity. Zauroczenie w dziewczynie, która nie odwzajemniała uczuć. Mimo, że chętna była na spotkania z chłopakiem, można by rzec wypełniała sobie czas w miłym towarzystwie, ale nie obdarowała chłopka niczym więcej jak tylko przyjaźnią.

    Całokształt: 8/10
    Czytało się dobrze, płynnie i całość tworzy zwartą historię.

    Pomysł dodatkowy: 4.5/5
    Tu zły los pogmatwał bohaterowi nie tyko życie ale i zdrowie, brawo.
    Pozdrawiam :)
  • Numizmat 10.01.2016
    No, powitać drugiego sędziego ;)

    Co do pomysłu, to jestem zdania, że czasami im prostszy tym lepszy. Taki był temat i taki był pomysł. Przesadne komplikacje często tylko zakłócają odbiór i umniejszają tekstowi
  • Lucinda 13.01.2016
    Błędy:
    1) ,,Właśnie zaczął grudzień, więc kto by pomyślał” - ,,zaczął się”;
    2) ,,Przyroda potrzebuje i jednego i drugiego” - przecinek przed drugim ,,i”. Jeśli spójnik występuje w zdaniu kolejny raz i pełni tę samą funkcję, to stawia się przed nim przecinek;
    3) ,,I ciepła i chłodu” - jak w punkcie 2);
    4) ,,nie czułem do nikogo czegoś równie mocnego, jak właśnie do niej” - tu bez przecinka przed ,,jak”, bo to porównanie integralne, czyli wchodzi w skład zasadniczej konstrukcji zdania;
    5) ,,Na zbyt długą ciszę, wszystko gotowało się we mnie” - bez przecinka;
    6) ,,a poza tym szarym przeciętnym aż do przesady chłopakiem” - ,,przeciętnym aż do przesady” bardziej tu pasuje na wtrącenie (dopowiedzenie);
    7) ,,Nie byłem ani wysoki ani niski” - przecinek przed drugim ,,ani”. Zasada jak w punkcie 2);
    8) ,,Żadnych udziwnionych fryzur, ani żadnych ekstrawaganckich strojów spotkać u mnie nie dało rady” - jest to zdanie złożone współrzędnie łączne, co wskazuje, że przed ,,ani” nie powinno być przecinka, nie ma tu też żadnych wtrąceń, a spójnik występuje tylko raz;
    9) ,,Nigdy nie odważyłem się wyznać jej tego wszystkiego, co do niej czułem i to dręczyło mnie każdego dnia” - postawiłabym tu przecinek przed ,,i”, ponieważ na początku znajduje się zdanie nadrzędne, ,,co do niej czułem” jest zdaniem podrzędnym”, a fragment od ,,i” odnosi się do pierwszego zdania składowego, tworzy z nim zdanie łączne, a więc jest z nim na tym samym poziomie w rozbiorze logicznym zdania, wyżej od zdania podrzędnego;
    10) ,,ogarniało mnie coraz większe zwątpienie, coraz większa obawa i niepewność, a mimo tego cały czas nie byłem w stanie zebrać się” - bardziej by pasowało ,,mimo to”, ,,tego” trochę dziwnie mi się łączy z tym zdaniem;
    11) ,,tylko dlatego, że zdradziłbym jej, co czuję i nie usłyszał tego samego w odpowiedzi” - tu tak samo jak w punkcie 9), ,,co czuję” jest zdaniem podrzędnym, a dwa skrajne tworzą zdanie współrzędne;
    12) ,,Spojrzałem na dziewczynę koso” - tak miało być?;
    13) ,,Aż nie mogłem uwierzyć, że mimo tego czułem się przy niej tak lekko…” - tu to samo co w punkcie 10), aczkolwiek, dla jasności, nie uważam tego za błąd, to może być po prostu Twój nawyk i masz do niego prawo;
    14) ,,Może tym razem pozwolisz mi za siebie zapłacić moja ty silna i niezależna kobieto…” - powinien być przecinek przed ,,moja”, bo od tego słowa zaczyna się już bezpośredni zwrot (chociaż rozbudowany) do adresata wypowiedzi;
    15) ,,mruknąłem na wpół żartem na wpół serio” - no cóż, to już nie jest spójnik, ale również przed drugim ,,na wpół” powinien być przecinek;
    16) ,,Jeszcze wcześniej w biegu zrzuciłem z siebie ciężki płaszcz” - ,,w biegu” jest bardziej dopowiedzeniem, więc pasowałoby bardziej na wtrącenie;
    17) ,,Bałem się. Bałem się, jak jeszcze nigdy w życiu” - gdyby nie było tego wcześniejszego ,,bałem się”, nie miałabym tu nic do powiedzenia, natomiast skoro już jest, to w drugim zdaniu nie ma potrzeby oddzielać tego od reszty zdania, która, nawiasem mówiąc, jest częścią porównania integralnego (o którym już wcześniej pisałam);
    18) ,,Tam gdzie nie ma snów ani marzeń” - przecinek po ,,tam”;
    19) ,,Pierwsze co usłyszałem zaraz po otworzeniu oczu to lekarza” - przecinek przed ,,co” i przed ,,to”;
    20) ,,nachyliła lekko w moją stronę” - na końcu kropka;
    21) ,,stwierdziła ani na chwilę nie przestając mierzyć mnie bacznym wzrokiem” - w tym zdaniu przed ,,ani” postawiłabym przecinek, bo nie pełni to słowo funkcji spójnika, a jest jedynie częścią wyrażenia ,,ani na chwilę”;
    22) ,,Te słowa były dla mnie, jak uderzenie pioruna” - bez przecinka (porównanie integralne);
    23) ,,choćbym nie wiem, jak tego chciał” - to jest jeden z ,,wyjątków”, gdzie pomimo występowania dwóch czasowników, nie oddziela się ich przecinkiem ze względu na spójność wyrażenia;
    24) ,,Teraz gdy chciałem ci wszystko wyznać, nie pozwoliłaś mi” - przecinek po ,,teraz”, ,,gdy chciałem ci wszystko wyznać” jest dopowiedzeniem (wtrąceniem);
    25) ,,Ta jednak ku zdumieniu wszystkich, gwałtownie poderwała się z miejsca” - tu właściwie masz wybór, albo bez przecinka, albo jeszcze jeden przecinek przed ,,ku”;
    26) ,,i ze łzami cieknącymi po policzkach, wypadła z pomieszczenia” - bez przecinka;
    27) ,,Zwłaszcza tak fatalnego, jak moje” - bez przecinka;
    28) ,,Jedyne czego pragnąłem to spokoju…” przecinek przed ,,czego” i drugi przed ,,to”;

    Błędy: 7/10

    Pomysł:

    Fakt, temat oklepany, ale nie ujęło to przyjemności, z jaką czytałam ten tekst. Wczułam się w tę sytuację i szkoda mi się zrobiło bohatera. Wątek nieszczęśliwej miłości, a właściwie zauroczenia, w połączeniu z otwartym zakończeniem przypomina twórczość epoki romantyzmu. Temat dodatkowy bardzo ładnie wprowadzony, nienachalnie.

    Pomysł: 7/10

    Całokształt:

    Co tu mogę powiedzieć. Czytał się bardzo przyjemnie, lekko, zresztą cały Twój styl bardzo mi przypadł do gustu, jeszcze kiedy zaczynałam czytać ,,Upadek Lucyfera”. Tu było tak samo. Potrafisz przyciągnąć swoimi tekstami czytelnika. Spodobał mi się w notce argument dotyczący celowych powtórzeń - ,,bo mogę”.

    Całokształt: 8/10

    Temat dodatkowy: 4/5

    Wynik: 22/10 +4/5
  • Numizmat 13.01.2016
    Lucinda, Dzięki za ocenę :)

    2. Znam tę regułę, jednak w czasie pisania mam tendencje do zapominania o niej.
    10./13. Wielkie dzięki za odczytanie mi listy moich praw (tak, nie lubię tego), jednak 'mimo tego' jest formą bardziej poprawną niż 'mimo to', gdyż 'mimo' z reguły łączy się z dopełniaczem i tak też powinno się mówić. 'mimo to' jest jakąś archaiczną pozostałością.
    12. Tak miało być. Czemu niby nie?
    16. Proszę wyjaśnij, jak według Ciebie miałoby to wyglądać, bo w mojej opinii obecny szyk bardzo dobrze oddaje sens zdania.
    4. Nie zgodzę się niestety.
  • Lucinda 13.01.2016
    Na pewno chodziło Ci o punkt 16)? bo tam nie proponowałam zmiany szyku.
  • Kasia xd 13.01.2016
    Błędów nie było dużo, więc ocena dobra.
    Pomysł: Fajny, ale jednak szkoda mi głównego bohatera na koniec, że go nie wybrała, w końcu było to fatalne zauroczenie, więc nie mogło stać się inaczej. Chciałabym jednak powiedzieć, że mnie niczym nie zaskoczył i tak oto...

    Całokształ: Cięzko mi się czytało, dużo opisów, których nie lubię, no ale cóż, każdy woli coś innego.

    Pomysł dodatkowy: Był i było go naprawdę dużo, więc...

    Błędy: 8,5
    Pomysł: 6,5
    Całokształ: 7
    pomysł dodatkowy : 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania