Ano! Jak miło że o mnie nie zapomniałaś, dziubeczku, skarbeńku, bombonierko ty moja pełna czekoladowych trufli! Zawsze mogę liczyć na to, że pojawisz się pod moim tekstem i jak grzeczna dziewczynka postawisz mi pałę ;) Buziaczki (ale nie w usta) do nasępnego, myszko moja!
solly souk oczywiście ze zachęcam! Bardzo lubię jak mi ktoś robi... Pardon, stawia pałę. Nawet jeśli w swoim altruiźmie wali je wszystkim do okoła! Chciałbym żeby tak weszła pod każdy mój tekst i zrobiła tam to co umie robić najlepiej, widać ze sprawia jej to dużo przyjemności, a kim ze ja jestem by jej tej ambrozji odmówić?
Nazareth A jeśli to facet? Gorzej.
PS. Właśnie, miałam Neurotyka uprzedzić, że mnie będziesz bronił, ale nie szkodzi, doprowadził mnie do porządku słusznie, chociaż to nie forum, żeby się witać ;) A słyszałam, że tu bardzo przestrzegana jest przejrzystość w komentarzach, nie śmiałam naruszać etykiety portalu literackiego przecież ;)
Neurotyk no :) to załatwione :p a wracając do Ano to trochę mi przykro ze nigdy nie odpowiada na lawinę komplementów która ją zawsze zasypuję. Z drugiej jednak strony rozumiem ze jako dobrze wychowana młoda dama wie by nie mowić z pełnymi ustami, wiec wiedz ze ci wybaczam perełko!
solly souk to nie facet, sama się przyznała! A skoro tak jest napisane w internecie to musi to być prawda. Ach, ja tam się tymi burżuazyjnymi konwenansami aż tak nie przejmuje, wiec ty tez nie musisz ;)
Nazareth Nikt nie wyczuł sarkazmu? Mega poważna afera z pisaniem nie na temat na portalu LITERACKIM poszła w zapomnienie?..
Jak się przyznała, to ok. Urocze komplementy połączone z pornograficzną nutką - boskie :D
Neurotyk No i bardzo dobrze, popieram. Ja się nie kłócę przecież 0o skomentowałam sobie Twoją wypowiedz i jestem od początku strofowana, jakbym weszła w jakiś zaklepany rejon.
Strasznie mnie wciągnęło. To, kim okazała się dziewczyna, było dla mnie (może dziwnie to zabrzmi) miłym zaskoczeniem. Naprawdę mi się podoba. Dobra robota, Naz. :D
No i dałam 5 ;)
Dzięki bardzo Ren, ale miłym? Toż to miał być właśnie ten koniec żałosny i to mokre błoto! Próbujesz mi powiedzieć, że napisałem nie na temat?
P.S. Nie powinnaś już spać?
W żadnym wypadku! Jak najbardziej na temat. Ale ja po prostu lubię tego typu zaskoczenia. "Koniec żałosny i mokre błoto", szczegolnie takie, to coś, co lubię.
Co do PS, pewnie powinnam.
Ale dobrze się czytało :) Zaczęłam z myślą "ale to długie", lecz czytając wcale tego nie odczułam. Trzymało w napięciu do końca, na początku myślałam, że ta dziewczyna to jakiś duch zmarłej w kataklizmie. To było genialne :) Muszę poczytać więcej twoich tekstów :) 5
Oto wypowie się Twój osobisty cenzor, wielki Neuro:
Tytuł: "Dan's Macabre" – wplotłeś imię jednego z bohaterów w "danse macabre", czyli taniec słów udał Ci się – niebanalne.
Jedziemy w wielką podróż. Do pracy, ale z nadzieją na "coś". Na dawno nie widzianych kolegów – to wiemy. Ale ZAWSZE, podkreślę – ZAWSZE, tam , gdzie koledzy, tam nadzieję na owo "coś". Rzecz jasna Frank nie mógł wiedzieć jakiego gatunku przygoda mu się zdarzy, aczkolwiek, myślę, że bardzo chciał, aby delegacja przyniosła w końcu coś "odżywczego" w jego życiu. Spotkać ludzi, których dotknął kataklizm? Poznać ich historię? Tragedię? Uchlać się w barze? Przygoda miłosna? Przecież jestem tu w pracy?! Guzik prawda, bo – jeszcze raz – tam, gdzie koledzy, tam nie pracy przez duże "P".
No to mamy bar, knajpę, cokolwiek, gdzie leje się alkohol, a piersi chodzą na dwóch, zgrabnych nogach. Już nie ma powodzian, ofiar kataklizmu, Katrina? Tylko na dwóch nogach. Najlepiej długich. Nie ma jak to koledzy. Koledzy też świnie, bo kto czasem nie jest? Z kolei chłop, jak zobaczy dupę i cycki na dwóch nogach, traci możliwość racjonalnego oglądu sytuacji. To dlatego dopiero "odbijany" Dana sprowokował Franka do wyciągnięcia jakichś logicznych wniosków z zaistniałej między nim, a blondyną sytuacji. Skąd, suka, znała moje imię? Intryga mogła być tych skurwysynów, Dana i Carla, oni mogli jej powiedzieć, jak mam na imię, wynajęli ją abym postradał zmysły ku ich rubasznym śmiechom, ale numer na końcu, gdy Dan ją wziął w obroty? To nie trzema się scenariusza – myślał Frank. Nie mogli być tak perfidni.
Następnie kursowanie (pijackie?) pomiędzy barem, a hotelem. Istny Labirynt Fauna. To jakieś dzieciaki, które mogą zarżnąć piłą łańcuchową, to ulice jednakowe, to bar, jak statek widmo – autor stworzył obraz miasta po żywiołowej klęsce, przypominający trójkąt bermudzki. Niewytłumaczalne zdarzenia, nienaturalne zachowania kompanów, pomieszanie rzeczywistości z fikcją, groteska. nic, tylko buchnąć śmiechem i wpierdolić Danowi.
Ale Dan to trup. Ups.. Scenariusz chyba miał być inny. Ale... ale, ale, zaraz – byłby inny, gdyby pisał go Dan i Carl... A pisał go, właśnie...
Dla mnie osobiście, scenariusz (moja autorska interpretacja) został napisany przez "pragnienia" Franka. Pragnienia mogą zabić. Szczególnie w mieście, gdzie śmierć przechadza się uliczkami, a dusze zmarłych pragną kolejnych ofiar.
PS Historia spełnia wymogi Bitwy w stu procentach. Bardzo klei się stylem do poprzedniej przygody Franka, także, wiadomo, że jakaś korekta jeszcze jest potrzebna, jakieś niuanse, ale możesz spokojnie kontynuować przygody Franka, naprawdę wydałbym te 30, 40 zł na książkę.
Mój osobisty cenzorze Wielki Neuro, dziękuję ci za tak obszerną i wyczerpującą analizę! Starałem się by w tym scenariuszu znalazło się tyleż samo motywów wiarygodnych, życiowych co i fantastycznych, uznałem, że najlepiej można je spiąć klamrą kataklizmu, który mimo iż jest czymś prawdziwym i naturalnym, to jednak niewyobrażalnym i dla większości ludzi niewiarygodym. Po twojej opinii wnioskuję, że zabieg się udał i jestem z tego zadowolony. Cieszę się, że wciągnęła cię moja historia!
Neurotyk Obawiałem się tego, że prześlizgną się jakieś błędy i niuanse... Cóż, techniczne drobiazgi i liczenie przecinków nigdy nie było moją najmocniejszą stroną. Uwarzam się za człowieka z wizją, który nie przywiązuje aż takiej wagi do technicznych detali :P (przechwałki są tu ostatnio bardzo popularne, postanowiłem się przyłączyć do panującej mody) A tak naprawdę podziękowania za kolejną przygodę Franka należą się tobie. Dostrzegłeś w nim coś co mnie umknęło i teraz już planuję kolejną historię z jego udziałem.
Nazareth, mnie cieszy, że nie nie było "wstydu" przeze mnie :D Były lata świetlne od wstydu :)
niuanse, technik-alia, phi! Pod tym względem masz świetny tekst. Masz też rację – WIZJA się liczy, historia. Czymże byłoby opowiadanie świetne technicznie, jeżeli nie byłoby w nim pierwiastka głębszego, do jebanych znaków interpunkcyjnych:)
Nazareth, mnie cieszy, że nie nie było "wstydu" przeze mnie :D Były lata świetlne od wstydu :)
niuanse, technik-alia, phi! Pod tym względem masz świetny tekst. Masz też rację – WIZJA się liczy, historia. Czymże byłoby opowiadanie świetne technicznie, jeżeli nie byłoby w nim pierwiastka głębszego, do jebanych znaków interpunkcyjnych:)
Zbudowałeś nam tu klimat a'la S. King, na początku wręcz zdawało mi się, że czytam jakieś jego dotąd nie znane mi opowiadanie, ale to chyba komplement. ;) Poprzednią przygodę Franka Wilsona miałam już przyjemność przeczytać dawno temu, toteż wszystko stworzyło mi ładną, spójną całość, aczkolwiek i bez tego tekst sam w sobie jest, wg mnie, na tyle dobrze przemyślany, że wszystko układa się w sposób jasny i logiczny. Dałam się wciągnąć w historię, świetnie mi się czytało, oczywiście od pewnego momentu musiałam zacząć podejrzewać, że coś się święci, mimo to pozytywnie mnie zaskoczyłeś właśnie takim zakończeniem. Śmiem przypuszczać, że zostaniesz za ten tekst słusznie doceniony, ja tylko mogę Ci zostawić skromną 5. :)
Podoba mi się sposób, w jaki piszesz. Lubię wsłuchiwać się w (jak by to ładnie ująć? :) „męskie granie”:) W czasie czytania tekstu w moim umyśle trwała projekcja obrazów jak z czarno-białego komiksu. Nowy Orlean w swoim rozedrganiu wspaniale oddaje klimat noir. Tajemnicze zlecenie, kumple, alkohol, chętna blondynka – zgrabnie rozgrywasz poszczególne elementy. Zakończenie takie z pieprzykiem-dreszczykiem – bardzo bardzo :) Jedno z męskich marzeń to umrzeć w ramionach atrakcyjnej kobiety (ponoć :) 5 – moje pierwsze u Ciebie :)
Dziękuję ci Adelo zaszczycony jestem. Czy śmierć w ramionach kobiety to męskie marzenie? Chyba nie, ale pewnie najlepsza z możliwych opcji skoro trzeba już i tak trzeba umrzeć :) Miło mi niezwykle, że aż tak ci się spodobało, że zdecydowałaś się zostawić mi pierwszą 5. Mam nadzieję, że nie ostatnią ;)
Czytam tak sobie i przychodzi mi na myśl jedno słowo:
Kurwa! Czemu ja tak nie umiem?! i siedzę sobie cichutko w kąciku i wymyślam sposoby uśmiercania ludzi lepszych ode mnie. wtedy humorek mi się poprawia i znów jestem szczęśliwy :D 5
A tu masz rozbudowany kom:
Tytuł: "Dan's Macabre" – wplotłeś imię jednego z bohaterów w "danse macabre", czyli taniec słów udał Ci się – niebanalne.
Jedziemy w wielką podróż. Do pracy, ale z nadzieją na "coś". Na dawno nie widzianych kolegów – to wiemy. Ale ZAWSZE, podkreślę – ZAWSZE, tam , gdzie koledzy, tam nadzieję na owo "coś". Rzecz jasna Frank nie mógł wiedzieć jakiego gatunku przygoda mu się zdarzy, aczkolwiek, myślę, że bardzo chciał, aby delegacja przyniosła w końcu coś "odżywczego" w jego życiu. Spotkać ludzi, których dotknął kataklizm? Poznać ich historię? Tragedię? Uchlać się w barze? Przygoda miłosna? Przecież jestem tu w pracy?! Guzik prawda, bo – jeszcze raz – tam, gdzie koledzy, tam nie pracy przez duże "P".
No to mamy bar, knajpę, cokolwiek, gdzie leje się alkohol, a piersi chodzą na dwóch, zgrabnych nogach. Już nie ma powodzian, ofiar kataklizmu, Katrina? Tylko na dwóch nogach. Najlepiej długich. Nie ma jak to koledzy. Koledzy też świnie, bo kto czasem nie jest? Z kolei chłop, jak zobaczy dupę i cycki na dwóch nogach, traci możliwość racjonalnego oglądu sytuacji. To dlatego dopiero "odbijany" Dana sprowokował Franka do wyciągnięcia jakichś logicznych wniosków z zaistniałej między nim, a blondyną sytuacji. Skąd, suka, znała moje imię? Intryga mogła być tych skurwysynów, Dana i Carla, oni mogli jej powiedzieć, jak mam na imię, wynajęli ją abym postradał zmysły ku ich rubasznym śmiechom, ale numer na końcu, gdy Dan ją wziął w obroty? To nie trzema się scenariusza – myślał Frank. Nie mogli być tak perfidni.
Następnie kursowanie (pijackie?) pomiędzy barem, a hotelem. Istny Labirynt Fauna. To jakieś dzieciaki, które mogą zarżnąć piłą łańcuchową, to ulice jednakowe, to bar, jak statek widmo – autor stworzył obraz miasta po żywiołowej klęsce, przypominający trójkąt bermudzki. Niewytłumaczalne zdarzenia, nienaturalne zachowania kompanów, pomieszanie rzeczywistości z fikcją, groteska. nic, tylko buchnąć śmiechem i wpierdolić Danowi.
Ale Dan to trup. Ups.. Scenariusz chyba miał być inny. Ale... ale, ale, zaraz – byłby inny, gdyby pisał go Dan i Carl... A pisał go, właśnie...
Dla mnie osobiście, scenariusz (moja autorska interpretacja) został napisany przez "pragnienia" Franka. Pragnienia mogą zabić. Szczególnie w mieście, gdzie śmierć przechadza się uliczkami, a dusze zmarłych pragną kolejnych ofiar.
Czytając to przypomniał mi się horror "coś za mną chodzi". Klimat jest dość podobny, tak samo jak i to, coś co zabija i jest widoczne tylko przez ofiarę. Bardzo dobrze napisane.
Khartus, nie wiem jak Ty, ale ja owy horror i to, co w nim straszyło postrzegałem jako personifikację choroby wenerycznej, co przez cały czas trwania strasznie mnie bawiło :D
Nazareth jak już się pojawiłem, to powiem (chociaż tekstów bitew nie zwykłem czytać), że ten tekst jest naprawdę dobry. Stworzyłeś w nim świetny klimat no i technicznie jak zawsze paluchy lizać! :D 5
Szymon Szczechowicz dziękuję ci za tą opinię, niezwykle mi miło że się dobrze bawiłeś przy lekturze. A z "wenerem" faktycznie ma to po nikąd sens i podoba mi się zabawny wymiar, który tworzy się podczas tej interpretacji :)
Jest kilka potknięć i dziwnych sformułowań typu "rozłączyć rozmowę", co przynajmniej według mnie nie brzmi dobrze. Kilka przecinków, zdarzyła się zbędna kropka na końcu wypowiedzi, którą dalej kontynuujesz opisem i masło maślane z tlenionymi blond włosami. Miałam się przyczepić do czegoś jeszcze, ale nie pamiętam do czego, wybacz. W każdym razie przeczytałam ocenę Twojej bitwy w wykonaniu MrJ i trudno mi się z Tobą nie zgodzić. Cóż, nie tylko Ty masz wątpliwości, co do jego kompetencji. A czy Ty piszesz lepiej czy on, to kwestia dyskusyjna, ale wydaje mi się, że jesteś poziom wyżej od niego, lecz to jedynie moje skromne zdanie, bo nie mnie to oceniać. W każdym razie sama uważam, że jest to opowiadanie napisanie ciekawie, wciągające, błędów logicznych nie wyłapałam, jedynie wspomniana wyżej niekiedy budowa zdań. Mimo że początek nie zapowiadał się interesująco, dalej poprowadziłeś historię niezwykle ciekawie. Spodobała mi się wizja śmierci. Zakończenie zaskoczyło, choć czegoś mi w nim zabrakło. Bohater zbyt łatwo wrócił do rzeczywistości, ale może po prostu chciał przez to zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Opowiadanie oceniam na plus i prawdopodobnie jeszcze Cię odwiedzę ;)
I teraz odwieczne pytanie. Czy Shiro naprawdę tak uważa, czy po prostu wjeżdża MrJ na nerwy, bo MrJ jej szczeka. Podoba mi się to " A czy Ty piszesz lepiej czy on, to kwestia dyskusyjna, ale wydaje mi się, że jesteś poziom wyżej od niego, lecz to jedynie moje skromne zdanie, bo nie mnie to oceniać.". Skoro nie tobie, to na cholere właśnie oceniłaś?
MrJ, oceniłam? Hm, rzekłabym, że to jedynie moje skromne zdanie, które jest kwestią dyskusyjną, bo być może się mylę. I tak, naprawdę tak uważam. Przykro mi, ale mścić się na tobie nie zamierzam - życie za mnie to zrobi i to o wiele lepiej niż ja bym to zrobiła :) Dziękuję, nie pozdrawiam.
Witaj Shiroi. Bardzo mi miło, że zechciałaś do mnie zajżeć. Oczywiście, że popełniłem błędy :) Jestem tutaj aby się uczyć, więc miło mi, że zechciałaś zwrócić na nie moją uwagę. Jednak co do "rozłączyć rozmowę" jest to często spotykany związek frazeologiczny tam skąd pochodzę, być może regionalizm.
Jeśli odniosłaś z mojej wypowiedzi wrażenie, że mam wątpliwości co do kompetencji J, to widać nie wyraziłem się dość jasno. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tych kompetencji mu brakuje.
Nie chcę roztrząsać tematu " kto jest lepszym pisarzem". Zostało mi to rzucone w twarz, podejrzewam, że jako złośliwość. Osobiście jednak nie miałbym śmiałości nazwać się sam pisarzem. Grafomanem hobbystą, gawędziarzem - to już prędzej. Chyba, że słowo pisarz traktujemy w dosłownie jako określenie kogoś kto pisze, wtedy owszem, ale z drugiej strony przy takim rozumowaniu, pisarzem jest prawie każdy.
Dzięki opinii twojej i większości trybunału, zrozumiałem, że zakończenie zwyczajnie mi nie wyszło. Nie udało mi się w nim przekazać emocji targających Frankiem, momentu w którym się poddał. Powrót Franka do pracy, miał przedstawiać traumę, którą przeżył, jego paniczną próbę powrotu do normalności, znalezienia jakiegokolwiek punktu zaczepienia w tym co zna i rozumie. Wygląda na to że było to oczywiste jedynie dla mnie. Cóż nie zawsze wszystko się udaję, być może kiedyś to naprawię, napewno wyciągnę wnioski na przyszłość.
Cieszę się, że mimo potknięć, opowiadanie zostało przez ciebie ciepło przyjęte. Również nie mogę się doczekać twoich ponownych odwiedzin pod moimi tekstami i większej ilości konstruktywnej krytyki, o którą nie zawsze jest łatwo. Serdecznie pozdrawiam.
Oczywiście - praca przede wszystkim, czyli Frank jednak mocno stąpa po ziemi :)
No Naz, grubo. To było więcej niż dobre. Od samego początku do samego końca.
"...Spodobał mi się jednak od razu, pociągała mnie jego surowość, egzotyka południa. Biurka, domowe stoły i szpule po przewodach elektrycznych udawały barowe stoliki. W całym pomieszczeniu nie było również dwóch identycznych krzeseł, nie brakowało za to foteli i kanap, na których siedzieli liczni goście. Na samym środku wygospodarowano miejsce dla zespołu muzycznego grającego bluesowe kawałki..." - też by mi się taki surowy bar :) "Kowbojkę" też fajnie opisałeś. To się nazywa dziewczyna z inicjatywą... romans myślę, potem myślę - halucynacje (?), i tak dalej, różne pomysły mi przebłyskiwały po głowie, fajnie skołowałeś czytelnika, a sprawy potoczyły się tak szybko i w zaskakującym kierunku, że nawet nie wiem co mam napisać. Było świetne.
Ritha już myślałem ze te Frank tak cię wystraszył ze zrezygnowałaś z czytania moich staroci ;) Ciesze sie ze ci sie spodobało i udało mi sie ciebie zaskoczyć:)
Naz a skądże, nie zrezygnowałam, po prostu ostatnio się urlopuje, hasałam po górach i ogarniałam tylko bieżące sprawy na opowi:) Lubię opowieści z Frankiem:)
Ritha a to gratuluje chętnie sam bym sie pourlopował ;) Ciesze sie ze lubisz Franka, ja mówiąc szczerze rownież, w planach mam jeszcze kilka opowiadań o nim, ale na razie nie było jakoś czasu :(
Dzięki, musiałam trochę nabrać sił, bo jechałam na oparach:) No to życzę w takim razie czasu na pisanie i weny! :) I proszę więcej nie wątpić w Rithę, bo jak mówi, że przeczyta to przeczyta i zrobi to z przyjemnością ;>
Komentarze (75)
PS. Właśnie, miałam Neurotyka uprzedzić, że mnie będziesz bronił, ale nie szkodzi, doprowadził mnie do porządku słusznie, chociaż to nie forum, żeby się witać ;) A słyszałam, że tu bardzo przestrzegana jest przejrzystość w komentarzach, nie śmiałam naruszać etykiety portalu literackiego przecież ;)
Jak się przyznała, to ok. Urocze komplementy połączone z pornograficzną nutką - boskie :D
No i dałam 5 ;)
P.S. Nie powinnaś już spać?
Co do PS, pewnie powinnam.
Tytuł: "Dan's Macabre" – wplotłeś imię jednego z bohaterów w "danse macabre", czyli taniec słów udał Ci się – niebanalne.
Jedziemy w wielką podróż. Do pracy, ale z nadzieją na "coś". Na dawno nie widzianych kolegów – to wiemy. Ale ZAWSZE, podkreślę – ZAWSZE, tam , gdzie koledzy, tam nadzieję na owo "coś". Rzecz jasna Frank nie mógł wiedzieć jakiego gatunku przygoda mu się zdarzy, aczkolwiek, myślę, że bardzo chciał, aby delegacja przyniosła w końcu coś "odżywczego" w jego życiu. Spotkać ludzi, których dotknął kataklizm? Poznać ich historię? Tragedię? Uchlać się w barze? Przygoda miłosna? Przecież jestem tu w pracy?! Guzik prawda, bo – jeszcze raz – tam, gdzie koledzy, tam nie pracy przez duże "P".
No to mamy bar, knajpę, cokolwiek, gdzie leje się alkohol, a piersi chodzą na dwóch, zgrabnych nogach. Już nie ma powodzian, ofiar kataklizmu, Katrina? Tylko na dwóch nogach. Najlepiej długich. Nie ma jak to koledzy. Koledzy też świnie, bo kto czasem nie jest? Z kolei chłop, jak zobaczy dupę i cycki na dwóch nogach, traci możliwość racjonalnego oglądu sytuacji. To dlatego dopiero "odbijany" Dana sprowokował Franka do wyciągnięcia jakichś logicznych wniosków z zaistniałej między nim, a blondyną sytuacji. Skąd, suka, znała moje imię? Intryga mogła być tych skurwysynów, Dana i Carla, oni mogli jej powiedzieć, jak mam na imię, wynajęli ją abym postradał zmysły ku ich rubasznym śmiechom, ale numer na końcu, gdy Dan ją wziął w obroty? To nie trzema się scenariusza – myślał Frank. Nie mogli być tak perfidni.
Następnie kursowanie (pijackie?) pomiędzy barem, a hotelem. Istny Labirynt Fauna. To jakieś dzieciaki, które mogą zarżnąć piłą łańcuchową, to ulice jednakowe, to bar, jak statek widmo – autor stworzył obraz miasta po żywiołowej klęsce, przypominający trójkąt bermudzki. Niewytłumaczalne zdarzenia, nienaturalne zachowania kompanów, pomieszanie rzeczywistości z fikcją, groteska. nic, tylko buchnąć śmiechem i wpierdolić Danowi.
Ale Dan to trup. Ups.. Scenariusz chyba miał być inny. Ale... ale, ale, zaraz – byłby inny, gdyby pisał go Dan i Carl... A pisał go, właśnie...
Dla mnie osobiście, scenariusz (moja autorska interpretacja) został napisany przez "pragnienia" Franka. Pragnienia mogą zabić. Szczególnie w mieście, gdzie śmierć przechadza się uliczkami, a dusze zmarłych pragną kolejnych ofiar.
niuanse, technik-alia, phi! Pod tym względem masz świetny tekst. Masz też rację – WIZJA się liczy, historia. Czymże byłoby opowiadanie świetne technicznie, jeżeli nie byłoby w nim pierwiastka głębszego, do jebanych znaków interpunkcyjnych:)
niuanse, technik-alia, phi! Pod tym względem masz świetny tekst. Masz też rację – WIZJA się liczy, historia. Czymże byłoby opowiadanie świetne technicznie, jeżeli nie byłoby w nim pierwiastka głębszego, do jebanych znaków interpunkcyjnych:)
Kurwa! Czemu ja tak nie umiem?! i siedzę sobie cichutko w kąciku i wymyślam sposoby uśmiercania ludzi lepszych ode mnie. wtedy humorek mi się poprawia i znów jestem szczęśliwy :D 5
Tytuł: "Dan's Macabre" – wplotłeś imię jednego z bohaterów w "danse macabre", czyli taniec słów udał Ci się – niebanalne.
Jedziemy w wielką podróż. Do pracy, ale z nadzieją na "coś". Na dawno nie widzianych kolegów – to wiemy. Ale ZAWSZE, podkreślę – ZAWSZE, tam , gdzie koledzy, tam nadzieję na owo "coś". Rzecz jasna Frank nie mógł wiedzieć jakiego gatunku przygoda mu się zdarzy, aczkolwiek, myślę, że bardzo chciał, aby delegacja przyniosła w końcu coś "odżywczego" w jego życiu. Spotkać ludzi, których dotknął kataklizm? Poznać ich historię? Tragedię? Uchlać się w barze? Przygoda miłosna? Przecież jestem tu w pracy?! Guzik prawda, bo – jeszcze raz – tam, gdzie koledzy, tam nie pracy przez duże "P".
No to mamy bar, knajpę, cokolwiek, gdzie leje się alkohol, a piersi chodzą na dwóch, zgrabnych nogach. Już nie ma powodzian, ofiar kataklizmu, Katrina? Tylko na dwóch nogach. Najlepiej długich. Nie ma jak to koledzy. Koledzy też świnie, bo kto czasem nie jest? Z kolei chłop, jak zobaczy dupę i cycki na dwóch nogach, traci możliwość racjonalnego oglądu sytuacji. To dlatego dopiero "odbijany" Dana sprowokował Franka do wyciągnięcia jakichś logicznych wniosków z zaistniałej między nim, a blondyną sytuacji. Skąd, suka, znała moje imię? Intryga mogła być tych skurwysynów, Dana i Carla, oni mogli jej powiedzieć, jak mam na imię, wynajęli ją abym postradał zmysły ku ich rubasznym śmiechom, ale numer na końcu, gdy Dan ją wziął w obroty? To nie trzema się scenariusza – myślał Frank. Nie mogli być tak perfidni.
Następnie kursowanie (pijackie?) pomiędzy barem, a hotelem. Istny Labirynt Fauna. To jakieś dzieciaki, które mogą zarżnąć piłą łańcuchową, to ulice jednakowe, to bar, jak statek widmo – autor stworzył obraz miasta po żywiołowej klęsce, przypominający trójkąt bermudzki. Niewytłumaczalne zdarzenia, nienaturalne zachowania kompanów, pomieszanie rzeczywistości z fikcją, groteska. nic, tylko buchnąć śmiechem i wpierdolić Danowi.
Ale Dan to trup. Ups.. Scenariusz chyba miał być inny. Ale... ale, ale, zaraz – byłby inny, gdyby pisał go Dan i Carl... A pisał go, właśnie...
Dla mnie osobiście, scenariusz (moja autorska interpretacja) został napisany przez "pragnienia" Franka. Pragnienia mogą zabić. Szczególnie w mieście, gdzie śmierć przechadza się uliczkami, a dusze zmarłych pragną kolejnych ofiar.
P.S. Neuro udzielił mi dłoni ;)
Jeśli odniosłaś z mojej wypowiedzi wrażenie, że mam wątpliwości co do kompetencji J, to widać nie wyraziłem się dość jasno. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tych kompetencji mu brakuje.
Nie chcę roztrząsać tematu " kto jest lepszym pisarzem". Zostało mi to rzucone w twarz, podejrzewam, że jako złośliwość. Osobiście jednak nie miałbym śmiałości nazwać się sam pisarzem. Grafomanem hobbystą, gawędziarzem - to już prędzej. Chyba, że słowo pisarz traktujemy w dosłownie jako określenie kogoś kto pisze, wtedy owszem, ale z drugiej strony przy takim rozumowaniu, pisarzem jest prawie każdy.
Dzięki opinii twojej i większości trybunału, zrozumiałem, że zakończenie zwyczajnie mi nie wyszło. Nie udało mi się w nim przekazać emocji targających Frankiem, momentu w którym się poddał. Powrót Franka do pracy, miał przedstawiać traumę, którą przeżył, jego paniczną próbę powrotu do normalności, znalezienia jakiegokolwiek punktu zaczepienia w tym co zna i rozumie. Wygląda na to że było to oczywiste jedynie dla mnie. Cóż nie zawsze wszystko się udaję, być może kiedyś to naprawię, napewno wyciągnę wnioski na przyszłość.
Cieszę się, że mimo potknięć, opowiadanie zostało przez ciebie ciepło przyjęte. Również nie mogę się doczekać twoich ponownych odwiedzin pod moimi tekstami i większej ilości konstruktywnej krytyki, o którą nie zawsze jest łatwo. Serdecznie pozdrawiam.
No Naz, grubo. To było więcej niż dobre. Od samego początku do samego końca.
"...Spodobał mi się jednak od razu, pociągała mnie jego surowość, egzotyka południa. Biurka, domowe stoły i szpule po przewodach elektrycznych udawały barowe stoliki. W całym pomieszczeniu nie było również dwóch identycznych krzeseł, nie brakowało za to foteli i kanap, na których siedzieli liczni goście. Na samym środku wygospodarowano miejsce dla zespołu muzycznego grającego bluesowe kawałki..." - też by mi się taki surowy bar :) "Kowbojkę" też fajnie opisałeś. To się nazywa dziewczyna z inicjatywą... romans myślę, potem myślę - halucynacje (?), i tak dalej, różne pomysły mi przebłyskiwały po głowie, fajnie skołowałeś czytelnika, a sprawy potoczyły się tak szybko i w zaskakującym kierunku, że nawet nie wiem co mam napisać. Było świetne.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania