Poprzednie częściBitwa #1 - Cisza
Pokaż listęUkryj listę

Bitwa Literacka Składu Oceniającego#2 - Dom

Wiedziałem, ze coś było nie tak z pewnym domem w Windbury, do którego się wprowadziłem. Od pierwszej chwili, gdy przekroczyłem próg tamtego budynku, poczułem strach przebiegający mi po plecach. Wiedziałem, że dobrze trafiłem. Tam po prostu czuło się czyjąś obecność, chociaż zmysł wzroku zawodził. Od razu przeszukałem cały budynek, ale nikogo nie znalazłem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o ukrytym pomieszczeniu, w którym czaił się mój prześladowca.

No więc zacznijmy od początku, czyli od momentu, gdy jako mały dzieciak, terroryzowany przez paczkę kumpli, tworzących gang osiedlowy, zawsze dostawałem gorzki koniec lizaka. W zasadzie to oni sami stworzyli takie powiedzenie. Maczali słodycze w różnych miksturach niewiadomego pochodzenia, a potem zmuszali młodszych od siebie do kosztowania tego. Zazwyczaj były to lizaki o gorzkim smaku. Wolałbym sobie nie przypominać tych obrzydliwości. Kto by pomyślał, że ponad dwadzieścia lat później ten niewielki epizod z mojego życia znów mi się przypomni i to w takich okolicznościach.

Ludzie zawsze dziwili się, że odczuwałem niechęć do słodyczy. Gdyby tylko wiedzieli, co wyprawiało się po szkole. Już prawie zapomniałem o Micku i wesołej paczce oprawców. Oni ciągle się śmiali. I to właśnie było najbardziej upiorne.

Po co kupiłem ten dom? Po przeniesieniu się ze słonecznego Diverse, do skąpanego w deszczu i mgle Windbury, od razu poczułem zmianę klimatu. I chyba właśnie o to chodziło. Chciałem dopaść ducha, który nie dawał mi spać. A to nawet nie był duch, tylko ja sam.

Wiedziałem, że mieszkańcy nie będą mili. Od razu wyczułem niechęć do kontaktów z nowymi osobami. Lubię od czasu do czasu przenieść się w nowe miejsce, które natchnie mnie do wymyślania pomysłów. Nie myślałem jednak, że będzie tak ciężko. Musiałem jeszcze mierzyć się z nieproszonymi lokatorami w moim domu.

Mieszkańcy wioski przypomnieli mi o gorzkim końcu lizaka i o tym, że prześladowanie nigdy się nie kończy i zawsze są drapieżcy i ofiary. Przychodzili pod mój dom, stali i gapili się. Ci goście byli jak Mick i spółka. Też budzili moje przerażenie. Nic nie robili, po prostu stali wokół mojego domu, uśmiechając się, jakby zrobili coś miłego. Miałem swoje ciche życie na uboczu, z rzadka tylko przerywane niechcianymi wizytami. Dopóki ludzie z wioski nie próbowali mi dokopać i tylko patrzyli, nie mogłem reagować agresywnie. Wiedziałem, że próba walki nie skończy się dobrze.Kiedyś chciałem ich delikatnie poprosić o odejście. Następnego dnia obrzucili mi ścianę czymś bardzo nieprzyjemnym i o paskudnej woni.

 

Z każdym dniem jednak robiło się coraz gorzej. Gdy wstawałem od biurka czułem, że świat na zewnątrz nie jest już taki sam. Dom, w którym się zamknąłem również nie był bezpieczną przystanią. Niby chronił mnie przed ludźmi zwioski, ale narażał na nowe niebezpieczeństwa. I nie były to duchy, bo one przecież nie istnieją. Wmawiałem sobie to przez cały czas. Ktoś zakradł się do domu i mnie nęka. Pozostawia ślady swojej obecności, jakby chciał, bym wiedział, że gdzieś tam jest. Bałem się coraz bardziej, a swój strach przelewałem na papier. Wyczuwałem, że to właśnie on jest siłą napędową mojej nowej historii.

Pod drzwiami mojej pracowni znalazłem lizaka. Nie próbowałem go,ale na pewno miał gorzki smak. Czyżby ktoś ze starej bandy Micka mieszkał niedaleko? W tej wiosce? Jak dostał się do mojego domu? Drzwi były cały czas zamknięte, okna również. Nie znalazłem żadnych śladów włamania. Wychodziłem tylko raz na jakiś czas uzupełnić zapasy. Gdy wracałem, bałem się, że tamci będą stać przed moim domem i nie pozwolą mi przejść.

Tylko skończę książkę i zmywam się – powtarzałem sobie.

Postanowiłem obadać każdy kąt tego strasznego domostwa. W końcu znalazłem ukryte przejście. Szczurza nora, ale bez szczura. Może to i lepiej. W środku ktoś na pewno całkiem niedawno przebywał. Małe pomieszczenie ukryte za fałszywą ścianą na strychu, pełne starych szmat i pudeł z lizakami. Jakiś świński łasuch się trafił. Któż jednak to był?

Zabiłem przejście dechami. Gagatek nie będzie miał, gdzie się schować. Dopadnę go i przegonię. Czy na pewno? Po kilku początkowych entuzjastycznych chwilach ogarnęło mnie ponownie uczucie strachu. Może wcale nie pójść tak łatwo. Przeszukałem ponownie dom, piętro po piętrze, pokój po pokoju i znalazłem figę z makiem. A co jeśli było jeszcze jedno tajne pomieszczenie? Niestety nie mogłem go odkryć.

Gdy wróciłem, z frustracją odkryłem, że mój laptop zniknął. Miałem tam wszystko. Już prawie skończyłem książkę. Zostawiłem go na biurku. Jak mógł wyparować?

Za oknem dostrzegłem wariatów z wioski, znów gromadzących się pod moim domem. Tym razem było ich więcej, niepokojąco duża liczba. Jakby pół wioski chciało obejrzeć moje mieszkanko.

- Wypad stąd! – zawołałem. – Zostawcie mnie w spokoju!

A oni tylko się uśmiechali. Po chwili jednak odeszli.

Nie znalazłem laptopa. Cały mój dorobek przepadł. Ten mały szczur z nory musiał go ukraść. To na pewno on. Bardzo dobrze się ukrył, ale to i tak go znajdę. A może lepiej po prostu odejść? Zostawić to wszystko, licząc, że kiedyś uda się odbudować historię. Najwyżej wymyślę coś nowego. Będzie trudno, ale dam radę. Muszę jeszcze znaleźć laptopa. To droga rzecz, w dodatku moja maszyna do pisania. Zostawiłem go na biurku, przeszukałem dom, wróciłem, a komputera już nie było. Kradzież. Nie chciałem wzywać policji, bo cała sprawa mogłaby skończyć się jeszcze gorzej.

Doszedłem do wniosku, że po prostu trzeba opuścić Windbury. Forsa znów mi ucieknie, ale nie miałem innego wyjścia. Sprawy zaszły za daleko. Zadzwoniłem do właściciela domu, by poinformować go o zaistniałej sytuacji. Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka telefonicznego. Odkryłem, że dochodził zza zabitej deskami wnęki na strychu.

- Co to ma znaczyć? – zapytałem sam siebie i zabrałem się za odginanie dech. Po pewnym czasie uporałem się z robotą, odsłaniając tajne pomieszczenie. Nigdzie nie widziałem telefonu. Postanowiłem zadzwonić jeszcze raz. Od razu zlokalizowałem, skąd dochodził dźwięk. Z pudła pełnego lizaków. Wysypałem wszystkie na podłogę, wśród nich znalazłem komórkę. Czyżby właściciel domu odpowiadał za całe to szaleństwo? Znał ukryte pomieszczenia, przesiadywał w nich, aż w końcu wyłaził i mnie straszył? Niejednokrotnie słyszałem kroki na korytarzu. Mogłem sobie oczywiście wszystko wyobrażać, ale raczej nie zwariowałem. Musiało być drugie wyjście, ten dom miał przede mną jeszcze wiele sekretów. Nie zamierzałem jednak już dłużej ich zgłębiać. Odwróciłem się, bo znów usłyszałem kroki. Prawie krzyknąłem. Tuż za mną stał właściciel domu, tym razem wyglądający nieco inaczej. Ściągnął perukę. Poznałem drania, pomimo upływu czasu. Mick z wesołej paczki. Tym razem też się uśmiechał. Znów mnie dopadł, a to nie były już dziecięce zabawy.

- Dawno mnie nie widziałeś, co? – powiedział. -A ja ciebie podglądałem bardzo często. Myślałeś pewnie, że skoro minął taki szmat czasu, to możesz zapomnieć o dawnym koledze.

- Wypad stąd, wariacie! Już nie jesteśmy w szkole.

- Naprawdę?

Usłyszałem skrzypienie drzwi wejściowych. Przecież były zamknięte, zadbałem o to. A może tym razem zapomniałem albo Mick je otworzył? Nie miało to znaczenia. Wybiegłem z pokoju, ale na korytarzu natknąłem się na dwóch ludzi z wioski. Czyżby to dawni kumple Micka? Jeden trochę przypominał Johna, ale mogłem się mylić. Czyżby Mick założył sobie sektę czy coś podobnego? Teraz jego grupa była znacznie większa.

- No więc jak będzie? Chcesz lizaka? – usłyszałem za sobą głos.

- Spieprzajcie stąd! – wykrzyknąłem. Nie miałem czasu na zastanawianie się, pętla wokół mnie coraz bardziej się zaciskała. Było ich kilkoro, blokowali drzwi wyjściowe. Nieźle się wpakowałem. Jeden z szaleńców trzymał pod pachą mojego laptopa.

- Fajne kawałki piszesz – rzekł Mick. – Lubię horrory. Moi kumple też. Widziałem, że jeszcze nie skończyłeś swego dzieła. A ja już wymyśliłem fajne zakończenie tej historii. Znów dostaniesz gorzki koniec. Tym razem naprawdę gorzki.

Tym razem nie zamierzałem się tak łatwo poddawać. Zresztą wtedy wszystko działo się w pobliżu wielu cywilizowanych osób. Teraz nie mogłem liczyć na pomoc z zewnątrz. Miałem tylko jedną szansę, która po chwili na pewno by zniknęła. Skoro nie mogę opuścić mojego domu tradycyjną drogą…

Rzuciłem się do ucieczki w kierunku gabinetu. Wbiegłem do środka i wiedziałem, co muszę zrobić. Wyskoczyłem przez okno. Potem zwiewałem tak długo, aż poczułem się bezpiecznie. Zostawiłem całe Windbury za sobą.

Nie chciałem, by koszmary z dzieciństwa znów mnie dopadły. Ukryłem się. Mimo tego wciąż budzę się w nocy z przeczuciem, że ktoś mnie obserwuje. Nie piszę już horrorów. Nigdy więcej.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Canulas 28.10.2017
    "Wiedziałem, że próba walki nie skończy się dobrze.Kiedyś" - uciekła spacja.
    "Nie próbowałem go,ale na pewno miał gorzki smak." - i tu.
    "Tylko skończę książkę i zmywam się – powtarzałem sobie." - A tu nie zarzut, tylko sugestia. Przemyślałbym szyk zdania, bez "się" na końcu.
    "Dawno mnie nie widziałeś, co? – powiedział. -A ja ciebie podglądałem bardzo często." - spacja.

    Groteskowe, ciekawe, z potencjałem. Wszystko jednak dzieje się dla mnie zbyt szybko.
    Nie kupuję też argumentacji, że mógł olać dom, ale wrócił szukać laptopa, nie dla tego, że tam miał zapiski, tylko, ze:" to drogi sprzęt ".
    Całość kosi jednak znamiona lekkiej i strawnej makabreski.
    4
  • Felicjanna 28.10.2017
    Taaak... Bohater, w rzeczywistości, nie ma końcówki lizaka, a cały z gówna zrobiony. Zgadzam się z Conulasem, że trochę go przegnałeś po tej chałupie i niepotrzebne są, moim zdaniem informacje, że on odczuwa strach. To jest widoczne bez informowania o tym. Nie zgadzam się natomiast, co do lekkości. Facet ma w życiu przerąbane.
  • Canulas 28.10.2017
    Lekkość jako maniera wynikającą że stylu piszącego. Lekkością nazywam styl z pogranicza strawnego suspensu, o znikomej ingerencji w podłoże psychologiczne bohaterów/tera. I to nie zarzut, bo ciężko coś na takiej kanwie utkać.
  • Zaciekawiony 28.10.2017
    "Wiedziałem, ze coś było nie tak" - i faktycznie, bo oto kropka nad "ż" gdzieś zaginęła

    "z pewnym domem w Windbury, do którego się wprowadziłem." - lepiej zamienić "pewnym" na "tym" bo narrator nie mówi o jakimś nieokreślonym budynku, tylko konkretnie o tym w którym zamieszkał.

    "Od pierwszej chwili, gdy przekroczyłem próg tamtego budynku, poczułem strach" - jeśli "poczuł" strach, co jest formą dokonaną, to w jakimś momencie przeszłości a nie przez pewien czas od konkretnego momentu. Zamień na:
    "Już w pierwszej chwili, gdy przekroczyłem próg tamtego budynku, poczułem strach..."

    "strach przebiegający mi po plecach." - aż zostały ślady stóp Strachu na koszuli. Nie, po plecach to mogą przebiec "ciarki" czy "drżenie strachu" a nie strach jako uczucie.

    "czuło się czyjąś obecność, chociaż zmysł wzroku zawodził" - miał zaburzenia widzenia? Bo jeśli chodziło tylko o to, że owego kogoś kogo się czuło, nie było nigdzie widać, to lepiej to napisać inaczej.

    No, no. Pierwszy akapit i 5 wątpliwych miejsc na 6 zdań. To dobrze wróży na resztę.

    Wyjaśnienie powodu kupna domu wypadło chaotycznie, lepiej byłoby to przeredagować i wyjaśnienie, że lubi zmieniać miejsce na takie, które dostarcza nowych pomysłów, przenieść na początek akapitu. Wtedy drugie zdanie o zmianie klimatu będzie w pełni zrozumiałe.

    "dobrze.Kiedyś" - spacja

    "przed ludźmi zwioski" - z wioski

    "Odwróciłem się, bo znów usłyszałem kroki. " - ale gdzie się wtedy znajdował?

    Tekst obiecujący, ma klimat, ale jakby niedopracowany.
  • Canulas 28.10.2017
    Podoba mi się Twoje podejście, Zaciekawiony.
  • KarolaKorman 29.10.2017
    Ja też wyczułam groteskowy styl, o którym wspominał Can, ale to dobrze, że zdecydowałeś się właśnie tak to przedstawić. Podobała mi się postać pisarza. Miałam wrażenie, że jest trochę rozbiegany i zakręcony, choć pisałeś o strachu. Cieszę się, że różne historie wpłynęły na bitwę, bo tym samym miałam ogromną przyjemność z czytania. Życzę powodzenia w rywalizacji. Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania