Bliskie wołanie obcych słów

Jessika miała za sobą wiele lat małżeństwa, mimo to każdej nocy z ciężkim sercem zdejmowała ubranie i kładła się do łóżka. Stąd nie było ucieczki, zacisze sypialni stawało się potrzaskiem, ona ofiarą jego napaści. Leżąc bokiem udawała pogrążoną w głębokim śnie, ale ta pozycja zachęcała go jeszcze bardziej. Przytulał się do niej, całował tam gdzie nie lubiła, sapiąc i pochrząkując niczym rozochocony knur. Nienawidziła kiedy obżerał się na noc, a jeszcze bardziej gdy mówił do niej po angielsku, z ciężkim akcentem, przesadnie wymawiając końcówki, jakby bez nich nie mogła go zrozumieć. Skąd miał zaparcie nauczyć się tylu słów? Jej siostra ostrzegała, żeby nie wychodziła za Polaka.

— To lenie, zrzędy, mięczaki, a zalatuje od nich, jakby w ogóle nie używali wody i mydła.

Nie posłuchała jej rady, bo była młoda, naiwna i beznadziejnie zakochana. W Oxfordzie zarabiałaby pięć razy tyle co w Warszawie. Mężczyźni by ją adorowali, nie wykorzystywali. Następnym razem przed pójściem do łóżka założy podpaskę szeroką jak pielucha, żeby jej tam nie dotykał. Udała się do przychodni po jakieś pigułki na przedłużenie menstruacji. Lekarka zrobiła zaskoczoną minę, bo jej pacjentki dotąd prosiły o coś na wstrzymanie bądź opóźnienie cyklu. Poradziła jej wspólnie z mężem udać się do specjalisty. Na taką radę Stach posiniał ze złości.

— Mam iść do znachora? Leczyć to my, ale nie nas!

Po tych słowach zapadł się w skórzanej sofie, elektryczną dźwignią przeszedł do pozycji poziomej, włączył telewizor, z menu wybrał kanał sportowy. Skoro tak lubi piłkę nożną, czemu się nie zapisze do klubu seniorów? Zrzuciłby kilka kilo, poprawił formę, może nawet znowu byłby miły jak dawniej.

— Ja na boisko? Żeby ich ośmieszyć?

Zgniecioną puszką bezbłędnie wyegzekwował rzut do kosza na śmieci. Otworzył następną. Pufnęła gazem, spił piankę, nadmiar bąbelków wypuszczając przeciągłym beknięciem. Popatrzyła na niego z rezygnacją, a on zaśmiał się kpiąco:

— Generałów do wojska nie biorą!

Skąd miał tyle pewności siebie? Chyba nie z tego ile mógł wypić, zanim się zacznie pruć jak stare prześcieradło. Przykryła go kocem, ściszyła telewizor i wyszła na spacer. Uciec od tego miejsca jak najdalej, choćby tylko myślami. „Czemu nigdy nie zaglądasz do mojego parku? Schowałbyś się za drzewem, ja przeszła obok. Byłoby mi lepiej, gdybyś był tu teraz”. Usiadła na ławce. Wyjęła smartfona, na ekranie wystukała tekst: „W poniedziałek kolokwium na zaliczenie. Obecność obowiązkowa”. To jego ostatnia szansa. Był leniem, jak większość polskich mężczyzn, ale na pewno nie zrzędą, a tym bardziej mięczakiem. Choć na imię miał Borys, w swoim blogu nazywała go BLIMC, od skrótu ‘Best Looking In My Class’. Dwadzieścia parę lat, nieuczciwie przystojny, nadmiarem kobiet zepsuty do cna. Połączenie czarnych włosów, ciemnych śladów po zaroście i fiołkowych oczu stanowiło dla niej zabójczą kombinację. Zwłaszcza teraz, kiedy słońce przygrzewało coraz mocniej i na zajęcia przychodził w dopasowanej koszulce, dobrze podkreślającej wyrobione mięśnie. Ćwiczył, a może taki już wyrósł. Zadrzeć mu tę koszulkę, przylgnąć mocno, czuć potęgę jego ramion, całować gdzie popadnie...

 

Kiedy rankiem się ubierała, myślała o nim. Układała włosy, pociągała usta matową pomadką, robiła to wyłącznie dla niego, ale wchodząc do klasy pilnowała, żeby niczym się nie zdradzić. Na sali było kilkunastu studentów, większość kobiety, faceci nieciekawe typy. Rozdała arkusze z tematem pracy, usiadła za stołem przy tablicy, spojrzała na zegarek. Już mieli zaczynać kiedy drzwi otworzyły się raptownie i do sali wpadł Borys. Rzucił jej przelotne spojrzenie, na które czekała długi tydzień, lecz teraz udawała, że ledwie go zauważa. Nie przychodziło jej to łatwo. Podała mu kartkę i wskazała jego miejsce w ławce. Dziesięć minut przed końcem przeszła się po sali, rzucić okiem jak jej uczniowie sobie radzą. Jego kartka była czysta jakby dopiero co wyleciała z krajarki w papierni. Zebrała prace i poinformowała, że wyniki będą gotowe za dwa dni. Tych, co mają pytania będzie przyjmować w swoim pokoju. Pierwszym, który ją tam odwiedził był Borys.

— Dlaczego mi nie zaliczyłaś? — zaatakował ją od drzwi.

Jessika odczekała chwilę, żeby ochłonąć z bezpardonowej napaści, po czym rzekła spokojnie:

— Proszę, żebyś nie zwracał się do mnie w ten sposób. Nie jestem jedną z twoich koleżanek.

Kazała mu usiąść, lecz on wciąż stał przy samej krawędzi biurka, celowo wykorzystując fizyczną przewagę. Onieśmielona, nie potrafiła zebrać myśli.

— A jak mam się zwracać? — spytał, nachylając się nad nią — „kochanie”?

— Dla ciebie jestem pani doktor lub Ms Parker, nie myśl, że ta bezczelność gdzieś cię zaprowadzi.

Zrobił uwodzicielską minę, porywał ją oczami, a wtedy poczuła jak jej kolana miękną.

— Niech będzie. Pani doktor, proszę o zaliczenie...

Kazała mu powtórzyć po angielsku. Odpowiedział płynnie, doskonale naśladując nie tylko jej akcent, ale również barwę głosu. Wyznaczyła mu termin na następny tydzień, a on znowu przyszedł nieprzygotowany.

— Masz jakiś problem? — Ukradkiem patrząc w jego pociągającą, silnie zarysowaną twarz próbowała odgadnąć, jak mu pomóc. — Potrzebujesz więcej czasu?

W odpowiedzi szepnął jej coś do ucha. Słysząc to omal nie podskoczyła z krzesła. Natychmiast wymierzyła mu policzek, lecz jemu przekorny uśmiech nie schodził z ust. W najwyższym stopniu oburzona jego zachowaniem kazała mu się wynosić. O dopuszczeniu do egzaminu mógł zapomnieć. Jednak gdy był już w drzwiach, zrobiło się jej żal. Najzdolniejszy z jej studentów, a że leń? Życie go wyprostuje. Zawołała, żeby podał jej indeks, wpisała coś na jednej z kartek i oddała mu z powrotem. Na korytarzu otworzył podłużną książeczkę i zajrzał w odpowiednią rubrykę. Nie było tam żadnej oceny, tylko słowo „zaliczam”.

 

Jessika uchodziła za ambitną nauczycielkę i naciąganie stopni nie było w jej stylu. Z drugiej strony nie mogła pozwolić, żeby najlepszy z jej podopiecznych ukończył wydział anglistyki z miernym wynikiem. Oblała Borysa przy pierwszym podejściu, ale dała mu szansę poprawki we wrześniu. W okresie wakacji udzielała korepetycji w swoim mieszkaniu. W ten sposób mogła zarobić tyle co przez rok wykładania na uniwersytecie. Jej uczniowie pochodzili z bogatych rodzin, a mając reputację najlepszej korepetytorki w mieście, bez skrupułów wyciągała od nich ostatniego grosza. Borys był wyjątkiem. Udzieliła mu kredytu na korzystnych warunkach. Wpierw chciał przełożyć egzamin na późniejszy termin, lecz gdy dziekan odrzucił jego podanie o urlop, zgodził się zostać jej prywatnym uczniem. Na początku pierwszej lekcji zaprowadziła go do biblioteki, służącej za pokój do nauki. Trzy ściany zajmowały solidne, sosnowe półki, od podłogi po sufit wypełnione wolumenami dużej objętości, w złoconych oprawach. W milczeniu przeglądał tytuły, szukając czegoś znajomego, a gdy poszukiwania nie przyniosły rezultatu, utkwił wzrok w swojej nauczycielce. Stała pośrodku pokoju, ubrana w sweter z przędzy pętelkowej bouclé o kolorze sadzy angielskiej, kontrastujący z zieloną spódnicą w szkocką kratkę, sięgającą równo do kolan. Farbowane blond włosy, rozdzielone przedziałkiem pośrodku głowy, opadały nieznacznie poniżej ramion. Wysoka i postawna, przyglądała mu się uważnie. Borys nie dałby jej czterdziestu lat, w rzeczywistości miała nieco więcej. W tej chwili wydawała się mniej przystępna niż w sali wykładowej. Budziła respekt swoją pracą, nawet lekki podziw, że jeszcze nie spisała go na straty. Na widok masy książek piętrzących się na półkach, odczuł dzielący ich dystans. To chyba niemożliwe, żeby przeczytała wszystkie.

— Za wyjątkiem kilku kupionych ostatnio. — Rozwiała wątpliwości, a jemu zarozumiały uśmiech natychmiast znikł z twarzy.

Uświadomił sobie, że musi się sporo uczyć zanim dorówna jej poziomem. Wyłożyła mu swoje warunki: Ma robić dokładnie czego od niego wymaga, nie wchodzić jej w słowo, koncentrować wszystkie siły na nauce i w ogóle nie rozpraszać uwagi na nic, co nie jest przedmiotem lekcji.

— Ale przecież takiej katorgi żaden normalny człowiek nie wytrzyma — zaprotestował, lecz już bez wcześniejszej arogancji w głosie.

— W takim razie marnujesz tu czas. — Pokazała mu drzwi, a wówczas się zawahał.

— Zgoda, a co dostanę w nagrodę?

Ze sposobu w jaki na nią patrzył nie miała wątpliwości o jaką „nagrodę” mu chodzi. Jednak nie dała się sprowokować i prędko odpowiedziała:

— Piątka na egzaminie, dyplom z wyróżnieniem, a potem pełna sukcesów droga kariery. Czy to nie jest wystarczająca nagroda?

 

Zgodnie z przewidywaniem Borys okazał się być utalentowanym uczniem, w locie chwytającym zawiłości obcego języka. Miał muzykalne ucho i szybko się nauczył naśladować jej akcent, co do najlżejszego odcienia. Ze słuchawkami na uszach każde słowo powtarzał dziesiątki razy, korygował najdrobniejsze niedociągnięcia, aż mówił jak urodzony Londyńczyk, którego nie sposób odróżnić.

‘How much wood would a woodchuck chuck if a woodchuck could chuck wood?’ Testowała giętkość jego mowy, rzucając mu językowego łamańca.

A on bez zająknięcia ją przedrzeźniał:

‘He would chuck, he would, as much as he could, and chuck as much wood’.

Z dużą satysfakcją odkryła, że dzięki fenomenalnej pamięci Borys może przerabiać materiał szybciej niż przeciętni uczniowie. Był obdarzony niezwykle chłonnym umysłem, którym przerastał najlepszych absolwentów z Oxfordu i Cambridge, z jakimi przyszło jej pracować. Nie wątpiła, że uzyska znakomity wynik na egzaminie, a on jej nie zawiódł. Podczas obiadu, na który zaprosiła go z okazji celebrowania pomyślnego zakończenia studiów, namawiała, żeby wyjechał z nią do Anglii i tam pisał pracę magisterską. W tym czasie jej rodzice bawili na wakacjach w Perth. Borys mógłby kilka tygodni spędzić w domu, w którym Jessika wyrosła, co by ich bardziej zbliżyło ku sobie. Załatwiłaby mu robotę w gospodarstwie u znajomych, żeby mógł doszlifować praktyczną znajomość języka.

— Twój angielski jest na najwyższym poziomie akademickim, ale powinieneś poznać ludzi i kulturę, która ten język stworzyła.

Borys nie wyglądał na zachwyconego tą propozycją.

— Chcesz żebym zrywał marchewkę i był twoim parobkiem?

Dotknęła jego dłoni i patrząc mu w oczy, fioletowym blaskiem przyćmiewające bukiet werbeny w wazoniku na stole, odszepnęła:

— Z takim parobkiem byłabym najszczęśliwszą kobietą i służyłabym mu, czym tylko mogę.

Zrozumiał, że jest to ostatnia lekcja jakiej zamierzała mu udzielić.

 

Wyjechali na początku października, żeby złapać kilka dni ciepłej, słonecznej jesieni. Stach nie stwarzał żadnych problemów. Był całkowicie pochłonięty śledzeniem Bundesligi, która właśnie wchodziła w fazę decydujących rozgrywek. W przerwach między meczami biegał na halę po piwo, a przed pójściem do łóżka z internetu ściągał krótkie filmy w kategorii „dziewczyny z zabawkami”. Nie miał pojęcia, że w tym czasie jego żona odbywa daleką podróż w towarzystwie byłego ucznia. Dom rodzinny Jessiki znajdował się niedaleko koledżu Newnham gdzie obroniła dysertację, w połowie drogi między Cambridge, a skalistym brzegiem morza. Otoczona parkiem wiekowych dębów, wielopokoleniowa rezydencja rodu Parkerów stała teraz opustoszała. Zamieszkiwały w niej tylko trzy osoby: guwernantka, która znała Jessikę od dziecka, młoda Słowenka w charakterze pokojówki niedawno zatrudniona przez państwa Parkerów oraz szef kuchni, hindus z nadmorskiego Triwendramu, pomimo sędziwego wieku potrafiący zadowolić najwybredniejsze podniebienia. Służba zajmowała pokoje w bocznym skrzydle rezydencji, swoje obowiązki wykonywała dyskretnie, zapewniając pani i jej gościowi całkowitą prywatność. Jessika kazała przygotować Borysowi pokój do nauki na piętrze. Zgodnie z obietnicą wyszukała mu pracę w oddalonym o kilka mil folwarku. Wieczorem czekała na niego w salonie, potem jedli kolację, po posiłku przechadzali się po rozległym parku, a gdy padał deszcz, do gry w brydża zapraszali guwernantkę i hindusa. Późną porą prosiła go na górę do swojej sypialni, lecz Borys zachowywał się powściągliwie. Był miły, opiekuńczy, traktował ją ciepło, po przyjacielsku, ale wbrew oczekiwaniom nie przejawiał namiętności kochanka. Jessika tłumaczyła to zbyt dużą różnicą wieku. Tym bardziej doceniała każdą chwilę spędzoną razem wiedząc, że takich okazji nie będzie bez końca. Nauczyła go jeździć konno. W siodle trzymał się pewnie, ręce i ramiona unosił swobodnie, stopy opierał piętami w dół, jakby był urodzonym jeźdźcem. W weekendy kłusem podążali nad rzekę, wijącą się wśród okolicznych pól. Jessika dosiadała karego ogiera czystej krwi arabskiej. Borys towarzyszył jej na łagodniejszej kasztance. Z koni zsiadali na brzeg, blisko płaczącej wierzby, czubkami zwisających gałęzi zanurzonej w wodzie. Siedział wpatrzony w cichy nurt, jakby chciał odgadnąć kres jego biegu, ona patrzyła na pożółkłe liście, coraz gęściej spadające na ziemię, porównując siebie do jednego z nich, przemijającego szybko i bezpowrotnie. Pragnęła zaczarować czas, zatrzymać Borysa przy sobie na zawsze, lecz nie znała magicznych słów. Prosiła, żeby czytał z książki na głos, bo tylko wtedy będzie mógł zachować właściwą intonację, a poza tym to dobre ćwiczenie na klatkę piersiową. Kładła mu głowę na kolanach, zamykała oczy i z lubością wsłuchiwała się w głęboki, melodyjny głos:

 

No beast so fierce but knows some touch of pity

But I know none, and therefore am no beast.

 

— To genialne — rzekł, kiedy skończył. — Chciałbym umieć pisać językiem tak prostym i wymownym.

Dotknęła ręką policzka, który przypomniał jej niesfornego studenta. Teraz był innym człowiekiem, tyle się zmieniło w ich życiu.

— Będziesz pisać równie pięknie, musisz tylko próbować z całych sił, nie poddawać się, wierzyć w siebie.

 

Nazajutrz mieli niespodziewanych gości: siostrę Jessiki, Megan, z bratanicą, Rebeką. Megan była zupełnie niepodobna do Jessiki — korpulentna brunetka, o dominującej osobowości, starsza o kilka lat, ale dobrze to ukrywająca. Jej bratanica niczego kryć nie musiała, bo była w wieku Borysa, oficjalnie studentka na uniwersytecie w Southampton, a dla wtajemniczonych aktorka specjalizująca się w scenach ‘girl on girl’. Cała czwórka znalazła się w osobliwej sytuacji. Zanim Jessika zdążyła się nacieszyć Borysem, wpadała jej siostra, żeby tylko zająć go rozmową o czymkolwiek, a kiedy wymawiał się brakiem czasu, nadchodziła Rebeka z rozżaloną miną, że Borys w ogóle nie poświęca jej uwagi. Roztaczał czarującą aurę, starał się uszczęśliwić wszystkie trzy, przynajmniej w słowach i gestach, lecz po kilku dniach nawet i on czuł się znużony impasem. A każda z pań, w osobnej sypialni, musiała się zadowalać tym, co Anglicy określają ‘flicking the bean’. Jako rozwódka, Megan uważała się za pierwszą do obsłużenia i wysłała wyraźny sygnał siostrze, żeby nie stawała jej na drodze, bo w przeciwnym razie jeszcze tego samego dnia wykona telefon do Warszawy i wkrótce Jessika będzie miała Stacha na progu i wiele spraw do wyjaśnienia. Nie chcąc rujnować życia swojej promotorce, Borys wybrał mniejsze zło, z kolei Jessika rozumiała w jak trudnej sytuacji znalazł się jej student i usunęła się na bok. Powstrzymywała się od jawnych pretensji pod adresem siostry, choć głęboko w sercu czuła się zraniona jak nigdy dotąd. Relacje dodatkowo komplikowało zachowanie Rebeki. Nie będąc w stanie dorównać ciotce w intrygach, przy każdej sposobności wykorzystywała powaby młodego ciała. Nie zważając na pierwsze jesienne chłody, w skąpym bikini przechadzała się w obecności Borysa, eksponując powiększone piersi, kręcąc krągłymi pośladkami. Namawiała go, żeby zagrał z nią w jednym z filmów. Tak miał dość jej ciotki, że zgodził się pojechać na dwa dni do jej studia na przedmieściu Londynu. Wrócił stamtąd odmieniony, przestał pisać pracę dyplomową, choć do końca zostało mu zaledwie kilka rozdziałów. Jessika obawiała się, że Rebeka wywiera na niego jeszcze gorszy wpływ niż Megan. Modliła się, żeby jak najprędzej obydwie wyniosły się do diabła.

 

Któregoś dnia przed rezydencję zajechała taksówka. Serce Jessiki zabiło nadzieją. Może rodzice skrócili pobyt na Antypodach i wrócili niezapowiedziani? Guwernantka otworzyła drzwi, wprowadzając gościa do środka. Jessika podeszła się przywitać, a wtedy twarz zbladła jej jak płótno. W przedsionku stał Stach. Na widok Jessiki uśmiechnął się głupkowato i przepitym głosem zawołał:

‘Honey, I’m home!’

W rękach trzymał dwie pękate torby, na spodzie spory zapas wódki żołądkowej-gorzkiej, z wierzchu, dla zmylenia celników, pęta kiełbasy czosnkowej od znajomego masarza na wsi. Część zdążył spożyć po drodze, jako zagrychę do gorzały, którą poił siebie oraz obsługę pociągu. Nie zabrał ubrania na zmianę, ani piżamy, widocznie jak zwykle liczył, że żona zatroszczy się o wszystko. Jakimś cudem za obniżoną cenę udało mu się zdobyć bilet na sliperetkę i po prawie dwudziestu godzinach jazdy, trzech przesiadkach, wysiadł, a raczej zwalił się pijany na peron stacji Waterloo-East w Londynie. Stamtąd złapał taksówkę, był bez grosza, a po dotarciu na miejsce kierowcę wysłał do żony, żeby pokryła olbrzymią kwotę za kurs. Jessika zapłaciła bez dyskusji, bo tylko jedna rzecz zaprzątała jej głowę — bezpieczeństwo Borysa, który w tym czasie przebywał na farmie u sąsiada. Na szczęście Stach nic nie wiedział o jego istnieniu. Jessika poleciła pokojówce przygotować dla męża kąpiel i łóżko w głównej sypialni, po czym bezzwłocznie wskoczyła za kierownicę range rovera, specjalnie na nagłą okazję zaparkowanego przodem do bramy wyjazdowej.

— Mój mąż przyjechał niespodziewanie — ostrzegła Borysa. — Nie możesz wracać na noc.

Poprosiła, żeby czekał na wiadomość, pocałowała go i odjechała.

 

W posiadłości Parkerów Stach czuł się jak u siebie w bloku z wielkiej płyty. Barek w pokoju gościnnym zastawił butelkami z wódką, w szlafroku teścia, nieco przyciasnym na brzuchu, przechadzał się po pokojach, siadał na stylowych meblach pamiętających jeszcze czasy królowej Wiktorii. Pożądliwym wzrokiem łypał za szwagierką, a na widok Rebeki klepał się po udach.

— Malutka, chodź pocałuj wujka!

Rebeka nareszcie mogła pokazać kto tu rządzi, piła wódkę ze Stachem i dawała się łapać za tyłek. Jessika ze zgrozą patrzyła jak jej dom zamienia się w burdel, lecz nie znała sposobu aby temu zaradzić. Po libacji Stach nabrał ochoty na przejażdżkę konno po okolicy. Po krótkim przeglądzie stajni okazało się, że jest zbyt ciężki nawet na najmasywniejszego konia. Nie tracąc fasonu z szopy wytoczył dwukółkę, zaprzągł do niej leciwego siwka, lewą ręką złapał za lejce, prawą zaciął konia batem, a na widok zdumionych pań, zawołał:

— Tak jeździł hetman Sobieski!

W wigilię hubertusa wpadł na pomysł, żeby urządzić polowanie. W piwnicy znalazł strzelbę, w kuchennej szafce naboje. Z bronią w ręku chodził po domu, co napawało Jessikę przerażeniem.

— Masz kogoś na nagankę?

Odpowiedziała przecząco, ale gdy nalegał wyjawiła, że zna sezonowego robotnika, Polaka, mieszkającego w pobliżu.

— Rodak? — Stach wyszczerzył zęby. — To wspaniale, daj przepis hindusowi, żeby ugotował nam bigosu, do biesiady, jak już ustrzelimy niedźwiedzia.

Niedźwiedzie wyginęły w Anglii tysiąc lat temu, ale poniesiony rycerską fantazją Stach nie dawał sobie przetłumaczyć. Zajęcy również ani śladu, tylko dzikie gęsi, na które sezon ochronny właśnie minął. Gromadziły się na bagnach, między lasem, a brzegiem rzeki. Wyruszyli tam o brzasku. Mężczyźni przodem, Megan i Rebeka nieco za nimi. Jessika nie miała nerwów oglądać jatki, dlatego została w domu. Czwórka podążała tropem czarnego labradora retrievera, którego Borys trzymał na smyczy. Pies był z nim zaprzyjaźniony, ale warczał na Stacha, bo nie znosił odoru alkoholu i przetrawionego czosnku. Gdy znaleźli się na skraju lasu, Stach dał znak Borysowi, żeby podkradł się do kępy krzaków rosnących pośrodku łąki i tam wypuścił psa. Włożył nabój do lufy, jej wylot skierował lekko skośnie do ziemi. Po chwili rozległo się chrapliwe kwilenie spłoszonego ptactwa i znad bagiennych traw do lotu poderwało się kilka bernikli kanadyjskich, brązowych z drobnymi, białymi prążkami na piersi i po bokach. Stach wypalił śrutem, lecz żaden z ptaków nie został trafiony. Niezadowolony obserwował jak gęsi odfruwają na bezpieczną odległość, kiedy z zarośli doszło ujadanie labradora. Podeszli bliżej i zamarli w przerażeniu. Stach rzucił dymiącą strzelbę na ziemię i przeżegnał się dygoczącą ręką. Pognał do domu i po jakimś czasie wrócił z Jessiką. Wyskoczyła z samochodu i co sił w nogach biegła w stronę lasu, Stach za nią. Ocierał spoconą twarz, drżącymi ustami niewyraźnie coś mamrotał. Jessika przeczuwała, że musiało się wydarzyć coś strasznego.

‘Where’s Boris?’ powtarzała zaniepokojona, aż zobaczyła go leżącego na ziemi, we krwi, bez znaku życia, tam gdzie dosięgły go kule.

‘No, this isn’t happening! Boris, darlin’, talk to me,’ lamentowała wniebogłosy.

Rebeka wezwała ambulans, którym Borysa zabrano do szpitala. Przez dwa tygodnie znajdował się w stanie śpiączki. Jessika wszystkim wmawiała, że Borys ją słyszy, choć zdaniem lekarzy było to niemożliwe. Próba nawiązania kontaktu z jego rodziną w Polsce spełzła na niczym. Jako najbliższa osoba, Jessika musiała podjąć decyzję o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie. Nie miała siły tego zrobić, wolała umrzeć razem z nim. Majętność Parkerów była wystarczająco duża, żeby zgodnie z prawem uzyskać zezwolenie na pochówek w jej granicach. Za nieumyślne zabójstwo Stach został skazany na pięć lat, ale za kaucją zwolniono go po trzech. Pomogły mu w tym okoliczności oraz żona, która zaangażowała najlepszych prawników. W Polsce mieszkała jeszcze tylko przez rok. Ze Stachem rozwiodła się niedługo potem gdy odzyskał wolność. Nigdy ponownie nie wyszła za mąż, żyła samotnie. Często wybierała się nad rzekę, w to miejsce gdzie Borys czytał jej Szekspira, a gdzie teraz na jego grobie stał wapienny głaz. Siadała na ziemi, wyjmowała kartki papieru zapisane jego ręką, czytała ze łzami w oczach. Potem patrzyła na pożółkłe liście płynące po wodzie i rozmyślała, jak daleko jest jej rzeki kres.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • laura123 13.06.2021
    Bardzo, ale to bardzo smutne. Czyta się na jednym oddechu... piękny tekst. 5
  • D.E.M.O.N 13.06.2021
    za smutne... jak Ty robisz tą kursywę?
  • Narrator 14.06.2021
    D.E.M.O.N ?ż???? ???????? ????? ???? ????????? https://lingojam.com/FancyTextGenerator, ale najlepiej zapytaj ekspertki, o tutaj: https://www.opowi.pl/flesz-spoza-a69355/
  • Tjeri 13.06.2021
    Ale żeś w tego Stacha władował... Jest gorszy nawet niż najbardziej prawy z naszych rodaków. Obrzydliwość.
    Tekst napisany bardzo dobrze, ale z tak ckliwymi nutami, że tylko oparcie na "faktach" może je usprawiedliwić.
    Ale oczywiście czyta się świetnie.
  • Narrator 14.06.2021
    Tjeri Stach ma wiele moich cech, a ja nie uważam siebie za tak wyjątkową osobą, żeby nie można było jego charakteru uogólnić.
  • Tjeri 14.06.2021
    Narrator wierzę jednak, że nie jesteś jego pierwowzorem. Wspólne cechy (genetycznie) to i z muszką owocówką mamy.
    A genetyczne podobieństwo między człowiekiem a szympansem wynosi 97%... :))
  • Tjeri 14.06.2021
    Narrator a tak serio – plastycznie go opisałeś. I wiem tak naprawdę, że w Polsce sporo takich (a już na pewno więcej niż Jessik). Co więcej – to modelowy (u nas) mąż. Nie jakaś pedalska mimoza (to ostatnie to cytat). :(
  • Narrator 14.06.2021
    Tjeri Procenty są zdradliwe. Łańcuch DNA ma tyle kombinacji, że nawet te 3% różnicy między człowiekiem i szympansem daje praktycznie nieskończoną liczbę cech różniących te dwa gatunki. Nawet najmniejsza, dodatnia liczba pomnożona przez liczbę bliską nieskończoności da znaczący rezultat (prawo wielkich liczb Czebyszewa). Podobnie jest w przypadku reklamy preparatu zabijającego 99% bakterii. Tych bakterii jest tak olbrzymia liczba, że nawet 1% wystarczy, żeby zachorować.

    Nie potrafię zmyślać, piszę wyłącznie w oparciu o własne doświadczenia, każda z postaci ma wiele ze mnie, bądź z osób, które znam.
  • Tjeri 14.06.2021
    Narrator stąd taki przykład – nawet drobiazg może zrobić różnicę. Każdy ma jakieś wady. W Polsce dużo się zmienia, ale wciąż, szczególnie na ścianie wschodniej, czy po wsiach (oczywiście nie chcę nikogo obrazić generalizowaniem!) obowiązuje model pana i władcy. Model namaszczony w kościele i hołubiony przez władze.
  • Narrator 14.06.2021
    Tjeri Może to jest niezły model. Każdy facet chce być panem i władcą, i mieć wiele posłusznych kobiet. Kto teraz zaprzeczy, że Polska to nie jest raj dla mężczyzn? Co 10 lat nowa żona, o 10 lat młodsza. Biedaczkom na Zachodzie w pale się to nie mieści. Wysłać ich na ścianę wschodnią, a prędko stamtąd nie wrócą :)
  • Tjeri 14.06.2021
    Narrator koleżanka z Jarosławia twierdziła, że im kto bardziej ze wschodu, tym sprytniejszy.
    Widłami by wyleczyli zachodniaków nasi Stachowie ?.
  • Narrator 14.06.2021
    Tjeri Bardzo mądra ta twoja koleżanka. Prześlij jej pozdrowienia :)
  • Tjeri 14.06.2021
    Narrator niestety, od czasów studiów nie mam z nią kontaktu, ale słyszałam, że po tym jak wyszła za mąż, kopnęła połowicę w cztery litery i bogato się rozwiodła. :D.
  • Narrator 14.06.2021
    Tjeri Lepiej dla obojga. Ona zażywa teraz wolności, jego pewnie też coś to nauczyło. Nie ma tego złego... Ciekawe te ludzkie relacje, niby podobne, a jednak każda odmienna na swój sposób. Kolejny temat na ciekawe opowiadanie :)
  • Szpilka 14.06.2021
    Coś mi się tu nie zgadza, świetnie wykształcona kobieta z majętnego domu, tkwiąca przy boku znielubionego męża? Nie ma takiej opcji ?

    Tytuł zajefajny, dobrze się czyta i tylko piosenkę zaśpiewać:

    Facet to świnia

    Jak zwykle znów nie robisz nic
    Gazetę czytasz cały dzień
    Łaskawie czasem obiad zjesz
    Po domu snujesz się jak cień
    Ty z kolegami wolisz pić
    Niż z moją mamą ciasto piec
    I zamiast dzieckiem zająć się
    Musiałeś znowu wyjść na mecz
    To nie jest miłość, lecz ja kocham cię
    Nie jestem świnią, choć ty tego chcesz.

    Facet to świnia
    Mówisz, że ty o tym wiesz
    Choć ja się staram jak mogę
    Przez całe życie słyszę ten tekst

    Facet to świnia
    Mówisz, że ty o tym wiesz
    Choć ja się staram jak mogę
    Przez całe życie słyszę ten tekst

    Ty w telewizor gapisz się
    A do kościoła chodzisz sam
    I nigdy nie przytulisz mnie
    W łazience znowu cieknie kran
    Gdy w nocy czujesz się jak lew
    To obręcz ściska moją skroń
    No kiedy wreszcie puścisz mnie
    Migrena to najlepsza broń
    To nie jest miłość, lecz ja kocham cię
    Nie jestem świnią, choć ty tego chcesz.

    Facet to świnia
    Mówisz, że ty o tym wiesz
    Choć ja się staram jak mogę
    Przez całe życie słyszę ten tekst

    Facet to świnia
    Mówisz, że ty o tym wiesz
    Choć ja się staram jak mogę
    Przez całe życie słyszę ten tekst

    O samochodach mówisz wciąż
    Do dziewczyn ślinisz się jak pies
    Ty życie zmarnowałeś mi
    Od kogo jest ten SMS?
    I chociaż oszukujesz mnie
    Ja lubię twój szelmowski śmiech
    Bez ciebie nudny byłby świat
    Bo facet to jest dobra rzecz
    To nie jest miłość, lecz ja kocham cię
    Nie jestem świnią, choć ty tego chcesz

    Facet to świnia
    Mówisz, że ty o tym wiesz
    Choć ja się staram jak mogę
    Przez całe życie słyszę ten tekst

    Facet to świnia
    Mówisz, że ty o tym wiesz
    Choć ja się staram jak mogę
    Przez całe życie słyszę ten tekst

    Big Cyc

    https://www.youtube.com/watch?v=gfruGMepuc0
  • Narrator 14.06.2021
    Szpilka Świnia to całkiem miłe, inteligentne stworzenie, które może być przyjacielem człowieka. Czemu je obrażasz, porównując do ohydnego, prymitywnego, faceta?

    Z przyjemnością posłuchałem tej zabawnej piosenki (Big Cyc — czemu tylko jeden?), chociaż akurat pisząc ten tekst słuchałem czegoś zupełnie innego: https://www.youtube.com/watch?v=EVAB2z1RPu4

    Wykształcenie sobie, instynkt walczy z rozumem, nawet najrozsądniejsza kobieta może stracić głowę, zwłaszcza młoda i naiwna, albo doświadczona, lecz zaniedbana przez męża. Lekarskie kroniki notują takie przypadki :)
  • Szpilka 14.06.2021
    Narrator

    Ja? Dyć to Die Aerzte tak śpiewali, Big Cyc skoverował, poniżej oryginał z napisami, trochę się różni od wersji Big Cyców ?

    https://www.youtube.com/watch?v=mYtPAtHtlgo

    Zaniedbywana kopnie pajaca w zadek, tylko w Polsce musi tkwić, bo nie ma dokąd pójść, w Niemczech np. to żaden problem, ekspedientka zarobi na wynajem mieszkania.

    Nom, klasyk fajny jest ?
  • Vincent Vega 14.06.2021
    Świetny rys małżeństwa jak matni oraz fantazji o drugiej młodości, miłość. Relacja zdudowana na niedomowuwieniach, drobnych gestach. Tego typu relacja Stach - Jessica jest bardzo przerażająca, bo często ma miejsce w rzeczywistości , małżonkowie przyzwyczają się do klatki. Znają jej granice, mięśnie, które mogłyby wyrwać zęby krat zanikają. Najbardziej urzekła mnie nieco grubym pędzlem namalaowana, mianowicie Stacha.
    Miłość bohaterki do Borysa myślę, że była tak silna, bowiem w większości rozegrała się w jej głowie, przez co miała później odwagę w końcu zakończyć związek z mężem. W obszarze, gdzie wspomnana przeze manie klata się znajdowała.

    "W rękach trzymał dwie pękate torby, na spodzie spory zapas wódki żołądkowej-gorzkiej, z wierzchu, dla zmylenia celników, pęta kiełbasy czosnkowej od znajomego masarza na wsi. Część zdążył spożyć po drodze, jako zagrychę do gorzały, którą poił siebie oraz obsługę pociągu."
    Swojski chłop;)

    Pozdrawiam serdecznie:)
  • Narrator 14.06.2021
    Vincent Vega Właśnie nikomu Stach się nie spodobał, a przecież to jedyny charakter z krwi i kości. Wypija duże ilości piwa, a kto tego nie lubi? W drodze do łóżka nie omija lodówki, ilu z nas sobie takiej przyjemności odmawia? Z żoną chce się kochać jak na filmach XXX, czy naprawdę tylko on? Muszę wyznać, że w pewnym stopniu byłem zainspirowany Aureliuszem, oraz postaciami z innych twoich opowiadań. Dzięki za długi komentarz.
  • Trzy Cztery 14.06.2021
    Borys był jak piękna i niewinna sarenka, którą każdy chciał upolować, aż w końcu zginął naprawdę.
  • Narrator 14.06.2021
    Trzy Cztery To prawda.Piękny mężczyzna ma gorsze życie niż najpiękniejsza kobieta. Jest obiektem zawiści innych mężczyzn. Dlatego lepiej być Stachem. Lepiej strzelać, niż być ustrzelonym :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania