Pokaż listęUkryj listę

Bogaty kraj biednych ludzi

Mieszkam w Wałbrzychu w budynku komunalnym przy ulicy Armii Krajowej, kiedyś to była ulica Armii Czerwonej. Zaznaczam to tylko dla tego, że ostatni remont naszego domu odbył się właśnie przy tej ulicy. Wtedy było to jeszcze miasto wojewódzkie wysoko uprzemysłowione, tętniące gwarem i życiem. Dziś po tej świetności i po kopalniach pozostały jedynie hałdy i ruiny. Podobny los spotkał zakłady kooperujące, w jednym z nich pracowałem. Uśmiecham się na myśl, że byłem tam długoletnim pracownikiem. Od tamtego okresu nie mam stałego etatu, a kolejne chwilowe zajęcia przynosiły, co raz mniejszy dochód. Najciekawsze jest to, jak przystosowałem się przez te wszystkie lata do takiego życia. Nie jestem osamotniony w tym, że już dawno przestałem szukać pracy, w całym kraju jest takich jak ja setki tysięcy.

Budynek liczy dziewięć mieszkań i w żadnym z nich nie ma pełnej rodziny, wszystko gdzieś „wyparowało” za pracą. Tylko jedna osoba z lokatorów posiada stałą pracę, jest to pani pracująca w szkole podstawowej, jako bibliotekarka. W czasie tych wakacji jest bardzo zapracowana, stale kompletuje dokumenty potrzebne do pozyskania dwóch tysięcy złotych, jakie Rząd przeznaczył na książki do szkolnych bibliotek. Organ prowadzący też swoje dołożył i kobieta zakopała się w tych papierach po same uszy. Na tym jeszcze się nie zakończyło. Postarali się jeszcze kobiecie pomóc i dowalili darmowy podręcznik dla pierwszej i drugiej klasy.

Poradziłem jej, jak zobaczyłem te sterty papierów.

- Spakuj sąsiadko tą makulaturę i wywiezie się ją do punktu skupu. Dostanie tam pani, te swoje dwa patole. Dzieciaki będą miały w nowym roku szkolnym przynajmniej lektury. Te pieniądze od państwa to są patykiem na wodzie pisane, lepiej niech się pani nie wychyla po nie. Bo tą pani bibliotekę zlikwidują, zrobili już tak w pięciu procentach szkół. Może dostać też sąsiadka ograniczenie etatu na jedną godzinę pracy w każdym dniu i taką karierę w końcu zaliczy.

Poruszyła mnie sprawa biblioteki tak bardzo, ponieważ jestem stałym klientem miejskiej. Regularnie ją odwiedzam, a tam stale dokonują mniejszych zakupów woluminów. Brakuje nowości wydawniczych, jak są jeden lub dwa egzemplarze to w kolejce trzeba sporo czekać tyle jest chętnych. Jedynie w kolejce nie czekają decydenci miejscy, o co to nie, nie mają tam jakiś przywilejów. Po prostu ich stopa nigdy nie przekroczyła progu biblioteki, potrzeby głodu wiedzy u siebie nigdy nie odkryli. Może, dlatego tak bardzo zmniejszyli mi i innym czytelnikom okno na świat.

Jak nie mam, co czytać, to idę oglądać telewizję do naszego najbogatszego lokatora? Pan Norbert dostał pełną emeryturę górniczą, zawsze mu się dobrze powodziło. Wcześniej miał wysokie zarobki i jeszcze książeczkę górniczą, dzięki niej mógł zakupić atrakcyjne towary. Był pierwszym w naszym budynku, który kupił nowy samochód, w sumie miał ich kilka. Teraz nie posiada żadnego, woli jeździć taksówkami. Jest przekonany, że dla niego jest tak taniej.

Ostatnio bardzo nam przeszkadzał, w oglądaniu telewizji, hałas dobiegający z ulicy. Remontują ją, sprowadzili granit na chodniki z Chin, widocznie ten z pobliskiego Strzegomia jest za tani. Lepiej jest go wyeksportować do innych krajów, a zarobione pieniądze przeznaczyć na kupno chińskiego.

Właśnie oglądam powtórkę mojego ulubionego programu motoryzacyjnego „Absurdy Drogowe”, pokazują w nim słupki z kwasiaka wkopane przed parkiem. Prowadzący mówią, że każdy kosztował dwadzieścia pięć tysięcy złotych. Opowiadają, co można było za te pieniądze kupić. Patrzę na to i dostrzegam podobieństwo tamtych słupków do tych zamontowanych na naszych chodnikach. Tylko u nas jest ich znacznie więcej i część jest grubsza, czyli droższa. Przepraszam pana Norberta, muszę wyjść na ulicę i sprawdzić. Już nie idę, tylko biegnę i liczę. Wychodzą mi już milionowe kwoty aż tyle tego jest. Wracam do domu i robię doskonały plan skoku na cztery słupki, wkopane przed moim domem. W nocy wykopie je i schowam do piwnicy. Jak wszystko ucichnie to je potnę, lub sprzedam w całości? Wszystko zależeć będzie od kupującego.

Moje planowanie przerywa głośny huk z ulicy, wyglądam przez okno. Widzę, stojący pod moim domem na chodniku rozbity samochód. Obok niego i przed nim są cztery zniszczone słupki z kwasiaka, moje niedoszłe źródło zarobków. Wyszedłem z domu, z nadzieją zagospodarowania leżących na drodze stu tysięcy złotych. Dostrzegam wielu chętnych na zaopiekowaniem się zniszczonym mieniem, którego dokonał stary samochód z przyklejoną kartką na szybie.

Sprzedam samochód,

Tylko pełnoletni,

Z niewielkim przebiegiem dwadzieścia tysięcy kilometrów,

W cenie pięćset złotych.

Czytałem ogłoszenie i już miałem gotową receptę na przyszłość.

Uzbieram 500 złoty, kupię samochód z silnikiem z tyłu, wzmocnię jemu przód. Przejadę się w nocy chodnikami ulicy Armii Krajowej, Wieniawskiego i pozbieram później porzucone mienie. Najważniejsze w życiu jest mieć jakiś cel, ja go w końcu znalazłem. Przecież i tak społeczeństwo płaci za wszystko. Ostatecznie nic się nie stanie, jak na troszkę odwrócę kolejność.

Następne częściBogaty pan

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • levi 24.08.2015
    smutne ale jakie prawdziwe, 4
  • Prue 24.08.2015
    Masz fajny styl. Dobre pomysły na opowiadania, dobrze się to czyta, nie jak jakąś ciekawostkę, a mądry tekst, który mówi o czymś. Dam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania