Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Boska herezja 3 ~ Kolonoskopia w parku

Lucek rzucił Gabriela na ziemię niczym worek kartofli. Zero szacunku dla tej kształtnej niebiańskiej dupy. Nawet minimum wyczucia.

 

- Spójrz jakie piękne gwiazdy - zauważył, siadając wygodnie obok archanioła.

 

- Są chmury. Nie widać nawet skrawka nieba - uświadomił rudzielca Gabryś.

 

- O, a tam jakiś meteoryt zapierdala... - Lucjano rozmarzył się, pokazując na kształt sunący majestatycznie przez nocne niebo.

 

- To helikopter, debilu.

 

- Czy ty zawsze musisz mi psuć moment? Staram się być, kurwa, romantyczny. Ja ci mogę wiersze układać i nadal coś ci nie pasuje.

 

- Wiersze? - prychnął blondyn. - Ja pierdolę, no naprawdę, drugi kurwa Słowacki. Dawaj, ujarzmij mnie swym geniuszem literackim.

 

No, nie czuje, jak rymuje, czy jak to tam było. Chyba zostanie pierwszym białym niebiańskim raperem.

 

Lucek a.k.a. pisarska burżuazja odchrząknął, zbierając się w sobie, gotów do deklamowania tworów swojej wybitnej osoby przed pierwszym chętnym słuchaczem. Poeta roku. Bezsprzeczny kandydat na literackiego Nobla w dziedzinie pseudopoetyckiego bełkotu. Tokarczuk przy nim to mały pikuś.

 

- Na górze róże, na dole Himalaje... Na twój widok, aż mi staje.

 

- Możesz mi przypomnieć, czemu nie zgłosiłem cię jeszcze na policję za molestowanie mnie?

 

No właśnie. Przecież ma telefon. W ostateczności zawsze może zadzwonić po karetkę, policję, nawet pod pogotowie gazowe, jeśli uzna to za konieczne. Warto będzie o tym pamiętać.

 

- Bo ci się to podoba - mrugnął zalotnie diabeł.

Gabriel przewrócił oczami, nie mając zamiaru spierać się dalej z tym libertyńskim ćwierćinteligentem.

 

Oczywiście, że mu się NIE podobało. Miał do siebie szacunek. Wielki. Kurwa, szanował się.

 

Słowo daje, nie podobało mu się nic co robił Lucyfer, szczególnie jego hedonizm, idiotyczne podteksty, bezsensowne żarty, znaczące mrugnięcia okiem, gesty jak u psychotyka po dragach... I ta czysto pornograficzna, niedopuszczalnie reprezentacyjna, playboyowata figura.

 

Kurwa, nie, zdecydowanie mu się nie podoba, kusząc go swym pozornym urokiem niczym jakaś męska ladacznica. To takie... Niewyrafinowane.

 

Poza tym chwilami przy upadłym tak go telepało z zażenowania, że mógłby stać na taśmie w Gerberze i mieszać im kaszki.

 

Ale w sumie mógł odrobinę spodziewać się takiego zwrotu akcji, jako że już przy okazji poprzednich spotkań ten Romeo na Viagrze podawanej dożylnie, który w drodze do swej Julii przeruchałby balustradę na balkonie tak, że nie wiedziałby, którędy na zewnątrz, poinformował go parokrotnie, że jest zainteresowani Dżibrilem nie tylko w kontekście partnera do kart.

 

- Chciałbym wracać do domu - zaapelował archanioł, mając nadzieję, że chociaż ta prośba zostanie uwzględniona. - Piździ. A tobie chyba już ostatecznie mózg odmroziło.

 

- Mogę cię rozgrzać - zaoferował uczynnie Lucjano, siadając obok. - Mam cały wachlarz możliwości. Ognisko, masażyk, lodzik...

 

- Myślałeś kiedyś nad byciem dziwką? Świetnie potrafisz się zareklamować. Mógłbyś stworzyć totalnie innowacyjną sieć burdeli.

 

Rudy spojrzał na niego oskarżycielsko.

 

- Powiedz mi choć raz coś miłego. „Jesteś super Lucek", „kocham cię Lucek", „ale to było fajne Lucek", „ale jesteś mądry Lucek", „chodź się ze mną pieprzyć Lucek", „lubię z tobą spędzać czas Lucek".

 

Kto by pomyślał, że ten gigantycznie narcystyczny rudzielec cierpi na brak dowartościowania.

 

- Nie jestem dobry w prawienie komplementów - warknął anioł. - No i czego cieszysz ryja? - spytał, widząc jak facet szczerzy się do niego, sprawiając wrażenie, że słucha trzy po trzy.

 

Jak zwykle, zdał sobie sprawę Gabi. Autyści i schizofrenicy wymiękali przy Lucyferze, który poza tym, że miał własny świat i mnogie osobowości, bez żadnego problemu zakurwiał między nimi, więc rozmowy z upadłym niejednokrotnie mogły oznaczać dialog z tym wcieleniem, które żyło akurat w takim zakątku mózgu Lucjano, którą udało się wylosować na tym nieszczęsnym kole fortuny diabelskiego spierdolenia.

 

Z drugiej strony, ta jego morda nie była nawet taka brzydka. Gdyby nie to, że grzeszna, mogłaby się nawet komuś spodobać, ale oczywiście Gabriel mówił to zupełnie obiektywnie. Nie, żeby cokolwiek z własnego punktu widzenia...

 

Lubił piegi, tak z innej beczki. I rude włosy też były całkiem, hm...

 

Kurwa nie, sodomia, grzech, te sprawy - upomniał się aniołek. Nie możesz upaść tak nisko, jak siedzący obok mężczyzna. Nie ma chuja. Nigdy nie będzie tak plebejski, choć ciężko było mu obrażać faceta, który ma pałę tak wielką, że razem ze wzwodem dostaje przepukliny i najpewniej nie może podróżować samolotami, bo wielkość jego przyrodzenia przekracza dopuszczalny rozmiar bagażu podręcznego.

 

Chciałby żartować.

 

- Jesteś taki piękny, Gabryś - jego rozważania przerwał rozmarzony głos Lucjano.

 

- Nie licz na to.

 

- Ja staram się być po prostu miły! A to niby tylko ja myślę o...

 

- GRZECHU, KURWA, MILCZ GRZESZNIKU.

 

Upadły rozłożył się na trawie, przeciągając się i układając wygodniej, po czym złapał znów Gabriela za kaptur i sprowadził do parteru. Odpierdalanie szajsu a'la FAME MMA, tyle że zamiast seksmasterki i Linkiewicz mamy naczelną, najbardziej wyuzdaną kurwę z piekła i aniołka wątpliwej moralności.

 

- Nienawidzę cię, kurwa. Nie-na-wi-dzę - oznajmił Dżibril, siląc się na spokój i z dziwnym optymizmem zakładając, że może przesylabizowanie słów zwiększy szansę przyswojenia ich przez Lucyfera. Płonne nadzieje. Co gorsza zachowanie pionu było coraz trudniejsze, bo świat zaczął lekko wirować. Może nie ma jakoś tragicznie słabej głowy, ale jednak trochę dzisiaj się zdarzyło wypić...

 

Nie jego wina, ostatecznie, że woli wiejski bimber od piwa. Wszystko to kwestia gustu, a o tym się przecież nie dyskutuje.

 

Druga sprawa, że pion moralny stracił już w chwili udania się na pierwszą partyjkę do Lucyfera. Od tamtej pory ulega jedynie coraz głębszej demoralizacji swej wcześniej nieskazitelnej figury.

 

Jest szansa, że mężczyzna doprowadzi go do rozwiązłości. Do tego dopuścić nie wolno.

 

- Ja ciebie też „nie - na - wi - dzę". Słoneczko.

 

- I przestań wyciągać mój kaptur, czorcie jebany.

 

Rudy puścił więc ubranie, za to objął chłopaka w pasie i wtulił się w niego, śmiejąc się głupkowato pod nosem.

 

- No dawaj, szarp się skoro ci tak źle - zaczął prowokować blondyna, który zaczerwienił się cały.

 

Poziom kurwicy rósł wprost proporcjonalnie do ilości czasu spędzanego w obcesowym towarzystwie upadłego. Niech ktoś przypomni, za co jego wspaniałość się tak katuje? Kiedy on zgrzeszył tak poważnie, że szuka teraz odkupienia w towarzystwie jakiejś rudej, immoralnej, niesmacznej... Eh, szkoda słów. Czuł natomiast, że nadal się rumieni i niezbyt wiedział, jak zmyć to ze swego nieskalanego oblicza.

Oczywiście to ze złości, nie ze wstydu. Skąd, kurwa, w ogóle takie niedopuszczalne myśli.

 

- Szkoda mi marnować mej cennej energii na taki bezpruderyjny zlepek komórek. Niepełnosprytnych trzeba traktować delikatniej.

 

- Możesz mnie potraktować mniej delikatnie i...

 

- CZY TY W OGÓLE ROZUMIESZ, SODOMITO, CO JA DO CIEBIE MÓWIĘ?! - Gabriel walnął Lucyfera w czoło, a ten roześmiał się jedynie głośniej, rżąc z subtelnością rodzącej klaczy.

 

Jak można tak świntuszyć w obecności naczelników niebios.

 

Humor nadal, kurwa, dopisywał. Dżibril, być może, rzeczywiście poczuł subtelne ciepło rozchodzące się po jego ciele, ale bynajmniej nie zamierzał o tym informować tego zuchwałego chuja. Jeszcze tego kurwa brakowało, żeby mu sprawiał satysfakcję. Sam przed sobą nie zamierzał tego stwierdzić, bo równałoby się to z przyznaniem, że wcale nie czuje się najgorzej, a wolał żyć z przekonaniem o braku jakichkolwiek cieplejszych relacji między sobą a Lucyferem ani całą resztą świata.

 

Poza tym, jak to by było skomentowane w Niebie?

 

Przecież nawet dla śmiertelników taka rzecz jest conajmniej wątpliwa. Bo co, znasz się z kimś dłuższy zaś, faktycznie, ale jesteście ZNAJOMYMI, nic ponad to, heteroseksualnymi facetami pełniącymi ważne funkcje w konkurencyjnych firmach, spotykacie się okazjonalnie przy kartach, a przy pierwszej możliwej okazji idziecie w ślinę, a w dalszej konsekwencji do łóżka?

 

Dobry Jezu, przecież to brzmi tragicznie, zdał sobie sprawę archanioł.

 

Leżeli chwilę, pan Lucek powoli uspokajając się i starając opanować czkawkę ze śmiechu, pan Gabriel analizując, czy ma jakieś, chociażby najbardziej nikłe, szanse na wyswobodzenie się i ucieczkę od tej zdeprawowanej siły demonicznej. W międzyczasie upadły zaczął bawić się jego włosami. Było to trochę...

 

Nie przyzna tego głośno, ale było to trochę urocze, gdy widział faceta, który obraca jego blond kosmyki w palcach i najwidoczniej zachwyca się tak codziennym aspektem wyglądu chłopaka, który nie różni się w żaden sposób od tysięcy łbów, które można codziennie obejrzeć w Niebie.

 

Ale tak, wracając do ucieczki...

 

Biorąc pod uwagę, że nie umie biegać, jego plan brał w łeb w dość zasadniczej części.

 

Nie ma kurwa szans.

 

Skazany na towarzystwo, które sam sobie de facto wybrał, chyba w jakimś amoku samotności i zatracenia. I nie tylko tego. Zamroczyło go najwyraźniej przynajmniej parę czynników, a teraz żałował każdego kroku poczynionego od całodobowego do parku.

 

Właściwie, od domu Lucyfera do parku.

 

Właściwie, to od momentu, kiedy wyszedł z tą trójką biblijnych pseudo liderów z nieba.

 

Koks w hazardzie, ale jak trzeba, to nie umie nawet spierdolić. Jego kondycja vs kondycja Lucyfera, tu chyba nie pozostawały żadne wątpliwości.

 

Drastyczna różnica dawała się zauważyć gołym okiem. Poniesie sromotną klęskę.

 

Życie to bagno.

 

Zaprzestał tej retrospekcji, obawiając się, że niebawem dojdzie do wniosku, że żałuje samego faktu, iż został powołany do narodzin.

 

Nie ma co wpędzać się w jeszcze większe emocjonalne szambo, skoro już tkwisz w nim po szyję. Zapisze sobie kurwa to nowe motto w notatniku. Poradnik jak żyć, albo nie żyć, archanioła Gabriela. Do nabycia w miesięcznej prenumeracie.

 

- Przestań mnie macać - ostrzegł rudzielca, czując jego dłoń kreślącą kręgi na jego ciele niczym bombowce Luftwaffe zapierdalające nad Warszawą w 44, szukając idealnego do macania albo łaskotania miejsca.

 

Obie opcje były równie prawdopodobne, ponieważ z Lucyfera taki romantyk, jak chuj. Może nagle zechce podroczyć się z Gabrysiem jeszcze bardziej wyszukanymi sposobami, nic już nie będzie w stanie zszokować aniołka.

 

- Nie wiem o czym mówisz.

 

- Trzymasz mnie za dupę.

 

- To tylko wypadek.

 

Leżeli chwilę, Gabriel czuł rosnącą irytację. Niesamowite, a myślał, że już dawno osiągnął górny pułap.

 

- Wciąż trzymasz mnie za tyłek.

 

- To wciąż wypadek.

 

- Boże, co ja ci takiego zrobiłem - jęknął blondasek, odwracając się plecami do Lucyfera. Cóż za sprośność.

 

- Jęki zachowaj sobie na później bejbe.

 

Archanioł miał ochotę przewrócić oczami, ale jako że Lucyfer i tak nie mógłby tego zobaczyć w tej chwili, to darował sobie wykonanie tej jakże trudnej czynności.

 

- A spierdalaj, czorcie - odparł jedynie, błagając w duchu, by znów nie zarobić sobie nowego przezwiska.

 

- Prowokujesz mnie, to twoja wina - mruknął diabeł.

 

- Serio kurwa? Myślałem, że gdy z kimś gadasz i nie patrzy na twoją mordę tylko stoi plecami, to dajesz mu spokój. A gdy kurwa odwracasz się do kogoś tyłem, to informujesz go, że masz serdecznie dość jego osoby. Całe życie w błędzie, jak dobrze, że niosący światło mnie także w tej kwestii oświecił. Czuję się zaszczycony, kurwa.

 

- A ja czuję się prowokowany - wyjaśnił Lucek, robiąc tak niewinną minę, że osoba nie znająca go naprawdę uwierzyłaby w każde jego heretyckie słowo. Ale nie Gabriel, co to to nie, on znał diabelskie sztuczki tego pojeba. - Poza tym, to taki sygnał, że może nawet nie wiesz, że tego chcesz, ale tego chcesz. Znam cię.

 

- W prawie karnym to się nazywa gwałt.

 

- A dla mnie to takie rozszerzone usługi sado - maso. Niektórzy naprawdę to lubią. Dopóki nie spróbujesz, to nie wiesz... A wiesz, należy próbować rzeczy nowych. Do ciekawych świat należy. Itede itepe.

 

- Mówi się na odwrót. Itepe itede - westchnął archanioł, postanawiając już nawet nie kłócić się w sprawie fikołków logicznych, których dokonywał Lucyfer z interpretacjami prawnymi.

 

Widocznie określenie adwokat diabła faktycznie nie wzięło się znikąd.

 

- Ale ty jesteś mądry, Gabryś - powiedział z faktycznym podziwem i głębokim uznaniem Lucjano.

 

Gabriel westchnął. Rozmowy z Lucyferem w takim stanie niewiele mu dadzą. Los chciał, że to dziś spotkał się najebany z upadłym podejrzanej moralności, zakurwiającym po osiedlowym parku jak napalony dzik, więc los niech decyduje, co będzie się odpierdalać dalej.

 

Wszystko sprowadzi i tak do jednego, kurwa, a on ma tego pełną świadomość. Nie musi być zawodowym wróżbitą. Wystarczy minimalna umiejętność wyciągania wniosków. Akurat na zajęciach z logiki na jego nieszczęsnych studiach całkiem uważnie słuchał.

 

Jeszcze chwilę zastanawiał się zatem, jakie ma wyjścia, co stanowiło dobry początek próby rozwiązania problemu. Być może jest jakaś drobna, nieznaczna różnica między siedzeniem z potencjalnym gwałcicielem, a tworzeniem biznesplanu, ale archanioł uznał, że teraz i tak nie ma czasu ani chęci się tym kłopotać.

 

Pierwsza opcja, zacząć krzyczeć, ale prawdopodobnie poza zdarciem gardła nie osiągnie nic. A o pastylki do ssania coraz ciężej, odkąd te kurwy w przemyśle farmaceutycznym uznały, że czas podnieść ceny wszystkiego. Nie ma pieniędzy na leczenie się z chrypy. Ekonomia każe olać to rozwiązanie na rzecz czegoś innego.

 

Opcja numer dwa, zacząć się rzucać, ale leżący za nim (a teraz już właściwie na nim) facet był znacznie bardziej umięśniony i silniejszy niż on, więc nie miał szans w przepychankach, jako że Lucyfer jako dzieciak najwyraźniej codziennie strzelał bez popity sześciopak Danonków, sądząc po jego muskulaturze, zatem.... Plan awykonalny.

 

Podobnie jak ucieczka. Tym bardziej, że Gabriel miał już i tak dość spory problem z błędnikiem, który nie mógł się zdecydować, czy aktualnie góra jest na dole, z lewej, czy z prawej. A może gdzieś tak pośrodku? Zmysł równowagi poszedł w pizdu.

 

A czwarte wyjście... No cóż, kontynuować jałowy spór marnując energię i i tak dając się w końcu wyruchać? Znowu brak ekonomii. Jego profesor uznałby, że to tylko marnowanie środków. Czas to pieniądz, czy jak to tam leciało...

 

Opcja piąta, odpuścić i po prostu dać diabłu zrobić co zechce. Chociaż to przyzwolenie na gwałt, co jest nie na miejscu, jeśli nadal chce pozostać na takiej pozycji, jaką sobie wypracował.

 

Czy jeśli się zgodzi, nadal będzie mógł to tłumaczyć przełożonym jedynie jako zupełnie przypadkowy błąd upadłego, czy raczej będzie miał obowiązek przyznać się, że sam nie stawiał jakoś specjalnie oporu?

 

Ciężko powiedzieć, ale na razie takiego typu rozważania były zbyt górnolotne jak na jego skołowany mózg.

 

Zmysł ekonomiczno - gospodarczy podpowiadał, że poza dziewictwem nie ma w sumie nic do stracenia. A przecież z tego raczej nikt go nie zacznie rozliczać.

 

Ostatecznie, nie jest Matką Boską czy inną Maryją, na swoje stanowisko zarobił czymś innym, niż rodzeniem bachora bez rozrywania jakiegoś kawałka błony.

 

Poza tym jest facetem, a to do kurwy nędzy wszystko zmienia. Jego nie tyczą się jakieś tam niebiańskie regulacje do spraw dawania dupy.

 

W ramach przebaczania wrogom, bycia pacyfistą i w ogóle pojęcia miłości do bliźniego także doszedł do wniosku, że wyjście piąte jest w każdy możliwy sposób najlepsze. Dokładnie tak to uzasadni. W końcu ma szerzyć miłość, cholera.

 

Nigdy nie myślał, że do puszczenia się w tango z diabłem skłoni go logiczne rozumowanie. Życie zaskakuje na każdym kroku, prawda?

 

No i nie zamierza wyjść przed Luckiem na cnotkę niewydymkę, kurwa, ma reprezentować niebiańską śmietankę towarzyską, creme de la creme, więc nawet postawiony w tak popierdolonej sytuacji przez Księcia Piekieł nie zamierza dać się wyruchać losu. Co najwyżej wspomnianemu diabłu.

 

Wobec tego, skoro podjął już wielkopomną w skutkach decyzję, pozwolił, by ich usta wreszcie spotkały się w pocałunku. Jakby nie patrzeć, kusiło go, by to zrobić już od dawna. Upadły rzeczywiście piekielnie dobrze całuje, nie żeby spodziewał się po nim czegoś innego. Gabryś rozchylił lekko wargi, chcąc pogłębić pocałunek, a w głębi duszy pytając siebie samego, czy już do reszty postradał rozum.

 

Ciężko było to przyznać, ale w jakiś sposób było to ekscytujące. Jednak rzeczywiście zakazany owoc smakuje najlepiej. Było to dziwne, ale dziwne w sposób nierealnego marzenia wchodzącego w życie, a nie nieprzyjemnego odczucia. Trochę jakby znajdowali się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości.

 

- Zdajesz sobie sprawę, że przekraczasz właśnie pewną granicę, zza której nie ma powrotu? - upewnił się Lucyfer, któremu widocznie sprawiało dziką przyjemność wywoływanie u chłopaka wyrzutów sumienia z racji podjętej decyzji. - Takich rzeczy nie robią przyjaciele.

 

Gabriel spojrzał na niego, czując, że całe jego policzki są już zaczerwienione. Nie miał pojęcia, że z upadłego jest taki pierdolony sadysta. Najwyraźniej czerpał rozkosz także z zawstydzenia, które obecnie odczuwał aniołek, który już zapomniał, że gloryfikowana przez niego świętość i nietykalność osobista miała być niezniszczalna, a obecnie załamuje się pod naporem pewnego rudzielca, którego organy rozrodcze najwyraźniej całe życie znajdują się w trybie czuwania, a jedyne co mu opada, to iloraz inteligencji.

 

Może pociąga mnie głupota, pomyślał Gabriel. W końcu po obejrzeniu Shreka najbardziej polubił gadającego osła. A teraz jest na najlepszej drodze do stracenia dziewictwa z Lucyferem. Większość ludzi nie zauważyłaby korelacji, ale znając upadłego bliżej...

 

- Nigdy nie uważałem cię za przyjaciela - oznajmił Gabryś, co można było zrozumieć conajmniej na dwa sposoby.

 

Dla archanioła osobiście także miało to wielorakie znaczenie, gdyż jakiś czas temu chciał udusić Lucka gołymi rękami, a teraz co najwyżej... Sam chciał być goły.

 

Mężczyzna nareszcie uciszył się na moment, więc w ramach nagrody Dżibril pozwolił rudemu ściągnąć z siebie bluzę i po chwili także koszulkę. Mama nie byłaby dumna.

 

Nawet czapki nie nałożył, a jest październik, uświadomił sobie, siedząc na dworze topless i czując co najwyżej dreszcze od delikatnego smyrania przez Lucyfera.

 

Co dziwne, zazwyczaj miał na całym ciele łaskotki, ale w chwili obecnej nie było mu do śmiechu. To było takie dziwaczne odczucie, nieporównywalne do czegokolwiek wcześniej. W dodatku przestał też już czuć jakikolwiek chłód, bo od upadłego biło wręcz piekielne gorąco.

 

Huh, czyli to tak czują się grzesznicy w przysłowiowym kociołku.

 

Z drugiej strony, za taki widok na upadłego byłby w stanie, potencjalnie, zostać zastępczą kostką rosołową w diabelskim gulaszu. Nie był pewien, czy upadły zawsze był tak przystojny, czy po prostu on miał wcześniej jakieś porażenie wzrokowe, które uniemożliwiło mu docenienie tych walorów.

 

Mężczyzna zaczął go znów delikatnie całować, a Gabriel ostatecznie pogodzony już z nieuchronną utratą swojej niewinności przestał się opierać i zaczęli wymieniać pocałunki, coraz szybciej i bardziej namiętnie. Już zdecydowanie niedwuznacznie.

 

Chyba przepadł faktycznie w jakiejś otchłani bezmyślności, ale skoro już ryzykuje upadkiem, to przynajmniej chce mieć co wspominać.

 

- Wycałuję cię dzisiaj tam, gdzie nikt jeszcze nie całował - oznajmił upadły zdecydowanie, co miało zabrzmieć romantycznie, ale ciężko oczekiwać romantyzmu po kimś, kto w życiu nawet porządnego filmu z happy endem nie widział, a wzorce relacji czerpie z porno lub bajek animowanych.

 

- To chyba, kurwa, w sznurówki - odparł Gabryś sarkastycznie, starając się samemu sobie udowodnić, że ma w sprawach takich pieszczot więcej niż minimalne, wyniesione z dupnych romansów, doświadczenie.

 

Gdyby tylko wiedział, że z ich dwójki faktycznie, w budowaniu relacji uczuciowych mógłby powiedzieć znacznie więcej, niż sam Lucek.

 

Tymczasowa „magia chwili" trwała, chociaż w głowie archanioła wciąż kołatało pytanie, czy to co robi, jest aby na pewno zgodne z ideałami, które próbuje propagować. Czyżby jednak rzeczywiście był hipokrytą?

 

Ostatecznie, zdecydowanie nie zachowuje się tak, jak na niebiańską szychę przystało. Ani poważnie, ani odpowiedzialnie, ani godnie. Poza tym, o ile dotychczas jego stosunki z Lucyferem nigdy nie przekroczyły natury typowej dla znajomych, nie nazbyt nawet bliskich, o tyle teraz czuł, jakby od dawna zaciągane hamulce puściły. Nie za dobrze, biorąc pod uwagę, jak długo dawał radę się powstrzymywać. To może doprowadzić dzisiejszą noc do conajmniej niepożądanych efektów.

 

Blondyn zrzucił jednak na ten problem zasłonę błogiej nieświadomości, pozostawiając do głębszej analizy, gdy już nieco otrząśnie się z swoistego szoku anafilaktycznego w alergicznej reakcji na taki wybuch czułości.

 

No kurwa, naprawdę nigdy nie uważał się za jakiegoś archanielskiego Chada.

 

Ciemne oczy diabła błyszczały dziką ekscytacją, gdy odkrywał kolejne skrawki ciała Gabriela, a ten zastanawiał się, dlaczego właściwie wcześniej miał ku temu cokolwiek przeciwko. Zawstydzające, a równocześnie akceptowalne. Może nawet odrobinę odprężające. Może ciutkę, ale naprawdę ciutkę upragnione. I o dziwo, ostatecznie... Całkiem przyjemne. Wbrew temu, co według podręcznika do wychowania do życia w anielskiej rodzinie powinien czuć, uprawiając miłość z drugim facetem. Ale by być zupełnie uczciwym, należy przyznać, że Lucyfera nie można liczyć jako przeciętnego faceta, nic więc dziwnego, że chwile bliskości z nim były zupełnie niezgodne z czyimkolwiek oczekiwaniami. Nadspodziewanie przyjemne. Nie mógł się zdecydować, czy nadal czuje się gwałcony, chociaż nie miałby żadnych oporów, by oskarżyć Lucyfera o opętanie, a następnie wykorzystanie do odprawiania jakiś strasznych, satanistycznych rytuałów, pełnych jakiejś dzikiej lubieżności i zachowań obrażających uczucie przyzwoitości moralistów.

 

Aniołek jednak wciąż miał problem ze złapaniem horyzontu, więc zamiast rozważać wygląd ewentualnego pozwu skupił swój wzrok na upadłym, wracając tym samym do bardziej przyjemnych czynności. Nie da się zaprzeczyć, to co czuł to ze wszelkim prawdopodobieństwem były mityczne, opisywane w wielu pozycjach literatury, tak zwane motylki w brzuchu. I nie tylko. Lucyfer nachylił się ku niemu, a anioł poczuł jego dłoń na swoim kroczu.

 

Szalone wygibasy. Nieco kłopotliwe do wyjaśnienia. Ledwo skończyli rozpalanie konaru i klaskanie wargami, a już przeżył we wnętrzu krindżówę przepisaną chyba z zamkniętych forów Naszej Klasy prowadzonej przez zboczonych trzynastolatków.

 

Normalnie Gabryś honorowo powinien ojebać upadłego za takie macanki, ale i tak obecna sytuacja nie miała kompletnie nic wspólnego z normalnością.

 

I już nie widział większego sensu w próbach podtrzymywania swojej nieposzlakowanej opinii, a czasami należy zrobić wyjątek od zasady, tylko po to, by ją potwierdzić. Oczywiście.

 

- No i co, nadal chcesz się bawić w bezgrzesznego aniołka?

 

To pytanie zabrzmiało tak niecenzuralnie i skandalicznie, że chłopakowi aż zbrakło słów.

 

- Zamknij się. Wszystkim jest lepiej, kiedy się nie odzywasz, uwierz mi.

 

Rudy zacisnął dłoń mocniej, a Gabriel jęknął cicho, ale tym razem jednak upadły nic nie wspomniał o zachowywaniu tego na potem. Zajebiście, nareszcie może stękać i kwilić niczym japońscy nastolatkowie z nagrań ASMR. Nie mógł się, kurwa, doczekać przyzwolenia od samego Księcia Piekieł.

 

- Pytam, czy nadal zamierzasz udawać, że ci się nie podoba - chłopak czuł gorący oddech na szyi, gdy mężczyzna szeptał mu prosto do ucha. I ten namiętny zapach siarki, ja pierdolę. Diabły są gorsze od nałogowych palaczy, a najczęściej to się niestety łączy. - Chcę to od ciebie usłyszeć.

 

- Nie - przyznał krótko Dżibril.

 

- Czyli oddajesz się diabłu, archaniele, bo zwyczajnie masz ochotę zgrzeszyć?

 

Gabriel milczał przez chwilę. Stała się rzecz niemożliwa, bo jemu, najbardziej wygadanej istocie, brakowało słów. Ale trzeba przyznać, problem był zajmujący, bo pewne motywacje wyjątkowo ciężko uzasadnić. To znaczy, po prostu nie chciał słuchać swojego zbędnego pierdolenia w tej sytuacji. Lucyfer zdążył tymczasem wsunąć mu dłoń w bokserki i pieścił chłopaka coraz bardziej zdecydowanie, wciąż z tym swoim pedofilskim uśmieszkiem, nadal oczekując odpowiedzi. Najwyraźniej nie zamierzał sobie przerywać.

 

- Przyznaj to.

 

- Przyznaję.

 

- Całym zdaniem Gabryś - Lucek uśmiechnął się, patrząc prosto w błękitne oczy anioła. Bezczelny skurwysyn, przemknęło przez myśli chłopaka. Co najgorsze, chyba mu się to skurwysyństwo podoba.

 

Nic dziwnego, skoro ma wszelkie cechy nieśmiałej dziewczyny wyczekującej swego kowboja na motocyklu... W sensie, oczywiście nadal uważa go za chuja, ale trzeba przyznać, że ta bezpośredniość i siła może wydawać się pociągająca. Wspaniałe love story, bed boj Lucjano, szara myszka Dżibril i gwałty w parku. Mrr, romantycznie. Mogli przynajmniej wykosztować się na hotel na godziny. Ruchanie pod gwiazdami kojarzy mu się trochę za bardzo z menelami, a może był pederastą, ale nie bezdomnym.

 

- Nie licz na to, że powiem to głośno.

 

- Wstydzioszek jebaniutki - mruknął mężczyzna, zamykając usta protestującego anioła długim pocałunkiem. Ich płyny ustrojowe mieszały się ze sobą. Halo, dyfuzja.

 

Nie jest przecież żadnym pieprzonym wstydzioszkiem, po prostu nie zamierza dawać tej mendzie satysfakcji. Przynajmniej na razie.

Pocieszał się tym, że jego pierwszy raz ma miejsce nie w krzakach pod biedrą, tylko na polance w parku. Jeśli miałby coś doradzić przyszłym pokoleniom, to, na Boga, nie łaźcie wieczorem szukać towarzystwa na skwerach jak ten.

 

Geje on grass.

 

Dobrze, że byli na miękkiej trawie, a nie jakiejś kostce brukowej czy asfalcie, bo gdyby Lucek z taką namiętnością pchnął archanioła na beton i kopulował tak intensywnie, to do wydrapania go spomiędzy płytek musiałby przyjeżdżać Bob Budowniczy z ekipą, a na końcu i tak uznaliby, że NIE! NIE DADZĄ RADY!

 

Gabrysiowi gdzieś w tamtym momencie część mózgu odpowiedzialna za procesy myślowe stanowczo odmówiła posłuszeństwa, więc oddał się w zupełności grzeszeniu ze znienawidzonym diabłem. Tak, to było niepodważalnie logiczne działanie.

 

Jako bezgrzeszny przykład dla przyszłych pokoleń, jest skończony.

 

Jako Gabryś zgodny ze swoim wyobrażaniem siebie, jest skończony.

 

Jako archanioł także jest skończony.

 

~3.1~

 

Pół godziny po barbarzyńskim ataku na przestrzeń osobistą Gabriela i kolonoskopii przeprowadzonej konarem, którego nie udźwignęłyby nawet podpory Dębu Bartek, kiedy w ciągu tej szaleńczej... Godziny? Może dwóch, a może pięciu. Gabriel trochę stracił poczucie czasu. Tak czy owak, w ciągu dzisiejszej nocy we wnętrzu Dżibrila (i nie mówimy tu tylko o metaforycznym sercu) co chwilę buchał żar, gorąc, lawa i fale, jak nie płomienne to palące, wrzące lub roztapiające, i to wszystko działo się na tyle często, że w końcu chłopak, bardziej niż uczestnika ordynarnego współżycia, zaczął przypominać lokomotywę Tuwima.

 

Obecnie wspomniany archanioł leżał nad parkowym stawem w towarzystwie czarnego charakteru tego wieczora, Cesarza Podrywu, Imperatora Penetracji i Absolwenta Wyższej Szkoły Hydrauliki i Przepychania Rur, noszącego wdzięczne imię Lucyfer. Na nieboskłonie pojawił się także księżyc, który świecił z siłą sporego reflektora, dzięki czemu mimo faktu, że był środek nocy, nadal widzieli siebie nawzajem.

 

Gabryś starał się nie wypierdolić z emocjonalnej huśtawki, na której od jakiegoś czasu zapierdalał i rozmyślał obecnie, nakryty czarnym jak noc skrzydłem upadłego. Po tym wszystkim znowu zaczął się wahać, czy serio powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje życie, zupełnie jakby miał możliwość wyboru w tej kwestii. Widocznie umiejętność rozważania częściowo wróciła, aczkolwiek wciąż nieco przytłumiona trunkiem. Może to i lepiej. Czuł się magicznie w towarzystwie upadłego, ale skoro tak mu się chciało tajemniczości i wróżbiarstwa, to trzeba było zadzwonić do wróżbity Macieja i spytać, dokąd nocą tupta jeż...

 

A niekoniecznie pierdolić się po krzakach.

 

Mądry Polak po szkodzie.

 

- Chcę, żeby coś było między nami jasne - powiedział cicho.

 

- Hm? - Lucyfer spojrzał na niego, znowu zawijając na swoich palcach jeden z kosmyków aniołka.

 

Gabryś odwrócił wzrok. Czuł się zawstydzony, ale najwyraźniej upadły nie miał takiej emocji w swoim alfabecie uczuć.

 

- Nie patrz się teraz na mnie - powiedział tylko, obserwując księżyc, uparcie unikając wzrokiem Lucka. - Tylko dla jasności między nami. Nadal cię nienawidzę, kurwo.

 

Widocznie już po tych paru spotkaniach z Lucyferem nagle stał się ekspertem nie tylko od naginania pały, ale również rzeczywistości. Strach się bać, co będzie dalej.

 

- Ja ciebie też słoneczko, a z racji tego, że nim jesteś, to i tak będę na ciebie patrzeć.

 

- I nadal uważam, że jesteś jedynym nędznym sodomitą w naszym wąskim gronie - dodał Gabryś, nie zważając na miłe słówka. Z tym nie był jeszcze w stanie dyskutować.

 

Zrobiło mu się trochę zimno, więc przysunął się bardziej pod skrzydło Lucyfera.

 

- A ty niewinnym aniołkiem. Dotarło. Po prostu lubisz w dupę.

 

- Nie wierzę, że rozdziewiczył mnie taki idiota.

 

Lucek uśmiechnął się, całując go w czoło. Niegustowny śmieszek.

 

- Też w to nie dowierzam, ale bynajmniej nie żałuję.

 

Ostatecznie, choć to niemoralne, Gabriel wcale nie miał ochoty uciekać od tego zboczonego głupka, najwyraźniej przedstawiciela jakiejś sekty organizującej chore, zwyrolskie i, co najgorsze, jednopłciowe orgie.

 

Nie byłby to odwrót taktyczny, a uwłaczająca ucieczka. Należy zrewolucjonizować branżę wypędzania sił nieczystych od środka, na początek inwigilując wspomniane siły nieczyste.

 

Wtulił się jedynie bardziej, ignorując sugestie jakiegoś instynktu przetrwania, mówiące, że to ostatnia szansa, żeby spróbować utrzymać dzisiejsze wydarzenia w tajemnicy i spierdolić czym prędzej, wykorzystując senność rudzielca. Ostatecznie, co zmieni ta godzina czy dwie, może pięć, przy boku diabła? Lucyfer najwyraźniej nie uznawał atrakcji za zakończone, a wręcz przeciwnie, ostatnie wydarzenia miały być dopiero zapowiedzią właściwego przedstawienia. Mówiąc szczerze, Gabryś trochę bał się jego kreatywności, a zarazem chciał dowiedzieć się, jak chore wizje może wyprodukować umysł upadłego, angażując w to jego osobę. Znów zaczęli się całować, a aniołek nie mógł odepchnąć od siebie myśli, że zapewne właśnie odstawili najbardziej żenujący remake sceny z harlekinów w historii świata ludzi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vespera 3 miesiące temu
    Zawiodłam się: nie było Języków Walczących o Dominację...
    Podczas czytania leciało mi w głowie Careless Whisper w wesji Shityflute :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania