Poprzednie częściBullet: 007 - Część 1.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bullet: 007 – Część 11.

– Bond, co tam się do cholery dzieje?! – 007 usłyszał w słuchawce rozwścieczony głos M.

– Komplikacje, jak zwykle. – powiedział z westchnięciem Bond – Bianco nie zechciał gadać, uciekł, więc teraz musimy znaleźć sukinsyna. Na szczęścia nie ma zbyt wielkiego pola manewru – dodał i rozejrzał się po wagonie.

– Wszystko będzie jak należy, M. Damy radę – powiedziała Moneypenny poprawiając słuchawkę.

– Mam taką nadzieję.

 

Gdy przeszli przez kolejny wagon i znaleźli się w miejscu ich łączenia, zauważyli, że następny został zamknięty i nie sposób było przedostać się do jego wnętrza. Pozostawała jedna droga – górą.

– Panie przodem. – rzucił szybko Bond. Prędkość pociągu była już bardzo wysoka, przez co przedostawanie się na przód, stąpając po wagonach nie należało do najbezpieczniejszych zachowań. Gdy Moneypenny już wdrapała się na górę, zachwiała się lekko i z trudem łapała oddech.

– Piękne widoki, co? – powiedział zalotnie 007 gdy wspiął się na wagon i położył dłoń na biodrze kobiety.

– Nie żartuj sobie. – powiedziała z przerażeniem w głosie – Ruszajmy po niego.

Nie pozostawali przez dłuższy czas bez towarzystwa. Wkrótce, od strony frontowej, również wchodząc sposobem górnym, pojawili się pierwsi przeciwnicy – tacy sami ekstremiści jak Bianco. Różnica polegała na tym, że ci potrzebowali przywódcy, a on – sługusów. Idealnie zatem się dopełniali.

Bond momentalnie chwycił za broń i zaczął strzelać w kierunku przeciwników. To samo uczyniła Moneypenny, a gdy bez trudu udało się ich powstrzymać, agenci pewniej ruszyli do przodu. Przeskakiwali kolejne wagony, i eliminowali napotkanych wrogów. Wkrótce znaleźli się na przedostatnim wagonie.

– Bond, mamy sygnał z zegarka. Bomba musi znajdować się gdzieś w pobliżu! – poinformował z siedziby MI6, zatroskany Q.

– Przyjąłem. – odparł krótko.

Przed samą lokomotywą, znajdował się jeszcze jeden wagon, jednak inny niż pozostałe. Nie był w ogóle zabudowany i przypominał prostokątną drewnianą płytę, na której ustawione były pojedyncze skrzynie. Bond przeczuwał, że w którejś z nich musi być ukryty ładunek.

– Zachowaj czujność. Muszą gdzieś… – nie zdołał dokończyć, nim dobiegły ich strzały przeciwników ukrytych za skrzyniami. Agenci momentalnie zeskoczyli na ostatni wagon i schowali się za osłonami. Doszło do otwartej strzelaniny.

Przewaga liczebna z pewnością leżała po stronie ludzi Bianco, jednak umiejętności strzeleckie były domeną tajnych agentów. Bond i Moneypenny potrafili wychylić się zza osłony i oddać jeden celny strzał, który wystarczył by uśmiercić przeciwnika.

Nagle jednak znaleźli się w kleszczach. Drzwi poprzedniego wagonu otworzyły się z hukiem, a z jego środka wypadła zgraja uzbrojonych mężczyzn. Agenci w mgnieniu oka przystosowali się do sytuacji i zmienili kierunek strzałów. Kule z jednej strony przecinały powietrze, a te z drugiej celnie zatrzymywały się w ciałach zbirów, pozostawiając krwawe plamy.

W pewnym momencie, jeden z pocisków uderzył w zegarek na ręku Bonda. 007 zaklął pod nosem i oddał strzał prosto w głowę napastnika. Ten był ostatni.

– Jasna cholera! – wrzasnął Bond kiedy wstał zza osłony i przyjrzał się zniszczonemu urządzeniu.

– Wszystko gra?… O nie – szepnęła Moneypenny, gdy dostrzegła co się stało.

– Q, – Bond poprawił słuchawkę i skontaktował się z bazą – zegarek zniszczony. Słyszysz mnie?

– Słyszę, cholera. – powiedział z irytacją w głosie Q – Wiecie gdzie jest bomba?

– Tutaj – odparła Moneypenny z zawahaniem gdy kopnięciem przesunęła jedną ze skrzyń.

Na powierzchni znajdował się skomplikowanie zbudowany ładunek wybuchowy, przymocowany żelaznymi zawiasami.

– Nie damy rady go nawet odczepić. – powiedział z niepokojem Bond, gdy przyklęknął przy ładunku – Jakieś pomysły, M? – spytał, próbując

desperacko uruchomić zegarek. Nie udało się. – M?! – krzyknął, gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi.

– Poczekaj, daj mi pomyśleć… – odparł wreszcie wyraźnie zestresowany.

– Lepiej się streszczaj. – ponaglił 007 i spojrzał na Moneypenny. Łatwo dostrzegł przerażenie w jej oczach, mimo że starała się je zamaskować.

– Z tego co widzę na lokalizatorze, jedziecie teraz mostem, pod którym płynie rzeka. – powiedział oficjalnym i uspokojonym głosem M.

Bond doskoczył do brzegu wagonu i spojrzał w dół, Moneypenny uczyniła to samo.

– Zgadza się – potwierdził informację Bond.

– Musicie wyskoczyć. – przekazał M.

007 zmarszczył brwi, a Moneypenny westchnęła nieco przeraźliwie.

– Zaraz, ale… jak to? A co z resztą pasażerów? Przecież wybuch ich zabije. – mówił Bond w pośpiechu.

– Nie mamy czasu, James. – odparł ostro M – Za chwilę most się skończy. Musicie się ratować, do cholery!

Bond spojrzał w oczy Moneypenny. W obojgu zrodziło się poczucie winy i nie musieli używać słów, aby zdawali sobie z tego sprawę. Nie zdołali wypełnić misji… zawiedli.

Mężczyzna skinął głową porozumiewawczo. Ponownie obrócił się w stronę krawędzi wagonu i stanął na niej.

– Nie tak szybko!

Nagle usłyszał znajomy głos i szybko się odwrócił. Bianco stał za plecami Moneypenny, jedną ręką trzymając kobietę za gardło, a drugą przystawiając broń do głowy. Agentka krzyknęła i błagalnie patrzyła na Bonda.

– Bianco, za chwilę wszyscy zginiemy, musimy wyskoczyć! – krzyczał Bond, starając się wpłynąć na napastnika.

– Za ojczyznę, ty brytyjski psie! – wrzasnął Bianco. Obłęd w oczach zdawał się ogarnąć go całkowicie, 007 zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z szaleńcem.

– Uciekaj, James! – krzyknęła Moneypenny ze łzami w oczach.

Bond zamarł. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Zdawał sobie sprawę z tego, że bomba może eksplodować w każdej chwili, a pociąg za chwilę zjedzie z mostu, tym samym odcinając jedyną drogę ucieczki. Z drugiej strony, Moneypenny znajdowała się w jeszcze większych opałach.

Nie wiedział, jak ma zareagować.

Nagle, agentka rozchyliła delikatnie usta. Ten widok, Bond zapamiętał doskonale, tak samo jak całą gamę emocji, jaka wówczas mu towarzyszyła. Łomoczące serce zagłuszało każdą myśl. Suchość w ustach i przełyku dominowały uczucie bezradności i niepokoju. Pot lejący się na kark wywoływał nieprzyjemne dreszcze, kontrastujące z temperaturą. Nie był w stanie myśleć trzeźwo.

– Przykro mi, James. – powiedziała nagle Moneypenny, ledwie słyszalnym w panującym hałasie, głosem. Bond nie zrozumiał z początku tych słów. Nie był w stanie też nic odczytać z twarzy kobiety.

W tym momencie, agentka odbiła się od powierzchni i kopnęła w klatkę piersiową mężczyzny. Nie był w stanie utrzymać równowagi i wypadł z wagonu w ostatnim możliwym momencie.

Kompletnie zdezorientowany, zdołał jeszcze odpowiednio złożyć się podczas lotu, wziął głęboki wdech i zgrabnie zetknął się z powierzchnią ciepłej wody. Od razu gdy znalazł się w rzece, zaczął czym prędzej wypływać na wierzch. Gdy już się wynurzył, zaczerpnął powietrza i spojrzał w górę, w stronę pociągu.

Po chwili usłyszał przeraźliwy huk, któremu towarzyszył rozprzestrzeniający się w ułamkach sekund ogień, ogarniający kolejne wagony.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Cicho_sza 21.11.2021
    Ale wartka akcja! Kurczę to Moneypenny uratowała mu życie. Stąd to nagłe odejście że służby.
    Fajnie to wymyśliłeś. Dobry rozdział.
  • Raven18 21.11.2021
    Dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania