Buntowniczka

Dziewiąte opowiadanie. ;)

 

~ Buntowniczka ~

 

„ Nie ma ucieczki od przeszłości. I tak nas dopadnie...”

 

~ Głupota ~

 

1.

 

Piłam zachłannie... mlaskając, siorbiąc niczym dzikie zwierzę. Wreszcie uporczywe dudnienie w głowie i suchość w gardle zaczynały ustępować. Ulga. Koniec bólu.

Gdy skończyłam, ze wstrętem odrzuciłam od siebie martwe ciało. Widząc na niebie srebrną tarczę księżyca, uśmiechnęłam się.

Noc. Moja pora.

Leniwie przeciągnęłam się czując jak wstępują we mnie nowe siły.

Już od roku byłam wampirzycą.

Czy chciałam?

Nie miałam wyjścia.

Dlaczego?

Bo zakochałam się w niewłaściwej osobie.

Jestem kobietą bez winy i wstydu. Córką Nocy.

Nazywają mnie Nemezis...

 

~ Półtora roku wcześniej ~

 

Ze zmarszczonym czołem patrzyłam na świadectwo szkolne. Moja córka niestety i tym razem nie „popisała” się. Patrząc na jej lekko ironiczną twarz, powstrzymałam się i nie skomentowałam czterech „dopów”. I tak wiem co bym usłyszała:

„Jestem pełnoletnia i nic ci do moich ocen.”

Cała Samanta.

Była dokładną kopią swojego ojca. Wysoka, czarnowłosa o śniadej cerze. Po prostu piękna. Jedyne co odziedziczyła po mnie to niebieskie oczy. Charakter też „dostała” po Gregu. Uparta, pewna siebie... arogancka.

-Nie masz mi nic do powiedzenia?- w głosie córki wyraźnie brzmiała zaczepka.

Uśmiechnęłam się. Nie spodziewała się, że przemilczę jej stopnie.

-To jest twoje życie Samanto.- powiedziałam poważniejąc.- „Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz.”

-Tak jak ty to zrobiłaś?

Słowa dziewczyny zabolały mnie. Musiała być taka bezduszna? Nie musiała mi przypominać, że urodziłam ją mając siedemnaście lat. Do dziś jak żywe piekły mnie wyrzuty rodziców... niechęć rówieśników, społeczeństwa. Nieletnia uczennica w ciąży.

Zacisnęłam usta i twardo popatrzyłam w twarz córki. Nie dam się sprowokować.

-Dokładnie.- odpowiedziałam, po czym dodałam z ironią.- Gratuluję świadectwa.

 

Wieczorem jednak, słowa Samanty powróciły do mnie. Z westchnieniem zamknęłam oczy. Niechciany obraz znów pojawił się. Zawsze tak było.

Wysoki. Bardzo.

Ciało... muskularne...

Uśmiech lekko cyniczny.

Stalowy błysk szarych oczu i cudowny aksamit czarnych loków.

Rano obudziłam się zwyczajnie padnięta. Niechciane wizje dręczyły mnie przez całą noc, a najbardziej szare, stalowe oczy.

 

>><<

 

-Ola, jeszcze dzisiaj te umowy muszą być przepisane.

Na wyniosłe słowa kobiety aż zagotowało się we mnie.

Pracowałam w tej agencji ubezpieczeniowej od pół roku, a ta wredna suka nie potrafiła zapamiętać jednej podstawowej rzeczy!

-Jestem Alexandra.- powiedziałam chłodnym tonem.- Alexandra przez „X”.

Kobieta zupełnie zignorowała moje słowa, odchodząc przesadnie rozkołysanym krokiem.

-Wredna szmata.- warknęłam pod nosem.

Może nie było to zbyt eleganckie, ale na pewno poprawiło mi humor.

Tanita była asystentką pana prezesa, a ja tylko zwykłą sekretarką. Od samego początku upatrzyła mnie sobie na ofiarę. Najbardziej bolało mnie, że tu w firmie była praktycznie nie do ruszenia. Wszyscy wiedzieliśmy na czym polega jej „praca”.

Z niechęcią popatrzyłam na pękatą teczkę na moim biurku. Znów czekały mnie nadgodziny...

 

Do domu dowlokłam się dopiero na 18- tą. Z ulgą przebrałam się w podkoszulek i szorty. Cały dzień w garsonce i szpilkach... miałam dość! Z konsternacją zauważyłam, że Samanty nie ma, ale chyba przecież nie spodziewałam się czegoś innego? Moja córka ostatnimi czasy była bardzo rzadkim gościem w domu.

Siadając w ulubionym fotelu z lampką wina, przymknęłam oczy.

„Tak jak ty to zrobiłaś?”

Słowa córki powróciły do mnie jak echo. Mając 35 lat, miałam 18- letnią córkę. Mój błąd. Z żalem pomyślałam o wszystkich wypadkach, które spowodowały, że moje życie ułożyło się tak, a nie inaczej.

Victor.

To od niego wszystko się zaczęło.

Nie zajęło mu dużo czasu oczarowanie 15- letniej dziewczyny. Byłam w nim tak zakochana, zapatrzona, że nie docierały do mnie tłumaczenia nawet mojej najlepszej przyjaciółki.

„- Alex! Opamiętaj się! On jest stary!!!

-37 lat to nie starość!- broniłam zawzięcie ukochanego.

-Nie uważasz, że on jest dziwny? Niebezpieczny?- było widać, że przyjaciółka zaczyna tracić do mnie cierpliwość, ale w jednym miała rację.

Wiedziałam, że Victor jest bardzo niebezpiecznym mężczyzną. Gdyby tylko ona wiedziała o nim to co ja... padłaby trupem!

-Kocham go.”

Mój ukochany był wampirem. Kiedyś wracając wieczorem z dyskoteki, natknęłam się na niego.

Polował.

Omal nie oszalałam ze strachu widząc, jak przypada do mnie jednym drapieżnym skokiem. Krzyk przerażenia uwiązł mi w gardle i jedyne co byłam w stanie robić, to wpatrywać się w jego ogniście czerwone oczy.

Do dziś nie wiem jak udało mi się przeżyć... Co go powstrzymało?

„- Kim jesteś?- ciche warknięcie było tak groźne, że bez najmniejszego protestu wyszeptałam:

-Alexandra Grafton.

Nadal trzymając w żelaznym uścisku moje ramiona chwilę patrzył mi w oczy. Ale było widać, że jest niepewny, niespokojny. Z zaskoczeniem patrzyłam jak oczy wampira z czerwonych robią się szare. Stalowo szare.

-Jeżeli piśniesz choćby słowo... Zginiesz!”

Tak właśnie zaczęła się moja znajomość z Victorem Hazardem. Nigdy nikomu nie zdradziłam jego tajemnicy. W zamian otoczył mnie opieką, był moim mentorem, powiernikiem...

Widząc moją fascynację światem wampirów, chętnie uczył mnie wszystkiego, a ja więcej niż chętnie uczyłam się.

W tamte pamiętne wakacje rodzice pojechali do Wenecji. Przez cały tydzień byłam panią samej siebie. Z Victorem „spotykałam” się już prawie od roku i musiałam przyznać niezbity fakt, że zwyczajnie zakochałam się w nim. Wiedziałam, że ja też nie jestem mu obojętna. Czasem gdy patrzył na mnie... w jego oczach była tęsknota i żal.

Podczas nieobecności rodziców zgodził się przyjść do mnie. Byłam podekscytowana, cała w skowronkach... właśnie dziś zamierzałam wyznać mu swoją miłość.

Na samo wspomnienie tamtej rozmowy, pociemniało mi w oczach. Nie takiej reakcji spodziewałam się po nim...

„-Kocham cię Victorze... przemień mnie!- szeptałam żarliwie, tonąc w jego spojrzeniu.

Jego oczy moment zrobiły się wściekle czerwone, ale głos jakim mi odpowiedział był bardzo spokojny.

-Jesteś za młoda... kiedyś...

-Nie jestem za młoda, kocham cię!- powiedziałam z desperacją. Zabolały mnie jego słowa.

Smutny wyraz twarzy mężczyzny mówił jednak sam za siebie. Zdania nie zmieni.

-Zaczekam na ciebie.- wyszeptał, przygarniając mnie do siebie.- Kiedyś będziesz kobietą...

-Jestem kobietą!!!- nie pozwoliłam mu dokończyć.

-Kiedyś będziesz...

Spokojne słowa wampira wyprowadziły mnie z równowagi. Nagle poczułam się wykorzystana i upokorzona. Nie namyślając się zrobiłam zamach i wymierzyłam mu głośny policzek.

Nawet nie drgnął, tylko nadal patrzył na mnie ze smutkiem.

-Wynoś się!- wrzasnęłam na całe gardło.- Nie chcę cię znać!!!

Posłuchał.”

Ciche trzaśniecie drzwi uświadomiło mi, że Samanta wróciła. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na zegar. Dochodziła północ.

-Gdzie byłaś?- zawołałam słysząc jak idzie przez korytarz, ale oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi.

Przechodząc do sypialni, zatrzymałam się przed lustrem. Czy teraz spodobałabym się Victorowi? Jasnoblond włosy w falach opadały mi na ramiona tak jak niegdyś. Figura też niewiele się zmieniła. Trochę bardziej zaokrąglone biodra i pełniejszy biust.

Teraz byłam kobietą...

Kładąc się w chłodną pościel, z jękiem zawodu wtuliłam twarz w poduszkę. Nie chciałam nawet sama przed sobą przyznać, że z oczu płyną mi łzy.

„Wyjście Victora kompletnie mnie załamało. Nawet nie wiem kiedy, opróżniłam elegancki likier mamy.

Wścieknie się...

Moim następnym wspomnieniem była dyskoteka i wysoki czarnowłosy chłopak. Byłam tak upojona alkoholem, że bez trudu dałam się namówić na „spacer”.

W parku, dwie przecznice za klubem zatrzymaliśmy się. Greg nie czekał na bardziej odpowiednie miejsce. Jego ręka bezceremonialnie wsunęła się pod moją bluzkę. Ciche warknięcie ostudziło zapędy chłopaka. Rozejrzałam się i wreszcie udało mi się zatrzymać „rozkołysane” spojrzenie na wielkiej, czarnej postaci.

Stalowe oczy...

-Odwiozę cię do domu Alex.

Ton jego głosu nie znosił sprzeciwu... wyraz twarzy też.

-To twój stary?!- w głosie Grega zabrzmiała panika.

Victor wyglądał bardzo groźnie.

-Odwal się wreszcie ode mnie!- warknęłam na wampira. Jego odmowa nadal wściekle mnie piekła.

-Nie wiesz co mówisz.

-Spadaj stąd!!!- wrzasnęłam, po czym bez skrępowania zaczęłam Gregowi rozpinać spodnie.

Przez chwilę wydawało mi się, że zwyczajnie spuści mi lanie. W jego oczach było coś takiego...

Poszedł.

Z ulgą i rozpaczą patrzyłam jak odchodzi.

Co dalej pamiętam? Ból i wściekły głos Grega.

-Cholera! Mówiłaś, że zabezpieczasz się!- gdy to mówił wyglądał na naprawdę złego, ale jego następne słowa zabrzmiały już tylko jak obelga.- Cholerna dziewica! Zachciało ci się przygody!”

Ze wszystkich sił starałam się by szloch nie wydarł mi się z piersi. Tamte wydarzenia nadal jak żywe tkwiły we mnie, sprawiając niewyobrażalne cierpienie.

„Bardzo ciężko przeżyłam odejście Victora, a jeszcze ciężej wpadkę w parku. Jak duża to była wpadka, przyszło mi się przekonać po miesiącu.

Byłam w ciąży, a cały mój świat zawalił się.

Miałam 16- cie lat, kochałam wampira i byłam w ciąży ze szkolnym lowelasem... zajebiście!!!

Ale to nie był koniec rewelacji w moim życiu. Do trzeciego miesiąca ciąży jakoś udawało mi się ukrywać ten fakt, ale z przerażeniem patrzyłam jak moje piersi powiększają się, a brzuch na razie nieznacznie, ale zaokrąglił się. Zdawałam sobie sprawę, że jest kwestią dni kiedy mój stan stanie się widoczny. Nie miałam zielonego pojęcia co dalej robić. W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam wszystko powiedzieć Gregowi. Przecież był ojcem...

To w szkole dowiedziałam się, że tej nocy znaleziono zwłoki Grega. Gdy to usłyszałam, zwyczajnie zwymiotowałam. Jak lunatyk wróciłam do domu. Wciąż słyszałam przeraźliwe szepty...

„- Ktoś go prawie poćwiartował!

-Na piersi miał cięcie w kształcie V...”

Chryste Panie... to niemożliwe! Tylko nie Victor!

Ale to właśnie on był zdolny do czegoś takiego. Jeszcze raz zwymiotowałam.

Wieczorem ze spuszczoną głową oznajmiłam rodzicom „radosną” nowinę. Matka dostała ataku histerii, a ojca zawał minął o „milimetry”. Za to jego ręka mojej twarzy nie minęła. W ciągu tygodnia zostałam wysłana do babki do Polski. Rodzina wyrzekła się mnie.”

 

>><<

 

Dźwięk budzika niemiłosiernie zakuł mnie w uszy.

Jasny gwint!

Zerwałam się, ale po chwili opadłam na łóżko. Przecież była sobota...

Jednak o 8- ej zwlekłam się z łóżka. Czułam się tak jakbym miała potężnego kaca.

Kawa.

Niestety w kuchni czekała na mnie niespodzianka.

 

„Jadę na tydzień pod namioty. S.”

 

-Cóż za wylewność!- mruknęłam z sarkazmem.- Ta dziewczyna kiedyś mnie dobije!

Kiedy siedziałam nad kawą, znów wróciły do mnie niechciane myśli.

„Babcie Amelia wcale nie była taka zła. Surowa i z zasadami, ale nie zła. To ona nauczyła mnie chodzić z podniesioną głową. Pokazała jak być twardą i walczyć o swoje. To dzięki niej skończyłam szkołę, poszłam na studia. To ona pomogła mi wychować Samantę...”

Od czasu mojego wyjazdu do Polski, nigdy więcej nie widziałam Victora. Nie raz zastanawiałam się czy wiedział o moim wyjeździe, czy wiedział gdzie jestem...

„Spadaj stąd!”- to były ostatnie słowa jakie ode mnie usłyszał.

Nigdy też nie potrafiłam już zaufać żadnemu mężczyźnie. Wystarczyło, że ten jeden, jedyny wzgardził moją miłością...

 

>><<

 

Weekend minął w zabójczym tempie. W poniedziałek z ulgą przyjęłam wiadomość, że Tanita jest na urlopie. W biurze moment atmosfera zrobiła się o niebo przyjemniejsza. Jedynie brak kontaktu z córką z dnia na dzień niepokoił mnie coraz bardziej.

Pod koniec tygodnia Samanta wreszcie zlitowała się nade mną i odpisała.

 

„Zostaję jeszcze na jakiś czas. S”

 

Tego było już za wiele! Nawet nie raczyła mnie poinformować gdzie i z kim jest! Niezależnie od tego, że była pełnoletnia, to nadal była na moim utrzymaniu. Ja w jej wieku pracowałam, uczyłam się i wychowywałam dziecko!

Telefon odebrała dopiero za dziesiątym razem.

-Gdzie jesteś i z kim!- zawarczałam. Byłam tak wściekła, że gdyby teraz stała przede mną...

-Uspokój się. Zwyczajnie histeryzujesz.

-Jeżeli nie dowiem się z kim jesteś, zadzwonię na policję!- zagroziłam, chociaż wiedziałam, że takie zgłoszenie nic by nie dało. Była pełnoletnia.

-Tobie kompletnie odwaliło!- wreszcie w jej głosie odezwała się niepewność.- Jestem z Bożeną i Maćkiem.

>>Bożena... jej przyjaciółka.<<- ta myśl sprawiła mi ogromną ulgę.

-Nie mogłaś mi o tym od razu powiedzieć?- rzuciłam już bardziej ugodowym tonem.- Nie martwiłabym się tak.

-Spoko, jest fajnie.- w głosie Samanty wyraźnie odbiło się podniecenie.- Wczoraj poznałam niesamowitego faceta. Niezłe ciacho!

-A to ciacho ma jakieś imię?- zapytałam z przekąsem. Miałam ochotę dodać jeszcze by uważała w co się pakuje, ale... strata czasu.

-Ma.- mruknęła rozbawiona.- Ale najlepsze jest to, że zna cię z dawnych lat i kazał cię pozdrowić.

Trudno powiedzieć by słowa Samanty nie wprawiły mnie w osłupienie, chociaż wiedziałam, że zainteresowanie „starszymi” mężczyznami „odziedziczyła” po mnie.

-Kto to taki?- zapytałam, jednocześnie przeszukując w pamięci znajomych. Miałam nadzieję, że przynajmniej nie był żonaty!

-Victor Hazard. O! Właśnie przyjechał! Pa.

Z niedowierzaniem patrzyłam na telefon. To nie mogła być prawda, na pewno przesłyszałam się!!!

Trzęsącymi rękami raz za razem wybierałam numer córki, ale telefon milczał jak zaklęty. Samanta nie zamierzała już odbierać go!

Bożena!

W ciągu minuty dostałam od jej matki numer. Owszem, przez ostatni tydzień Bożena, Maciek i Samanta byli razem w Czchowie, ale wczoraj Samanta urwała się z jakimś „nieziemsko” przystojnym facetem.

Ze strachu zakręciło mi się w głowie.

Okłamała mnie! Ale jak na Boga Victor poznał Samantę?! A co ważniejsze jak nas skojarzył?! I co robił w Polsce? Bo to, że to był TEN Victor, byłam pewna.

Pytania kłębiły się jedne za drugimi jak lawina.

Z determinacją jeszcze raz wybrałam numer Samanty. Jeżeli Victor rzeczywiście był z nią... Przed oczami stanęło mi zmasakrowane ciało Grega. V...

Po godzinie bezskutecznych prób dodzwonienia się do niej, zrezygnowałam. W akcie desperacji wysłałam jej SMS-a.

 

„Podaj Victorowi mój numer, inaczej zacznę mówić.”

 

Jeżeli ona nie chciała ze mną rozmawiać, to może uda mi się jego sprowokować.

Nie czekałam długo. W ciągu minuty miałam „zastrzeżone połączenie”.

Sukinsyn!!!

-Nie groź mi Alex.

Słysząc ten głos nie miałam już żadnych wątpliwości, że przeszłość dopadła mnie.

-Dlaczego Samanta?- wyszeptałam z gardłem ściśniętym ze strachu.- Nie wystarczył ci Greg?!

-Miło mi, że zrozumiałaś wiadomość ode mnie.

Jego głos był zimny i drwiący. Nawet nie próbował się wykręcić, że to nie on zabił chłopaka.

-Błagam cię...- wyjęczałam bliska obłędu.- Oddaj mi ją... to jeszcze dziecko...

-Ponoć nastolatki kochają najgoręcej.

Zabolało mnie, że tak jawnie drwił z mojej młodzieńczej miłości do niego.

-Jeżeli ją tkniesz,- w moim głosie zamiast wściekłości zabrzmiało przerażenie.- przysięgam, że zabiję cię!!!

Roześmiał się.

Zupełnie tak samo jak przed laty, gdy żartowaliśmy razem.

-Miło było odświeżyć znajomość.

 

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po rozmowie z Victorem, była wizyta na komisariacie. Od godziny bezskutecznie tłumaczyłam oficerowi dyżurnemu, że moja córka jest w niebezpieczeństwie. Jedyne co usłyszałam od niego to to, że ma prawo sama decydować o sobie.

Zrezygnowana podniosłam się. Przecież nie mogłam temu idiocie powiedzieć, że Hazard jest wampirem!!! Nie pomogę córce z zakładu psychiatrycznego...

Na ulicy rozglądnęłam się. Czułam się taka bezradna i bezsilna... nie wiedziałam gdzie jeszcze mogę szukać pomocy...

Ludzie na pewno mi nie pomogą. Wampiry? Znałam kilku z opowiadań Victora, ale gdzie ich szukać? A jak znajdę?

Serce ścisnęło mi się ze strachu o córkę. Dobry Boże... co ja mam zrobić?

 

Przez ostatni tydzień nawet nie wiem ile czasu spędziłam przy telefonie, próbując się skontaktować z Samantą. A może jej już nie ma?

Przed oczami stanęła mi uśmiechnięta twarz córki.

Z rezygnacją otworzyłam mój stary pamiętnik. Sama nie wiem dlaczego nigdy nie zdobyłam się na to, by wyrzucić go. Łzy przesłoniły mi widok. Tak bardzo go kochałam, a on teraz mścił się za to.

„Dziś Victor podał mi zaklęcie. Przysięgał, że jeżeli będę bardzo pragnęła i wypowiem je, to on przyjdzie do mnie. Ale muszę w to wierzyć, inaczej formuła nie będzie miała mocy.

Cały dzień spędziliśmy razem. Był dla mnie bardzo miły i pocałował wnętrze mojej dłoni. Omal nie umarłam ze szczęścia!!!

Kocham Victora, Kocham Victora, Kocham Victora...”

 

Bolały mnie te słowa. Jak mogłam tak zaufać wampirowi?! Zakochać się w nim?

>>Byłaś młoda... za młoda.<<

Z żalem popatrzyłam na następną stronę pamiętnika. Zaklęcie...

 

„ Fertur mens mea,

anxietatem cordis laniatu

sta coram me invocarem

dominari in nomine eius.

Sanguine, humore vitae

ultimum flatum

libera me ab imbeillitate

quo adepto iram et dolorem.”

 

Spisane po łacinie. Nie miałam pojęcia co znaczyło. Wbrew temu co sama pisałam i jak wierzyłam w słowa Victora, nigdy nie wypróbowałam tej formuły.

Dziecięce marzenia, fantazje...

W pamiętniku znalazłam też to, czego szukałam. Nazwiska trzech wampirów.

Dread.

Kajus.

Zorba.

Ponoć kiedyś trzymali się razem. Potem ich dogi rozeszły się, każdy wybrał swoją...

Nie miałam pojęcia gdzie i jak zacząć poszukiwania. Znów zostałam sama ze swoją walką.

Nie mogąc znaleźć żadnego sensownego rozwiązania, postanowiłam wysłać Samancie SMS- em zaklęcie. Miałam cichą nadzieję, że Victor zadzwoni.

Nie zadzwonił.

Leżąc w łóżku bezwiednie zaczęłam powtarzać łacińską formułę.

>>Boże, co ja robię?<<- pomyślałam, czując jak płacz zaczyna mnie dławić.

>><<

 

Dziś mijał czwarty tydzień odkąd zniknęła Samanta, a drugi jak zrezygnowałam z pracy. Żeby moje poszukiwania odniosły jakiś skutek, musiałam się im poświęcić bez reszty.

Idąc do banku z żalem pomyślałam o mojej przysiędze.

>>Przysięgam nigdy nie tknąć tych pieniędzy!<<

Spadek po moich rodzicach. Nie chciałam go, ale w tej sytuacji... dobro Samanty było najważniejsze.

Przelew całej gotówki i zamknięcie rachunku wcale nie było ani łatwe, ani szybkie. Dopiero na południe byłam w domu. Miałam zamiar dokładnie przygotować się do poszukiwań. Jedyne co mi na razie przychodziło do głowy, to wynająć prywatnego detektywa.

Wchodząc do mieszkania zamarłam.

Całą sobą czułam, że coś jest nie tak. Bałam się wejść do salonu, a jednocześnie wiedziałam, że muszę to zrobić. Szłam powoli jak na rozkaz, a głosy stawały się coraz wyraźniejsze.

W drzwiach przystanęłam i przytrzymałam się framugi.

Na kanapie siedział Victor i ramieniem obejmował Samantę. Jego poza świadczyła, że jest rozluźniony, ale spoczywające na plecach dziewczyny ramię, miało groźny wygląd.

-Cześć mamo.- jak nieprzytomna popatrzyłam na córkę. Była taka śliczna...

-Wyjdź Samanto.- mówiąc do córki nie spuszczałam wzroku z twarzy wampira.

Stalowe oczy. Patrzyły na mnie ironicznie.

Nic się nie zmienił.

Na jego uśmiech poczułam jak zalewa mnie nienawiść.

-Wyjdź Samanto.- powtórzyłam.

Dziewczynie nie przypadło do gustu moje polecenie i już otwierała w proteście usta...

-Posłuchaj matki.

Z niedowierzaniem popatrzyłam na wampira, ale Samanta z cielęcym uśmiechem cmoknęła go w policzek i wyszła, nawet nie patrząc na mnie.

-Wynoś się.- wyszeptałam pobielałymi ze strachu ustami.

Bałam się go. Był okrutny i niebezpieczny.

-Już raz to słyszałem.- słowa w jego ustach były bardzo ciche. Brzmiały zupełnie jak groźba.

-Dlaczego wróciłeś?

Przez tyle lat żyłam w przekonaniu, że udało mi się zostawić za sobą przeszłość. On to zburzył samym swoim pojawieniem się.

-Stęskniłem się za tobą.- powiedział miękko, prawie uwodzicielsko.

-Dochowałam twojej tajemnicy.- powiedziałam, patrząc jak zaczarowana na jego usta.- Nikomu nie zdradziłam.

W jednej sekundzie stał przy mnie, omal nie przyprawiając mnie o zawał serca. Ze strachu brakło mi oddechu.

-A ty nie tęskniłaś za mną?

Nie miałam odwagi by popatrzeć mu w oczy. Bałam się, że mógłby zobaczyć jak ciężko mi było przez te lata. Ile łez wylałam z tęsknoty za nim, jak miłość pomału zmieniała się w nienawiść.

-Wzgardziłeś mną.- nie udało mi się ukryć goryczy.

-Byłaś taka młodziutka...- tym razem w jego głosie wyraźnie zabrzmiało rozmarzenie.

Niepewnie uniosłam głowę.

Pochylał się nade mną. Z bliska jego oczy wręcz raziły szarością. Ciemna linia zarostu nieznacznie odznaczająca się dodawała mu uroku. Usta pełne, zmysłowo poruszały się... znów zatopić palce w jego aksamitnych włosach...

Zamrugałam oczami.

Uśmiechał się.

Doskonale zdawał sobie sprawę, jaki siał we mnie zamęt. Umiał sprawić, że stawałam się mu bezwolna...

-Czy Samanta wie kim jesteś?- zapytałam zmieniając temat. Stanowczo musiałam się uwolnić spod jego władzy.

Pewnym krokiem (przynajmniej taką miałam nadzieję) przeszłam i stanęłam koło okna.

Uśmiechnął się widząc moją „ucieczkę”.

-Nie.- mruknął rozbawiony, krzyżując na piersi ręce.

Z konsternacją zauważyłam, że jego muskularne ciało, nadal działa na mnie w „niewłaściwy” sposób.

-Jeżeli nie zostawisz nas w spokoju,- zagroziłam drżącym głosem.- powiem jej kim jesteś.

-Powiedz.

Jego odpowiedź dosłownie zwaliła mnie z nóg. Nie dał mi się zastraszyć. Dokładnie wiedział, że nie jestem w stanie mu zaszkodzić.

Stał taki pewien siebie, a na ustach błąkał mu się ironiczny uśmiech.

-Powiem o tobie całemu światu!

Jeszcze zanim skończyłam mówić wiedziałam, że posunęłam się za daleko.

Wampiry niezależnie od tego jak się zachowywały, to swojej tajemnicy strzegły zazdrośnie.

Z przerażeniem patrzyłam w dwie zmrużone, czerwone szparki. Już nie uśmiechał się, a jego sylwetka nieznacznie przygarbiła się...

-Skończyliście już wspominać?- lekko ironiczny głos Samanty ostudził nasze emocje.

Oczy wampira w lot nabrały szarości. Skurwiel umiał nad sobą panować... w przeciwieństwie do mnie samej.

-Nie, ale kiedyś na pewno nadarzy się okazja by dokończyć.

Jego słowa były złowróżbne, a to, że objął ramieniem Samantę i przyciągnął do siebie... Cholera!

Z ponurą miną patrzyłam jak ich ciała szczelnie do siebie przylegają. Dziewczyna z taką euforią wpatrywała się w jego twarz, że aż zrobiło mi się słabo.

-Przyjadę po ciebie wieczorem.- głos Victora zrobił się zmysłowo niski, a głowa niebezpiecznie pochyliła się ku Samancie.

>>Jeżeli teraz ją pocałuje, to zwyczajnie zrzygam się!!!<<

Ale Victor nie to miał w planach.

-Masz się słuchać matki.- mruknął i z uśmiechem wypuścił ją z objęć.

Buzia córki była tak zawiedziona, że mimowolnie uśmiechnęłam się. Hazard był mistrzem w manipulowaniu uczuciami innych.

-Wiesz Alex?- zamarłam czując jak stalowe oczy skupiają się na mnie.- Nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś piękna i buntownicza.

Niestety nie znalazłam ciętej riposty na jego słowa, a nieprzyjemny wzrok córki powiedział mi, że nie spodobały się jej ostatnie słowa mężczyzny.

I miałam rację.

Dokładnie w momencie, gdy zamknęły się za nim drzwi, przypuściła atak.

-Co łączyło ciebie i Victora?!- jej głos był przepełniony zazdrością, a twarz płonęła od niezdrowych emocji. Znaczyło to tylko, że zakochała się w nim.

-Nie będę z tobą o tym rozmawiać.- ucięłam dyskusję.

Stanowczo nie czułam się na siłach by ciągnąć ten temat. Z rezygnacją podeszłam do kanapy i opadłam na nią.

-Kochałaś go?

Z niechęcią popatrzyłam na córkę. Była młoda, piękna, utalentowana... dlaczego marnowała sobie życie w ten sposób? Victor równał się złamane serce!

-Tak. Kochałam go.- powiedziałam, z wielką powagą patrząc jej w oczy.- Skrzywdził mnie. Cierpiałam.

-Dlaczego wam nie wyszło?- wyszeptała odwracając wzrok. Była niepewna.- On nie kochał cię?

-Co o nim wiesz?- zaatakowałam z znienacka. Chciałam by wreszcie uprzytomniła sobie w co się pakuje!- Opowiadał ci o sobie?

-Wiem tyle, ile trzeba.- odpowiedziała wymijająco.

Czyli nic o nim nie wiedziała...

-Zapytaj go kim jest.

 

Dokładnie o 20- tej przyjechał.

Widząc jak Samanta zakłada prowokująco krótką spódniczkę, westchnęłam.

-Obiecaj mi, że nie znikniesz tak jak ostatnim razem.

Tego bałam się najbardziej.

-Więc nie masz nic przeciw temu, że spotykam się z nim?- w oczach córki odbiło się niedowierzanie.

Bardzo bolała mnie jej nieufność. Była moim jedynym dzieckiem, kochałam ją.

-Bardzo nie chcę cię stracić.- wyszeptałam.

-Wrócę.- z nadzieją popatrzyłam na jej niepewny uśmiech.- I obiecuję odbierać telefony.

 

Z ponurą miną obserwowałam jak Victor z kurtuazją otwiera drzwi samochodu. Omamiał ją, tkał swoją cienką sieć intryg, a ja nie umiałam mu w tym przeszkodzić. Kiedy podniósł głowę zobaczyłam błysk czerwieni w jego oczach. Nie cofnęłam się, wytrzymałam jego spojrzenie.

 

Wieczór był okropny. Nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca i wszystko mnie drażniło. Do tego dochodził niepokój o Samantę. Bolał mnie fakt, że zakochała się w nim bo wiedziałam, że prędzej czy później skrzywdzi ją. Raczej prędzej niż później.

„Nadal jesteś piękna i buntownicza...”

Cholera, na moment sama dałam mu się omamić! W jego głosie gdy to mówił był taki żar!

Smętnie popatrzyłam na zegar. Dopiero dziesiąta... ale o jedenastej zaskoczył mnie dźwięk otwieranych drzwi, a głośne trzaśnięcie nie wróżyło niczego dobrego.

Już sam widok zapłakanej twarzy Samanty był porażający, ale jej słowa...

-On jest potworem!!!

Zdrętwiałam. Czyżby Victor powiedział jej o sobie?!

-Potworem?- zapytałam, oczekując najgorszego.

Samanta była w opłakanym stanie. Rozczochrana, rozmazany makijaż...

-On mnie nie kocha!- wyszlochała z żałością.- Powiedział, że to nigdy nie wchodziło w grę!

>>Szybko się z nią uwinął!<<- pomyślałam ze złością.

Na szczęście Samanta była w takim stanie, że pozwoliła mi się zaprowadzić do swojego pokoju i położyć na łóżku. Z konsternacją zauważyłam, że piła i to dużo.

-Victor nigdy nie umiał kochać.- wyszeptałam, wspominając swoją własną rozpacz.- Nie jesteś pierwszą, której złamał serce i zapewne nie ostatnią.

-Ale to tak bardzo boli...- wyszlochała, wtulając się w poduszki.

Z czułością pogładziłam ją po włosach.

-Wiem.

 

Kiedy Samanta już usnęła, usiadłam na kanapie i zamyśliłam się.

Victor zniszczył moje życie, a teraz niszczył życie mojej córki. Był jak plaga nad którą nie dawało się zapanować. Dlaczego wrócił? Nie wierzyłam by jego znajomość z Samantą była przypadkowa. Mścił się... ale jeżeli tak, to dlaczego tak długo zwlekał?

Nic tu do siebie nie pasowało.

Czułam się zaszczuta i bezsilna. To on był panem sytuacji, kontrolował wszystko i manipulował innymi jak marionetkami.

Byłam w pułapce, zdana na łaskę potwora.

 

>><<

 

Nieoczekiwanie Victor dał nam spokój. Już od miesiąca nie miałam od niego żadnej wiadomości i po zachowaniu córki wnosiłam, że ona też nie.

Z dnia na dzień widziałam jak jej nadzieja maleje, dając miejsca rezygnacji, a kiedy pewnego wieczoru zauważyłam jak wychodzi razem z Bożeną i Maćkiem wiedziałam, że to co najgorsze ma już za sobą. Zdawałam sobie sprawę, że jeszcze cierpi, ale nie poddawała się i walczyła, próbując wrócić do normalnego życia.

Ja tego nie potrafiłam.

Tęsknota za Hazardem na długie lata zatruła mi życie, a nienawiść do niego wcale nie była lepsza.

Niestety i tym razem nie umiałam wrócić do „normalności”. Obawa przed jego powrotem była obezwładniająca.

 

Pod koniec października ziściły się moje najgorsze obawy.

Wracałam z kina, było już dobrze po 21- ej. Lubiłam wieczorne spacery po mieście, relaksowały mnie, dawały spokój. Z przyjemnością patrzyłam jak ulice budzą się do nocnego życia.

Tym razem postanowiłam wstąpić gdzieś na lampkę wina. Tak mało ostatnio przebywałam wśród ludzi. Do pracy też na razie nie zdecydowałam się wrócić, ale trzeba będzie się tym zająć.

Niestety jak zwykle mój wybór był fatalny. Wchodząc do lokalu miałam ochotę zrobić w tył zwrot i uciekać.

Przy stoliku na wprost wejścia siedział Victor w towarzystwie jakiegoś postawnego blondyna. Od razu mnie zauważył, bo podniósł się i zapraszająco wskazał wolne krzesło. Blondyn przyglądał mi się dość interesującym wzrokiem. Gdy zwlekałam z decyzją, w oczach wampira zapaliła się bezwzględność.

-Zapraszam do nas.- jego głos był na tyle donośny, że kilka spojrzeń ciekawie na nas spoczęło.

Nie miałam wyjścia, nie chciałam robić scen.

Tłumiąc w sobie chęć ucieczki podeszłam do stolika.

-Alex, poznaj mojego przyjaciela Kajusa.- myślałam, że zemdleję słysząc słowa Victora, ale opanowałam się i z bladym uśmiechem wyciągnęłam rękę w kierunku mężczyzny.

-Miło mi, Alex.

Z niechęcią poczułam, że dłoń mężczyzny jest chłodna. Zbyt chłodna!

Nie czułam się dobrze w ich towarzystwie. Cisza przedłużała się, a ja coraz bardziej bałam się.

-Co słychać u Samanty?

Szczere zainteresowanie w głosie Victora rozeźliło mnie. Podstępem wkradł się w moje życie, rozkochał w sobie, porzucił, uwiódł moją córkę, a teraz...

-Przeżyje twoje odejście.- rzuciłam złośliwie, a widząc w jego oczach zaskoczenie, uśmiechnęłam się.- Dzisiejsze nastolatki są o wiele „odporniejsze” niż dawniej.

Moja zaczepka była więcej niż znacząca. Nawet towarzyszący nam mężczyzna popatrzył z ciekawością na Hazarda.

Właśnie zasugerowałam, że jest „kiepskim” uwodzicielem i on to zrozumiał. Świadectwem tego były zmrużone i lekko ciemniejsze oczy. Nie musiałam długo czekać na jego ripostę.

-Rozumiem, że ty miałaś z tym problemy?

Miałam ochotę pięścią zetrzeć uśmiech z jego twarzy.

-Nie pochlebiaj sobie!- warknęłam, patrząc mu prosto w oczy.

Wiedziałam, że prowokuję go, ale nie mogłam się opanować. Ciekawe jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić? Widząc zaciętą minę Victora bałam się, że ciut za wysoką.

-Czyżby to Alex była tą twoją „małą buntowniczką”?

Lekko rozbawione słowa Kajusa zaskoczyły mnie. Nie wiedziałam, że Victor chwalił się do przyjaciół swoimi podbojami, ale tym bardziej zapiekło to mnie.

-Nie jestem buntowniczką!- syknęłam ostro przez zęby.- Możecie się ode mnie odwal...

-Koniec!- żarty się skończyły. Wyraźnie było widać, że Victor zaczyna być zły.- Odwiozę cię do domu!

-Zapomnij!- rzuciłam, przezornie szybko podnosząc się.

Miałam zamiar podejść do kelnera i poprosić by zamówił mi taksówkę, ale ręka Victora była szybsza.

Ze strachem szarpnęłam się. Miałam nadzieję, że nie będzie miał odwagi szamotać się ze mną w miejscu publicznym. I jak zwykle przeliczyłam się.

-Uspokój się, albo polecą głowy!- już nawet nie same słowa były groźne, jak ton którym były wypowiedziane.

Victor był wściekły.

Nawet Kajus podniósł się i znaczącym gestem położył rękę na ramieniu Hazarda. Chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym byłam wolna.

Automatycznie rozmasowałam rękę, którą przed chwilą ściskał Victor. Bolała.

-Usiądź Alexandro.- głos Kajusa brzmiał pojednawczo, ale spojrzenie oczu było bardzo dziwne.- Zamówię ci taksówkę.

Dziesięć minut w tak „wymownym” milczeniu, było ponad moje siły. Kiedy w końcu kelner oznajmił, że podjechała taksówka, prawie biegiem puściłam się do wyjścia.

Ale ulgę poczułam dopiero w domu, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Ręce tak mi się trzęsły, że nie byłam w stanie rozpiąć guzików płaszcza!

Dopiero po godzinie byłam w stanie spokojnie usiąść. Ulubiony fotel działał na mnie kojąco, a i myśli zaczynały „składniej” pracować.

Kajus. Przyjaciel Victora.

Wiedział o jego słabości do mnie, ale był zaskoczony, że to ja jestem tamtą nastolatką. Buntowniczką.

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu.

„Zastrzeżone połączenie.”

I tak osiem razy. Za każdym razem odrzucałam.

W końcu dostałam SMS- a.

504 382...

 

„Kiedyś dokończymy naszą rozmowę.”

 

Zamknęłam oczy, czując jak łzy spływają mi po policzkach.

Nigdy się od niego nie uwolnię.

 

Mając „duszę na ramieniu” i w każdej chwili obawiając się wizyty Victora, udało mi się przeżyć cały tydzień. Niespodziewanie w sobotę miałam gościa...

Na widok mężczyzny w drzwiach, próbowałam z powrotem zatrzasnąć je, ale nie pozwolił mi.

-Na prawdę będzie lepiej jak porozmawiamy.

A teraz siedział w salonie na kanapie, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.

-Victor już długo nie wytrzyma.

Głos Kajusa był poważny, a spojrzenie ponure.

-Nie bardzo wiem o co ci chodzi.- powiedziałam ostrożnie.

-Dobrze wiesz o co mi chodzi!- w jego głosie odezwało się coś groźnego.- Tyle lat na ciebie czekał.

-Że co proszę?!- aż zatkało mnie z oburzenia.- Czekał na mnie?!

Nie mieściło mi się w głowie to co mówił wampir.

-Mnie też się to nie podoba,- warknął- ale nic do niego nie dociera! Porozmawiaj z nim chociaż. Zanim stanie się coś, czego potem nie da się odwrócić...

-Wiesz czego nie da się odwrócić?!- zawarczałam, stając przed nim. Czułam jak furia aż kipi we mnie.- Śmierci Grega... ojca Samanty. Mojej rozpaczy i samotności. Bólu i upokorzenia!!!

-A co ty myślisz, że on nie cierpiał?!- wkurzyłam go. Nie, ja go doprowadziłam do wściekłości!- Czcił cię niczym boginię! Wiesz ile wysiłku kosztowało go by cię nie tknąć?! A ty co?! Puściłaś się z pierwszym lepszym chłopaczkiem! Prawie zabiłaś go tym!

To o czym mówił ten wampir było absurdalne!

-To on mną wzgardził! Nie chciał mojej miłości!

Przed oczami pociemniało mi, a ból minionych lat wrócił ze zdwojoną siłą.

-Wynoś się stąd!!!- wrzasnęłam histerycznie.

Zupełnie przestałam nad sobą panować. Wszystko się rozsypało, a ja znów miałam szesnaście lat i złamane serce. Kiedy poczułam na ramieniu dłoń wampira, szarpnęłam się. Wszystko na moment zatrzymało się, a potem odżyło, klatka po klatce...

Wampir cofnął rękę.

Ja poczułam jak tracę równowagę...

… niedowierzanie na twarzy Kajusa...

Uderzenie o meble...

… przerażenie, ból.

Ze zdziwieniem popatrzyłam na gwałtownie powiększającą się czerwoną plamę na mojej bluzce. Podniosłam głowę.

Kajus.

Klęczał koło mnie i ze zmarszczonym czołem patrzył na ozdobny sztylet wbity w moją pierś.

Jego obraz niebezpiecznie zamazał mi się i zniknął. Zostały tylko ciche słowa:

-Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.

 

Link do kolejnych rozdziałów

http://van-elizabeth.blog.onet.pl/9-buntowniczka/

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Nati 13.08.2014
    Czekam na dalszy ciąg :P
  • Longman.S 13.08.2014
    Ciąg dalszy jest, ale na blogu. Tu na opowi.pl dodałam tylko pierwsze rozdziały moich opowiadań i więcej nie będzie.
  • Julia 13.08.2014
    a szkoda
  • Longman.S 13.08.2014
    Wszystko można przeczytać na blogu gdzie serdecznie zapraszam. Moje opowiadania są dość obszerne i brak mi czasu na prowadzenie dwóch "blogów". Tutaj na pewno będę informowała o nowych opowiadaniach.
  • Monia999 13.08.2014
    Na pewno odwiedzę twój blog.
  • NataliaO 22.10.2014
    bardzo, bardzo dobrze piszesz , piękne opowiadanie 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania