Poprzednie częściBuntowniczka
Pokaż listęUkryj listę

Buntowniczka rozdział 2 część 1

~ Rozpacz ~

 

2. Budziłam się pomału. Nie czułam się źle, ale mój umysł był skołowany.

Nagle usiadłam i w panice dotknęłam piersi.

Nic nie ma...

-Witaj Alex.

Przymrużyłam oczy i zobaczyłam go. Stał oparty o ścianę i ciekawie mi się przyglądał.

-Co się stało?- zapytałam i aż przestraszyłam się dźwięku własnego głosu.

-Jesteś wampirem.

Słowa Kajusa były tak bezsensowne, że w ogóle nie zwróciłam na nie uwagi.

-Gdzie ja jestem?- rozglądnęłam się niepewnie. Pomimo ciemności widziałam, że nie jestem u siebie w domu.

Duże łóżko, komoda, stolik, biurko. Typowo męska sypialnia.

-U mnie w domu.

-U ciebie?!- zawołałam z niedowierzaniem.

Zerwałam się z łóżka... w ostatniej chwili wyhamowałam przed mężczyzną.

>>Co jest grane?!<<

Zaczynałam czuć się niepewnie. Coś mi tu nie pasowało...

Jeszcze raz prześledziłam w myślach wspomnienia ostatniego wieczoru.

>>Rozmawiałam z Kajusem. Byłam zła, a potem on mnie złapał za ramię... straciłam równowagę... ból i plama krwi.<<

-Musiałem cię przemienić. Umierałaś.

 

Długo nie mogło dotrzeć do mnie to co mówił Kajus, ale kiedy podał mi szklankę...

-Co z moją córką?- zapytałam zbolałym głosem.

Nie umiałam przyjąć do siebie tego wszystkiego czego się dowiedziałam.

Dlaczego mnie to spotkało? Czy mało się wycierpiałam do tej pory?

-Na razie o niczym nie wie.- głos wampira był beznamiętny.- Posprzątałem dokładnie mieszkanie i spakowałem parę twoich rzeczy.

No tak. Nie byłoby korzystne gdyby zastała nas tam Samanta.

-Co ja mam teraz zrobić?- zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy.

Jak ja będę teraz żyć? Jakie żyć! Moje życie właśnie się skończyło!

-To zależy od ciebie.

-Ode mnie?!- warknęłam przyskakując do niego.- To ty zrobiłeś ze mnie wampira!

-Wolałaś umrzeć?- jego głos zabrzmiał świszcząco, a w oczach zapaliła się ognista czerwień.- Za jakiś czas będziesz mogła wrócić do życia, zobaczyć się z córką.

Moment opuściła mnie złość.

-Muszę do niej zadzwonić i powiedzieć, że wyjeżdżam na jakiś czas.- powiedziałam.

To było najlepsze wyjście, ale rozmowa z Samantą wcale nie była przyjemna. Córka koniecznie chciała się dowiedzieć po co i gdzie wyjeżdżam. Czułam się zupełnie jak na przesłuchaniu!

-To chyba moja sprawa?!- warknęłam tracąc cierpliwość.

W słuchawce zapanowała pełna niedowierzania cisza.

-Ale...

-Jutro prześlę ci na konto pieniądze.- przerwałam jej zanim zdążyła zadać kolejne pytanie na które nie znałam odpowiedzi.- Odezwę się jeszcze.

Widząc jak Kajus uśmiecha się, miałam przemożną chęć trzaśnięcia go w twarz, ale mogłabym potem nie przeżyć.

-Została jeszcze kwestia powiadomienia Victora.- powiedział powoli.- Nie będzie zadowolony.

Popatrzyłam uważnie na wampira. Czyżby obawiał się Hazarda?

Rozbawiła mnie ta myśl. Byłam na niego wściekła i miałam nadzieję, że Victor skręci mu kark! To on był winien temu wszystkiemu! To przez niego byłam tym kim jestem!

A co ze mną? Jak zareaguje Victor na mnie jako wampirzycę? Bojowy nastrój bardzo szybko mi minął.

-To mu nic nie mów!- powiedziałam z kpiną, ale sama czułam się niezbyt pewnie.- To byłoby straszne gdyby się zdenerwował.

Ledwie skończyłam mówić, a zawisłam 30 centymetrów nad ziemią.

Z bliska twarz Kajusa stanowczo mniej mi się podobała.

-Czy wiesz co on zrobi ze mną,- warczał ponuro.- gdy się dowie, że to ja cię przemieniłem?! Nie będzie czekał na wyjaśnienia!

-Jeżeli pomożesz mi,- wycharczałam ciężko.- nic mu nie powiem.

-Prędzej czy później i tak zacznie cię szukać. Nie będzie przebierał w środkach.

-To mnie ukryj.

 

>><<

 

W ciągu miesiąca przeszłam przyspieszony kurs, jak zostać opanowanym krwiopijcą. Musiałam wiele się nauczyć, ale miałam wystarczającą motywację. Chciałam spotkać się z córką i wiedziałam, że czeka mnie też konfrontacja z Victorem.

Miałam też chwile zwątpienia. Jak będzie teraz wyglądać moje życie? Co mi pozostało?

W takich sytuacjach pomocny okazywał się być Kajus. To jego opowieści pomogły mi popatrzeć na to wszystko w pozytywny sposób. To on pokazał mi, że mogę w miarę normalnie „żyć” i cieszyć się bliskością córki. Przynajmniej przez jakiś czas...

Najgorzej szło mi z uczuciami i tu niestety nie mogłam liczyć na jego wsparcie. Musiałam sama sobie z tym poradzić.

 

Kajus spisał się na medal.

Byłam opanowana, bezwzględna... nauczyłam się walczyć. Wiedziałam, że dużymi krokami zbliża się dzień w którym zobaczę Samantę. Tęskniłam za nią...

Problemem nadal pozostawało, jak poinformować o wszystkim Victora.

Nie będzie zadowolony...

Bip, bip...

Z konsternacją popatrzyłam na telefon. Następny SMS od Victora.

 

„Prędzej czy później, znajdę cię.”

 

Już nie liczyłam wiadomości od niego. Najpierw dopytywał się, potem groził, prosił i znów groził.

Szukał mnie.

-Stanowczo lepiej było ci w jasnych włosach.

Lekko drwiący komentarz Kajusa skwitowałam środkowym palcem.

Nie musiał mi o tym przypominać.

Dwa dni temu obcięłam na krótko włosy i kupiłam czarną perukę. Nieodłącznym elementem mojego stroju stały się też duże, ciemne okulary i mocny makijaż.

Stojąc przed lustrem i patrząc na siebie musiałam przyznać, że byłam nie do poznania.. Jutro chciałam sprawdzić na ile dobry jest mój kamuflaż. Chciałam z bliska zobaczy córkę.

Kajus stanowczo mi to odradzał.

-A co jeżeli Victor obserwuje Samantę?- to co mówił było prawdopodobne, ale musiałam ją zobaczyć, chociażby z daleka!

-Jutro jak pojadę,- zaczęłam zdecydowanym głosem.- pozbądź się wszystkich moich rzeczy i dokładnie posprzątaj dom. Nie wrócę tu już.

Moje słowa zaskoczyły wampira, ale nim zdążył się odezwać, dodałam:

-Victor robi się zdesperowany. W każdej chwili może ci złożyć niezapowiedzianą wizytę. Lepiej żeby mnie tu już nie było.

-Gdzie się zatrzymasz?- zapytał. Nie sprzeciwiał się moim planom. Wiedział, że jest to najlepsze rozwiązanie.

-Nie potrzebna ci ta informacja.- mruknęłam odwracając wzrok.- W razie czego, masz mój numer.

 

Wysiadając z autobusu na dworcu rozglądnęłam się ostrożnie. Wiedziałam, że już zawsze będę tak robić. Wbrew temu co mówił Kajus bym jak najdalej trzymała się od Tarnowa, to właśnie tu postanowiłam się osiedlić. Dwa tygodnie temu Victor kupił dom pod miastem. Wyglądało na to, że zamierza obserwować Samantę, a ja stwierdziłam, że najciemniej jest pod latarnią.

Omijając pośrednictwo agencji nieruchomości, wynajęłam mieszkanie trzy bloki dalej od mojego mieszkania. Z okna kuchni miałam doskonały widok na wejście do klatki i dość spory zieleniec z parkingiem. Jeżeli Victor zacznie obserwować Samantę, na pewno go zauważę.

Gorzej przedstawiała się sprawa z BANKIEM. To właśnie tam było największe ryzyko natknięcia się na Hazarda, chociaż z drugiej strony było to też jedyne miejsce gdzie w ogóle się mnie nie spodziewał. A ja przecież musiałam „jeść”. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić co by było, gdybym musiała zapolować...

 

>><<

 

Siedząc już trzeci dzień przy oknie, zadałam sobie pytanie:

>>Jaki jest cel mojego ukrywania?<<

Byłam wampirem. Victor nie mógł mnie już skrzywdzić. Przynajmniej nie w taki sposób w jaki się najbardziej obawiałam. Co do Samanty też doszłam do wniosku, że nic jej nie grozi. Była tylko wabikiem na mnie.

Córkę widziałam już dwa razy, ale szczerze mówiąc nie odważyłam się do niej zbliżyć. Ryzyko jednak było za duże, a Victor był bardzo przebiegły.

Ukrywając się, nie spędzałam całego czasu na obserwowaniu córki. Nadal dużo musiałam się nauczyć. Doskonaliłam techniki walki, a gdyby tego jeszcze było mało, zaopatrzyłam się w broń i spory zapas srebrnych kul. Nie było to łatwe i tanie, ale udało się. Moim ostatnim nabytkiem był śliczny, nieduży sztylet o srebrnej klindze. Dla wampira niebezpieczna broń. Nigdy się z nim nie rozstawałam. Teraz też leżał bezpiecznie przypięty do mojej kostki.

Przez ostatnie dni udało mi się nawiązać kilka znajomości. Wbrew moim obawom nie dopytywali się o moje życie. Wampiry nie były wścibskie. Szanowały prywatność innych.

Samanta też już przyjęła do wiadomości, że musi sobie radzić sama. W końcu przyznałam się jej, że ukrywam się przed Victorem. Obiecała mi dać znać gdyby się pokazał. Jedyną rzeczą w jakiej się nie zgadzałyśmy, to miejsce mojego pobytu. Nie zdradziłam jej go. Aż tak nie ufałam jej.

Pod koniec marca niespodziewanie dostałam wiadomość od Kajusa.

 

„30 marca. Wall Street. Druga loża godz. 21-sza.”

 

Nic mi to nie mówiło. Odkąd wyprowadziłam się od niego, nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Tak było bezpieczniej.

Długo nie mogłam się zdecydować, ale w końcu wybrałam numer do niego.

-Witaj Kajusie.

-I jak sobie radzisz?- w jego głosie było słychać szczerą ciekawość.

-Jak na razie skutecznie udaje mi się unikać kłopotów.- mruknęłam ironicznie.

-Jesteś pewna, że nadal chcesz się ukrywać?- tym razem wyraźnie usłyszałam troskę. Martwił się o mnie.- Przecież wiesz, że Victor nie mógłby cię skrzywdzić.

Niestety ja nie miałam tej pewności co on.

-O co ci chodziło z tym Wall Street?- zmieniłam temat. Tamten stawał się zbyt niebezpieczny.

-Victor przełknął dumę i poprosił o pomoc Tropiciela.- zaczynałam bać się tego co mówił.- Jutro o 9- tej mają się spotkać...

 

W klubie byłam już o 19- tej. Zajęłam stolik który dawał mi doskonałą widoczność na wejście i lożę numer 2, a jednocześnie sam nie był na widoku.

Powoli sączyłam wino i czekałam.

Obstawa Tropiciela pokazała się tuż przed 20- tą. Od razu ich wyczułam. Oni mnie też.

Było ich czterech i bardzo dokładnie przeczesali salę. Nie zwracali na mnie przesadnej uwagi, ale wiedziałam, że mają mnie na oku.

Na kilka minut przed 9- tą, wstrzymałam oddech. Musiałam odłożyć kieliszek, zbyt niebezpiecznie drgała mi ręka.

W napięciu obserwowałam jak przez salę powoli idzie Victor z Kajusem. Lokal był już prawie pełen, ale nie było przesadnego tłoku.

Na widok stalowych oczu poczułam, jak coś dziwnego dzieje się ze mną. Spięłam się w sobie i popatrzyłam na Kajusa.

Nie patrzył na mnie... może nie rozpoznał mnie?

Nie miałam czasu dłużej zastanawiać się nad tym, bo dołączył do nich jeszcze jeden wampir.

Z niepokojem przyglądnęłam mu się. Był bardzo wysoki i niesamowicie umięśniony. Pomimo swojej postury poruszał się lekko, zupełnie jak przyczajony drapieżnik. Poczułam się nieswojo wiedząc, że od tej pory będzie polował na mnie.

Był więcej niż groźny. Tropiciel.

Mężczyźni w skupieniu rozmawiali. Nie miałam odwagi zbyt obcesowo się im przyglądać. Nie chciałam zwrócić na siebie uwagi obstawy Tropiciela. Byłam spięta i bałam się. Do tego głośna muzyka i szumy rozmów zaczynały mnie drażnić. Nie byłam przyzwyczajona do takiego gwaru, ale nie mogłam też wyjść przed nimi. Zbyt duże ryzyko.

Na szczęście ich rozmowa nie trwała długo. Z ulgą patrzyłam jak Kajus i Victor podnoszą się. Kiedy zrównali się z moim stolikiem Kajus uśmiechnął się. Nie popatrzył w moją stronę, ale uśmiechnął się. Poznał mnie.

Już miałam iść w ich ślady, kiedy z kanapy wstał Tropiciel.

Bałam się go.

Szedł lekko przygarbiony, zupełnie tak jakby szykował się do ataku.

Nieostrożnie uniosłam wyżej głowę i wtedy popatrzył na mnie. Z wrażenia aż skuliłam się. Wydawało mi się, że jego czarne oczy przewiercają mnie. Chwila kiedy patrzył na mnie zdawała się nie mieć końca. Odetchnęłam z ulgą widząc jak nie zatrzymując się mija mnie i wychodzi.

Dla pewności odczekałam jeszcze 15 minut i poszłam w jego ślady.

Wracając do domu kilkanaście razy zmieniałam trasę. Musiałam mieć pewność, że nikt mnie nie śledzi.

 

W mieszkaniu leżąc bezpiecznie w łóżku z konsternacją pomyślałam o tym co się ze mną stało na widok Victora.

Nadal mnie pociągał. Kajus miał rację mówiąc, że będę go pragnęła. Był moim przeznaczeniem gdy byłam człowiekiem, a teraz po przemianie... było jeszcze gorzej.

Wtedy pozłościłam się na Kajusa, ale...

Bip- bip.

Słysząc telefon podskoczyłam jak oparzona. Byłam zamyślona bardziej niż sądziłam.

 

„Gdzie się ukryłaś Alexandro?”

 

W piersi poczułam nieznośny ból. Czy to się nigdy nie skończy?!

 

W ciągu tygodnia od spotkania z Tropicielem obława na mnie zaczynała nabierać „rumieńców”. Samanta była non stop obserwowana. To w niej pokładali największe nadzieje.

Mężczyznę z klubu widziałam tylko raz, ale Victor był tu częstym gościem.

I w końcu zaczęło się.

Hazard odnowił znajomość z moją córką, a ostatnią noc spędzili razem. Z żalem pomyślałam, że Samanta niczego się nie nauczyła i bez problemu dała się od nowa „opętać”. Miałam ochotę zadzwonić do niej i ostrzec, ale jednocześnie zdradziłabym się, że nigdzie nie wyjechałam, że nadal tu jestem.

Jak do tej pory Victor tylko podejrzewał ten fakt, ale gdyby zyskał pewność... nie miałabym szans przejść przez osiedle, a pożywiać musiałam się. Sama zmiana wyglądu była przydatna z większej odległości, ale zawsze pozostawał jeszcze zapach. W tej kwestii Victor nie dałby się oszukać.

Tak więc na razie prowokował mnie, czekając aż puszczą mi nerwy.

Czy mu się udało?

Tak. Przeżywałam potworne katusze wiedząc, że są tam razem...

W takim stanie wytrzymałam dokładnie trzy dni. Kiedy tylko widziałam ich oboje ( a Victor zadbał by było to bardzo często) dostawałam szału i byłam bliska ujawnienia się. Czwartego dnia miałam telefon od Samanty. Czyli nie tylko moje nerwy były w opłakanym stanie. Victor też się denerwował.

-Cześć mamo.

Od razu wyczułam zmianę w jej głosie. Był ostrożny, a ona mówiła jakby pod dyktando.

-Co u ciebie słychać?- zagadnęłam.

Ze wszystkich sił starałam się mówić spokojnie, nie okazywać żadnych emocji. Wiedziałam, że Victor z uwagą słucha każdego mojego słowa.

-Wszystko w porządku...- taa! Jasne!- … kiedy w końcu zobaczymy się?

-Jak przyjadę.- rzuciłam z uśmiechem. I nagle coś mi przyszło do głowy.- Samanto mam do ciebie prośbę.

-Tak?

Nie byłam pewna czy to jest dobry pomysł by tak go prowokować, ale nie mogłam się oprzeć.

-Pod koniec tygodnia przyjeżdżam i zamówiłam dwie butelki wina w winiarni na rynku. Wiesz gdzie?

-W Szlacheckiej?

-Tak.- potwierdziłam z powagą.- Mogłabyś je dla mnie odebrać?

-Dobrze mamo.- głos córki zrobił się cichy.- Kiedy się zobaczymy?

-Już niedługo.

Gdy tylko rozłączyłam się, wykręciłam numer do winiarni, jednocześnie nie spuszczając z oczu wejścia do klatki. Zdawałam sobie sprawę, że igram z ogniem, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam się przekonać dokąd posunie się Victor.

 

Dzisiaj na rynku był kiermasz. Kolorowe kramy, dużo ludzi... wesołe głosy. Już od dwóch godzin bez celu przechadzałam się między straganami. Pomału zaczynałam tracić nadzieję. Samanta niekoniecznie dzisiaj musiała odebrać wino...

Szlag by to! Stanowczo za mało miałam cierpliwości.

-Nie mogłaś się oprzeć pokusie?

Na dźwięk tego głosu omal nie dostałam zawału!

Obok mnie stał uśmiechnięty Kajus i z zainteresowaniem przyglądał się rozłożonym towarom.

Zalała mnie fala złości. Nie dość, że mnie wystraszył to jeszcze dałam się podejść jak małe dziecko!

-Co tutaj robisz?- syknęłam przez zęby.

-I ty się mnie o to pytasz?!- zakpił.- Victor postawił wszystkich do pionu! Cały rynek jest obstawiony!

Poczułam jak robi mi się słabo, ale nie odważyłam się rozglądnąć...

Właśnie dotarło do mnie, że mam przeciw sobie samych wytrawnych wojowników, gdy tymczasem ja... Cholera! Przez swoją głupotę sama mu się wystawiłam!

-On też tu jest?- zapytałam niepewnie.

-Przyjdzie razem z Samantą.

Coś w głosie wampira zaniepokoiło mnie. On wiedział co Victor dla mnie przygotował i bawiło go to!

-Nie uda mu się sprowokować mnie!- warknęłam zdecydowanie.- Nie pokażę się!

-Jesteś pewna?

Ze złością patrzyłam jak odchodzi wolnym krokiem. Miałam ochotę przyskoczyć do niego i wydusić wszystko co wiedział! Ładny z niego przyjaciel!

No tak. Kajus był przyjacielem Victora, nie moim. Nas łączyła wspólna tajemnica. No trudno. Nie pozostawało mi nic innego jak cierpliwie czekać. Cierpliwie?! Gdy tylko wyczuwałam w pobliżu jakiegoś wampira, cała spinałam się w sobie!

„Cały rynek jest obstawiony...”

Sama wpakowałam się w to bagno. Trzeba było nie prowokować Victora.

I w końcu pojawili się, a ja patrząc na nich wiedziałam już, że czeka mnie ciężka przeprawa.

Szli wolno, wzdłuż podcieni... więcej niż ściśle przytuleni. Na widok ręki zsuwającej się na pośladek Samanty, czerwona mgła przesłoniła mi widok. Przed samym wejściem do winiarni przystanęli, a ja z nienawiścią patrzyłam, jak Samanta tonie w objęciach wampira.

Ich pocałunek był więcej niż namiętny!!!

Bez zastanowienia ruszyłam w ich stronę. Zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Chciałam tylko podejść i krzyknąć mu w twarz żeby nie dotykał jej!

Otrzeźwiło mnie kpiące spojrzenie Kajusa. Stał oparty o murek i patrzył wprost na mnie.

Przymknęłam oczy i płynnie zmieniłam kierunek. Mijając o dwa metry Tropiciela spuściłam głowę, ale tym razem nie zwrócił na mnie uwagi.

Nie szukali przecież czarnowłosej wampirzycy...

 

W domu z wściekłością rzuciłam się na łóżko. Przeraźliwy szloch raz za razem wstrząsał moim ciałem. Nie mogłam już dłużej sama przed sobą ukrywać uczuć. To nie troska o córkę pchnęła mnie w ich stronę, tylko czysta zazdrość! On był przecież mój!!!

A Samanta? Z takim uwielbieniem patrzyła mu w oczy...

Ja wiedziałam, że on się nią bawi, ale dla niej to była miłość.

Jak to wszystko miałam ze sobą pogodzić? Zamotałam się we własne intrygi, a teraz zwyczajnie nie umiałam z tego wybrnąć.

Jak można jednocześnie pożądać i nienawidzić?!

Co zrobić? Poddać się i ujawnić? Czy pozwolić by do końca opętał Samantę?

Na wspomnienie ich złączonych ciał poczułam piekącą zazdrość.

W odruchu buntu złapałam telefon.

504 382...

-Ty nigdy nie przestaniesz mamić nastolatek!- warknęłam.

-Widziałaś...- nie udało mu się ukryć zaskoczenia w głosie. Było to niczym balsam na moje zranione uczucia.

-Jeżeli nie kochasz jej... zostaw ją. Ona nie zasługuje na taki los.

-Wróć, a Samanta już nigdy mnie nie zobaczy.

-Dlaczego tak bardzo zależy ci żeby mnie zniszczyć?- zapytałam z udręką. Byłam wampirem, ale nadal obawiałam się cierpień jakie mógł mi zgotować.

-Nie wyjechałaś z miasta.- powiedział to z ogromnym przekonaniem, a mi ciarki przeszły po plecach.- Znajdę cię.

-Tak jak ten twój Tropiciel?- rzuciłam sarkastycznie.- Dwa razy miał mnie na wyciągnięcie ręki!

W słuchawce zapadła pełna osłupienia cisza. Zdawałam sobie sprawę, że powiedziałam za dużo. Już widziałam jak stalowe oczy Victora niebezpiecznie zmrużają się, a on intensywnie zastanawia się nad tym, skąd to wiem.

-Nie uważasz, że tworzymy z Sam piękną parę?- jego nagła zmiana tematu rozproszyła mnie. Nie mógł wiedzieć, że płonęłam z zazdrości... do czego więc zmierzał?- Patrzyła na mnie z takim uwielbieniem... a może w jej oczach powinno odbić się cierpienie?

Była to ewidentna groźba. Victor jasno dawał mi do zrozumienia, że jego cierpliwość kończy się, czego finałem może być krzywda Samanty.

-Nie odważysz się...- powiedziałam słabo. Nawet nie chciałam myśleć co mógłby jej zrobić.

-Ciekawe czy córka smakuje tak samo jak ojciec...

Wymownie niedokończone zdanie pokonało mnie. Victor nie żartował.

-Spotkam się z tobą.- wyszeptałam zrezygnowana.- W zamian masz zostawić Samantę w spokoju. Niezależnie od wyniku naszego spotkania dotrzymasz słowa i nie tkniesz jej.

-Nie za dużo tych warunków?- tym razem wyraźnie był rozbawiony. Wiedział już, że wygrał, że poddałam się.

-Cieszę się, że wprawiłam cię w doskonały humor!- zawarczałam.- Mam tylko nadzieję, że nie zepsuje ci go nasze spotkanie! Zgadzasz się, czy nie?

W wielkim napięciu czekałam na jego odpowiedź i wydawało się trwać wieki nim wreszcie usłyszałam:

-Zgoda.

 

Umówiliśmy się jeszcze dzisiejszego dnia. Na plantach o 20- tej.

Długo nie mogłam się zdecydować co do mojego wyglądu. Z żalem popatrzyłam na moje krótkie włosy. Kiedyś były piękne...

Ostatecznie zdecydowałam się nie zakładać peruki. To przebranie mogło mi się jeszcze kiedyś przydać i Victor nie musiał o nim wiedzieć. Makijaż też „zrobił” się dużo delikatniejszy. Prawdziwy dylemat miałam z doborem garderoby. Z jednej strony chciałam wyglądać pięknie i powabnie, ale... zdrowy rozsądek wygrał.

Jeansy, adidasy, bluza i skórzana kurtka. Przynajmniej miałam gdzie ukryć broń. Pistolet z pełnym magazynkiem zmieścił się w kieszeni kurtki, a sztylet na kostce przykryły spodnie.

Rozgrywkę czas zacząć.

 

Wchodząc na rynek rozglądnęłam się niepewnie. Było niewielu przechodniów, a już na pewno nie wyczuwałam żadnego wampira.

Na razie.

W momencie gdy kurant wybijał 20- tą, z uliczki leniwym krokiem wyłonił się Victor.

Z uśmiechem popatrzyłam na jego „normalny” strój. Niebieskie wytarte jeansy, białe sportowe buty i brązowa kurtka... niezła odmiana od zazwyczaj czarnego koloru!

Zauważył mnie już, a ja nawet z tej odległości widziałam jak jego oczy robią się okrągłe z zaskoczenia.

Chyba nie bardzo przypadła mu do gustu moja nowa fryzura. Ciekawe jaka będzie jego reakcja na moją przemianę...

No cóż, była dokładnie taka, jakiej się spodziewałam.

Gdy tylko dotarł do niego mój zapach, w oczach zapłonęła mu czerwień. Czerwień i wściekłość.

Dziewczyna która właśnie go mijała odskoczyła z okrzykiem strachu. Nawet nie zwrócił na nią uwagi.

-KTO CI TO ZROBIŁ?!- warczenie było ponure, przepełnione furią.- KTO ŚMIAŁ CIĘ TKNĄĆ?!

Jego ręce jak stalowe imadło zaciskały się na moich ramionach. Był przygarbiony, a ja i tak musiałam spojrzeć wysoko w górę.

-Witaj Victorze.- nie mogłam się oprzeć i jego imię wypowiedziałam delikatnie, zmysłowo.

Podziałało. Moment skupił wzrok na moich ustach.

Jego dotyk choć brutalny, budził we mnie niepokojące uczucia. Tęsknoty, żalu... pragnienia.

-Idziemy!- zawarczał, odwracając się i ciągnąc za sobą.

Nie sprzeciwiałam się. Był tak potwornie wściekły, że lepiej by nie było świadków przy naszej rozmowie.

Nie szliśmy daleko. Celem był jego samochód.

Gdy ruszyliśmy z piskiem odruchowo zapięłam pas.

-Gdzie jedziemy?- mruknęłam niepewnie, widząc jego zaciętą minę.

-Do mnie.

Poczułam jak po plecach przebiega mi dreszcz. Stanowczo nie zapowiadało się to dobrze!

-Nie taka była umowa.- zaprotestowałam słabo, bo właśnie dotarło do mnie, że Victor zagwarantował bezpieczeństwo Samanty, a nie moje.

-Nie zaczynaj ze mną!- ponure warknięcie musiało mi wystarczyć za odpowiedź.

 

Wysiadając z auta jedno musiałam przyznać. Dom Victora był piękny. Efektownie oświetlony, otoczony skalnym ogrodem...

W środku Victor od razu podszedł do barku i w dwóch łykach opróżnił szklankę wódki.

Niedobrze.

-Zadam ci to pytanie tylko jeszcze jeden raz.- skuliłam się słysząc ton jego głosu.- dobrze zastanów się nad odpowiedzią. Kto ci to zrobił?

Na prawdę było niedobrze. Jego furia nie zmniejszyła się nawet o jotę. Żądał odpowiedzi i nie spocznie dopóki jej nie dostanie.

W nagłej panice zrobiłam krok ku drzwiom na taras, ale ponure warknięcie zatrzymało mnie w miejscu.

-Nawet o tym nie myśl. Siadaj!

Już bez dalszych protestów wykonałam jego polecenie. Żeby zyskać na czasie powoli zaczęłam rozpinać kurtkę.

Na ten gest jego oczy przymrużyły się, a na usta wypłynął mu nieznaczny uśmiech. Z fascynacją patrzyłam jak rozsuwa kurtkę i nie spuszczając ze mnie oczu ściąga ją.

Cholera! Lepiej żeby tego nie robił!

Z rosnącym pożądaniem patrzyłam na czarny podkoszulek szczelnie opinający jego muskularny tors.

Przełknęłam nerwowo ślinę i wyszeptałam:

-Mogę prosić o lampkę wina?

Uśmiechnął się, ale tym razem tak, że gdyby moje serce bilo... właśnie przestałoby.

-Dlaczego zabiłeś Grega?- zapytałam odwracając wzrok i uwalniając się spod jego czaru.

-Zmieniasz temat.- mruknął, rozsiadając się w fotelu ze szklanką wódki.

-Nie zmieniam!- spięłam się w sobie.- To od jego śmierci wszystko się zaczęło! Dlaczego go zabiłeś?

Może gdybyśmy z Gregiem razem wychowywali Samantę, moje życie ułożyłoby się inaczej... Pozbawił mnie tego.

-Należałaś do mnie, a on cię skrzywdził.

Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale i tak rozbudziła we mnie wściekłość.

-Przez ciebie Samanta wychowywała się bez ojca!- zaczynałam tracić opanowanie, a moja ręka niebezpiecznie zbliżyła się do kieszeni kurtki.- Odebrałeś nam szansę na normalne życie!

-Nie obchodzi mnie Samanta, tylko ty.

-Nie jestem twoją własnością Victorze!- tym razem udało mi się zapanować nad głosem i zabrzmiał zimno.

-Kto ci to zrobił?- wrócił bezceremonialnie do tematu, zupełnie ignorując moje ostatnie słowa.

Było po nim widać, że zaczyna tracić cierpliwość. Jego palce z coraz większą niecierpliwością gładziły szkło szklanki.

-Umierałam.- odpowiedziałam mu z żalem.- Nie miałam innego wyjścia.

-Chorowałaś?- w głosie Victora odbiło się niedowierzanie, a on sam aż pochylił się do przodu.

Westchnęłam. Nie mogłam mu powiedzieć kto mnie przemienił, ale mogłam powiedzieć w jakiej sytuacji.

-To był wypadek... przewróciłam się, a sztylet wbił mi się w pierś. Nie chciałam tego. Nie chciałam umierać... nie chciałam być wampirem.

-Kto cię przemienił?

Ze smutkiem popatrzyłam mu w oczy. Kiedyś dla błysku zadowolenia w nich, byłam gotowa na wszystko. Tak bardzo go kochałam...

-Czy nie wystarczy ci, że dzięki tej osobie możemy teraz rozmawiać? Czy ta informacja pomoże ci w czymś?- szepnęłam odwracając wzrok.

Nie miałam już siły dłużej patrzeć na niego. Nie chciałam. Zbyt wiele bólu i rozpaczy... rozwianych marzeń... podzieliło nas nieodwracalnie. Nie umiałam zapomnieć, wybaczyć.

-Przecież wiesz, że i tak się dowiem.

Jego słowa zawierały ukrytą groźbę.

-Dlaczego wróciłeś?- nie do końca byłam przekonana czy chcę wiedzieć, ale...

-Przecież mówiłem, że kiedyś wrócę do ciebie.

„Kiedyś będziesz kobietą...”

-Strata czasu.- powiedziałam podnosząc się i zakładając kurtkę.- Odkochałam się już.

Nic mi na to nie odpowiedział, ale jego oczy utonęły w czerwieni.

-Żegnaj Victorze.

Nie zatrzymał mnie.

 

>><<

 

Było piękne lato, a mi jak do tej pory udawało się skutecznie ukrywać przed Samantą fakt iż jestem wampirem. Nigdy też już nie wróciłyśmy do tematu Victora. Tak jakby nigdy nie istniał.

Samanta znalazła sobie sympatycznego chłopaka i spotykała się z nim już od jakiegoś czasu. Szkoły może nie ukończyła z wyróżnieniem, ale świadectwo miała o niebo lepsze niż w ubiegłym roku. Teraz wybierała się na studia. Od września zamierzali z Tomkiem wynająć mieszkanie i zamieszkać razem.

A ja? Już od czterech miesięcy nie miałam żadnego kontaktu, ani z Kajusem, ani z Victorem. Raz w BANKU natknęłam się na Tropiciela. Uśmiechnął się na mój widok. Wiedział kim jestem.

Regularnie też wychodziłam do kawiarni na lampkę wina. Musiałam. Doskwierała mi samotność i brak snu.

Dziś też siedziałam „U Włocha”. Lubiłam atmosferę tego klubu. Tu nigdy nie było głośnej muzyki i tłumu. Młodzież stroniła od takich miejsc, a mi właśnie o to chodziło.

I właśnie tu poznałam Pawła. Zwyczajnie przysiadł się do mnie i zagadnął:

-Jeżeli uda mi się rozbawić cię, umówisz się ze mną.

Popatrzyłam na niego zdumiona. Uśmiechał się do mnie, a w jego zielonych oczach tańczyły czerwone iskierki.

-Jak masz na imię piękna?

-Jesteś bardzo pewny siebie.- mruknęłam, posyłając mu mało przyjemne spojrzenie.

Nie zniechęciło go to.

-Już raczej wytrwały.- odpowiedział z uśmiechem.

-A nie upierdliwy?- nie mogłam się powstrzymać od złośliwej riposty.

Roześmiał się.

-Dobra. Punkt dla ciebie.- rzucił ze śmiechem.- ja się śmieję, a ty nadal jesteś poważna. Umówisz się?

Westchnęłam. Był naprawdę niemożliwy!

-Tak niezobowiązująco.- zachęcał dalej.- Będzie kilkoro znajomych...

-Tylko raz.- poddałam się. Może w ten sposób uda mi się szybko go spławić?- Gdzie i kiedy?

-Teraz w „Pretekście”.

Oniemiałam. On chyba żartował!

-Dziś nie mam ochoty na zabawę.- próbowałam się wykręcić.

-Oczywiście, że masz, tylko jeszcze o tym nie wiesz!- powiedział z szerokim uśmiechem, wyciągając do mnie dłoń.- Jestem Paweł.

Roześmiałam się. Był gorszy niż plaga egipska!

-Alexandra.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Nati 14.08.2014
    Bardzo ciekawe czekam na dalsze części :P ( Oby Kajus i Alexandra byli razem hah )
  • NataliaO 22.10.2014
    zaje..te opowiadanie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania