Cmentarz
Tu jest zimno... Cholernie zimno! Dlaczego zgodziłem się tutaj w ogóle przychodzić? Trzeba było zostać w domu i razem z tatą oglądać mecz, a nie na siłę udowadniać jakiemuś kretynowi, że nie jestem frajerem.
- I jak wrażenia? Boicie się? - zapytał Kamil.
- Daj spokój, wracajmy już - odezwała się Klaudia. - Co ty chcesz nam pokazać?
- Kala, nie zanudzaj. Był zakład. Jak przegram, to stawiam wszystkim pizzę - przypomniał.
- No dobra, ale mieliśmy tylko przyjść na ten cmentarz o północy. Spójrz na zegarek, jest wpół do pierwszej - zaprotestowała Martyna. - Przegrałeś. Wracamy do domu?
Mimo, że wokół było ciemno jak w grobie (może to niewłaściwe porównanie, zwłaszcza teraz...), to bez trudu dostrzegłem ten szyderczy uśmiech na warzy Kamila. On coś ewidentnie kombinował.
- Moi drodzy przyjaciele, wyraźnie przedstawiłem wam zasady. Musimy dotrzeć do pomnika przy kościółku.
- Tak, ale to tylko pięć minut drogi stąd. Zimno mi! - powiedziała Klaudia.
- No właśnie! Tylko pięć minut - dasz radę. Pomyśl, jeśli wygracie, wrócimy, a jutro będzie czekać na was tyle pizzy, ile będziecie w stanie zjeść - zachęcił.
W tym momencie usłyszałem coś jeszcze: "Jeśli wrócicie...".
- Co ty powiedziałeś? - zapytałem.
Zaskoczony Kamil odwrócił się do mnie, robiąc przy tym mnę, jakby mówił do wariata:
- Powiedziałem, że jeśli wygracie zakład, to stawiam pizzę, głuchy jesteś?
- I tylko to?
Niepewnie spojrzałem na dziewczyny, ale one chyba niczego nie wychwyciły.
- Sorry, coś mi się przesłyszało.
- A może chcesz wracać, Dawidku? Srasz już w gacie?
- Uważaj, bo zaraz ty...
- Chłopaki! Dajcie spokój. Chodźmy do tego durnego pomnika i wracajmy już.
Przez resztę drogi szliśmy, nie odzywając się do siebie. Przeszywający wiatr już nie był uciążliwy, on był nieznośny. Tańczące korony drzew przyprawiały o ciarki, a tarcza księżyca jedynie dodawała uroku całej scenerii. Zupełnie jak w tych głupiutkich horrorach o zombie i innych stworach. Otaczające nas z każdej strony krzyże sprawiały, że czułem się nieswojo... Nie to, że jestem niewierzący, czy coś w tym stylu, ale jakoś tak... cały czas myślałem o śmierci. To głupie, wiem. Z drugiej strony, z czym kojarzy się cmentarz?
Niewysoki drewniany kościół ukazał się naszym oczom kilka chwil później. Tuż obok niego, na placyku ułożonym z szarej kostki, stał żelazny pomnik. Wykonana w realnej skali postać wznosiła oczy ku niebu. Na metalowej płycie napisano: "Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...".
- No, super. Wracamy? - zaproponowała Martyna. - Zaraz, gdzie jest Kamil?
- Pewnie robi sobie z nas jaja. Chodźcie bez niego, niech sam sobie marźnie - odparłem.
- Dawid ma rację. Idziemy - poparła mnie Klaudia.
- Hej, no co wy? A jeśli coś...
- Sama nie wierzysz w to co mów... - Nie dokończyłem, gdyż z gardła Martyny wydobył się przeraźliwy pisk. Coś spadło na jej głowę.
- Zabierzcie to! Proszę!
Błyskawicznie doskoczyłem do niej i jednym zdecydowanym ruchem zrzuciłem z burzy pofalowanych włosów jakiegoś obrzydliwego pająka. Nie, przepraszam, głupią zabawkę, a nie żywego owada. Zaraz dopadł nas śmiech. Spojrzeliśmy do góry i ujrzeliśmy głowę Kamila wystającą z otwartego okna.
- Haha, i jak wrażenia? - zapytał, wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Co za debil... - skomentowała Klaudia. - Chodzicie, wracamy.
Mijając kolejne alejki starego cmentarza w towarzystwie dziewczyn, mimowolnie słuchałem ostrych uwag na temat naszego "kolegi".
- Gniewacie się? - zapytał, gdy już do nas dołączył. - Dlaczego nie poczekaliście? Musiałem biec, chyba po drodze płuca wyplułem.
- A co, bałeś się sam wracać? - Moje pytanie zapewne było strzałem w dziesiątkę, bo Kamil nie odpowiedział.
Po kilku minutach szybkiego marszu, Martyna postanowiła się w końcu odezwać:
- Czy tylko ja nie widziałam wcześniej tego dołu? - Po lewej stronie znajdował się dosyć duży wykop, nad którym wznosiła się płyta z miejscem wolnym na nazwisko zmarłego.
- Szczerze, to ja też nie zwróciłam na niego uwagi - odparła Kala.
- Może jutro będzie jakiś pogrzeb - zasugerował Kamil.
- Pewnie twój, bo zamierzam cię udusić, jak wrócimy do domu - usłyszał.
Nagle jakaś potężna dłoń popchnęła nas wszystkich z niesamowitą siłą. Wylądowaliśmy w dole.
- Kamil, nie starczy ci już tych żartów!? - krzyknęła Klaudia.
- To nie ja! - odpowiedział.
Przerażeni spojrzeliśmy w górę. Nad nami stał jakiś wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w kapturze.
- Dobranoc - wydobyło się z jego ust.
Kamienna płyta spadła w mgnieniu oka.
Komentarze (16)
4 gwiazdki ode mnie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania