Pokaż listęUkryj listę

Co ja tutaj robię? - Rozdział 1 - Niefortunna noc. (fragment)

Od Autora.

 

 

 

Zastanawialiście się kiedyś czemu wszystkie światy fantasy są podobne? Czemu pomimo występowania różnych ras, stworzeń, pomimo magii i zupełnie innej historii, tak mało jest inaczej. Czemu język w tych światach jest tak podobny do naszego, stylizowanego na średniowiecze? Czemu technologia miałaby rozwijać się w ten sam sposób jak rozwijała się w naszej historii?

Sam zadawałem sobie te pytania, wdrażając się w kolejny świat pełen magii i smoków. Wtedy zrodziła się myśl: „czy da się inaczej?”. Czy da się stworzyć alternatywny świat, gdzie wszystko będzie inne, a nie tylko wybrane elementy. Myśl ta zaczęła krążyć po mojej głowie, przyjmować kształty, przepełniać się barwami. Z niej powoli klarowały się pierwsze postacie, pierwsze krainy oraz pierwsze przygody. Lecz czy tak odmienny świat może zaistnieć na papierze? Gdzie słowa mają inne znaczenia, niosą ze sobą inne emocje. Nie wiem, lecz nie dowiem się dopóki nie spróbuję. Fakt, że czytasz ten wstęp, Drogi Czytelniku, oznacza, że historia splugawionego nieszczęśnika znalazła swój początek.

 

Cisza, pewnie normalnie by mnie cieszyła, z ciszą idzie spokój, relaks, odpoczynek, ale ta cholerna cisza była spowodowana solidny ciosem w głowę. Odzyskałem wzrok, pewnie normalna straciłaby przytomność i to na kilka godzin. Ja, na szczęście, nie byłem do końca normalny. Uderzenie w potylicę, pęknięcie czaszki dłuższe od mojej pięści, narzędzie: okuta pałka z dziwnym wzorem... tarcza ze słońcem, kurwa, gdzie człowiek nie pójdzie tam inkwizycja, znaczy człowiek to trochę złe określenie...
 - Mam go, dorwałem pomiota! - krzykną mężczyzna. 
 Właśnie pomiot, tak mówią na mnie ludzi, którzy wiedzą czym jestem.
 - Ha! Nawet mnie nie słyszał. - szepną do siebie zdenerwowanym głosem.
 - O kurwa! Pierwszy raz widzę go z tak bliska. Czemu tak krew jest taka czarna?
 - Nie wiem! Przestań tyle gadać i leć po resztę! - zaczął wydzierać się mój oprawca.
 Resztę? ile was tu zakon wysłał? Nieistotne.
 - Co jest...
Tylko właśnie nie jestem tylko pomiotem.... a Upadłym, czyli kimś, trochę tak jakby, potężniejszym.

- Gdzie wy kurwa jesteście?!? - zaczął wydzierać się tak głośno jak tylko potrafił.
 Kocham to przerażenie, gdy ludzie mnie widzą. Uczucie krwi wracającej do ciała. Wraca czucie w rękach i nogach, a trzaski w głowie zwiastują zrastające się kości mózgoczaszki. Słysze jak kostur sam podnosił się z ziemi. Wstaje z zimnej posadzki spiżarni. Spoglądam mężczyźnie prosto w oczy. Inkwizytor, na karku może ze 40 wiosen, broda sięgająca klatki piersiowej i idealnie białe jedno oko. Ciekawe kto mu to zrobił? Nie ważne i tak się nie dowiem. Mój umysł wypełnił gniew. Oczy błysnęły czernią, a usta wprawiły w ruch powietrze czterema słowami.

- Sanguis, chaos, terra...
Złapałem za unoszący się nad ziemią kostur. Napierśnik inkwizytora zaczął dzielić się na pasy, które skrzypiąc zatapiały się powoli w ciało mężczyzny. Inkwizytor drgnął, spojrzał na mnie z przerażeniem...
 -…letum. 
Cienkie, niczym brzytwa, kawałki zbroi, przebiły nieszczęśnika na wylot, niczym tuzin mieczy.

Biedaczyna upadł i zaczął się krztusić jego własną krwią 
 - może te zbroje chronią was przed kulami energii i innymi magicznymi światełkami, ale nie chronią wasz przed samą zbroją. - rzuciłem pod nosem z delikatnym cynicznym uśmiechem.

Kostur opadł powoli na ziemie. Pomimo dosyć zwyczajnego wyglądu, ten „kij”, był porożem jakiegoś demona, nie wiem którego, chociaż staram się to ustalić od prawie dziesięciu lat. Ma kilka przydatnych właściwości, potrafi zmieniać wagę albo kształt, ale żadnych piorunów, czy kul ognia nie tworzy, a szkoda. Demon, który był pierwszym „właściciel” musiał połączyć część swojej osoby z kosturem, czasem czuje jak się denerwuje, albo rwie do walki.

Zostawimy reszcie małą niespodziankę....
 -Ventrem, ignis, terra 
Trup napęczniał, a kiedy ktoś go tknie to zobaczy wnętrzności z bardzo bliska, zaklęcie eksplodujących zwłok, zawsze cieszy. Chyba nie jestem do końca normalny, cóż, trudno.
Czas się zbierać, tylne drzwi i wycieczka do jaskini, aby gdzieś tą cholerną noc przeczekać. Dopiero teraz poczułem jak bardzo jestem pijany. 
Podpierając się kosturem doszedłem do tylnich drzwi karczmy, oczywiście wyryłem głową o futrynę bo te cholerne górskie Du'ren mają najczęsciej wzrost 12 letniego dziecka, głupie z nich stworzenia, silne ale inteligencją dorównują kilofom. Za to miodu nikt w całej krainie nie robi lepszego. Co widać po moim, nie do końca trzeźwym, stanie.

 

- Lignum, ignis
Drewno zadrżało i buchnęło ogniem rozświetlając jaskinie. Skromnie tutaj mam, kilka nierównych półek, łóżko i stół alchemiczny, przy którym siedzę. Co za popaprane czasy, za poprzedniego króla mówili o nas bohaterowie, strażnicy, wybawiciele, a teraz pomioty. No dobra, o mnie nikt by tak nie powiedział pięknie, jestem Upadłym, pochodzę od demonów i tak dalej. Nas próbowali dopaść i zabić od samego początku. Od zawsze tak było, ale za czasu panowania Voluspa było inaczej co do innych uczonych. Magowie wszelkiego rodzaju pomogli wygrać Wielką Wojnę, byli główną siłą króla, dał im w zamian tytuły, ziemię, majątki, uznanie. Zmienił się władca i co zostało? Jedynie magów można znaleźć w pałacach i szpitalach. W końcu lepiej trzymać maga-uzdrowiciela niż dziesięciu lekarzy, którzy i tak nie dorównają, nawet w połowie, swoją skutecznością. A reszta? Martwi. Inkwizycja, później sąd. "Sąd" to mało trafne określenie, bardziej odczytanie jednego i tego samego wyroku, szubienica, albo gilotyna i palenie ciała na stosie. Wspaniała wizja. Cholery z inkwizycji mają swoje amuleciki które reagują z magią to i bez problemu Cię znajda nawet jakbyś z niej nie korzystał przez lata. Ta moc to jednocześnie brzemię, z którego nie możena zrezygnować. Chciałbym pamiętać te czasy, czasy magów i ich chwały, to było jakieś pół stulecia temu. Ja na karku mam zaledwie 20 wiosen. Olfrad Reindurat tak mówili o mnie jakieś 10 lat temu zanim to wszystko się zaczęło, teraz Ci co mnie znają i nie chcą zabić mówiła mi Vol'daren. Jednym zaklęciem zastawiłem wejście do jaskini. Ale od czego to się zaczęło...

 -Mamo, idę z Kernem na ryby 
 -Dobrze synu, tylko wróć przed zmierzchem, nie chce aby znowu wojska inkwizycji przyprowadziły Cię do domu

-tak, Mamo...
Wybiegłem z naszej małej rybackiej chatki. Kiedyś mieszkaliśmy w trójkę, ja, matka i jej brat, wujek Redan. Później przyszli żołnierze po wujka i tyle go widziałem. Pewnie doradza królowi, była taki mądry, a Matka jedynie powiedziała że zabierają go do stolicy. 
 -Olfi, młody, idziemy? Chłopaki już czekają na łódce.
Był to normalny dzień, prawie. Karen dał mi swoją starą wędkę, cieszyłem się jak nigdy. Zawsze chciałem mieć swoją, ale nigdy nie było nas na nią stać.

Dzień spędzony na łódce dobiegł końca. Zaniosłem zdobycze matce, po czym poleciałem odnieść wędkę. Szopa wyglądał jakby straszniej niż zawsze. Otworzyłem drzwi, a skrzypiący zawias sprawił, że przez całe plecy przeszły mi dreszcze.

Huk. Podskoczyłem przerażony. Zobaczyłem szczura na podłodze zaraz obok półki, która jeszcze przed chwilą była na ścianie. Spadło też pudło z książką, której nigdy nie widziałem. Stara, zniszczona, oprawioną w dziwną skórę. Zamknięta na kłódkę, a do kłódki było przymocowane małe ostrze. O którego istnieniu dowiedziałem zaraz z pojawianiem się rany na dłoni. Udało mi się otworzyć masywną okładkę. Zacząłem wertować kartki. Były czyste, no puste, ani jednego słowa. Niedowierzając zacząłem ją kartkować raz jeszcze, zapominając o rozciętej ręce. Kropla krwi spłynęła po mojej dłoni prosto na kartkę. Księga zaczęła ujawniać notatki, pojedyncze słowa, zdania, a nawet i szkice. W tym szkic kręgu z symbolami siedmiu rzeczy. Co ciekawe znalazłem wszystkie w taj małej szopce. Położyłem wszystko na ziemi, według rysunku, zapaloną świecę w jednym z ramion, świeże liście w drugim, kamień w trzecim… Książka byłą narysowana na środku i tak też zrobiłem. Notatnik zamknął się z hukiem, na jego okładce zaczął jarzyć się znak. Gdy go dotknąłem poczułem niewyobrażalny ból, odrętwienie. Chyba straciłem przytomność. Kiedy udało mi się wstać zajrzałem do książki, a po otwarciu jej, zrozumiałem że jest to dziennik, wszystkie notatki stały się w końcu czytelne. Kaz∂e zapisane słowo bylo pisane ręką wuja. Pisał o badaniach, magi i pisał do mnie, wiedział ze go zabiorą i wiedział że ja znajdę ten dziennik. Opisał w nim dokładnie podstawowe Słowa, odpowiadające za zaklęcia: ognień - ignis, woda - unda, ziemia - terra, powietrze - aura, światło - lux. Zaklęcia polegały na łączeniu tych składników poprzedzając je słowem wyznaczającym cel. Po kilku dniach czytania potrafiłem zapalać ogniska, sprawiać by na krzewie wyrosły kwiaty. Było dobrze, przez ponad dwa lata, tak długo jak nie zacząłem sprawdzać badań wuja nad nekromancją. Dlatego zabrała go inkwizycja, pewnej nocy poszedłem na cmentarz z książki wyczytałem jaką truciznę trzeba zażyć i jakiego zaklęcia użyć aby wskrzesić własne ciało.

Udało się! prawie… Obudziłem się w transporcie inkwizycji, tamtej nocy znaleźli mnie leżącego na cmentarzu w otoczeniu kilku rozkładających się, ale chodzących zwłok. Krótka historia, trafiłem na sąd jako najmłodszy pomiot w historii, skazany na powieszenie razem z grupą magów pojechaliśmy pod drzewo które teraz nazywają Prorokiem, ludzie myśleli że jest to jedyne miejsce w całym królestwie gdzie magia nie działa. Mieli racje... częściowo, nie działała magia, ale czysta, lecz istnieje magia która od zawsze była zakazana, od samego stworzenia ludzi i innych ras. Ci którzy próbowali ją zgłębić popadali w obłęd, zachowywali się bardziej jak zwierzęta niż jak ludzie. Kat założył mi pętle na szyję a ja zamiast strachu czułem fascynacje, czułem przypływ energii i otaczającą mnie magię moje usta wrzasnęły dwa słowa 
 -Chaos Letum! 
Tylko to nie był mój głos. Ktoś to powiedział moimi ustami, a po tych słowach wszyscy oniemieli, drzewo poruszyło się, owijając korzeniami szubienicę. Pośród ludzi stanęła istota zbyt potężna by należeć do tego świata, nie pomogły strzały ani szarża zbrojnych. Wszystko co się zbliżyło zostawało wciągnie w ziemię albo spalone. Istota patrzyła się na mnie stojąc w bezruchu, nagle oderwała sobie część poroża, którym cisnął prosto w szubienicę. Poroże przecięło sznur i wbiło się w drewnianą ramę. Poczułem gniew, tak wielki, że odebrał mi kontrolę, resztę widziałem jakby był to sen latające kawałki metalu, rozrywane zwłoki razem ze zbroją i ta istota obserwująca wszytko. Ocknąłem się nocą, w świetle pełni widziałem kruki i prawie setkę ciał. Powyrywane kończyny, odgryzione głowy, a na resztkach szubienicy imię, moje nowe imię "Vol'daren". Poroże, a właściwie mój nowy kompan, kostur i spętana w nim dusza demona przekazały mi wtedy jedno, znaczenie zakazanego słowa: Letum - śmierć. to właśnie ta magia zawładnęła mną kiedy mordowałem ich wszystkich, lecz teraz, to ja mam kontrolę, i to ja tą kontrolę wykorzystam.

 

I tak to teraz wygląda, od tamtego dnia jedyne co robię to uciekam przed inkwizycją i próbuję znaleźć istotę, którą widziałem tamtego dnia. Chwila... kroki, dziesięć osób, w zbrojach, O! kogo my tu mamy, wspaniali inkwizytorzy, dobrze że jaskinia jest dość szczelnie zamknięta, bez magi będą potrzebowali tygodnia by się tu dostać. Nawet ich już słychać
 -Tam musiał pójść! - o ten młody co wcześniej.
 -Na mocy prawa zakonu inkwizycji nakazuje Ci wyjść! - kurde, donośny ten głos. 
 -Rozkazuje Ci wyjść! - kontynuował dowódca.
 -Nie - odpowiedziałem cicho.
 -Ale... wydałem rozkaz 
 -No nie wyjdę 
 -Wyłaź albo sami tam wejdziemy i nikt na sąd czekać nie będzie!
 -Chuj. Ci. W. Dupę - irytacja, ból głowy i alkohol to nie jest dobre połączenie.
 -No żesz kurwa mać! Zajebie go!
 -No co zrobisz? Nic nie zrobisz, te kamienie ważą pewnie ze sto razy więcej od was wszystkich razem wziętych.

Nagle jeden z prześwitów między kamieniami przez które wpadało światło księżyca zgasł, a jaskinia napełniła się bardzo donośnym głosem

- widzę Cię kurwo!
podniosłem pięść i wyprostowałem środkowy palec w kierunku wyjścia z jaskini.

-Zajebie go zaraz!
 -Tak, tak ja Ciebie też… Czemu ty taki wulgarny? 
 -Nikt nie będzie ze mnie drwił!
 -no ja będę. 
 -NIKT!
 -Wiesz co? To miłej nocy życzę ja idę trzeźwieć i spać. 
Coś tam się nasz oficer miotał jeszcze przeklinał i groził, a ja podniosłem kamień i zatkałem nim otwór w wejściu. Czas się kłaść, a rano zobaczyć co z moimi inkwizytorkami.

Kolejny dzień nastał, kolejny dzień użerania się z (nie)mocną inkwizycją. Cholera jak mnie bolą plecy, na czym ja spałem? Eh, nieistotne. Przeciągnąłem się w półmroku jaskini. Dawno tyle nie piłem, rzuciłem nagłos sam do siebie ziewając szeroko. Chwila, czekaj, czekaj ci inkwizytorzy czy inne cholery to tutaj wczoraj byli na serio? Chciałem zebrać się do biegu, lecz zatrucie po alkoholu dotyka wszyskich, potrafię zregenerować wypływający mózg ale alkohol to już za dużo? Czułem się jakby coś co sprawiło, ze jestem taki, miało teraz ubaw z mojego pokracznego chodu. Dobra jeszcze dwa kroczki i wyjście… Zerknąłem przez szczelinę miedzy głazami, no ognisko i namiot z wielkim symbolem inkwizycji, czyli tarcza ze słońcem i dwoma skrzyżowanymi mieczami. W ogóle, ciekawostka, symbol ma wyszczególnione 4 punkty, górny promień słońca, sztych prawego miecza, miejsce gdzie krzyżują się gardy oraz dół tarczy. Pewnie nikt się nad tym nie zastanawiał czemu punkty nie są symetryczne jak reszta symbolu, cóż musiał zaprojektować go jakiś śmieszek, bo te punkty pokazują dokładny gest do zaklęcia manipulacji umysłem. Skubaniec ze szkoły iluzji jest wysoko w rangach inkwizycji, ciekawe i ciekawe, że tego nie zmienili. Mniejsza, złapałem za jakiś kijek, odsunąłem się dwa kroki. Bombar… kurwa, nie to, Terra… yyyyy, zamyśliłem się, ignis?, dokończyłem zastanawiając się co tak właściwie robię. Huk. Kamienie zasłaniające wejście odleciały na dobre kilka metrów, siła wybuchu uderzyła mnie tak mocno, że nie byłem wstanie złapać oddechu, a wszechobecny pył ani trochę nie pomagał. Po chwili wyszedłem jak gdyby nigdy nic z jaskini, a przed nią czekał już komitet powitalny. No z dziesięciu kuszników jak nic, z osiem pik no i kutas który na mnie się wydzierał dzień wcześniej z jebitnym mieczem, w sumie mały był z niego typek, umięśniony ale niski, chyba tak leczył kompleksy, nieważne

- Stój, w imieniu inkwizycji nakazuje ci się poddać- krzyknął donośnie, mimo iż stałem no nie dalej jak 5 metrów od niego.

- Nom, co teraz. - rzuciłem ze znudzeniem.

- Łapcię go! - rozkazał trzem wojakom po jego lewej, którzy dzielnie ruszyli w moją stronę - - Czekajcie! - Krzyknąłem przejęty, probując udawać przerażenie.

- Czego chcesz?! - wrzasnął po raz kolejny pan kutafon.

- A w sumie to już nic…. - odpowiedziałem zrezygnowany, odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie

Dali mi odejść chyba z 10 metrów zanim ten mały wrzasnął.

- No kurwa, strzelać!

Dziesięć szarpnięć, a nie, jednak dziewięć, jeden bełt poleciał kawał przede mnie. Dziewięć otworów z których lała się krew. Dobrze, że nikt w kręgosłup nie trafił, jeszcze bym się tutaj wyjebał jak długi i ryj obił… Ze strony wojaków dalej cisza, nikt nie ładuje kusz, nikt nie szarżuje za mną. Chyba zgłupieli trochę, szczególnie jak zobaczyli wypychane bełty przez zarastające się rany. Nagle usłyszałem krzyk
 - Wiesz co? Ty magiczny…. Czymkolwiek jesteś.
 - … - jedynie milczeć mi się chciało.

-Jebał cię pies. Chłopaki, zbieramy się.

Jakoś mnie to rozbawiło nawet.

Czas się było zbierać dalej, zobaczymy gdzie nas nogi poniosą.

 

***

 

No nie wierzę, jakaś żywa dusza tutaj, na tym pustkowiu. Niby droga do największego miasta w okolicy ale od strony wzgórz nikt tutaj nie przychodzi. Tak właściwie to całkiem ładnie tutaj, zieleń gęstego lasu, jakiś stary obóz, pewnie po bandytach, wytłukli się między sobą a obóz został. Kamienna droga i mały mostek rzeczką, no sielanka jak się patrzy. Wędrowiec wyglądał jakby czekał na mnie, jak to zasadzka inkwizycji to obiecuje wszystkim znajduję drzewo i się wieszam.

- Witam włóczęgę- rzucił radośnie mężczyzna w ciemno-zielonej szacie.

-Witaj, trochę nie miło tak od włóczęg wyzywać ludzi. - czy ja czuję magie? Pomyślałem.

-Wybacz młodzieńcze, tak się zwracamy w moich stronach do nieznajomych. - uśmiechną się pod gęstym, już siwawym, wąsem.

-Rozumiem, lepiej tak tutaj nie mów, jak trafisz na dupka, to możesz się już nigdy nie odezwać. - ewidentnie magia, czarodziej? Tutaj?

-Dziękuję ale potrafię o siebie zadbać - odsłonił płaszcz, pokazując siekierę pokaźnych rozmiarów.

-Skąd wędrujesz?

-Z puszcz za Koroną, a Ty?

-Nigdy nie spotkałem nikogo z tamtąd. Ja? Ze wzgórz, kilka dni w karczmie spędziłem. Co cię sprowadza z tak daleka?

-Czekałem na ciebie.

-Kurwa mać, wiedziałem, ze znowu to są te jebańce z inkwizycji - pomyślałem poirytowany

-Nie wiem co oznacza „jebańce” ale nie, nie jestem z inkwizycji

-Co jest kurwa czy on mi czyta w myś…

-Tak, słyszę twoje myśli.

-No i chuj, no i cześć. Kim jesteś? W ogóle muszę mówić, czy i tak wiesz już wszytko?

-Wiem, że jesteś związany z magią, wiem, że masz na imię Vol’daren i wiem, że musisz iść ze mną do Korony Ziem. A ja? Emul’zel

-Vol’daren, Emul’zel i wędrówka pełna przygód. Wspaniale! - uśmiechnąłem się sztucznie.

-Zawsze jesteś taką sarkastyczną kurwą? - rzucił wkurwiony sześdzioesiącio latek.

-Nie, tak, znaczy, zależy, znaczy…

-Dobra, nie tłumacz się, wiedzę, że się tego nie spodziewałeś.

-Nawet nie było sensu odpowiadać i tak chędożony telepata wiedział o czym myśle. To będzie ciężka podróż, oj bardzo ciężka.

-Minęła już dobra godzina odkąd rozpoczęliśmy nasz „milczący marsz” gdy nagle mój kompan niedoli rzucił:

-Dwóch po lewej, jedne przed nami, trzech po prawej.

-Co się dzieje, o co chodzi?!? - zapytałem nerwowo.

-Ciszej, zasadzka, pięciu rębaczy i przynęta - przysunął palec do ust aby jeszcze dosadniej kazać mi się uciszyć

-Mhm - mruknąłem znudzony już tymi wszystkimi zasadzkami.

Pierwszy rębacz wyleciał z prawej, chyba trochę zbyt szybko bo nawet do „przynęty” czyli biednego starca na środku drogi nie zdążyliśmy dojść. Wielki chłop jak góra z mieczem pewnie o stopę krótszym od niego i o ze dwie głowy wyższy ode mnie. Cięcie od góry zaraz obok mnie. Odskok w lewo. Złapałem kostur w obie ręce, niczym krótką włócznię. Pchnięcie moją „włócznią bez grotu”. Zablokował odbijając na lewo. Wypuściłem z lewej dłoni, wykorzystałem pęd całkiem ciężkiego oręża. Obróciłem kosturem nad głową wyprowadzając uderzenie na tył czaszki. Krok w prawo, cios łupną głucho o potylicę wielkoluda, który rypną na ziemie jak ścięte drzewo. Spojrzałem na telepatę, podcinał właśnie nogę nieco mniejszego nieszczęśnika, swoim toporem, którego ostrzę tworzyło całkiem efektywny, jak widać, hak. Bandyta wyłożył się na kamienistej drodze jak długi, a jego krzyk brutalnie przerwało ostrze wbijające się głęboko w głowę. Wyskoczyła trójka pozostałym. Spojrzałem na Emul’zella, on na mnie, kiwną delikatnie głową. Zanim zdążyłem połączyć w głowie słowa, przeciął swoim toporem powietrze trzy razy, szepnął coś pod nosem, a rębacze jakby zgłupieli na chwilę, stojący od nas, dobre kilka metrów, chłop nieznacznie wyższy od górskich Du’ren wbił właśnie pokaźniej wielkości glewię w swojego sprzymierzeńca. Przyznaje, zgłupiałem trochę, zawsze uważałem Szkołę Iluzji za „magiczne światełka” a nie za coś naprawdę przydatnego. Bratobójca przyjął strzałę z łuku prosto w tors, niczym nie przejęty rzucił się z nożem na przerażonego łącznika. Dźgał go chyba ze dwadzieścia razy…. Jak już nie oddychał, po czym wstał spojrzał się na iluzjonistę, ukłonił się i na koniec przedstawienia poderżną sobie gardło.

-Aha. Powiesz mi co się właściwie odjebało?

-No co? Po co ruszać królową gdy można zbić pionem?

-Eeee, nie jestem dobry w warcaby ale pewnie masz racje.

-Szachy.

-Wszystko jedno, ej ej ej jak to zrobiłeś?

-Eh, kontrola umysłu. Zaawansowana iluzja, nie jakieś „magiczne światełka”.

-Czemu do cholery siedzisz w mojej głowie? Zapraszał Cię ktoś tutaj?

-Myślałeś że czym zajmują się iluzjoniści?

-Nie wiem, ale zaraz ci się odechce siedzieć w moim umyśle.

Oczy by tutaj zacząć myśleć…. A może by o….


-Naprawdę? Coś takiego cię podnieca? Serio!?! Zaczynam tracić wiarę w ludzko… Królikiem?!? Gdzie ty się kurwa wychowywał…. Idę żygać…
Machną rękami na znak tego, że mu starczy. Mam nadzieję, że już teraz będzie trzymał swoje telepatyczne łapska przy sobie. 

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zaciekawiony 17.10.2018
    To skoro podejmujesz ambitne zadanie, popraw jeszcze pisownię zdań. Pogubiły ci się wypowiedzi, pozlepiały z narracją, gubisz spacje między wyrazami.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania