Co się wydarzyło w czasie opowijskiego spotkania? - wersja Tomasza (Fanthomasa)
Na ogół nie lubię spotykać się z nieznajomymi, ale tym razem zrobiłem wyjątek i dałem się namówić Filipowi na grupowy zlot z w gruncie rzeczy obcymi mi osobami w domku letniskowym nad jeziorem gdzieś w Małopolsce. Co prawda podobno nie roi się tutaj od niedźwiedzi, wilków, czy dzików, ale i tak spoglądam nieufnie na okoliczne lasy. Łatwo się w nich zgubić i w ogóle.
Jezioro jest nawet całkiem ładne, przy odrobinie cierpliwości pewnie daloby się zobaczyć przepływające pod powierzchnią wody rybki, domek zaś raczej lepsze czasy ma już za sobą. Filip wspominał że to własność jego znajomego, który również ma się pojawić na spotkaniu, ale na razie nie dojechał. Filip na szczęście otrzymał od niego zapasowy klucz i wleźliśmy do środka. Poza nami jest jeszcze Marek, podobny do młodego Borysa Szyca.
***
Ostatni raz dałem się namówić na lekcję pływania. Marek sam nie umie, a innych próbuje uczyć. Prawie się utopiliśmy, ale nadciągnął ratunek w postaci Filipa. Jeszcze nigdy nie miałem w ustach tyle mułu, glonów i wody jednocześnie.
Postanowiliśmy w oczekiwaniu na resztę ekipy coś wszamać. Niestety nikt nie zabrał prowiantu, bo liczyliśmy, że Maciej (czyli de facto organizator zlotu) przygotuje wykwintną kolację czy coś. Wybieramy się więc zaraz by nazbierać dzikich jagód, które podobno rosną w okolicy w obfitości.
***
Odkryliśmy w lesie jakieś ruiny. Filip mówił że to pewnie popeerelowskie gówno, ale mi wydawały się znacznie starsze. Opatrzyliśmy ten relikt dawnej kultury dość pobieżnie, bo burczało nam w brzuchach. Przy okazji jednak ja akurat przyjrzałem się nieco bliżej i znalazłem pewien przedmiot. Zapewne archeologiczny okaz. Zabrałem go ze sobą, bo czemu nie? Potem nazbieraliśmy jeżyn, czy czegoś tam i dostaliśmy sraki.
***
Marek zaginął. Wrócilismy wszyscy razem z jagodowej wyprawy i legliśmy zmęczeni na ziemi. Kręciło mi się w głowie, dostawałem sennych majaków i bredziłem bez sensu. W każdym razie tyle pamiętam. Gdy odzyskałem jako taką przytomność umysłu Marka już nie było. Filip twierdzi, że również zaniemógł i nic nie pamięta. Wołaliśmy, szukaliśmy, ale nikt nie odpowiadał. W dodatku ani organizator ani nikt z reszty grupy jeszcze nie dotarł. Jest to na tyle niepokojące, że postanowiłem się stąd zmywać.
Komentarze (7)
Ogólnie spoko.
Jeszcze żebyś mi czasu dokupił.
Mam niezły ubaw z tego pisania. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania