Cofnięte wskazówki zegara część druga (ostatnia)
Piętnaście minut wcześniej
- Black! Black! Mamy go!
Detektyw zerwał się z krzesła, porwał marynarkę, przewieszoną przez oparcie i ruszył za partnerem. Wybiegli z posterunku i wsiedli do czarnego Volvo. Mężczyzna wziął od kolegi teczkę z dokumentami.
- Patrz. Tyle znaleźli na temat tych dziwnych rzeczy z jego mieszkania.
Black zaczął czytać, a na jego twarzy pojawiało się coraz większe zdziwienie.
- Sekta? Wyznawcy Jedynego Boga? Co to ma być?
- Znaleźli jakieś wzmianki o składaniu ofiar. O mordowaniu dzieci. O jakiejś jedynej drodze do raju, a najgorsze było to, ciągle powtarzające się, zdanie. Zabicie niewinnych odsłoni zło, wtedy złamiesz jego serce, by dostrzec jedynego boga.
- Mordowanie dzieci jest drogą do raju? Chce zabić niewinnych, by potem zabić... Zło?
- Nie wiem. Może zabije niewinnych, by potem zabić dziecko, które uważa za zło?
- Pojeb…
- Było też pełno informacji o nowotworach mózgu.
- Co on chce uzyskać?
- Nie wiem, ale lepiej go dorwijmy.
- Gdzie jest?
- Widziano go w restauracji Sicilia, w centrum.
- Dorwijmy tego gnoja! - Black rzucił teczkę na tylnie siedzenie.
Godzinę wcześniej
James rzucił talerzem o ścianę, obiad rozbryznął się na kremowej farbie ściany. Mężczyzna złapał się za głowę, a jego ciało targnął głęboki szloch. To, co działo się w jego głowie, było tylko jego tajemnicą, jego wewnętrzną, potworną walką. Dźwięk smsa wydarł go z świata przemyśleń i wrzucił w otchłań bezdennej rozpaczy.
„12:00. Centrum, wybierz miejsce, ale ma być tak jak się umawialiśmy. Jesteśmy z ciebie dumni! Bądź chwałą naszego Pana! Pamiętaj, Pan nasz wynagradza swoich wojowników, a ciebie wynagrodzi bardzo specjalnie, wiesz jak.”
Nikt nie słyszał jego płaczu. Krzyk, błagalne wołanie nie dotarło do nikogo. Nikt nie usłyszał, nikt nie pomógł, nikt nie wiedział.
Miesiąc wcześniej
Statman patrzył na lekarza i nie wierzył w to, co słyszał.
- Jak to nieoperowalny? Pan kłamie! Kłamie! – krzyczał głosem pełnym rozpaczy.
Ordynator patrzył na mężczyznę z szczerym żalem w oczach.
- Przykro mi, zrobimy wszystko, by ulżyć synowi.
- Ulżyć? Macie go ratować! Ratować.
Mężczyzna w kitlu odszedł, a James opadł na kolana, zasłonił twarz dłońmi i zapłakał rozdzierająco.
- Nie płacz przyjacielu – nieznajomy głos był pełen współczucia – Ratunek nadejdzie.
- O czym mówisz? – zdesperowany ojciec, chwyciłby się wszystkiego.
- Pomożemy ci – obcy człowiek otoczył płaczącego ramieniem.
Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, ciemną karnację, gładko ogoloną twarz i krótkie, kruczoczarne włosy. Ubrany w jeansy i szarą koszulkę budził zaufanie.
- Jak?
- Słyszałeś o metodzie komórek macierzystych?
James spojrzał mężczyźnie w oczy, chciał zobaczyć tę odrobinę nadziei, której można by się chwycić.
- Zaufaj mi przyjacielu, zaufaj. Pan nasz ma rozwiązanie na wszystko, gdy ty się poświęcisz to i on to zrobi...
Trzy godziny wcześniej
Mężczyzna w szarej koszulce rozłożył szeroko ramiona, a grupka ludzi, siedzących przed nim, obserwowała każdy jego ruch.
- Kochani, nasz Pan, władca wszelkiego życia jest tym, który kocha, który rozumie! Nigdy nie ocenia, zawsze wybacza, ale trzeba się starać. Nie możemy pozwolić, by cały czas nam wybaczał! Musimy być jego chwałą! To my, moje dzieci, to my jesteśmy Wyznawcami Jedynego Boga!
- Amen! – krzyknęła jakaś kobieta.
Przez twarz przeszedł cień, ale nikt tego nie zauważył.
Pół godziny wcześniej
Mężczyzna ostatni raz pocałował ziemię, wstał i z największą czułością schował materiał, na którym klęczał. Schował go do szuflady, a potem sięgnął po szkatułkę stojącej na półce znajdującej się nad komodą. Wyciągnął z niej srebrny krzyż, spojrzał na niego z obrzydzeniem, po czym splunął na gładką powierzchnię. Krzywy uśmiech pojawił się na jego twarzy, a następnie krzyż oparł się o materiał szarej koszulki.
- Wyznawcy Jedynego Boga. Oczywiście, że jedynego. Allaha…
Komentarze (7)
Przechodząc do treści:
Dlatego nienawidzę fantatyków. Jak można zabić człowieka, tylko po to, aby „bóg," byl zadowolony. No ja się pytam jak?! Każda religia jest, jak sekta, wszystko opiera się na tym samym - na jednej, wielkiej manipulacji. Nie wierzę w żadnego boga i jestem szczęśliwa.
Świetnie pokazałeś ludzki charakter - ojca, bojącego się, o swoje dziecko, przestraszonego policjanta, wiernych fanatyków, odważną lekarkę... Opowiadanie jest świetne i warte przeczytania. 5
obie części 5 :))
,,szkatułkę stojącej na półce znajdującej się nad komodą. ''- stojącą
Ciekawie przedstawione. Kontrowersyjny temat 5:)
Ode mnie - postacie, patrząc przez pryzmat minimalizmu, zbudowane dobrze. To mnie ucieszyło. Motywacje były w porządku, wiarygodne i szczere, chociaż reakcje momentami wydawały mi się nie na miejscu i przesadzone (doświadczeni lekarze wrzeszczący nad umierającym, kiedy dziesiątki innych czekają na swoją kolej? nope). Ciotka jest chirurgiem i opowiadała kiedyś, że pierwsze kilka trupów to szok, ale potem - umarł, bywa, trudno, zrobiliśmy co mogliśmy, trzeba skupić się na tych, których się jeszcze da uratować. Heroiczne pozycje w stylu "NIE UMIERAJ MI TU KURWAAAAAA" nie są mile widziane. Aczkolwiek wiem, że u Ciebie hiperbole, nawet w reakcjach, to część stylu.
Błędów niewiele - kilka przecinków za dużo, kilka za mało, miejscami zapis dialogów do poprawy. Przeczytaj jeszcze raz, proszę, poradnik dialogowy i interpunkcyjny na forum. Wierzę, że już to robiłeś.
Świetne szafowanie emocjami przytłoczyło szafowanie konstrukcją tekstu. Trzy godziny wcześniej od miesiąca wcześniej czy od punktu X, dla którego toczy się fabuła? Lubię pogmatwanie, naprawdę lubię bawienie się spekcjami, retro i futuro, ale zabrakło wyznacznika czasowego, przez co te "trzy godziny wcześniej" bardziej namąciły niż pomogły.
Żałuję, że znów skończyło się na Allahu, jednak co mi się podobało - wątek nowotworu, syna, ojca. No i "ognista bestia" - taki opis bomby naprawdę podziałał na wyobraźnię. Congrats.
Ode mnie jednak 4 - błędów zbyt wiele, konstrukcja zbyt pogmatwana. Uważam, że mogłeś to zrobić perfekcyjne, ale czegoś zabrakło.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania