Poprzednie częściCzarna róża Prolog

Czarna Róża cz1

Rozdział pierwszy

Dziewięć lat później…

 

Dylan

 

– Wiemy o niej coś więcej niż to, że miała niebieskie oczy i cudowny uśmiech? – Z zamyślenia wyrwa mnie głos przyjaciela.

Alex patrzy w komputer, pocierając twarz dłońmi. Jest zmęczony, zdradzają go sińce pod oczami. Biorę głęboki wdech i wypuszczam powietrze z lekkim świstem. Dałbym mu odetchnąć naprawdę, jednak jest on najlepszym informatykiem w Meksyku. Na ten moment uważam, że tylko on może mi pomóc.

– Nie. Nikt nie wie, kim była – mówię cicho z nadzieją, że tego nie usłyszy. Usłyszał. Posyła mi spojrzenie pełne rezygnacji.

– Dylan… Szukam jej już dwa tygodnie. Na kamerach widać, że przyszła sama. Nie pomaga mi również fakt, że to był bal przebierańców. Może ona wcale nie ma takich oczu, może to tylko przebranie. – Unoszę wzrok na Alexa, aby zaszczycić go moim wkurwionym spojrzeniem.

– Były prawdziwe. Widziałem, czułem to. Ona… Te oczy, ten uśmiech. To wszystko było prawdziwe.

Nasze spojrzenie spotykają się na chwilę. Przez moment toczymy małą walkę na spojrzenia. Wygrywam po tym, jak Alex z rezygnacją przewraca oczami, wracając do ekranu laptopa.

– Musi być majętna, skoro oddała milion pesos na dom dziecka. Zresztą to nie byle kto, bo impreza była zamknięta.

– Sprawdziłem listę gości, nie było tam nikogo nieznajomego dla ciebie. Pieniądze również musiała przekazać anonimowo. Nie mam żadnego punkt zaczepienia. Że też musiałeś się zakochać w tych pieprzonych oczach. – Alex uderza dłońmi w blat biurka. Uśmiecham się delikatnie i posyłam mu wzrok pełen współczucia. Tak, zdecydowanie nie zazdroszczę mu roboty.

– Znajdź ją, a już o nic więcej cię nie poproszę, obiecuję. – Alex patrzy na mnie z ironicznym wyrazem twarzy.

– Chyba sam w to nie wierzysz – wzdycha i przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią. – Pojadę do kilku osób, które były na imprezie. Może ktoś coś wie.

Kiwam głową w geście podziękowania. Ta dziewczyna jest jeszcze bardziej intrygująca, niż z początku przypuszczałem. W dodatku tajemnicza oraz piękna. Dokładnie w moim typie.

Na tamtej imprezie nasze spojrzenia skrzyżowały się kilka razy. Zazwyczaj trwało to sekundę, może dwie. Jednak kiedy popatrzałem na nią podczas wznoszenia toastu, mogłem podziwiać jej oczy oraz ich odcień, nieco dłużej. Uniosłem kieliszek i skinąłem do niej głową, a ona odpowiedziała mi tym samym. Dostrzegłem wtedy w jej onieśmielających niebieskich oczach, ostrzeżenie, abym bliżej nie podchodził. Zaryzykowałem krok w jej stronę, lecz ona posłała mi jedynie, piękny, wysadzony sztucznością uśmiech, w którym czaił się ból. Odwróciła się i wyszła. Od tamtej chwili ślad po niej zaginął a ja wciąż próbuje ją odszukać.

– Tak z ciekawości, Dylan, dlaczego po prostu do niej nie podszedłeś? – Uśmiecham się pod nosem, kiedy słyszę pytanie przyjaciela.

– To nie ten typ kobiety. O takie jak ona trzeba się postarać.

– Ta, zauważyłem – odpowiada z ironią Alex i wychodzi z gabinetu, zostawiając mnie samego.

Te kilka sekund wystarczyło, abym przepadł. Przepadł w jej oczach i zakochał się bez pamięci.

– Mam nadzieję, że szybko ją znajdziesz. Widok maślanego wzroku Dylana przyprawia mnie o mdłości.

Tym razem w gabinecie pojawia się Hugo z Luisem. Kolejni moim przyjaciel oraz wspólnicy. Hugo, Alex i Luis to moi przyjaciele od wielu lat, z którymi powoli budowałem swoje imperium. Hugo jest moją prawą ręką oraz nieomylnym strzelcem. Alex jest wybitnym informatykiem, który zajmuje się zabezpieczeniami i monitoringiem. Jak jest potrzeba, jest w stanie wykraść nam dane oraz otworzyć wszystkie zdalne zamki nie zostawiając żadnych śladów. Jest po prostu najlepszy. Luis jest snajperem oraz strategiem. To on szkoli ludzi i ustawia wszystkie akcje.

– Kto by pomyślał, że nasza “bestia”, okrutny drań, zimny skurwy…

– Zabawne Luis, naprawdę – przerywam mu jego wypowiedź. – Dobrze się bawicie? – Na moich ustach pojawia się sztuczny mały uśmiech.

Te wszystkie ironiczne epitety, które Luis wypowiedział w moją stroną, są prawdą. Przez większą część Meksyku jestem postrzegany jako bezuczuciowy, zimny, zawzięty facet, który przed niczym ani nikim się nie cofnie. Prawda jest trochę inna, niestety praca, jaką sobie wybraliśmy, zmusza nas do tego, by takimi się stać. Moja determinacja i pewność siebie mogłyby kogoś zabić, co zresztą często się zdarza. Nie mam problemu z torturowaniem albo zabijaniem ludzi, jeśli jest taka potrzeba. Jestem po prostu bezwzględny w swojej pracy. Prywatnie, uważam się za całkiem miłego gościa, chociaż moi przyjaciele mają inne zdanie.

– Ja całkiem dobrze.

– Ja tak średnio – odpowiada Hugo, zasiadając na fotelu naprzeciw mojego biurka.

Unoszę zaciekawiony brew, układam ręce pod brodą, skanując uważnie twarz przyjaciela. Jest czymś wyraźnie zaniepokojony. W takich sytuacjach Hugo rusza nogą, tak intensywnie, jakby chciał zrobić dziurę w tym miejscu. Ten tik teraz mu towarzyszy, więc coś musi być na rzeczy.

– Co się dzieje? – Patrzę raz na Hugona, raz na Luisa.

Wyglądają, jakby bali mi się cokolwiek powiedzieć. Zaciskam pięści i powoli wstaję z krzesła. To, że nie chcą mi powiedzieć, działa na mnie gorzej, niż to jakby powiedzieli mi, o co chodzi. Od mojego wybuchu gniewu uratował ich Gustaw oraz Alex, którzy wpadli do gabinetu jak poparzeni.

– Szefie, wybacz, że przeszkadzam, ale mamy mały problem. – Podnoszę na niego wzrok, niemal od razu zauważam, że jest przestraszony na tyle, aby nawet nie spojrzeć mi w oczy.

– Co się stało Gustaw?

– Zginęła piątka naszych. Ktoś podłożył minę wybuchową pod jeden z magazynów. Kiedy była zmiana warty, wszyscy wylecieli w powietrze. Domyślamy się, że tym razem może stać za tym ktoś inny. – Odpowiada na jednym wdechu, rozglądając się po wszystkich zgromadzonych. Ta wiadomość podniosła mi kurewsko ciśnienie.

– Ktoś inny? Co masz na myśli? – Zaciskam pięści tak mocno, że czuję jak paznokcie, wbijają mi się w skórę. Kątem oka obserwuję reakcję moich przyjaciół.

Hugo jest spanikowany, włączył tryb niespokojnych nóg, którymi macha tak mocno, że zaraz sobie coś uszkodzi. Luis zaciska pięści i chodzi zdenerwowany po pokoju. Najgorzej z nas wszystkich wygląda Alex. W jednej chwili zrobił się cały blady, aby za sekundę czerwona oznaka wkurzenia zagościła na jego twarzy.

– Tym razem działanie napastników było inne, lepsze. Ktoś odłączył nam cały monitoring na dziesięć minut przed akcją. Włączył go ponownie po podłożeniu bomby, kiedy oddalił już się z magazynu. Ta akcja była zaplanowana bardzo dobrze, to już nie ta amatorka co wcześniej.

– Jakim cudem nikt nie zauważył, że kamery przez cały ten czas nie działają?! – Alex niespodziewanie wstaję, prezentując nam swój wybuch złości. – Czemu nikt mnie kurwa o tym nie poinformował?! Za pięć minut chce widzieć tego, który wczoraj pilnował kamer! – Jego krzyk był tak intensywny, że Gustaw momentalnie wybiegł z pokoju, aby zająć się zadaniem.

Doskonale wiem, o czym mówi. Przez ostatnie kilka tygodni, ktoś nieudolnie próbuję mieszać, w moich interesach, próbując włamać się do moich fabryk. Są również próby włamania do naszych systemów, gdzie trzymamy dane o dostawach, klientach czy stanów magazynowych. Na terenach fabryk znajdujemy podsłuchy, prowizoryczne bomby, nawet były próby odbicia moich dostaw, ale zanim pracownicy zdążyli złapać sprawców, znajdowali trupy. Nikogo nie mogliśmy złapać, namierzyć czy robić cokolwiek, aby dowiedzieć się, kto z tym stoi. Żyje w ponurym świecie, ale naprawdę nie wiem, kto może być na tyle głupi, aby próbować odebrać mi to na co tyle pracowałem.

– Hugo jedź na miejsce z innymi, przeszukajcie teren, abym nie znalazł tam więcej trupów! Sprawdź przy okazji czy wszystko dobrze z towarami. Luis też jedź. Zobacz czy nikt nie podłożył nadajników w ciężarówkach dostawczych. – Puszczam każdemu wściekły wzrok, czuję jak żyła na szyi, zaczęła pulsować mi od złości.

Natychmiastowo, każdy podnosi się, że swojego miejsca i bierze, za przydzielą robotę. Alex wygląda, jakby miał zejść na zawał, kiedy doszło do niego, że istnieje na świecie osoba, która potrafi obejść jego zabezpieczenia. Oj tak, jego duma ewidentnie ucierpiała.

– Nie mam pojęcia stary, jak to jest możliwe. Co chwilę ulepszam i aktualizuję system, był nie do przejścia! – krzyczy i wali pięścią w stół.

– Zajmij się tym tak, aby nigdy nic podobnego nie miało miejsca. Sprawdź każdy system, każdy monitoring w domu i na każdym magazynie. – Staram się brzmieć w miarę spokojnie, mimo że złość rozpierdala mnie od środka.

Przez ponad dziesięć lat zajmował się wszystkim zabezpieczeniami, wiem, że nie odwaliłby fuszerki. To nie jego wina, ale sytuacja zaczyna, robić się poważna. –

Zaczynają ginąć ludzie, musimy jak najszybciej znaleźć sprawcę.

Przy pierwszej próbuje ataku na magazyn, nawet dobrze się bawiliśmy, kiedy oglądaliśmy nagrania z kamer. Sprawcy byli nieporadni, kłócili się i było po nich widać, że nie do końca wiedzą co robią. Dlatego też uznaliśmy, że nie są wielkim zagrożeniem dla nas i trochę olaliśmy temat. Nieco zbyt wcześnie…

Późniejsze ataki były dalej nieudolne, ale coraz częstsze, co bardzo przeszkadzało nam w pracy. Kilka razy dziennie musieliśmy sprawdzać teren, robić częstsze obchody, co opóźniało nam zajęcie się ważnymi sprawami. Stali się wrzodami na dupie i przestało to już być dla nas zabawne, przeciwne było to bardzo wkurwiające. Kiedy w końcu doszło do momentu, że napadali naszych kurierów podczas dostawy, moja cierpliwość straciła granice. Moim obecnym celem jest dorwać chociaż jednego gnoja i wyciągnąć informacje dla kogo pracuje.

***

Siedzimy z Alexem od dwóch godzin w gabinecie, szukając jakichkolwiek śladów osoby, która była odpowiedzialna za całe zdarzenie. Ali zrobił wszystko, co w jego mocy, aby potroić zabezpieczenia. Zauważył przy tym, że nikt tym razem nie próbował się włamać do systemu. Tak naprawdę nie zrobili nic, oprócz podłożenia skuteczniej bomby.

W końcu wrócił do nas Gustaw z Ivo, gościem, który był odpowiedzialny za monitoring. Obydwoje patrzą na mnie oraz mojego towarzysza z przerażeniem w oczach, coś mi podpowiada, że to nie będzie miła rozmowa.

– Możesz mi wyjaśnić, co robiłeś, kiedy cały system padł?! – unoszę się niemal automatycznie, mam ochotę go wypatroszyć, ale dam mu szansę się wytłumaczyć.

– Szefie przepraszam… J-ja nie chciałem... Nie zrobiłem tego specjalnie j-ja…

– W dupie mam twoje przeprosiny! Oczekuję konkretnej odpowiedzi, co robiłeś w tym czasie! – Ściskam z całej siły blat biurka, aby jakoś rozładować gniew. Czuję jak na mojej szyi ponownie, pulsuję mi żyła od złości.

– Spałem – odpowiada z rezygnacją w głosie. Podnoszę wkurzony na niego wzrok i nie wytrzymuję.

– Spałeś?! – kpiący śmiech opuszcza moje usta. – Twoja drzemka kosztowała śmierć pięciu dobry ludzi! Mogli nam ukraść towar! Uszkodzić transport! To są wielkie straty, a ty mówisz mi, że spałeś?! – Nie wytrzymuje nerwowo, kiedy Ivo wzrusza ramionami. Moja bestia obudziła się właśnie w tym momencie. Niemal do niego doskakuję, łapię za szczękę i zmuszam, aby spojrzał mi prosto w oczy.

– Przepraszam... Nie mam nic na swoje...

Nie daję mu skończyć zdania, jego arogancja oraz brak szacunku dla zmarłych kolegów mi na to nie pozwala. Nie mam siły słuchać tego pierdolenia, po prostu strzelam mu w łeb. Jestem teraz stratny sześciu ludzi. Cholera…

Zerkam na Gustawa, który automatycznie zabiera się do posprzątania ciała. Wycieram w chusteczkę ręce z krwi, biorę kilka głębokich wdechów, aby zebrać myśli i się uspokoić. Kiedy w końcu zostaliśmy już sami z Alexem, nie rozmawiamy na temat tego, co się wydarzyło. Takie rzeczy się zdarzają, a Ivo mógł być szpiegiem, którego również szukamy.

Z letargu wyrywa mnie dźwięk telefonu, dzwoni Hugo. Mam nadzieje, że ma dla nas dobre wieści. Odbieram połączenie, ustawiam na tryb głośnomówiący i razem z Alexem, czekamy na wieści.

– Mam trop. Nie zgadniesz, kto był na tyle głupi, aby podłożyć bombę. – W głosie przyjaciela słyszę lekką kpinę.

– No zaskocz mnie, bo raczej Ivo nic ciekawego mi nie powie. Wyobraź sobie, że na swoją obronę miał wymówkę, że spał?! – Zaciskam automatycznie pięści, na wspomnienie tych słów.

– Miał? Rozumiem, że zapadł na wieczną drzemkę.

– Ta, co dla nas masz Hugo? Kto to był?

– Pamiętasz synów Damiana?

– Romano? Oczywiście. Pozwoliłem im uciec z Meksyku – odpowiadam spokojnie i przypominam sobie całą sytuację.

Kilka lat temu Damien mi zagrażał, kopiąc dołki pode mną, próbując mnie okraść czy przeszkadzać w dostawach. Sprawy potoczyły się tak daleko, że nasz konflikt zakończył się jego śmiercią. To było pięć lat temu. Jego synowie-bliźniacy, mieli w tamtym momencie czternaście lat. Nie dotykam dzieci to moja zasada. Poza tym nie byli niczemu winni, więc pozwoliłem razem z ich matką opuścić Meksyk i nigdy nie wracać. To był mój akt łaski, który był widocznie niesłuszny.

– No właśnie oni. Wydaję mi się, że nie zrozumieli rozkazu, aby nie wracać więcej do Meksyku. Podejrzewam, że szukają zemsty. Najpóźniej jutro przyprowadzę ich do ciebie, już się tym z Luisem zajęliśmy.

– Muszą dla kogoś pracować. Wątpię, aby dzieciaki zorganizowały to same – wypowiadam swoje myśli na głos.

– Wiesz, mają już dziewiętnaście lat, to nie takie dzieciaki. Pamiętaj, co my robiliśmy w ich wieku. – Słyszę śmiech Hugona w słuchawce.

Tak, my w ich wieku już wspinaliśmy się po drabinie sukcesu, więc może Hugo ma rację. Musimy ich złapać, aby dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

– Dzięki za info Hugo, znajdź ich i daj znać. – Rozłączam się od razu, nie czekając na odpowiedź.

Alex dalej siedzi przy biurku, ogarniając wszystko na komputerze, kiedy nagle wypuszcza z siebie, hiszpańską wiązankę przekleństw. Od razu udaje się w jego stronę z grymasem na twarzy, czekając na wyjaśnienia.

– Pieprzona hermosa asesina!(1) – Uderza z pięści w komputer, podnosi się z taką złością, że krzesło ląduję w sekundzie na ziemi.

Patrzę na niego i próbuję ogarnąć, o co mu chodzi. Hermosa asesina! No tak, mogłem się domyślić, kto mógł złamać zabezpieczenia Aliego. Zaczynam niekontrolowanie się śmiać, nie wiem, czy przez to, że to wszystko jest tak oczywiste, czy z nerwów. Przyjaciel patrzy na mnie, z ewidentnym wkurzeniem. Po jego minie, jestem w stanie stwierdzić, że ma ochotę mi przywalić.

– Jak się czujesz, że ograła cię kobieta? – Mimo tego wszystkiego, co się teraz dzieje, nie potrafię powstrzymać śmiechu.

– Z czego się śmiejesz?! Powinieneś być wkurzony i wysłać już do niej dziesięć osób, aby zniszczyli jej to pieprzone informatyczne królestwo!

Te słowa trafiają do mnie niemal od razu, już nie mam ochoty się śmiać. Mój przyjaciel ma rację. Rita w tym momencie niszczy wszystko, co zbudowaliśmy. Przyłożyła rękę do śmierci w naszych szeregach. Podchodzę do komputera, aby na własne oczy zobaczyć, skąd pochodzi sygnał IP. Alex nie kłamie. Wszystko działo się z jej domu, co powoduje u mnie mocny przypływ gniewu oraz żądzy krwi. Oko za oko, człowiek za człowieka. Po chwili jednak dochodzi do mnie jedna myśl: Rita nie jest amatorką, nie zostawiłaby po sobie śladu, coś mi tutaj nie gra. Tak czy inaczej, trzeba zebrać ludzi i złożyć wizytę wspaniałej Ricie, aby wyjaśnić tę sytuację.

– No co tak na mnie patrzycie? Zbierajcie się, mamy ich! – Do gabinetu nagle wpada Luis, uśmiechnięty od ucha do ucha. Zerka na Alexa i zmarszczył czoło. – A temu, co się stało, ducha zobaczył?

– Nie, on tylko przeżywa swoją przegraną walkę na kody komputerowe z kobietą.

– No nie gadaj, że monitoring odłączyła jakaś laleczka?! – Luis wybucha śmiechem na cały gabinet, Alex w momencie robi się cały czerwony ze złości.

– Nie jakaś tam laleczka tylko pieprzona Rita Diaz Marin! – drze się wypowiadając w dziwny sposób jej nazwisko – A teraz przepraszam, ale idę wyładować swoją złość na naszych gościach, bo widzę, że już wszyscy zapomnieli, co się wyrabia! – Alex trzasnął mocno drzwiami, podkreślając tym poziom swojego zdenerwowania.

– Niestety, ale musisz kochana poczekać do jutra… – wypowiadam do siebie cicho te słowa.

 

***

Jest już późny wieczór, kiedy udajemy się do jednego z magazynu, gdzie czekają już na mnie bracia Romano. Kiedy otwieramy drzwi do środka, od razu uderza w nas metaliczny zapach, co wiąże się z tym, że Hugo wraz z naszym katem, ich nie oszczędzali. Przed wejściem stoi Michael, na powitanie kiwa mi głową oraz posyła szeroki uśmiech.

– Jak ich złapaliście?

– Sami dali się złapać. Wrócili po kilku godzinach, aby podziwiać swoje dzieło. Musieli chyba zdać raport czy wszystko się udało. Znaleźliśmy ich chowających się między magazynami – odpowiada mi z lekkim uśmiechem.

W tym momencie zyskałem pewność, że pracują dla kogoś, ktoś musiał, zlecił im, aby dokonali zamachu. Tylko dlaczego kazał im wrócić?

Udajemy się, do pomieszczenia gdzie się czekają już bracia, przywiązani do krzeseł na środku pokoju. Kai, nasz dręczyciel, zadbał o to, aby nasi goście uzyskali kilka blizn. Ja natomiast uśmiecham się do nich, podciągam rękawy i witam każdego kopnięciem w brzuch.

– No, no, no. Nie spodziewałem się, że będziecie na tyle głupi, żeby nie posłuchać mnie w sprawie powrotu do miasta. Chociaż jest plus, bo w końcu znajdujecie się w magazynie, do którego tak bardzo chcieliście się włamać.– Uśmiecham się do nich, obserwując ich reakcje. Są przerażeni, jednak jeden postanawia się odezwać.

– Pierdol się Castillo – krzyczy i pluje krwią pod moje buty.

Słyszę jak Hugo i Luis śmieją się pod nosem. Zazdroszczę im, mnie do śmiechu nie jest.

– Dobrze więc który z was powie mi, dla kogo pracuje?

Daje im chwilę na odpowiedź, której nie uzyskuję. Dobrze przejdźmy do szantażu.

– Czy wasza matka jest bezpieczna w Panamie?– Uśmiecham się, widząc reakcję jednego brata, który gwałtownie podnosi głowę z przerażeniem.– Tak? A wasza siostra Amelia, ma się dobrze? – Powracam do swojej kamiennej twarzy.

– Kurwa mać ! Nie waż się ich tknąć!– wrzeszczy na cały magazyn.

Nigdy w życiu nie tknąłbym dziecka. Mam zasady, których się nie łamie. Jedną z nich są dzieci oraz nietykalność niewinnych członków rodziny. Na własnej skórze dwaj niemądrzy bracia powinni o tym wiedzieć po sytuacji z ich ojcem. Z drugiej strony, jeśli mogę użyć tego argumentu, aby wyciągnąć informację, nie muszę im tego przypominać.

– Hugo. Daj znać ludziom z Panamy, że najpóźniej jutro rano chcę widzieć dziewczyny w magazynie. Kto wie, może mała Amelia będzie idealną kandydatką na żonę.– Uśmiecham się do braci, krzyżując ręce na piersiach. Odwracam się i kieruję w stronę wyjścia. – Luis wiesz, co robić.

Wychodząc, słyszę za sobą krzyki. Dochodzą do mnie też odgłosy bicia pomiędzy groźbami w moją stronę. Zamierzam naprawdę sprowadzić tutaj ich rodzinę. Mam nadzieję, że w ten sposób osiągnę swój cel.

Następne częściCzarna Róża cz2

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Hiro 8 miesięcy temu
    Według mnie ten facet, będący narratorem jest według mnie kimś w rodzaju anty - bohatera. Z jednej strony jest brutalny. Pokazuje to fragment, w którym zabija jednego ze swoich ludzi. Z drugiej strony ma on swoje zasady, których przestrzega.
    Nie czytało się najgorzej. ;]

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania