Poprzednie częściCzarna róża Prolog

Czarna Róża cz2

Rita

 

Siedzę w swoim ogrodzie i odpalam papierosa. Rozglądam się po posesji, podziwiając to wszystko, na co tyle pracowaliśmy. Gdyby ktoś trzynaście lat temu powiedział mi, że tak teraz będzie wyglądało moje życie, na pewno bym nie uwierzyła. Te kilka lat temu, byłam pewna, że nie dożyję aktualnego wieku, czyli dwudziestu siedmiu lat.

– Ri, chodź ze mną, musisz to zobaczyć.

Zza moich pleców słyszę kroki oraz głos mojego najlepszego przyjaciela. Wysoki, przystojny blondyn o niebieskich oczach, podchodzi do mnie i kładzie rękę na moim barku.

Ricardo to również dzieciak z ulicy. Poznałam go trzy tygodnie po mojej ucieczce z domu. Starszy o dwa lata, już w wieku szesnastu lat był postawnym młodym mężczyzną. To mniej więcej dzięki niemu, mogę cieszyć się z tego, co mam. Uratował mi życie.

– Cóż takiego może mnie zaskoczyć z samego rana? – pytam, marszcząc przy tym brwi. Rico odwraca się i posyła mi uśmieszek z serii „Tego się nie spodziewasz".

Podążam za nim do naszego centrum dowodzenia. To w nim znajdują się same komputery z systemem monitoringu. Patrzę tępo na ekrany i zastanawiam się, o co mu chodzi.

– Rico możesz mi wytłumaczyć, dlaczego mam się gapić na te monitory? – W moim tonie jest nuta zdenerwowania, co potwierdza uniesiona brew.

– Boże Ri nie wierzę, że jesteś aż tak ślepa – przewraca oczami. – Spójrz, kto siedzi w głównym korytarzu na kanapie i czeka na spotkanie z tobą. – Zaczyna stukać palcem w odpowiedni ekran, na którym od razu skupiam wzrok.

– No, no. Jest piątkowy poranek, a sam król zaszczycił mnie swoją obecnością. Odpraw go. Powiedz, że mam długie terminy, odezwiemy się, jak znajdę chwilę. Jestem bardzo zajętą kobietą. – Uśmiecham się i puszczam mu oczko, opuszczając dumnie pomieszczenie.

– Osz kurwa to lubię, będzie afera! – Słyszę za sobą krzyk przyjaciela, ta sytuacja wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Tak, to będzie piękny weekend. Nikt nie może tak traktować króla Dylana.

 

Dylan

 

Z samego rana udaje się do posiadłości Rity Diaz Marin. Nie mieliśmy nigdy przyjemności spotkać się osobiście, chociaż mieszkamy w okolicy przez dobre kilka lat. Tak naprawdę ciężko stwierdzić czy jej nie widziałem, czy też z nią nie rozmawiałem. Niestety ta kobieta to chodząca zagadka dla wszystkich. Nikt nie wie, jaka jest jej prawdziwa osoba. Na każde spotkanie z klientem zawsze przychodzi w wykreowanej postaci. Nosi peruki, udaje akcenty, krąży plotka, że jest w stanie w ciągu pięciu minut, zmienić rysy twarzy, tak, żeby nikt jej nie poznał. Zastanawiałem się zawsze, dlaczego tak jest i po co to robi? Wiem o niej tylko tyle, że pochodzi znikąd, dosłownie. Pojawiła się nagle, wspięła się bardzo wysoko oraz zyskała ogromny szacunek. Uśmiecham się na myśl, która przechodzi przez moją głowę. Może po prostu jest brzydka, dlatego nie chce pokazać prawdziwej twarzy? Jest to jakaś opcja, aczkolwiek może nie chce być ścigana, gdy zawiedzie klienta. Na razie prawdy się nie dowiem, powątpiewam, aby dobrowolnie również mi ją przedstawiła. Nie inaczej jestem zaintrygowany spotkaniem z Ritą.

Nawigacja pokazuję, że powinienem być na miejscu za trzy minuty. Dostrzegam już imponujący podjazd, jak i wielkie, czerwone mury. Przy bramie wita mnie ochroniarz, który po szczegółowym sprawdzeniu oraz odebraniu broni wpuszcza mnie środka. Podjeżdżam na posesję, wysiadam z auta i zaczynam podziwiać ogród. Lubię ogrody, więc postanawiam poświęcić mu chwilę. Jest bardzo przestronny, nowoczesny i jak dla mnie za bardzo elektryczny. Widać, że kobieta lubi takie gadżety. Ledowe elektryczne fontanny, hologramy różnych rzeźb, jakże wspaniała relaksacyjna muzyka oraz obrazy pojawiające się na wodzie i murach. Cud miód z lekkim przekąsem.

Podchodzę do frontowych drzwi, witam mnie starsza pani, która prawdopodobnie jest gosposią tego miejsca. Zaprasza mnie do środka, wskazują na kanapę w holu i znika za drzwiami, prowadzącymi w głąb domu. Czekam już dobre piętnaście minut i powoli się niepokoję. Niespodziewanie wyrasta przede mną postawny mężczyzna, mniej więcej w moim wieku. Wstaję i podaję mu rękę.

– No, nie spodziewałem się tu Króla Dylana, witam. – Uśmiecha się do mnie, wystawiając rękę w moją stronę. – Jestem Ricardo, przyjaciel i wspólnik Rity.

– Cześć, darujmy sobie przydomki... Ricardo... Rozumiem, że Rita do nas zaraz dołączy tak?

– Niestety Ri nie dołączy, ale przesyła wiadomość. „Odezwę się, jak będę miała terminy, jestem zapracowaną kobietą" – odpowiada, posyłając mi przy tym wredny uśmiech.

– Nie jestem w nastroju na żarty. – Krzyżuję ze zdenerwowana ręce na piersiach. Domyślam się, że moja mina wcale nie okazuje, abym miał ochotę na żarty.

– Ale to nie są żarty. Pani Marin naprawdę jest zapracowana i nie przyjmuję nowych zleceń.

– Nie zdążyłem nawet powiedzieć, po co przyszedłem, więc skąd ona kurwa wie, że to nowe zlecenie?! – syczę przez zęby, próbując powstrzymać wybuch gniewu.

– A po co przyszedłeś? – pyta z krzywym uśmiechem, co sprawia, że mam ochotę przywalić mu w zęby.

– O tym porozmawiam z Ritą.

– Okej w takim razie jak będzie mogła, skontaktuję się z tobą.

– Słuchaj Ricardo, doskonale wiem, że wiesz, kim jestem…

– I? – przerwał mi, kurwa mać…

– I, nie przerywaj mi, kurwa, bo nie przyjmuję odmowy! Nie będę czekał na rozmowę, kiedy potrzebuję jej już!

– Nic na to nie poradzę to jej decyzja, nie moja. Skoro z ciebie taki król to znajdź jej numer telefonu i się z nią skontaktuj.– Marszczy brwi, odgryzając mi się.

Domyślam się, że na pewno od niego go nie uzyskam. Nie pozostaje mi nic innego, jak skumulować swój gniew, żebym nie zrobił niczego głupiego. Ostatnie czego teraz potrzebuje to spalenie się na starcie przed samą rozmową. Jest dla mnie bardzo ważna, więc nie mogę tego spierdolić, jeszcze przed spotkaniem.

– Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy. W innym przypadku nie ręczę za siebie – odwracam się, kierując w stronę wyjścia.

Zza swoich pleców słyszę wesołe „do zobaczenia", które kompletnie ignoruję. Wychodzę z domu, udaję się na podjazd, gdzie zostawiłem samochód. Wsiadam do auta, marząc, żeby w końcu odjechać.

 

Rita

Obserwuję, jak mój gość wsiada do samochodu i odjeżdża z piskiem opon. Oho, musi być naprawdę zły, co bardzo mi się podoba, tak samo, jak on sam. Mieliśmy już okazję spotkać się kilka razy, miałam już wyrobione wstępne zdanie o nim. Z tego, co zdążyłam zauważyć, jest przystojnym postawnym mężczyzną a przede wszystkim stanowczy i dominujący. W skrócie chodzący ideał. Śmieje się na głos na myśl, która właśnie zaszczepiła się mojej głowie. Ideał dla mnie nie istnieje. Nikt mi nie dorówna ani nie zawróci w głowie, gdyż moje emocje, uczucia umarły trzynaście lat temu. Leżą gdzieś skopane na ulicach stolicy.

Schodzę na dół w naprawdę dobrym humorze. Kieruję się do gabinetu, gdzie znajduję Rica sączącego szkocką ze szklanki.

– Pamiętasz, jak kiedyś mówiłem, że jesteś najgorszą osobą, jaką poznałem? – pyta mnie rozmasowując sobie przy tym czoło.

– Yhyyym – uśmiecham się szczerze do swojego przyjaciela.

– Cofam to moja królowo! Nikt tak nie podnosi ciśnienia, jak pieprzony Dylan, ty to przy nim aniołek.

Jestem okropną przyjaciółką i postanawiam się trochę zabawić, udawać, że o niczym nie wiem.

– O niee, widzę, że wasza rozmowa nie poszła za dobrze. – Robię smutną minę – Chcesz o tym pogadać skarbie? Opowiesz mi o tym? – mówię do niego z odczuwalnym współczuciem.

– Nie rób sobie ze mnie jaj Bella, wiem, że podsłuchiwałaś! Nie wkurzaj mnie! – unosi się i wystawia palec w moją stronę, którym od razu mi grozi.

– Oj tam od razu podsłuchiwałaś. Nie psuj mi zabawy. – Uśmiecham się szyderczo do niego, ale on ponownie karci mnie wzrokiem. Postanawiam sobie odpuścić. – Jestem ciekawa co to za pilna sprawa, która nie może poczekać.

– Może stwierdził, że ma już wszystko i brakuję mu kobiety? Byłabyś idealną partią. – Rico patrzy na mnie tak, jakby naprawdę myślał, że byłabym w stanie związać się z kimś na przykład z Dylanem. Unoszę ze zdziwienia brwi.

– Czy ty naprawdę myślisz, że na tym świecie istnieje mężczyzna, z którym mogłabym stworzyć związek? – Nie potrafię powstrzymać śmiechu, ale Rico jest poważny.

– Kochana jesteś coraz starsza nie młodsza! Najwyższy czas myśleć o partnerze i dzieciach! Masz fortecę, pieniądze, władze! Brakuję męża, dzieci i psa! – Nie wierzę w to, co słyszę.

– Nie, to jeszcze nie jest mój moment i nigdy nie będzie. Nie muszę ci chyba przypominać dlaczego.

– Nie musisz Ri, ale minęło tyle czasu. Ile można czuć żal i chować urazę? – Tymi słowami przyjaciel sprawia, że całe rozbawienie z obecnej sytuacji ze mnie ucieka.

– To nie jest kurwa żal ani uraza! – krzyczę, uderzając pięścią w stół – To mój styl życia i nie zamierzam nikomu siebie oddawać. Należę do siebie i zawsze, będę!

– Uczucia, na które możesz sobie pozwolić, nie sprawią, że stracisz siebie i będziesz czyjąś własnością – Przyjaciel podchodzi do mnie i lekko mnie obejmuję. – Jesteś silną kobietą i zawsze możesz sprawiedliwie podzielić się władzą czy jak ty to nazywasz w związku.

– Ale zrozum, że nie mogę sobie pozwolić na uczucia, bo ich nie mam. Jeżeli tobie to przeszkadza, zawsze możesz odejść. – Posyłam mu surowe spojrzenie. – Nie mów do mnie jak moja terapeutka. To nie twoje zadanie.

Wychodzę wściekła z gabinetu, nie mam zamiaru słuchać więcej tych bzdur. Nie mam uczuć, nie mam potrzeby małżeństwa i nigdy nie będę miała. Żyję dla siebie, mojej siostry i przyjaciół. Reszta świata może się pieprzyć.

***

Wchodzę na strzelnicę w celu rozładowania emocji. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam tak wkurzona. Słowa Rico utknęły mi w głowie tak mocno, że nie potrafię przestać ich analizować. Jak mogę myśleć o czymś, co się nigdy nie wydarzy?

Przez dwa lata pracowałam ze swoją terapeutką Marią. Starała się robić wszystko, aby poukładać mi w głowie. Od początku byłam sceptycznie na to nastawiona, ale uległam namowom Rico. Nie dowiedziałam się od niej niczego nowego. To, że mam traumę, dosyć głęboką, wiedziałam już dawno. Dużo przeszłam z mężczyznami, nie ze swojej woli. Te wykorzystania odcisnęły piętno na mojej psychice. Pewnie dlatego, nie widzę dla siebie nadziei na normalny związek. Nie ufam mężczyznom, niechętnie z nimi przebywam w życiu prywatnym. Nie znoszę ich dotyku. Rico jest obecnie jedynym mężczyzną, którego dotyk nie wywołuję u mnie ataku paniki, czy obrzydzenia. Jestem na takim etapie w życiu, gdzie większość mężczyzn się mnie boi, a reszta darzy ogromnym szacunkiem. Jestem niebezpieczną kobietą i oni o tym doskonale wiedzą. Długo pracowałam sobie na tę pozycję, dążyłam do tego, aby w końcu, to oni bali się mnie, a nie ja ich. Terapeutka stwierdziła, że to przez brak normalnej relacji z ojcem w dzieciństwie. Ja natomiast traktuję to jako małą zemstę. Każdy sobie radzić z traumą inaczej, prawda? Oczywiście, nie jest to zdrowe dla mnie, ale prawdziwych uczuć, po prostu już nie mam. Odeszły razem z dawną Ritą.

Mam wszystko, czego potrzebuję, a nawet ponadto. Posiadam ogromną willę, na której znajduje się między innymi strzelnica, prywatne spa, sushi bar. Garaż pełen aut, siłownia, kręgielnia i wiele innych nieprzydatnych, tak naprawdę rzeczy.

Musiałam przejść wiele w swoim żałosnym życiu, aby to wszystko mogło teraz należeć do mnie. Trzynaście lat temu, kiedy znalazłam się na ulicy, po dwóch tygodniach szwendania się po Meksyku, przegrałam pierwszy raz walkę. Walkę o siebie, o swoje życie. Gdyby nie Rico i Charlie…

Charlie dał nam dach nad głową i traktował nas jak własne dzieci. Pracowaliśmy dla niego. Okradałam mafie z danych, bazy klientów, informacji o transportach, jak i przelewów, które potrafiłam przekierować na nasze ukryte zagraniczne konta. Tak odkryliśmy mój informatyczny i matematyczny talent. Zawsze powtarzał mi, że jestem wyjątkową, silną kobietą i kiedyś będę najcenniejsza w tym okrutnym świecie i sukinsyn miał rację. Rico w tym czasie szkolił się na chodzącą maszynę do zabijania. Byliśmy świadomi, że pewnego dnia domyślą się kto, okrada ich z pięćdziesięciu milionów rocznie i przyjdą po nas, a my będziemy musieli się bronić. Pewnego dnia Charlie oznajmił mi, że również powinnam zapoznać się z bronią, bo komputer i moje umiejętności mnie nie uratują. Kiedy pierwszy raz wzięłam pistolet do ręki, poczułam coś dziwnego. To nie był strach ani lęk, lecz pewnego rodzaju więź. Każdy pistolet pasował do mojej ręki idealnie, był wręcz przedłużeniem jej. Tak właśnie odkryliśmy kolejny mój niesamowity dar. Mianowicie świetny słuch, umiejętność skradania się oraz pewny celny strzał. Pokochałam broń od razu z powodu władzy, jaką daje w ręce odpowiedniej i pewnej osoby. Zdecydowaliśmy wspólnie, że zacznę zajmować się płatnym zabójstwami. To były równie, jak nie lepiej dochodowe niż moje „drobne" włamania komputerowe. Mieliśmy nadzieję, że w ten sposób mafia, która była przez nas okradana zauważy znaczny spadek, co doprowadzi do tego, że nas nie znajdą. Byliśmy wtedy w okropnym błędzie…

Tak oto osiemnastoletnia płatna morderczyni, stała się sławna i coraz bardziej zagrożona. Byłam poszukiwana za zabójstwa oraz hackerskie sprawy. Raczej nie byłam lubiana no ale kto by się spodziewał, że tak będzie. Charlie zajmował się zleceniami, to on rozmawiał z klientami, a ja dostawałam tylko teczkę z informacjami i datą egzekucji. Dzięki temu nikt nie wiedział, kim jestem i jak wyglądam. Byłam cieniem, który okradał i zabijał. Tak też powstał mój przydomek. Dostawałam za każde morderstwo określoną kwotę na specjalne konto, gdzie mężczyzna odkładał mi je na start, kiedy go zabraknie. Nie uzbierało się w tamtym czasie na tyle, żebym mogła sobie pozwolić na to, co teraz mam.

Byliśmy tak zajęci nową specjalizacją, że nie zauważyliśmy, kiedy mafia nas wytropiła. Pojawili się nagle, kiedy spaliśmy. Zabili całą ochronę i przedostali się do domu. Charlie, ja i Ricardo próbowaliśmy się bronić, ale nic nam to nie dało. Rico uciekł tylnym wejściem po samochód, aby zabrać mnie stamtąd. Mój drugi ojciec, żegnając się ze mną, podał dane do konta. Zapewniał, że wszystko będzie dobrze, że jest gotowy umierać. „Byłaś moim promykiem szczęścia przez ostatnie lata, dziękuję Ci za to, Piękna Ri. Podbij ten świat, pomścij mnie i wszystkich mężczyzn, którzy Cię skrzywdzą. Nigdy się nie poddawaj i nie zapominaj, że jesteś wyjątkowa" Tymi słowami mnie pożegnał. Kiedy miałam już uciekać w stronę samochodu, do pokoju weszło kilku mężczyzn. Szybkim kopnięciem obalili Charliego, a potem wykonali egzekucję na moich oczach. Mimo że sama to robiłam, byłam przerażona. Moje serce rozpadło się na milion kawałków, po czym stanęło na sekundę. W tamtej chwili odebrano mi osobę, która była dla mnie ojcem. Dostałam ataku paniki, ręce, czoło oraz plecy oblał zimny pot. Czułam, że ja będę następna. Zapłakanymi oczami spojrzałam oprawcy w oczy, twarzą pełną dumy. Ja również byłam gotowa. Zamknęłam oczu, pomodliłam się, czekając na strzał, który nigdy nie nadszedł. Mężczyzna mnie podniósł, przerzucił przez ramię. Rozmawiał z innymi, w języku, którego nie rozumiałam, chyba to był rosyjski. Kiedy zanosił mnie do auta, klepiąc, po tyłku wiedziałam, że czekają mnie rzeczy gorsze od śmierci... Dojechaliśmy do celu po niecałej godzinie, właśnie tam przeżyłam swoje piekło na ziemi.

Raz, dwa, trzy, cztery... siedem. Siedem strzałów z rzędu. Za każdego faceta, który skrzywdził mnie w tamtym magazynie.

– No, no widzę, że ktoś jest nieźle wkurwiony, sądząc po tej serii. – Z zamyślenia wyciągnęła mnie Bree.

– To nic takiego, codzienność z Rico – odpowiadam, nie patrząc nawet w jej stronę.

– Skoro tak to nawet nie dopytuje. Waszej dwójki to nigdy nie zrozumiem. Z wami to jak w starym małżeństwie, raz się kochacie, raz zabijacie, nikt nie nadąży. – Kończy zdanie westchnieniem, na co ja się uśmiecham, bo w sumie ma rację.

Ja i Rico to idealny przykład typowego rodzeństwa. Kłócimy się, obrażamy, grozimy sobie, jednak każde z nas stoi za sobą murem i jest w stanie poświęcić własne życie dla drugiej osoby.

Bree jest moją najlepszą przyjaciółką od ośmiu lat. Bardzo mi pomogła pozbierać się po wydarzeniach z magazynu, była równie świetną informatyczką, jak ja. Tak dołączyła do naszej małej rodzinki. Jest przepiękną kobietą. Ma długie szczupłe nogi jak modelka, figurę w kształcie klepsydry, duże naturalne piersi. Piękne niebieskie oczy oraz długie czarne włosy. Rico marzy o niej od zawsze, ale rodzina to rodzina, nie jest do ruszenia.

– Z czym do mnie przychodzisz kochana? – pytam bez zbędnego gadania.

– Jest robota, która może cię zainteresować. Bardzo dobrze płatna. Zainteresowana?

– Mów dalej.

– W piątek odbędzie się charytatywny bal, pamiętasz? Odbędzie się w domu Antonio. Ma dla ciebie zlecenie i z tego, co słyszałam, wynagrodzenia ma być sześciocyfrowe. – Bree unosi kącik ust. Wiedziała, że to musi być specjalna robota, jeśli ktoś tyle płaci. – Dostałaś specjalne zaproszenie VIP z dopiskiem „nie mogę doczekać się spotkania panno Rito".

Patrzę na nią, kiedy ona szczerzyła się jak mały rekin.

– Nie lubię Antonia, muszę to przemyśleć – odpowiadam.

– Zrezygnujesz ze zlecenia za miliony dlatego, że nie lubisz gościa?! Poza tym pomyśl o tym, że mogłabyś zakraść się do serwerowni, wgrać nasz super program i mieć na niego haka!

Ten argument do mnie przemawia. Bycie w domu Antonia daje mi dostęp do wszystkiego, czego zapragnę, aby sobie skorzystać z tej wiedzy, gdyby ktoś inny coś chciał o nim wiedzieć. Takim sposobem nie spędzę ośmiu godzin na łamaniu kodów i zabezpieczeń tylko będę miała dostęp do tej cennej wiedzy od ręki.

– Możesz tylko z nim pogadać, nie musisz przyjmować zlecenia. Pomyśl, w takim przypadku możesz zostawić po sobie ślad, który pozwoli nam i tak zarobić miliony bez pocenia się przy tym.

Bree mówi coś jeszcze, aby mnie przekonać. Wpatruję się w nią, podziwiając jej nieustępliwość. Wkręciła się w to. Domyślam się, że ma w tym jakiś interes.

– No już, już przekonałaś mnie. Potwierdź wizytę i omów szczegóły.

Posyła mi uśmiech, klaszcząc w dłonie.

– No ale musisz powiedzieć mi, dlaczego aż tak ci zależy? Nie wmawiaj mi, że chodzi o rodzinę, kasę, interesy, bo ci nie uwierzę. Czuję, że coś się dzieje.

– No oczywiście, że chodzi mi tylko i wyłącznie o nasze dobro!

– Bree. Zmienię zaraz zdanie. – Krzyżuje ręce na piersiach, patrząc jej głęboko w oczy.

– Ach no dobra. – Bree opuszcza wzrok, wlepiając go w buty. – Bo tam pracuje taki mężczyzna....

Osz kurwa…

 

Dylan

Podjeżdżam pod magazyn, w którym wciąż znajdują się moi bliźniaczy goście. Po wizycie w domu Rity muszę jakoś wyładować swoją złość. Wchodzę do środka, podwijam rękawy i od razu sięgam po łom. Uderzam jednego z braci w kolano. Jestem szczerze zaskoczony, bo widząc, jak obydwaj wyglądają, mieli naprawdę ciężka noc z moim katem, a i tak nie powiedzieli nam nic nowego.

– Kurwa mać! – krzyczy jeden z braci. Łapie się na tym, że nie pamiętam jak, mają na imię.

– Dla. Kogo. Pracujesz? – Posyłam im morderczy wzrok, zaciskam pięści ze złości. Nie pozwolę sobie dzisiaj na to, aby ponownie ktoś mnie dzisiaj zlekceważył. Albo mi wszystko wyśpiewają, albo umrą. Nikt z nich niestety mi nie odpowiada. Kopie go mocno w brzuchu oraz wbijam zardzewiały pręt w ramię.

– Więcej nie zadam tego pytania, więc radzę ci się skupić. – Mija kilka sekund, a on tylko pluje krwią i dalej się nie odzywa. Cóż nie mam mocnej cierpliwości, sięgam więc po broń, odbezpieczam i strzelam drugiemu z braci w nogę, a potem w bark.

– To co teraz widzisz, to kurwa nic, co zrobię z twoją rodziną. Twoja matka i siostra będą tu za około pięć godzin. Bardzo chętnie je tu przyprowadzę, aby zabić matkę na waszych oczach. Następnie zajmę się słodką Amelką. Wychowam ją sobie na posłuszną żonę, a ona podaruję mi gromadkę potomków…

– Antonio!!! – krzyczy nagle ten drugi, przerywając mi zdanie – Antonio nam pomagał. Poszliśmy do niego po pomoc, bo wiedzieliśmy, że sami nie damy sobie rady. Ten stary debil był wręcz zadowolony z naszej propozycji! Nienawidzi cię i jeśli nam nie udało się ciebie zabić, to on to zrobi za nas – pluje mi krwią pod buty. Uśmiecham się lekko i posyłam mu kulkę między oczy. Jego bratu również.

Ta wizyta miała mnie uspokoić, a jestem jeszcze bardziej naładowany.

***

Siedzę w gabinecie ze szklanką szkockiej, zastanawiając się, czy bracia mówili prawdę? Antonio na mnie polował? Dlaczego? Antonio Riccardo Pancrazio jest moją największą konkurencją, to prawda. Niegdyś był najlepszym przyjacielem mojego ojca. Robili wspólne interesy, Antonio był naszym najlepszym dostawcą. Od zawsze zazdrościł ojcu tego, co posiadał, więc kiedyś postanowił zmienić profesję i stał się drugim co do wielkości, kartelem narkotykowym w kraju. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze się rozwinął przez te wszystkie lata. Zbudował sobie bazę wieloletnich klientów, którzy swoje długi spłacają poprzez zakupy towaru z jego ręki. Nie ukrywam, że wkurza mnie ten fakt niemiłosiernie, ale cwaniak trzyma na każdego potężnego klienta teczkę brudów, w ramach szantażu, jakby chcieli zmienić dostawcę. W skrócie Antonio stał się cwanym lisem, uznającym zasadę, po trupach do celu.

To właśnie on był moim podejrzanym numer jeden, jeśli chodzi o małe problemy, które ostatnio mnie spotykają. Żyjemy w dobrej relacji, dlatego nie mam pojęcia, jakie może mieć powody, aby mnie pogrążyć.

– I jak wizyta u ukochanej Alexa? Do gabinetu wpada Hugo. Od razu zasiada na kanapie, nalewa sobie również szkockiej, wyciąga nogę i masuje czoło. Stwierdzam, że jego dzień był równie ciężki, jak mój.

– Znieważyła mnie. Nawet mnie nie przywitała. Posłała jakiegoś pachołka, który mi powiedział „Rita odezwie się, jak będzie miała wolny termin, jest bardzo zapracowana" – Zaciskam rękę na szklance i patrzę w blat biurka.

– Ou, kiedy pogrzeb?

– Jeżeli chodzi o naszych zamachowców, to pewnie już są w rowie. Możecie przekazać wieści matce i siostrze. Już ich nie potrzebuję, możesz je odesłać do Panamy. – Po twarzy towarzysza zauważam, że nie o to pytał. – A co do dzisiejszej porannej wizyty to nic kurwa im nie zrobiłem. Nie mogłem, co wkurza mnie jeszcze bardziej. Są mi potrzebni żywi, ale rozliczę się z nimi, jak wykonają dla mnie robotę. Pieprzony Ricardo kazał mi znaleźć jej numer telefonu i zadzwonić. On ma mnie chyba za idiotę, kurwa mać. Doskonale wiem, że jest nie do namierzenia. – Dźwigam szklankę i wypijam całą jej zawartość duszkiem.

– To może będziesz miał szansę spotkać się z nimi szybciej, niż myślisz. – Unoszę na niego wzrok i przechylam głowę w oczekiwaniu na wyjaśnienia. – Pamiętasz, że stary Antonio za tydzień organizuje bal charytatywny, na który jesteś zaproszony? Ponoć zaprosił Ritę z wejściówką VIP, bo ma dla niej robotę. Będzie tam i będziesz mógł z nią porozmawiać.

Hugo również opróżnia swoją szklankę. Podnosi się z kanapy I uśmiecha wymownie, dając mi do zrozumienia, że nie chce już rozmawiać. Wychodzi, rzucając mi szybkie dobranoc.

Może jednak bracia mieli rację? Antonio zorientował się, że nie ma z nimi kontaktu, więc musiałem ich złapać, co wiąże się z tym, że są trupami. Chce mnie zniszczyć od środka i potrzebuję do tego Rity? Chce wykraść moje dane i przepis na towar? Martin jest też również płatnym idealny zabójcą. Może po to jej potrzebuje. Przez moją głowę przelatuje milion pytań, na które brakuje mi odpowiedzi. Wiem jedno, muszę zaproponować kobiecie lepszą ofertę niż on. Tylko jak? Nikt nawet nie wiem, jak wygląda. Jak mam rozmawiać z kimś, kto codziennie jest kimś innym? Jak mam ją dostrzec na balu?

Na te pytania jednak otrzymuje odpowiedź, szybciej niż myślałem. Podnoszę telefon i widzę SMS-a z zastrzeżonego numeru.

„Do zobaczenia na balu w piątek. Liczę na jeden taniec.

Ps. Poznasz mnie po broszce z mieczem

Kochana Ri"

Ta mała coś kombinuje i nie do końca jestem pewien czy wyjdę na tym dobrze. Muszę być ostrożny i przede wszystkim ubezpieczony.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania