Czesć pierwsza "Czasem śmierć przychodzi w karczmie"

Niebo przybierające kolor czerwieni było zwiastunem nadchodzącej nocy, co w tym zabójczo gorącym klimacie, było niesamowitą ulgą. Choć temperatura dalej nie odpuszczała, to można było dostrzec różnice. Nie rozumiał, jak ludzie mogli żyć w takich warunkach, w których zbyt długie wystawienie na słońce, groziło śmiercią, bądź poważnym kalectwem.

Gdy Arian przybył do tego świata, poza upałem, co tutaj dowiedział się, nazywają normalnym dniem, uderzyła go niesamowita jałowa ziemia i ogromna, jak okiem sięgnąć pustka, aż po horyzont. Gdzieniegdzie widać było rozsiane samotne skały, co dziwne ich gładka powierzchnia i idealnie okrągły kształt sugerował, że zostały wyrzeźbione przez człowieka, jednak mogło to być dzieło natury. W listach jego mistrz opisywał tę krainę jako piękną i bujną w różnorodne kolory, jednak Arian widział coś na pozór innego.

Usadowił się w mieście o nazwie Spira, a dokładniej w karczmie „Pod Marunem”. Z początku dziwiły go te nazwy, lecz po pewnym czasie studiowania tej krainy zauważył, że wszystkie nazwy miejscowości większych lub mniejszych pochodzą od istot tutaj zamieszkujących. Choć wydawało mu się to dziwne, to miało to pewnie związek z ich kulturą i oddawaniem dziwnej czci zwierzętom.

Karczma była zbudowana na planie prostokąta z małymi sześcioma wnękami po trzy z każdej strony, w ostatniej z nich, po prawej stronie od wejścia siedział Arian, z kuflem w ręku, a jego wzrok skierowany był na barmana stojącego za szynkwasem i czyszczącego kufle. Choć bardziej interesowało go to, co było za nim, czyli duże wiatraki nieustannie buchające zimnym powietrzem. Zaciekawiony działaniem tych urządzeń, zapytał karczmarza i dowiedział się, że odpowiadał za to tunelowy system pod miastem, wydrążony z bardzo zimnego kamienia nazywającego się Juria, co w ich języku oznaczało coś podobnego do błogosławieństwa.

Zauważył młodą i szczupłą z dużym dekoltem kelnerkę lawirującą między stolikami niczym baletnica, a w ręku zawsze miała tace, zazwyczaj z piwem, czasem z jadłem, ale praktycznie rzadko pustą. Widać było, że klienci pozwalali sobie już za dużo, łapiąc dziewczynę za intymne miejsca i kierując do niej podteksty seksualne. Takie zachowanie z miejsca, gdzie pochodził Arian, uważane było za naruszenie przestrzeni osobistej lub nawet molestowanie, a to groziło więzieniem.

Ktoś uderzył o stół kuflem.

– Mogę się przysiąść? – zapytał, mężczyzna ubrany w stare podarte ubranie z krzaczastą brodą.

– Wolę samotność.

– Podobno szuka pan przewoźnika. – Nieznajomy, mimo to usiadł przy stole.

– Szukam. – Arian się wyprostował. – Ile pan sobie liczy za podróż?

– Nie ja – odpowiedział, biorąc łyk piwa, tak duży, że trunek spływał mu po brodzie. – Znam pewnego przewoźnika. Będzie jutro przy bramie miasta o wschodzie słońca.

– Co pan chce za tą informację? – zapytał, patrząc na cieknące piwo.

– Nic – powiedział, wycierając brodę w rękaw. – Proszę być po prostu na czas.

– Żarty pan sobie robi?

– Proszę odbierać to, jak pan chce. – Dopił trunek, walnął kuflem o stół i wstał. – Oferta jest ważna do wschodu słońca.

Nieznajomy odszedł i zniknął w tłumie, tak szybko, jak się pojawił.

Arian był zdesperowany, ale nie aż tak, żeby zawierzyć szaleńcowi.

Zrobił ostatni łyk piwa i ruszył w stronę schodów, gdzie czekał na niego przygotowany przez karczmarza pokój.

Zamknął za sobą drzwi.

Pokój był niewielkich rozmiarów, z łóżkiem w rogu, stolikiem obok niego i kuferkiem na osobiste rzeczy.

Ktoś zapukał.

Był już zmęczony, chciał się po prostu położyć i nie otwierać, jednak ciekawość wzięła górę. W progu stał karczmarz z malutką skrzyneczką w ręku.

– Zdaje się, że to do pana. – Podał skrzynkę, a Arian odruchowo ją wziął. – Przepraszam, że dopiero teraz, ale przypomniałem sobie jak zobaczyłem Pana na schodach. Była na niej karteczka z pańskim imieniem od jakiegoś Korada, czy jakoś tak.

– Dziękuję – odezwał się, lekko zdziwiony, że jego mistrz coś mu przysłał.

Zamknął za sobą drzwi, gdy tylko karczmarz się oddalił.

Położył skrzynkę na środku pokoju i otworzył, a jedyne co zobaczył to kamień wielkości pięści.

– „Czemu mi to przysłał?” – zadał sobie pytanie.

Nagle leżąca w skrzyni kula uniosła się w powietrze i zawisła.

Arian z zaskoczenia upadł na podłogę.

Coś, co wcześniej uważał za kamień, teraz lewitowało, a po chwili odezwało się kobiecym głosem.

– Witaj Arianie – powiedziała. – Przysłał mnie twój mistrz, mam Ci towarzyszyć.

– Aha. – Jedyne co udało mu się wykrztusić. – W czym masz mi towarzyszyć?

– Mogę służyć poradą, a także umiejętnościami bitewnymi.

Wstał z podłogi, nie odrywając wzroku od dziwnej istoty. Przybliżył się na tyle, żeby można było ją dotknąć i sprawdzić, czy mu przypadkiem słońce nie zaszkodziło. Gdy tylko wyciągnął dłoń, kula wydała z siebie dziwne brzęczenie, a obok niej pojawił się zwinięty pergamin.

– To od twojego mistrza – powiedziała.

Arian wziął go do ręki, który jednak był autentyczny, tak jak sama kula.

Rozwijając list, nie odwracał wzroku od istoty, jedynie zrobił wyjątek, żeby przeczytać.

„Drogi uczniu, miałem rację co do tej wioski, gdzieś tu grasuje Misar w dodatku jego bardziej rzadka odmiana, czarna, lecz coś jest nie tak z mieszkańcami, pomijając, że nie lubią obcych i nie chcą udzielić żadnych informacji o stworze, to zachowują się czasem, jakby byli zahipnotyzowani. Nie wiem, ile czasu jeszcze potrwa, zanim mnie wyrzucą, albo gorzej. Potrzebuję twojej pomocy jak najszybciej”.

Arian usiadł na łóżku z listem w ręku i przeklną pod nosem.

– Nic więcej Ci nie mówił? – zadał pytanie.

– Niestety nie.

– Wiesz jak się dostać do tej wioski?

– Wozem.

– Naprawdę? Myślisz, że tego nie próbowałem?

Kula wydała z siebie niski dźwięk, chyba była niezadowolona z ironicznej odpowiedzi Ariana.

– Z resztą nieważne – ciągną dalej Arian.

– Chyba muszę się zdrzemnąć.

– Dobrze, ja będę czuwać.

– Rób, co chcesz. – Położył się na łóżko i rzucił list na ziemię.

– Dobranoc – powiedziała.

Nie odpowiedział.

Po dwóch godzinach usilnego zaśnięcia w końcu się poddał i usiadł na łóżko. Rozglądając się dookoła, nigdzie nie było widać kuli, ani listu, który rzucił na podłogę. „Czy to mi się wydawało?” – zadał pytanie w myślach.

Usłyszał wrzaski na dole.

Wstał i podszedł do okna, księżyc był już trochę poza zenitem.

Harmider coraz bardziej narastał. „Dziwne, karczmarz powinien już dawno zamknąć” – pomyślał.

Nagle usłyszał krzyk kobiety, a potem zapanowała długa cisza. Chciał już podejść do drzwi, gdy rozległo się mocne pukanie.

Odskoczył, domyślając się już, że to rabunek. Nie wiedząc, co ma robić, wolał siedzieć cicho, może ten, kimkolwiek był, uzna, że nie ma nikogo.

Pukanie rozległo się jeszcze mocniej.

Zaczął szukać miejsca do ukrycia się. Z paniki podszedł do okna z zamiarem wyskoczenia z drugiego piętra, lecz szybko zrezygnował, spoglądając w dół.

Uderzenia w drzwi były już regularne. Ktoś próbował je wyważyć. W końcu zawiasy puściły, a do środka wpadło trzech oprychów, dwóch z nich momentalnie podeszło do Ariana, który stał przy oknie, złapali go za ręce i docisnęli do podłogi, zmuszając do klęknięcia.

– To on? – zapytał, oprych po prawej do napastnika przed Arianem.

– Tak, na pewno – odpowiedział.

Dziwne, wyglądali jak jegomość, który go zaszczycił wcześniej.

– Panowie – zaczął mówić Arian. – Jeśli szukacie cennych rzeczy, to źle trafiliście.

Napastnik uderzył Ariana w brzuch tak mocno, że gdyby go nie trzymali, to by upadł.

– Pies daje głos, kiedy ja powiem – odpowiedział, z dziwną satysfakcją, jakby chciał, żeby się odezwał.

Co z nim robimy? – zapytał, oprych po lewej.

– Zawieziemy go do bogini, ona osądzi go za jego zbrodnie, ale najpierw się z nim zabawimy.

Arian nie musiał zgadywać, o jaką zabawę chodzi tym sadystycznym gnojom.

Nagle usłyszał dziwny świst powietrza, a potem przerażenie napastnika przed nim. Obejrzał się za siebie i zobaczył, że dwaj trzymający go jeszcze przed chwilą oprychy leżą na podłodze w kałuży krwi.

Nad żyjącym napastnikiem zapanował strach, chciał uciekać, lecz gdy był przy futrynie drzwi, mały latający przedmiot przeszył jego głowę na wylot.

Oprych upadł w progu pokoju.

Arian nie mógł złapać oddechu, ogarnęła go panika. Widział trupy i ogromny rozlew krwi, którego nigdy nie doświadczył.

Mała kula zaczęła unosić się tuż przy jego twarzy. Nawet nie zauważył, kiedy przyleciała.

– Musimy uciekać! – odezwała się. – Proszę, może być ich więcej.

Arian nie mógł się pozbierać, nigdy w życiu nie widział tyle krwi, ani zabitego człowieka. Pomimo jego podróży po różnych światach, nie zdarzyło mu się doświadczyć oglądania czegoś tak makabrycznego.

– Tyle krwi – wykrztusił z siebie.

– Arianie! – krzyknęła kula.

– Tak. – Ocknął się.

Wstał i zaczął zbierać najpotrzebniejsze rzeczy, sakiewkę ze złotem, schowaną pod łóżkiem, płaszcz chroniący przed słońcem i miecz ukryty pod poduszką, o którym przypomniał sobie dopiero teraz.

– Musimy już iść. – kula latała obok Ariana.

Kiwnął głową, ominął niechętnie trupa w progu i zszedł na dół.

Widok karczmy go przeraził. Wszędzie porozwalane stoły, karczmarz znajdował się pod szynkwasem z dziurą w brzuchu, a miła i ładna kelnerka leżała na stole z roztrzaskaną twarzą. Zrobiło mu się słabo, ręce zaczęły się jeszcze bardziej trząść i zbierało mu się na wymioty. Jak człowiek mógł zrobić takie okrucieństwo.

- Musimy iść – powtarzała kula.

Arian starał się nie patrzeć, jedynie szedł do wyjścia.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • MKP 9 miesięcy temu
    Publikuj jedna max 2 części dziennie - inaczej nie będzie widać następnych na tablicy😉
  • SwanSong 9 miesięcy temu
    Niezbyt. Dlaczego zaimki osobowe wielką literą? List piszesz?
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Trochę do poprawy jest. Przede wszystkim te zaimki z dużej litery - w prozie używa się małych liter zaimków. Chyba, że to powieść epistolarna. Sam pomysł całkiem, całkiem. Zobaczymy jak się to rozwinie. Pozdrawiam :)
  • Vespera 8 miesięcy temu
    To wygląda jak początek gry RPG, takiej dość średnich lotów, do tego napisany w trochę nieporadny sposób. Przydałby ci się ktoś, kto by ci wskazał każdy błąd, żebyś wiedział, czego unikać i na co uważać.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania