Cześć trzecia "Strzeż się pustej przestrzeni"

Stwór wydawał się niestrudzony ciągnięciem ciężkiego wozu, który zagłębiał się w gorący i sypki piasek. Arian zastanawiał się jak to możliwe, że wyruszając o świcie, aż do zenitu, nie widział, żeby pił. Znał zwierzęta, które żyły w skrajnych warunkach, ale temperatura, zwłaszcza w południe była zabójcza, a jemu najwidoczniej to nie przeszkadzało, w przeciwieństwie do Ariana, który prawdopodobnie usmażyłby się w niecałe piętnaście minut, gdyby nie miał swego płaszcza.

 

Gori najwyraźniej, był przystosowany do panujących warunków, jak większość istot tutaj. Włączając w to przewoźnika, który nie okazywał żadnych oznak przegrzania czy chociażby potu na czole, co więcej Arian przyłapał go od czasu do czasu na patrzenie prosto w słońce. On po prostu siedział sobie i nucił pod nosem. To nie mógł być człowiek. Choć korciło go zapytać kim lub czym jest, to jednak postanowił nie zadawać zbędnych pytań. Liczyło się tylko to, żeby w końcu dotrzeć do tej wioski i nie zdenerwować go niepotrzebnymi pytaniami, które nie powinny Ariana obchodzić.

 

- Piękny mamy dzisiaj dzień - odezwał się przewoźnik.

 

- Chyba tak. - popatrzył w bezchmurne niebo. - Choć jak dla mnie to jest za gorąco.

 

Najwidoczniej ta odpowiedź rozbawiła przewoźnika, gdyż zaśmiał się pod nosem. Arian to zignorował, jedynie popatrzył się wokoło, gdzie na horyzoncie roztaczały się złociste wydmy, a w powietrzu unosiła się fala gorąca. Czuł, jak każdy oddech parzył mu gardło, a pot spływał mu po ciele w strumieniach.

 

Po dłuższym milczeniu zapytał przewoźnika:

 

- Jak ma pan na imię?

 

- To ciężkie pytanie, lecz ty możesz mi mówić Dar.

 

- Dobrze. - Jak mogło to być ciężkie pytanie. Zazwyczaj każdy wie, jak się nazywa, lecz nie zaprzątał sobie tym głowy, jedynie zadał kolejne. - Kiedy dotrzemy?

 

- Za nie całe dwa dni.

 

Liczył na inną odpowiedź.

 

- Za niedługo będziemy musieli zrobić postój na noc - kontynuował. - Trzeba poszukać jakiegoś ukrytego miejsca.

 

- Coś nam tu grozi?

 

- Czasem na karawany napadają łupieżcy, co prawda rzadko się to zdarza, ale jednak wolałbym dmuchać na zimne.

 

Gdy słońce już prawie zachodziło za horyzont, Dar wybrał miejsce na odpoczynek. Ukryli się w małej dziurze, na tyle głębokiej, żeby nie było ich widać, otoczonej dwoma czerwonymi skałami, dość dużymi, żeby być chronieni.

 

Gori wziął jedną z beczułek wypełnioną wodą spod wozu i usiadł przy kamieniu. Teraz dopiero Arian zauważył, że pije. W minutę z zerował całą zawartość, odłożył na bok i poszedł spać, zwyczajnie pochylając głowę. Dar rozłożył coś na wzór dywanu na piasku i zasnął. Arian popatrzył do kieszeni płaszcza, w którym była Vira. Leżała tam niczym zwykły kamień, najwidoczniej też postanowiła uciąć sobie drzemkę czy co ona tam robi.

 

Rozłożył śpiwór, gdyż noce czasem mogły być zimne i usadowił się z nim na wozie, gdzie było najbezpieczniej.

 

Pomimo zmęczenia przez dłuższy czas nie mógł zasnąć, rozmyślając o wszystkim, co go spotkało. Masakra w karczmie, gdzie napastnicy szukali Ariana, zjawa w zaułku, i ten dziwny przewoźnik, choć on wydawał się najbardziej normalny ze wszystkich. Po godzinie nieustannego myślenia, w końcu udało mu się zapaść w sen.

 

Obudziły go dziwne głosy, a po chwili zauważył wymierzony w niego miecz, potem jego właściciela, ubranego podobnie jak Arian.

 

- Uta han arat - powiedział w niezrozumiałym języku, pokazując drugą ręką na skałę.

 

Arian zrozumiał, że ma tam podejść. Zszedł z wozu, pod czujnym okiem napastnika i zauważył jeszcze jednego przetrząsającego obóz, a dwóch kolejnych pilnowało niespokojnego Goriego, który każdemu z nich rozgniótłby głowy, jednak był na tyle inteligentny, żeby tego nie robić albo po prostu się bał.

 

Kątem oka zauważył pusty dywan. Dar zniknął.

 

- Uha tu rato. - Napastnik stał się bardziej agresywny.

 

- Nie rozumiem. - Arian przytulił się do skały.

 

Dalej mówił w niezrozumiałym języku, gdy nagle jego gadanie ucichło.

Dostał strzałą prosto w głowę i upadł. Reszta przyjęła pozycje obronne, patrząc w górę na skały.

 

Gori skorzystał z okazji rozproszenia, złapał dwóch jego strażników za głowy i ścisnął, miażdżąc je niczym arbuz.

Ostatni napastnik podbiegł do Ariana z myślą złapania go jako zakładnika, lecz tym razem obudziła się Vira wylatując z jego kieszeni i przebijając mu głowę.

 

Trwało to kilka minut.

 

Vira przybliżyła się do zszokowanego Ariana i zapytała z troską.

 

- Wszystko dobrze?

 

- Nie - odpowiedział, z rozpaczą w głosie.

- Nic nie jest dobrze, kolejny raz ktoś próbował mnie zabić.

 

W tym momencie zza skały wyłonił się Dar z łukiem i zobaczył Vire, nie był zbyt zaskoczony, jedynie powiedział:

 

- Ha.

 

Vira stała nieruchomo w powietrzu.

 

- Masz Achtona.

 

Wydała z siebie niski dźwięk, chyba nie lubiła, jak się ją tak nazywa.

 

- Kogo?

 

- Pomocnego stworka.

 

- To Vira - powiedział Arian. - Prezent od mojego mistrza.

 

Znów schowała się w kieszeń.

 

- Twój mistrz musi cię bardzo lubić - dodał Dar. - No, ale trzeba się zbierać.

 

- Może chwila oddechu?

 

- Zrobisz to na wozie, nie chce więcej ryzykować, trzeba jak najszybciej opuścić pustynie.

 

Dar podszedł do Goriego, podrapał go po uchu i obejrzał. Gdy upewnił się, że jest cały, kazał mu zebrać rzeczy, a potem ciągnąć wóz dalej.

 

- A co z ciałami? - zapytał Arian, wskakując na wóz.

 

- Co z nimi.

 

- Tak ich po prostu zostawimy?

 

- Chcesz ich ograbić? - Na twarzy Dara pokazał się lekki uśmiech.

 

- Oczywiście, że nie, pochować przynajmniej.

 

- Bzdura, nie mamy czasu, a poza tym to bezsensowny zwyczaj.

 

Arian uznał, że nie ma co się kłócić, po ostatnich przygodach zrozumiał, że to jest inny świat, rządzący się swoimi prawami.

 

Słońce było już w zenicie, gdy dojechali na skraj pustyni. Zamiast piasku, była ubita ziemia gdzieniegdzie posiana kępkami trawy, i wielkimi okrągłymi głazami. To dalej nie było to, co mu opisywał mistrz, lecz ten widok dodały mu lekkiej otuchy w tym niegościnnym świecie.

 

- O co chodzi z tymi głazami - zapytał w końcu. - Wyglądają, jakby były wyrzeźbione.

 

- Och, to nie są głazy - odpowiedział Dar. - To drzewa.

 

- Jak to.

 

- Widzisz, gdy zapada noc, te wielkie „głazy" wynurzają się spod ziemi na dziesięć metrów co najmniej. Nie lubią światła słonecznego i palącego gorąca, więc chowają się, zostawiając tylko to coś.

 

- No jasne, że tak. - krzyknął z entuzjazmem Arian.

 

- Co?

 

- To ich kapelusze, dzięki którym mogą czerpać ze słońca energię, tak znalazły sposób na przetrwanie.

 

- Chyba tak.

 

Kolejne kilka godzin minęło na podziwianiu widoków. Nagle jego wzrok przykuł coś niecodziennego. Zobaczył pola uprawne, im dalej tym było ich więcej, aż w pewnym momencie widział dookoła rozległy widok dziwnych roślin, bez liści z małymi czerwonymi owocami na gałęziach.

 

- To Doha - odezwał się Dar, widząc zaciekawienie Ariana. - Niezbyt smaczny owoc, ale jeden z nielicznych.

Arian spojrzał poza pola i zauważył zabudowania samotnych gospodarstw, które były ofiarami panującego klimatu.

 

- Nie każdemu się powodzi - powiedział Dar. - Taki widok jest niestety częsty. Kiedyś to miejsce tętniło życiem, pełne zielonej trawy i rolników uprawiających pola. Teraz zostały tylko samotne rozpadające się gospodarstwa.

 

Arian zauważył, że Dar czasem potrafi zmyślać. Z tego, co przeczytał o historii tego świata, od tysiąca lat panował tu taki sam klimat.

 

- Ale są pola, ktoś je musi uprawiać.

 

- Duże majątki ziemne, którym opłaca się nadkładać kilometra drogi do najbliższego pola, poza tym nikt tu już nie mieszka.

 

Słońce powoli zachodziło za horyzont.

 

- Robimy postój? - zapytał Arian.

 

- Nie musimy, zaraz dotrzemy do wioski.

 

Arian bardziej się ożywił.

 

Po piętnastu minutach nareszcie zauważył dachy domów, większości pokrytych strzechą z ewidentnymi dziurami. Nie mógł liczyć na duże komforty, lecz nareszcie dotarł do celu podróży i do swojego mistrza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vespera 8 miesięcy temu
    Masz pomysł na fabułę i świat przedstawiony jest interesujący, ale wykonanie woła o pomstę do dowolnie wybranego bóstwa...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania