Poprzednie częściOpowii ?Iglajus Jodłor→Dla dzieci

Opowii *** D i a l o g *** Interpretacja Pomnika

Rozłożyste połacie miejskiego tłumu, wokół pomnika ustawiło swe cielesne padoły, który to pojawił się ni stąd ni zowąd, jak dajmy na to, grzyb po deszczu. Kółko rozdziawionych zdziwieniem twarzy, tudzież z lekka interpretujących, spogląda z pozycji obwodu okręgu, zastanawiając się trywialnie, jakie myśli miał autor na dłucie. Pan policjant, czyniąc podwejściówkę w kierunku zgromadzonych w ciekawości, pragnie nieco tubylców rozproszyć, gdyż wszyscy inni, co mają pomniki w dupie, nie mogą swobodnie podążać, tam gdzie chcą lub tam gdzie muszą. Mała kulka zlepiona z kilku zaledwie poglądowych zdań, zaczyna się niebezpiecznie toczyć, zwiększając swoją objętość, kolejnymi stadami przyklejonych słów, co to wiedzą wszystko najlepiej lub przeciwnie.

 

–– Człowiejki! Czy możyjcie mi wytumajczyć, ćo to do chiolery ma blyć?

–– A panu co dolega? Proszę zapytać ludzkim językiem z łaski swojej, to odpowiem, co nie wiem.

–– No właśnie – zagrzmiała jakaś dziecina. – Proszę nam tu zagranicą nie wyjeżdżać przy polskim patriotycznym pomniku. Jestem mała, ale dużo kocham ojczyznę!

–– A niby skąd dzieweczko wiesz, że patriotyczny, skoro jeszcze nikt nie rozpoznał?

 

[[ Tłum zaczyna się coraz bardziej rozkręcać, jak destrukcyjny robot. ]]

 

–– Ja z nerwów byle co powiedziałem, bo nie wiem na co patrzę. Cały obwód obszedłem i z każdej strony zerkałem... i nadal nie wiem.

–– To coś już wiesz.

–– Panie! Głupich pan z nas robisz – wtrąca uczone spojrzenie. – Dlaczego teraz gadasz po naszemu?

–– Dajecie chłopu spokój. Przecież już porzucił piekielną mowę. Podąża naszą jedyną słuszną ścieżką – stanowczo stwierdza starsza pani, potrząsając nawróconą parasolką.

–– A my nie widzimy, żeby gdzieś podążał. Stoi jak głupi palant... sorry... stoi głupi palant. Tak samo jak my... to znaczy nie zupełnie…

–– Nie obrażajmy się... a jeżeli już, to z sensem i wzajemnym szacunkiem... dajmy na to: głupie kołki w płocie, wbite zidiociałym młotkiem.

 

[[ Zgromadzeni zaczynają się denerwować, bo nikt nie mówi o sprawie, o której by wypadało. A pomnik nadal czeka, aż ktoś się nim zainteresuje... lub sprawia takie wrażenie, dla ludzi z bogatą wyobraźnią. ]]

 

–– Spójrzcie wiara w stronę monumentu. Jemu coś wystaje na dole. Ja nie mogę!

–– Tobie wystaje, świntuchu jeden! Schowaj czym prędzej. Dzieci patrzą – jak burza grzmi zgorszona niewiasta i w te pędy zakrywa dwiema dłońmi jedno oko, bo drugie ma szklane i tego nie musi, a drugiej dłoni nie chce zostawić samej, bo by zazdrościła, pierwszej: oka.

–– Co pani mówi. W lesie był. To jeno gałązka się zaplątała – dodał krasnoludek.

 

[[ Ludziska gadają głupoty, ale żaden nie raczy się zbliżyć do pomnika. Każdy kombinuję, że gdyby podszedł bliżej, to by wypadało coś bardziej zrozumieć. A tego nikt pewny nie jest. ]]

 

–– Mamo! Ten pomnik nawet jest... nawet ja, taka mała dziewczynka o tym wiem. Ty jesteś starsza ode mnie.... i nie wiesz na co patrzysz?

–– Twoja mama zerka na mnie. Jestem przystojniejszy od pomnika.

–– Drogi panie. Raczej odwrotnie. Gdyby pan był pomnikiem, to wie pan co?

–– Ależ proszę powiedzieć. Bez krępacji.

–– Byłabym białym gołąbkiem pokoju , by zostawić luźny prezencik na pana drewnianym łbie.

–– A już miałem nadzieję, że pani powie… na spiżowym. Bym się poczuł niczym skomplementowany dzwon lub armata.

–– Zacznijmy wreszcie spoglądać racjonalnie na pomnik. Jesteśmy tu po to, by go należycie ocenić. Póki co stoimy jak kupa baranów na łące niemożności.

–– No to pozwólcie, że ja zacznę. Wyszedłem wczoraj z psychiatryka. Mam świeży umysł.

–– To dziwne. Nie widziałem tam pana. A przecież byłem królem.

–– Może dlatego, że byłem jednym z poddanych.

–– Cholera jasna! Bądźmy poważni. Przecież nie wiemy, ile ma gwarancji pomnik.

–– Właśnie. Czas ucieka.

–– Mnie uciekł portfel. Widział ktoś gdzie biegnie?

–– Poszedł otworzyć swoje wnętrze przed kartą przed zbliżeniem.

 

[[ Ciekawe, czy monument, wreszcie się doczeka, racjonalnych ocen swojego wyglądu. ]]

 

A jednak!

 

–– Wiecie co. Ta cała rzeźba ma kilka części. A cokół taki wielki, że na nim stoimy.

–– To mniejsze na szczycie, jest takie jakieś pogniecione na przodzie.

–– No tak.... ale równomiernie poukładane. Małe małe po bokach i wystające jedno, a pod dziurami, kolejna dziura. A gdzieś na środku, coś mu leży.

–– Na zachód i wschód, też coś zwisa. Dziwne to długie przy nim. Zakręcone na górze.

–– To na pewno podobizna kosmity nie z tej Ziemi. Na bokach ma anteny.

–– Na dole też widzę. Nawet są zabezpieczone ochraniaczami.

–– Podejdźmy bliżej, bo się nie rusza.

–– A ruszał się?

–– Nie.

–– Na mnie nie liczcie. Nigdzie nie idę. Wiadomo, co tam skrywa w środku. Może czarną dziurę?

 

[[ Trochę czasu minęło. A zatem spójrzmy prawdzie w oczy z lotu ptaka. Cóż widzimy? Dobrą zmianę w sytuacji oraz pewne zamieszanie. Pan policjant rozpycha tłum, by zrobić przejście. ]]

 

–– Ludzie! Zerknijcie po raz kolejny. Rzeźba odchodzi. Mogliśmy się pospieszyć z tą konstruktywną pochlebną krytyką .

–– Jak to odchodzi?

–– No tak to. Normalnie.

–– Cicho wy.

–– Cicho my.

–– Coś mówi do nas. Chybaś mimoś wszystkoś podziękówki?

–– A tobie znowu wróciła ciećkarnia?

–– To z emocji.

–– Stulić mi tu pyski. Posłuchajmy rzeźby.

 

* Do dupy z wami. Wystarczy, że starsza osoba spocznie na chwilę, zajmując miejsce na ławeczce i od razu jest brana, za rzeźbę jakiegoś: poety, prozaika lub innego pomyleńca. Jestem w kwiecie wieku. Drzemka mi się należy, jak sroce szkiełko. Żebyście mnie chociaż raczyli zinterpretować. Ale gdzie tam. Gadaliście swoje. Jestem na wskroś obrażony. Idę precz. Zostawiam was samych. Mam gdzieś wasze postury. Wszystkie. A nawet więcej.

–– Ależ dziadku. Po co te nerwy. Spocznij powtórnie. Może umrzesz i wtedy będzie nam łatwiej. Więcej szacunku jakby. Przyrzekamy, że cię skrytykujemy lub pochwałą pomuskamy rozkład.

* Nie podchodzić, bo rękopisem przywalę. Książkę piszę jako żyw jeszcze... tylko mi się usnęło.

–– Nie zauważyliśmy. Możemy przeczytać chociaż tytuł?

* Interpretacja Pomnika

–– To o nas? Ojej... miło nawet. Lzy wzruszenia wiercą się w oczodołach. Ma ktoś chusteczki chawtowane?

* Tak. O was. Bójcie się zakończenia. A chusteczkę mam, ale nie dam, bom zajadły przez was!

–– A jakie będzie?

* Zakończenie? Dupki... niby jakie ma być?

–– A dokładniej, jeśli można.

* Dupki.

–– Dzięki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • yanko wojownik 30.05.2019
    Pomnik temat, to wierny i poruszany. Zawsze lubiłem treści o pomnikach "Ponik kosztował miliony, ale nie był tego warty" , " może kiedyś będzie wszystko lepsze, może kiedyś, coś się tutaj zmieni. Kiedyś wysadzę cię w powietrze, zostanie tylko dziura w ziemi". Inspiracją były nie od wczoraj, dziś jest wysyp, co i rusz pomnik, to i nie zaskakuje, że co i rusz kolejny a nawet że żywy. Śmiałem się jakoś tak płaczliwie, czytając. Pomnik - dumna rzecz i wielka - powinni dać instrukcję, że ważny tylko jak podpisany, a inny może mieć własne zdanie.
  • yanko wojownik 30.05.2019
    *Ponik - Pomnik
  • Dekaos Dondi 03.06.2019
    Yanko W→Z tymi ''pomnikami'' to różnie. Dzięki:)
  • Something 30.05.2019
    Tekst dobry i dobrze napisany. Czego chcieć więcej? Interpretację napiszę kiedy indziej. Chociaż inaczej... bardziej przemyślenia.
  • Dekaos Dondi 03.06.2019
    Dzięki Something. Fakt, chciałem - coś - przekazać. Pozdrawiam:)
  • pkropka 30.05.2019
    Na wesoło, uśmiałam się przednio. Bardzo mi się podobało :)
  • Dekaos Dondi 03.06.2019
    Pkropko Dzięki. Takie miało też być. Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania