Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

DIAMENTOWA ARIA- Mookie Etella. Część 1

Zapachem wiosennych kwiatów, deszczem,

mgłą, jest tutaj...

Znika z blaskiem porannej rosy,

by piorunami burzy oświetlić twą twarz.

Wydech... Wdech...

Jak pierwszy uśmiech, chłoniesz ją,

by w pył się obrócić, gdy ona

Żyć będzie wiecznie...

 

Jest rok 2109, ludzie usilnie szukali życia poza swą rodzimą planetą, by się ratować przed wyginięciem. Nie odwracalnie zniszczyli ziemię, powstały kryzysy i wojny o zasoby wody i paliw kopalnych, nieodwracanie zmienił się klimat przez ingerencję człowieka w pogodę.

Ludzie byli dla Manafirian, jak szalka Perttiego, która się wymknęła spod kontroli. Przylecieli na ziemię, z gwiazd w Pasie Oriona. Niszczyli całe państwa, zakładając setki baz na całym świecie. Porywali ludzi, pobierali od nich wyżej określoną hybrydową grupę krwi AB Rh-, o ile sami wcześniej nie skonali, dobijano ich. Manafirianie mając z powrotem dar, który sprytnie wpisali w geny pewnych ludzi. Chcieli zacząć eksperyment od nowa na innej planecie. Zacierając ślady po swojej obecności, jak robili to przez tysiąclecia, lecz tym razem tępili cały gatunek, nie tylko słabsze jednostki. Momentem kluczowym miała być globalna pandemia śmiertelnego dla ludzkości wirusa. Ludzkość miała być dobrze zorganizowaną, myślącą logicznie rasą a powstały potwory, które wszystko, co piękne przeliczą na pieniądze i nie omieszkają bez skrupułów mordować własny gatunek. Ludzi pozostało tak mało, że gdy zobaczysz odcisk ludzkiego buta chciałoby się całować ziemię, która je niesie. Zagłada gatunku jak plotki niosą, nie przybyła z Pasa Oriona, ona była już na ziemi a Manafirianie przyspieszali powolną agonię, w geście miłosierdzia.

 

Dwa lata przed ich przybyciem...

Oczom dwudziestoparoletniej Seleny ukazał się obraz bandy młodych mężczyzn, którzy bili i kopali chłopaka leżącego na środku ulicy.

Podbiegła, stając w obronie pokrzywdzonego. Oprawcy przez chwilę mierząc Selenę wzrokiem, niechętnie odpuścili, odwracając się do niej plecami, odeszli.

Selena klękając na kolano, pochyliła się nad błękitnookim o włosach niczym kruk czarnych, mężczyźnie. Był dobrze zbudowany, biła od niego siła mięśni, na pewno miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu.

Zdążył jedynie spojrzeć, gdy sprawdzała, czy żyje, nim stracił przytomność. Na twarzy mężczyzny jak malowane były blizny. Mógł mieć na oko ze trzydzieści lat, jego dolna warga jakby uszczknięta spadającą na podbródek szramą. Kolejna przechodziła przez brew i lewe oko, nie dotykając rzęs oraz samej gałki, ciągła się po policzku. Z tej samej strony, od górnej części ucha po czubek podbródka szła cienka jak dratwa blizna, nosząca ślady szycia. Na prawym policzku widniały cztery równolegle względem siebie zabliźnione linie.

Selena zadzwoniła na pogotowie, przyjechali dosyć szybko. Nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów ani nic co stwierdzałoby jego tożsamość. Załoga karetki zgodziła się go zabrać pod warunkiem, że Selena pojedzie razem z nimi, by go w szpitalu wykąpać, ostrzyć i ogolić. Wyglądem oraz zapachem nie zachęcał. Selena spełniła warunki, a nawet kupiła mu piżamę oraz bieliznę, ubrania, w których był wyrzuciła do śmieci.

Z badań lekarskich wynikało, iż ma paręnaście złamań, zwichnięć i silnych potłuczeń. Zagipsowali mu nogę od kolana do czubka palców stopy. Trzy żebra miał złamane, reszta była bardzo obita. Wiele głębokich zadrapań, wymagających szycia na klatce piersiowej. Na szyi dziesięciocentymetrowa rana od cięcia nożem, zeszyta i opatrzona.

Przez najbliższe dni mężczyzna był nieprzytomny a Selena stała się jedyną osobą, z którą lekarze mogli się kontaktować w jego sprawie. Dowiedziała się kim jest ten chłopak, na polecenie lekarza prowadzącego. Oliver miał na imię, zaliczał się do bezdomnych.

Odwiedzała go codziennie, myła i pomagała pielęgniarką przy zmienianiu mu opatrunków. Selena czuła się odpowiedzialna za człowieka, któremu pomogła, wielokrotnie martwiła się o nieznajomego.

Kolejnego dnia, gdy przyszła był przytomny, przez moment przyjrzał się jej i powiedział podniesionym głosem:

- Pamiętam cię... Po co mnie ratowałaś, nie mogłaś dać mi spokojnie zdechnąć?!

-Aaa...- Selena zaniemówiła w pierwszej chwili, nie wiedziała co ma powiedzieć.

Niezręczną ciszę przerwało wejście do Sali pielęgniarki z opatrunkami, która niechcący usłyszała jego słowa. Wyprosiła Selenę z pomieszczenia. Stojąc nad jego łóżkiem,kładąc na stoliku tabletki i opatrunki powiedziała:

- Panie Oliverze, naprawdę aż tak chciał pan zginąć...?

- Żyć w moi ciele i w tak zepsutym świecie ..., to nie jest życie. Śmierć jest bardziej litościwa...!- wyznał Oliver, przekonany o prawdzie swych słów.

- Dla tej dziewczyny co do Pana przychodzi, mógłbyś być milszy...- stwierdziła pielęgniarką dając mu leki.

- Po co tu w ogóle przychodzi! Nie prosiłem się o to...!- powiedział zdenerwowany Oliver.

- Miałam dyżur, gdy Pana tu przywieźli... Gdyby nie ona, naprawdę by pan umarł. Zajęła się Panem wykąpała, ogoliła i przyniosła czyste ubrania...- przerwała swe słowa, zakładając nowe opatrunki.

- Ma pan jakąś rodzinę, do kontaktu w sprawie pańskiego stanu zdrowia?- spytała zmieniając temat.

-Nie mam już nikogo...- powiedział odwracając się na łóżku plecami do pielęgniarki.

Gdy wyszła z sali, spinając ręką, by Selena weszła do niego.

Tak też zrobiła, lecz, jak tylko uchyliła drzwi, usłyszała od Olivera:

- Wynoś się... I nigdy nie wracaj! Słyszysz... Zostaw mnie...! – krzyczał do niej, nie dając powiedzieć ani słowa.

Zrobiło jej się przykro, wycofała się na korytarz. Po czym opuściła szpitalne mury, starała się zapomnieć, że uratowała człowieka, który nie chciał już żyć.

Po dwóch tygodniach Oliver został wypisany ze szpitala jak stał, z nogą w gipsie i piżamach, choć była połowa października. Nie życzył sobie informować o tym Selene, pomimo że zapłaciła za jego pobyt w szpitalu.

Błąkał się smętnymi ulicami Belklout, nie miał nic przeciwbólowego a bolały go wszystkie siniaki oraz złamana noga. Tylko ruch pozwalał mu nie marznąc, lecz z każdym krokiem bolało go dziesięć razy bardziej. Metry wydłużały się niczym mile. Na oszronionym bruku miasta, przetrwał tydzień, był na skraju wytrzymałości, wariował z bólu.

Selena przechodząc z Lussi obok parku, ujrzała Olivera, podpierającego się o ławkę. Targany mrozem i niewygodą osunął się na ziemię, nie mając już siły kolejny raz się podnosić. Stał na czworakach jak pies. Niewyraźne spojrzenie wbijał w zamarzniętą ziemię. Widząc cień nad sobą, uniósł w górę swe oczy, ujrzał Selenę, która wyciągała do niego dłoń, by mu pomóc.

- Zostaw mnie, idź sobie w swoją stronę...- powiedział Oliver, patrząc jej prosto w oczy.

-Nie... Zabiorę cię do domu, jesteś przemarznięty ...- mówiąc te słowa, przykucnęła przy nim i objęła rękoma, chciała pomóc mu wstać.

Oliver odepchnął ją mocno, upadając Selena rozcięła brew o ostrą krawędź ławki. Krew płynęła po jej twarzy, gdy wystawała na nogi. Bez słów po prostu szybkim krokiem odeszła, a do Olivera przystała Lussi, zdenerwowana uniosła głos.

-Taki ktoś jak ty...faktycznie nie zasługuje na pomoc! Ona się myli, nic nie jesteś wart... A już na pewno nie, jej pomocy... – powiedziała patrząc na niego z odrazą i pogardą.

- Nie chciałem zrobić jej krzywdy... Nie powinna nigdy mnie spotkać, masz rację... Nie zasługuje i nigdy nie zasługiwałem... Czego się nie dotknę, zawsze spieszę! – odpowiedział Oliver, wpatrując się znów w ziemię.

Lussi pobiegła za Seleną, a Oliver niezgrabnie wgramolił się na ławkę. W głowie, jak echo brzmiały mu słowa Seleny.

Doganiając swą przyjaciółkę udały się do mieszkania Seleny. Tam opatrzyła swoją ranę, była smutna i w ponurym nastroju. Jej koleżanka próbowała poprawić jej humor przez parę godzin, lecz bez większych skutków, aż w końcu, musiała wracać do własnego domu.

Nie długo po jej wyjściu Selena wpadła na pomysł, iż pójdzie do swojej dyskoteki, trochę się zabawić, napić i może w ten sposób uda się odreagować. Jak zaplanowała tak zrobiła, wieczorem stała już przy barze, pijąc drinka luźno rozmawiała z barmanem o interesach. Po paru drinkach była pijana, idąc do toalety podeszło do niej czterech, dobrze zbudowanych mężczyzn w średnim wieku. Od słowa do słowa, zamiast w toalecie, znalazła się przed klubem. Zza winkla przyglądał się całej sytuacji Oliver. Mężczyźni stawali się coraz mniej mili, obmacywali Selenę, co jej się nie spodobało. Po uderzeniu jednego z nich w twarz usłyszała pod swoim adresem „ty dziwo... Szmato!". Po czym zaczęli szarpać ją za bluzkę, rozdzierając ją i mieli się brać za spodnie, gdy parę metrów od nich dobiegał donośny głos:

-Nie ważcie się jej tknąć! – powiedział Oliver z gniewem w oczach, ledwo stojąc z bólu i zimna.

Mężczyźni kpili, idąc w jego stronę, pewnie by go zabili, lecz on dodał:

- Możecie mnie nawet zabić! Nie dbam o to... Ale ją zostawcie! – Oliver

Mówiąc te słowa wyglądał jak chwilowo nie poczytalny, zupełnie tak jakby poza tym momentem, nic nie istniało.

Mężczyźni otoczyli go, spoglądając jeden na drugiego, mierzyli go wzrokiem. Po chwili, gdy Oliver nadal nie zmienił swojej postawy, nie cofnął się ani na krok, był przekonany, że godzina jego śmierci właśnie wybiła. Mężczyźni wycofali się, że swych zamiarów uznając go za czubka, chorego psychicznie, poszli z powrotem do klubu.

Selena oparta plecami o mur, w potarganej bluzce, ledwo łapała kontakt z rzeczywistością, bardzo zmarzła. Oliver pokuśtykał do niej, z poczuciem winy za ranę na jej brwi. Nie mówił za wiele, lecz ona też nie była w nastroju, objął ją i chciał odprowadzić do domu. Ledwo sam dawał radę chodzić. Wyciągną od niej adres, pod którym mieszka. Było to mieszkanie w gorszej dzielnicy Belklout.

Biorąc od Seleny klucze, otworzył drzwi do jej mieszkania. Nagle źle się poczuła, trzymając się ściany doszła do toalety, gdzie zaczęła wymiotować.

Oliver w końcu usiadł na czymś miękkim i ciepłym, zaczął rozglądać się po salonie.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • krajew34 18.07.2019
    Najpierw widoczne błędy:
    - powtórzenia, powtórzenia i jeszcze raz powtórzenia. (Używaj więcej synonimów)
    - odstępy przed przecinkiem (przepuść tekst przez np. ortograf.pl
    - Używaj długiej kreski przy dialogach (alt+0151), każdą wypowiedź zaczynaj z wielkiej litery.
    No cóż sama historia jako taka, ale używaj synonimów, powtórzenia aż klują w oczy. To tyle, co ja mogę.
  • Krwawa Mery 18.07.2019
    Dziękuję za szczerą opinię :)
  • Bogumił 19.07.2019
    Piątka za nicka.
  • Krwawa Mery 19.07.2019
    Opinia obcego człowieka zmotywowała mnie do poprawienia niedociągnięć w dalszym tekście. Postaram się dziś dodać ciąg dalszy.
  • Canulas 19.07.2019
    Zaczynasz dialogi z małej litery. To błąd. Na portalu możesz edytować.
    Pozdrox

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania