Dobranoc - rozdział 1

Jestem tu nowy, a to moje pierwsze prawdziwe opowidanie. Mam jednak nadzieję, że będziecie chcieli przeczytać i zostawicie mi w komentarzach jakieś wskazówki na przyszłość :P

 

Rozdział 1

 

Kolejna bezksiężycowa noc zawitała nad miastem. Jedynie migoczące latarnie rzucały delikatny blask na zrujnowane, obdrapane budynki. Liczne zakamarki skrywały swoje tajemnice pod płaszczem gęstej ciemności. Ulice wydawały się pozornie opustoszałe. Jednak tylko pozornie. To miasto nie zasypiało. Nigdy.

- Przepraszam kolego, możesz mi pomóc? - drżący głos wyrwał go z rozmyślań.

Chłopak siedzący na starej, spruchniałej ławce poprawił szybko szeroki kaptur rzucający głęboki cień na jego twarz i spojrzał w kierunku obszarpanego, brodatego mężczyzny.

- Słucham? - zapytał nieprzytomnie.

Brodacz sprawnie sięgnął za plecy i wycelował w siedzącą postać srebrny leworwer.

- Dawaj fiolki! - warknął.

Młodzieńec przęłnął ciężko śline i przyjrzał się dokładniej strzelcowi.

Jego czoło zroszone było błyszczącymi kropelkami potu, a na jego bladej, zapdniętej twarzy pojawiły się intensywne wypieki.

Miał przekrwione oczy, a jego ciałem targały lekkie drgawki. Był na głodzie. Ten widok już zbyt wiele razy przewijał mu się przed oczami. Nie miał za złe temu człowiekowi, rozumiał jego ból. Być może tego właśnie oczekiwał, przychodząc tutaj w środku nocy. Już od dawna miał dość tego świata, zbyt wiele jest w nim bólu i cierpienia. Nic nie warta egzystencja w mieście gdzie liczy się wyłącznie przetrwanie.

- Nie mam - odparł w końcu.

- Co? - wydawał się całkowicie oszołomiony - Nie kłam! Wiem, że je masz! Musisz mieć. Ty śmieciu! Oddawaj moje sny! - wrzasnął zdesperowany mężczyzna, podchodząc coraz bliżej.

Chłopak opuścił nisko głowę i z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w głuchy odgłos butów uderzających o stary bruk.

- A więc to koniec? - pomyślał zadziwiająco spokojny i obojętny.

Podniusł głowę i spojrzał złodziejowi prosto w oczy. Jego wzrok był pusty, ale w postawie nie było cienia wątpliwości. Nagle jego serce przyspieszyło, a oddech stał się nieznośnie ciężki. Chciał się cofnąć, ale ciało odmówiło mu posłuszeństwa. I wtedy wśród przerażającej nocnej ciszy rozległ się huk. Uzbrojony człowiek, który przed sekundą mierzył do niego z broni, leżał teraz w kałuży krwi i trzymając się za ramie, jęczał w niebogłosy. Chłopak odwrócił wzrok od nieprzyjemnego widoku i spojrzał w strone nowoprzybyłego gościa.

- Czekasz tu na kogoś? - odezwał się poważny, zachrypnięty głos.

- Tak. Prawdopodobnie na ciebie. Masz zamówienie? - odparł starając się powstrzymać mdłości i zagłuszyć nieznośnie pokrzykiwania rannego.

- To zależy

- Od czego? - zapytał, starając się ciągle panować nad zdenerwowanym głosem.

- Ty jesteś Ryan Freex? - odpowiedziało mu krótkie kiwnięcie głową.

Z ciemnej uliczki wyszedł nieogolony, wysoki mężczyzna po trzydziestce. Sięgną ręką do kieszeni długiego, szarego płaszcza i wydobył niewielkie, drewniane pudełko.

Ryan rozejrzał się nerwowo. Na wylocie wąskiej alejki, w ciemnościach stał wyski, dobrze zbudowany i najprawdopodobniej uzbrojony mężczyzna.

Diler pociągnął nosem, ponownie przykuwając uwagę chłopaka i podszedł bliżej.

- Tylko jedna? - zapytał zdziwiony.

- Jedna mi wystarczy - odpowiedział.

- No dobra, nie moja sprawa. A teraz kasa.

Ryan ostrożnie wyjął zwinięte w rulonik pieniądze i podał je mężczyźnie, który po dokładnym przeliczeniu z zadowoleniem rzucił małą szklaną fiolkę. Zaskoczony młodzieniec ledwo zołał ją złapać i po raz ostatni spojrzeć w strone dilera, który bez słowa, luźnym krokiem odszedł w mrok uliczek. Stary, wyblakły elektroniczny billboard rzucał delikatną poświate na szklany pojemniczek, w którym błękitna substancja, przypominająca gęsty dym wiła się powoli, ocierając o szklane ściany. Chłopak ruszył przed siebie, mijając zapuszczone, sypiące się budynki, cały czas jednak niepewnie zerkając na spoczywającą w jego dłoni fiolkę. O tej porze każdy, kto miał trochę oleju w głowie przebywał w domu. Ulice świeciły więc pustkami, a ciemne uliczki odstraszały wszystkich potencjalnych gapiów. Jedynym źródłem światła było kilka ledwie działających latarni. Tylko chłodny wiatr trwał wciąż w swoim niezmiennym, szaleńczym tańcu szukając drogi ucieczki z szarego labiryntu starych blokowisk. Ryan naciągnął mocniej kaptur i pewnym krokiem ruszył w górę sterty kamieni, które niegdyś służyły jako schody. Sięgnął do kieszeni po długi klucz i ostrożnie otworzył skrzypiące drzwi. W mieszkaniu było równie ciemno, jak na zewnątrz, tylko ciche pochrapywanie zdradzało czyjąś obecność. Chłopak po cichu prześlizgnął się do pokoju i zamknął drzwi. Z lekkim uczuciem niepokoju opadł na twardy materac. Oparł głowę o ścianę i wyrównując oddech, położył fiolkę przed sobą. Ten widok ciągle przywoływał bolesne wspomnienia, o których chciał zapomnieć. O osobie, którą traktował jak brata. Osobie, której już nigdy więcej nie zobaczy.

~ Piękna prawda? - powiedział Mike poważnym tonem, nie odrywając wzroku od szklanej fiolki.

-Co to jest? - zapytał Ryan nieprzytomnie, oniemiały z wrażenia.

- Co wiesz o snach?

- Poza tym, że nie istnieją? - odparł zdziwiony, ale zauważając poważny wzrok przyjaciela dodał - podobno kiedyś istniały, ludzie posiadali dodatkową fazę snu, jakąś REM, czy coś takiego. Ale to tylko bajki, nie ma na to dowodów. Zresztą, nawet jeśli istniały to widocznie nie były nam potrzebne. Ewolucja zrobiła swoje. Ale po co pytasz? To przecież oczywiste.

- Też tak myślałem. Ale nie mogę nie wierzyć w coś co właśnie trzymam w rękach. Klucz do przeszłości. To jest jak mały cud. Podróż do wnętrza głowy. Tego nie da się opisać. ~

 

Ryan pokręcił głową odpędzając fale wspomnień i przechylił łapczywie fiolkę wlewając chłodną substancję do gardła. Momentalnie całe jego ciało zdrętwiało. Chciał się podsunąć do ściany, bo czuł, że spada, ale już było za późno. Nie mógł. Powieki zaczęły mu opadać, a serce zwolniła tak bardzo, że poczuł jak się dusi. Umysł odpływał i nie pozwalał mu skupić myśli. Ostatkami świadomości zobaczył mroczną postać stojącą nad jego łóżkiem. Była tam zawsze kiedy pogrążał się w snach. Tym razem coś jednak poszło nie tak. Postać nachyliła się do niego i uśmiechnęła paskudnie. Chłopak chciał się ocknąć, ale już było za późno. Zasnął.

Następne częściDobranoc - rozdział 2

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Shika 23.05.2015
    Kilka małych literówek, ale każdy je robi. Ciekawe, miło się czyta, fajnie napisane. Postaram się czytać dalej :)
  • wolfie 23.05.2015
    Ciekawe wprowadzenie. Tak jak napisała Shika, jest kilka małych literówek. Piątka na początek :)
  • Olgi_Ta 23.05.2015
    Bardzo fajnie sie czytało ^^ czekam na kontynuację
  • Anonim 23.05.2015
    Świetny pomysł z tymi snami, może się rozwinąć całkiem niezłe opowiadanie SF. Dam 5.
  • Emptymind 24.05.2015
    Dzięki wielkie za dobre oceny :P Postaram się żeby następne rozdziały trzymały poziom

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania