Poprzednie częściDom ciszy - Prolog

Dom ciszy - Rozdział I

Ojciec zgodził się na Puszka pod warunkiem, że będziemy mu sprzątać kuwetę i połowę naszego kieszonkowego przeznaczymy na niego. Przystaliśmy na warunki tatusia i przygotowaliśmy mu kuwetę w osobnym pokoju i legowisko z zabawkami w moim. Przez kolejne trzy tygodnie z kotkiem bardzo się zaprzyjaźniłam, byliśmy nierozłączni. Co ranek wskakiwał na moje łóżko i mnie budził lekkimi szturchnięciami jego zimnego, czarnego noska. Kiedy się pojawił akurat zbliżał się koniec roku, szkoła skończyła się dwa dni temu i teraz mogę całe dni spędzać z kociakiem, który od czasu do czasu wędrowało do lasu, który mieścił się niedaleko naszego domu, na godzinkę lub dwie. Był niekiedy dziwnym kotem, niekiedy syczał na rogi pokojów bez powodu, a niekiedy chował się gdzie popadnie przed czymś co było za drzwiami, ale był za to cały czas słodki i milusiński, wiecznie chciał się tulić, że nawet tatko i William byli o niego zazdrośni, bo kociątko nie dało mi się do nikogo przytulić.

Budzę się, a pod nosem czuję małą włochatą kulkę, którą jest Puszek, dziwny pomysł, by spać mi na twarzy, jego ogonek poruszył się i wylądował na moich oczach. Podniosłam go i położyłam na poduszce, otworzył oczka i spojrzał na mnie zaciekawiony co robię. Ubrałam w szorty i bluzkę, uczesałam włosy w standarowe kucyki, wskoczył mi na kolano kiedy zawiązywałam jeden z butów. Wzięłam jego szczotkę i przeczesałam małego dżentelmena.

- Chodź, mały, czas na śniadanko - powiedziałam do niego, kładąc go delikatnie na ziemi.

Wstał i podreptał za mną do drzwi, a potem po schodach do kuchni. Z szafki na koci pokarm, którą zrobiliśmy z Williamem, wyciągnęłam saszetkę Whiskas dla kociąt. Na drzwiach szafki nalepiliśmy kilka zdjęć Puszka, które zrobiliśmy już pierwszego dnia i wielki napis: Jedzenie Puszka, nie tykać. Jego miseczka na jedzonko była fioletowa, a na mleko różowa, obie napełniłam. Kocurek łapczywie wziął się za obie miseczki, najpierw opustoszała miseczka z mięsnym pokarmem, a potem mleczko zostało wychlipane.

Wyciągnęłam płatki, nasypałam je do miski i zalałam mlekiem, zjadłam je szybko, w między czasie kocie załatwiało swoje sprawy w kuwecie.Poszłam do łazienki i umyłam zęby, w drodze powrotnej na korytarz i do drzwi wyjściowych, zgarnęłam w ramiona Puszka i wyszliśmy na dwór. Postawiłam go.

- To co? Biegamy, mały? - pytam go, jednak wiem, że i tak pobiegnie ze mną.

Wbiegłam do lasu i zaczęła truchtać po wydeptanej ścieżce, kotek gnał raz za mną, a raz przede mną. Poczułam smród gnijącego mięsa, pomyślałam, że to jakieś zwłoki zwierzęcia, więc podniosłam z ziemi Puszka i biegłam jeszcze kilka metrów z nim na rękach, kiedy zauważyłam gnijące zwłoki człowieka. To był ten nieprzyjemny zapach, gazy rozkładających się organów wewnętrznych.

Twarz trupa była niemożliwa do zidentyfikowania z jednego ważnego faktu: jej po prostu nie było. Tak samo uzębienia i skóry na raszcie ciała. Zwymiotowałam między nogi, smród i widok mnie zemdliły. Spojrzałam jeszcze raz na to co zostało po nieszczęśniku i pobiegłam będąc wręcz w panice.

Postawiłam kota na schodach, pobiegłam do salonu, zgarnęłam telefon, wystukałam numer na policję i zadzwoniłam. Wyjąkałam osobie po drugiej stronie to co znalazłam. Dwadzieścia minut później już byli, powiedziałam im wszystko i zaprowadziłam do miejsca, gdzie leżały gnijące zwłoki. Jeden z policjantów zadzwonił do mojego ojca i prosił go, by załatwił mi psychologa.

William przez pewien czas był przy mnie, ale poszedł do swojego pokoju, kiedy miałam zaprowadzić policje do rozkładającego się człowieka. Weszłam na drugie piętro, żeby sprawdzić czy nie jest w bibliotece. Zauważyłam go jak gapi się w osłupieniu na drzwi strychowe, podeszłam do niego. Chciałam dowiedzieć się o co chodzi, na co tak patrzy.

Spojrzałam w tą samą stronę co on, drzwi strychu były otwarte na oścież, a na futrynie był zawiązany sznur, na którym wisiał Puszek. Pisnęłam ze strachu, a łzy popłynęły po policzkach, zdjęłam jego małe ciałko i przytuliłam, opadłam kolanami na ziemię płacząc i zawodząc, tuląc się do zimnego truchełka mojego kotka.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kamelia 09.06.2015
    1. "Co ranek wskakiwał na moje łóżko i mnie budził lekkimi szturchnięciami jego zimnego, czarnego noska." -Powinno być "swojego noska", a nie "jego noska".
    2.Miejscami brakowało przecinków.
    3.Jak dla mnie coś za dużo szczegółów na początku a za mało pózniej.-(szczególnie o tym kocie.Nie musiałaś pisać co ona jadła , jak myła zęby i co kot robił w między czasie, bo w opowiadaniu to raczej nie jest istotne.), Mogłaś trochę bardziej rozpisać jak ona z tym kotem biegła-opisać otoczenie, bo, jak dla mnie, trochę za szybko zobaczyła zwłoki tego gostka.
  • Slugalegionu 10.06.2015
    Mógłbym się dowiedzieć jak miała na imię "nowa kobieta" ojca bohaterki? Oraz jak miał na imię sam tatuś? Z góry dziękuję, leci czwóreczka.
  • Neli 13.06.2015
    W tekście są niedociągnięcia np. brak przecinkow, w niektórych miejscach. Średnio zaciekawił mnie początek. Po przeczytaniu kilku linijek miałam zamiar to wyłączyć, bo mnie nudziło, jednak przeczytałam całe. Szokiem było znalezienie zwłok człowieka. Sama przeżyłabym traumę... Mało rozpisałaś jej uczucia. Zostawiam 3 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania