Dom na końcu świata
I szliśmy tą zacienioną alejką. Spoglądałam na jego garnitur w prążki i słuchałam stukotu obcasów. Był taki szczęśliwy. Uśmiechał się, mrużąc powieki. Miałam wrażenie, że on nie idzie, a pląsa, stepując rytmicznie, a w tle słyszę utwór Freda Astaire. Zsunęłam z włosów tiulowy szalik, puszczając na wiatr śrubki włosów, a ze stóp zdjęłam buciki. Ujęłam je za słupkowe obcasy i biegałam wokół niego jak motyl. Brukowe kamienie były takie ciepłe, a pierwsze spadające liście tak delikatne jak atłas. Wszystko wokół wydawało mi się piękne tego dnia. Poszłabym z nim wtedy wszędzie. Nawet, gdyby jego dom był na końcu świata.
Komentarze (4)
Tylko ta "nasza wzajemna miłość"... Tutaj to nie wiem.
Ale.................. OLE! Brawo.
Ale kogo to?
Tak jak "wasza" to "każdego".
Pełna zgoda. Jednak... poniekąd... i aczkolwiek... TO MIŁOŚĆ!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania