"Dom na wzgórzu" cz.1 "początek"

Jedną z najbardziej oczywistych zalet mieszkania na wsi jest cisza.Kiedy byłam mała uwielbiałam łazić po lasach,obserwować zwierzęta i rośliny.Ludzie mnie nudzili,byli zbyt przewidywalni,zbyt nijacy.Zawsze się gdzieś śpieszyli,zawsze narzekali i ciągle szukali czegoś sami nie wiedząc czego.Pewnie ktoś pomyśli sobie-"dziwadło","odludek" ale to nie było tak.Ja nie stroniłam od towarzystwa,po prostu jakoś specjalnie nie było mi potrzebne.Zupełnie inaczej sprawy się miały z uczuciami jakie ogarniały mnie gdy tylko przekraczałam granicę lasu.Godzinami potrafiłam siedzieć wchłaniając miliony zapachów,od wilgotnej ziemi począwszy a na różnorodnych roślinach kwitnących skończywszy.Patrząc w górę na ten cały ogrom zieleni czułam się jednocześnie spokojna i maleńka jak ziarenko piasku.Czasami trafiałam również na jakieś zwierzęta ale nie bałam się ich,byłam zauroczona.Właśnie na jednej z takich eskapad trafiłam na coś co odwróciło całe moje życie do góry nogami.Zacznijmy od początku. Jest rok 1996,na imię mam Magda i jestem typową trzynastolatką.Trudny wiek dla dziewczyny,okres buntu,pierwszych miłości i zaczytywania się w tanich romansidłach.Właśnie w jeden z takich koszmarnych dni wszystko się zaczęło.Dzień jak co dzień,pogoda nawet ładna tylko cóż z tego kiedy trzeba iść do szkoły?Rewelacyjna perspektywa,za oknem słoneczko a ja w ławce udaję,że słucham na lekcji historii i staram się nie zwracać uwagi na głupie zaczepki kolegi za mną.Dzieciaki w tym wieku zawsze znajdą jakiś powód by podokuczać,jak już nie mają się do czego przyczepić to poprzekręcają twoje imię lub nazwisko i wychodzi coś idiotycznego.Po trzeciej lekcji miałam już dosyć udawania,że cokolwiek z nauki,którą nauczyciele tłuką nam do głowy do mnie dociera.Dość-zmywam się-pomyślałam.Korzystając z chwilowej nieuwagi nauczyciela dyżurnego porwałam z szatni buty i bluzę i wyniosłam się z budynku.Zastanawiałam się którędy wracać do domu,opcje były trzy.Opcja pierwsza: drogą główną tylko tutaj zawsze istniało ryzyko,że akurat pojedzie ktoś znajomy i życzliwie doniesie o moich wagarach rodzicom.Opcja druga: laskiem wzdłuż drogi tylko o tej porze roku to żadna frajda,za to zimą to co innego.Zawsze kusiła przeprawa po zamarzniętej rzece i nie odstraszała nawet perspektywa lodowatej kąpieli.Owoc zakazany i adrenalina były tego warte.Opcja trzecia: Skróty przez las,droga znacznie krótsza i brak ryzyka złapania na wagarach.Szlak raczej rzadko uczęszczany.Las był dość gęsty i no cóż ,lekko straszny.Osoby które przeczytały cały wstęp a nie tylko co drugie zdanie domyślają się,że dla mnie wybór był nader prosty.NIe zrozumcie mnie zle,to nie był pierwszy raz kiedy wracałam tamtędy do domu.Lubiłam las i ciszę jaką ze sobą niósł ale przyznam,że ciarki parę razy mi po plecach przeszły.Gdzieś tak w połowie drogi można było trafić tam na skałki,nieraz się tamtędy wspinałam chociaż bezpieczne to to raczej nie było.Podobno jakiś dzieciak kiedyś z nich spadł i złamał kręgosłup ale nigdy nie wiedziałam czy to fakty czy bujdy na resorach.Kolejną atrakcją były tak zwane "bunkry" czyli powojenne pozostałości po podziemnej kryjówce.Byłam tam raz ale nie podobało mi się towarzystwo zamieszkujących tam obecnie szczurów.Tego dnia miałam ochotę przejść trochę dłuższą trasą i wyjść na "czupel",wzgórze na krańcach lasu.Piękny widok na całą okolicę a o tej porze roku powinna tam być sucha trawa.Tam spokojnie przeczekam tych kilka godzin jakie powinnam spędzić w szkole,by nikt nie nabrał podejrzeń.Plan był genialny,kilka godzin ciszy i spokoju w cudownym miejscu a w oczach rodzinki,nudny dzień szkoły zaliczony.Na miejsce dotarłam w jakieś czterdzieści minut,lekko się zgrzałam,co prawda był wrzesień ale dni jeszcze ciepłe.Widok jak zwykle zapierał dech.Na zachodzie widniał zarys wysokiego na jakieś trzydzieści parę metrów mostu kolejowego,ulubionego miejsca samobójców.Południową stronę reprezentowało jezioro od którego tafli cudnie odbijały się promienie słońca tworząc ferie barw.Północna część to nasze małe miasteczko oraz wszystkie te odbiegające od niego ulice i osiedla.Słońce docierało tam zazwyczaj dopiero po południu więc o tej porze zalegał cudny półcień.Wschód zaś to porośnięte gęstym lasem góry,w zależności od kąta pod jakim się na nie patrzyło,zmieniały barwę od zielonej po niebieską a czasami lekko fioletowy.Tak jak przypuszczałam otaczała mnie wysoka,sucha trawa w której wiatr tworzył coś na kształt fal.Zaciągnęłam się tym cudownym zapachem ziemi i usiadłam,na wszelki wypadek podłożyłam na trawę własną bluzę by potem nie mieć wilgotnych spodni.Przez chwilę rozkoszowałam się tylko ciszą,potem sięgnęłam do plecaka po kanapkę i książkę,którą na wszelki wypadek zawsze ze sobą nosiłam.Prawie natychmiast wciągnęła mnie porywająca historia miłosna i wszystko obok przestało dla mnie istnieć.Musiało już być po południu bo zrobiło się nieco chłodniej gdy coś wyrwało mnie ze szponów zajmującej lektury.Jakiś odblask,refleks słońca odbity na szkle,niby nic takiego,odniosłam jednak niejasne wrażenie,że jest to coś czego tam być nie powinno.Wstałam rozglądając się w poszukiwaniu tego co zakłóciło mi spokój i nic,zupełnie niczego tam nie było.Przywidziało mi się-pomyślałam już miałam się z powrotem zatopić w lekturze gdy nagle znowu to samo.Jest,tam na skraju lasu wyraznie odbite światło na szkle lub jakiejś innej gładkiej powierzchni.Dziwne bo tam akurat niczego być nie powinno.Chwilę stałam zastanawiając się czy powinnam zbagatelizować całą sytuację ale wrodzona ciekawość nie dawała mi spokoju.Ociągając się lekko spakowałam książkę do plecaka i otrzepawszy bluzę z resztek suchej trawy ,ruszyłam w kierunku dziwnego zjawiska.Każdy krok w sposób coraz bardziej oczywisty uświadamiał mi,że tam faktycznie coś było.Jakiś budynek,ale kto chciałby mieszkać w takim miejscu?Dlaczego nigdy nie słyszałam by ktoś mieszkał w tym miejscu?To był dom,najpiękniejszy a zarazem najdziwniejszy dom jaki widziałam.Duży,o dziwnie nieregularnych kształtach,jakby wszystko w nim połączyło się na skutek pomyłki konstruktora.Ściany białe,dach zaś pokryty dziwną ciemnozieloną blachą.Okna pozamykane czymś w rodzaju drewnianych okiennic mogły świadczyć o tym,że właściciel nie przepadał za światłem.Zaraz pod dachem,z prawej strony dostrzegłam coś w rodzaju oszklonego patio przez które można było dostrzec fragmenty umeblowania.Na ścianach wisiały stare strzelby myśliwskie i liczne trofea najwyrazniej zdobyte na polowaniach.Najbardziej uwagę przykuwała jednak olbrzymia głowa dzika z mrożącymi krew w żyłach,czerwonymi ślepiami.Dom otaczał mały drewniany płotek pomalowany na kolor zgniłej zieleni.Wszędzie posadzone były dziwne fioletowe i czerwone kwiaty a na środku znajdowała się mała,nieco zapuszczona sadzawka ozdobiona rzezbami o niespotykanych kształtach.Ogólnie dom sprawiał dość niecodzienne wrażenie,było w nim coś co mnie intrygowało,jakaś dziwna ociężałość w powietrzu.Moje nozdrza przepojone były ciężką wonią kwiatów ale i czymś jeszcze czego w chwili obecnej nie mogłam zdefiniować.Nigdzie śladu żywej duszy ale dom nie sprawiał wrażenia opuszczonego,wszystko było zbyt zadbane.Znacie to uczucie kiedy jesteście prawie pewni,że ktoś was obserwuje ale nigdzie nikogo ani widu?Tak właśnie się czułam.Obeszłam dom jeszcze kilka razy i nikt się nie pokazał.Do dziś zastanawiam się co mnie wtedy podkusiło ale postanowiłam podejść do drzwi i sprawdzić czy działa dzwonek.Prawie go nacisnęłam gdy usłyszałam głuchy odgłos wewnątrz domu,tak jakby coś ciężkiego podbiegało w kierunku drzwi.Tego już było dla mnie zbyt wiele i wzięłam nogi za pas,delikatnie mówiąc.Prawdę powiedziawszy to jeszcze chyba nigdy w życiu tak szybko nie przemierzyłam drogi powrotnej do domu.Nie obejrzałam się za siebie ani razu ale czułam jak czyjś wzrok towarzyszy mi przez całą drogę.Nie wiem czy kiedyś aż tak się bałam,dopiero kilka godzin puzniej ,wieczorem,siedząc u siebie w pokoju przyszło mi do głowy,że to mógł być pies.Właściciel mógł po prostu pojechać po coś do miasta a w domu zostawił psa,który wyczuł mnie gdy stanęłam pod drzwiami.Dlaczego więc nie szczekał?Psy na ogół szczekają gdy czują obcych.Tej nocy śnił mi się koszmar,rano nie pamiętałam co tak naprawdę mi się śniło ale obudziłam się zlana zimnym potem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • katharina182 05.11.2016
    Po kropce lub przecinku stawia się spację. Później, a nie puźniej. To mi tak najbardziej podobało. Za bardzo ładne opisy i tak daję 5.
  • kasjopeja 05.11.2016
    Dziękuję.W ramach usprawiedliwienia powiem,że pisałam to w jakimś dziwnym programie i wyszło jak wyszło.Mój debiut więc bardzo dziękuję za miłe słowa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania