"Dom na wzgórzu" cz.4

Moje życie z lekkiego biegu przeszło w dziki galop, od kiedy pojawił się w nim tajemniczy dom.

Teraz wydaje mi się, że przed tym wydarzeniem było tak na prawdę nudne i przewidywalne do bólu.

No bo co takiego się działo?

Codzienne wyjścia i powroty ze szkoły, czasem spotkanie z przyjaciółmi na mieście.

Nie rozumiałam co mnie tak do niego ciągnie, co takiego spodziewałam się znalezć?

Śniłam o nim, to były dziwne sny, byłam w nich jednocześnie sobą i nie sobą.

Jakby oczy , którymi patrzyłam nie były moimi.

Zawsze też czaił się w nich jakiś lęk, coś pod powierzchnią normalności czekało.

Na co?

Na kogo?

Od dnia poznania dziwnego chłopaka z niecierpliwością czekałam na sobotę.

Miałam nadzieję, że spotkanie z nim i rozmowa żuci wreszcie trochę światła na całą tę sytuację.

Na własną rękę próbowałam się dowiedzieć od znajomych czegoś na temat tajemniczego wypadku, który miał się tu rzekomo wydarzyć w dawnych czasach.

Ciężko jest jednak szukać czegoś jeśli nie zna się podstawowych informacji.

Po pierwsze: nie znałam daty.

Po drugie: nie wiedziałam jakiego rodzaju mógł to być wypadek.

Po trzecie: nie miałam pojęcia gdzie tak na prawdę miał miejsce.

Podsumowując, poza kilkoma mało znaczącymi incydentami o jakich udało mi się dowiedzieć, a mam tu na myśli na przykład niezmiernie ciekawą historię wójta, którego koza nabrała na rogi podczas igraszek na sianie z cycatą sąsiadką, to byłam nadal w punkcie wyjścia.

Owszem, były wypadki samochodowe i kilka z innej beczki ale nic tragicznego, zaniechałam więc dalszych poszukiwań.

Czas mi się dłużył niemiłosiernie a dni chyba jeszcze nigdy nie mijały tak wolno.

 

Wreszcie nadszedł ten dzień, sobota, od rana nie umiałam sobie znalezć miejsca.

Byłam jak nakręcona zabawka, taka małpka która kręci się w kółko i od czasu do czasu uderza o siebie dwoma talerzami:

Bach, bach.

Nawet matka nie wytrzymała:

- Uspokój się dziewczyno bo jeszcze chwila a zaczniesz tynk ze ścian obgryzać nie wspominając już o ogromnej dziurze w podłodze salonu, którą wydreptałaś.

- Aj bo ten czas się tak wlecze.

- Co to właściwie jest za koleżanka z, którą jesteś umówiona?

- Ee taka Mariola, chyba jej nie znasz.

- Pamiętaj, że masz wrócić najpuzniej o dwudziestej, wiesz jak nie lubię kiedy się włóczysz po nocy.

- Wiem, wiem, nie jestem małym dzieckiem.

- Dla mnie jesteś.

- Oj mamo.

 

Równo o piętnastej wyruszyłam na miejsce spotkania.

Kiedy dotarłam na miejsce jego jeszcze nie było, rozejrzałam się dookoła ale wszędzie było pusto i cicho.

Pomyślałam, że pewnie za chwilę się zjawi, może to ja przyszłam za wcześnie?

Piętnaście minut pózniej jego nadal nie było a mnie powoli ogarniała irytacja.

Trzeba przyznać, że koleś ma tupet, pomyślałam, najpierw suszy głowę o spotkanie a teraz się spuznia.

W pewnym momencie zorientowałam się, że od dłuższego już czasu czuję się dziwnie nieswojo.

Miałam wrażenie, że ktoś lub coś mnie obserwuje, nawet wydało mi się, że słyszę coś jakby dyszenie lub powarkiwanie dochodzące z pobliskich krzaków.

Nie zaskoczę chyba nikogo kiedy przyznam, że się bałam, skóra mi ścierpła a włoski na karku się podniosły.

Czy to tylko moja wyobraznia płata mi figla czy też naprawdę kontem oka dostrzegłam ruch?

Wolno ruszyłam przed siebie, myślałam czy nie zawrócić w stronę domu ale wtedy odniosłam wrażenie, że dziwne odgłosy dochodzą teraz właśnie zza moich pleców, jakby to coś próbowało mi odciąć drogę ucieczki.

Gorączkowo myślałam co mam teraz zrobić, gdzie skierować kroki?

Właśnie wtedy dostrzegłam możliwość ratunku ze strony z , której najmniej bym się tego spodziewała, a mianowicie dostrzegłam światła w oknach mojego nawiedzonego domu.

Przyśpieszając, ruszyłam w kierunku zbawiennej poświaty nie zastanawiając się nawet, że być może uciekając przed jednym niebezpieczeństwem, nieświadomie pakuję się w następne.

Pokonawszy już większość dystansu dzielącego mnie od bezpiecznego jak sądziłam azylu dostrzegłam, że na próg domu wyszła jakaś postać, otwierając drzwi na oścież, jakby czekając na mnie.

Pomyślałam, że to pewnie Kamil, który miał zamiar wybrać się właśnie na spuznione spotkanie ze mną, ale dostrzegł mnie i otworzył drzwi.

Wbiegłam do domu i zgięłam się wpół próbując złapać oddech, uspokoiłam się dopiero na odgłos zamykanych za moimi plecami drzwi.

 

- Jezu, pewnie mi nie uwierzysz ale jestem prawie pewna, że coś tam na zewnątrz próbowało mnie złapać, gdyby nie ty to nie wiem co..

Dopiero wtedy obejrzałam się na mojego wybawiciela i zdałam sobie sprawę, że to nie Kamil.

Postać, która stała przede mną w lekkim półcieniu z całą pewnością należała do mężczyzny, ale była to osoba, której nie znałam.

- Kkim pan jest?

- To chyba ja powinienem o to zapytać w końcu to ty jak oparzona wpadłaś do mojego domu.

 

Kiedy mężczyzna podszedł bliżej stanął w kręgu ostrzejszego światła i mogłam się mu lepiej przyjrzeć.

Wiek określiłabym na jakieś pięćdziesiąt lat, włosy miał ciemne na skroniach lekko tylko przyprószone siwizną, nieco przydługie, spoglądające na mnie spod uniesionych brwi oczy były jadowicie zielone a usta zaciśnięte w wąską kreskę sprawiały wrażenie, że nie znają słowa uśmiech.

Mężczyzna był wysoki i szczupły a luzny sweter w jaki był ubrany sprawiał, że wyglądał wręcz przesadnie chudy.

Najbardziej uwagę przykuwał jednak lewy profil, który był strasznie oszpecony, wyglądał jak poparzony.

Kiedy dotarło do mnie, że się gapię, zmieszałam się i w końcu wydukałam:

- Ja bardzo przepraszam, zobaczyłam światło i jakoś tak automatycznie pobiegłam w tę stronę, myślałam, że to Kamil.

- Kto taki?

- No pana siostrzeniec, poznaliśmy się tydzień temu i mieliśmy się dzisiaj spotkać, chciał bym mu pokazała okolicę ale się nie zjawił.

 

Przez chwilę patrzył na mnie tak jakby nie miał pojęcia o czym mówię, potem wyraz niezrozumienia najpierw zastąpił wyraz lęku, który to stopniowo zamienił się w gniewnego marsa.

 

- Poznałaś mojego siostrzeńca?

- No tak, przecież mówię.

- I powiedział ci, że ma na imię Kamil?

 

Pomyślałam, że dzieje się tu coś bardzo niedobrego, nie podobało mi się to.

 

- Nie rozumiem, o co tu właściwie chodzi?

- Powiem ci coś dziewczyno, jeśli masz choć odrobinę oleju w głowie to trzymaj się z daleka od niego i od tego domu.

- Ale o co chodzi? ja nic nie rozumiem.

- Jak ci na imię dziecko?

- Na imię mam Magda.

 

Wydawało mi się czy mężczyzna nagle przerazliwie zbladł?

Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy i zaczął coś szeptać sam do siebie.

Bez dwóch zdań dziwny człowiek.

Przez chwilę powtarzał w kółko - to niemożliwe, to nie może być prawda.

 

- Proszę pana, czy coś się stało?

 

Spojrzał na mnie półprzytomnie i powiedział niby do mnie a niby sam do siebie:

 

- Znałem kiedyś kogoś o tym imieniu, mieszkała w tej okolicy, trochę mi ją przypominasz, ale już jej nie ma.

- Co się z nią stało?

 

Nagle oprzytomniał i prawie na mnie warknął:

- To nie twój interes, odpocznij trochę a potem odprowadzę cię do drogi.

- Właściwie to wolałabym już iść, wiem kiedy jestem nie mile widziana.

- Nie lubię gości.

- Tak, słyszałam, niech mnie pan tylko trochę odprowadzi i sobie pójdę.

 

Otworzył drzwi i przez chwilę się rozglądał, potem rzucił oschle:

 

- Ruszaj.

 

Szedł bardzo szybko, ledwo mogłam za nim nadążyć.

Czułam, że ktoś nas obserwuje ale żadne dziwne odgłosy się nie powtórzyły.

Całą drogę przebyliśmy w milczeniu, gdy doszliśmy do zabudowań powiedział:

 

- Dalej już nie pójdę, dasz sobie radę.

- Dziękuję panu panie..

 

Przez chwilę myślałam, że nie odpowie.

 

- Wiktor, na imię mam Wiktor.

- Jeszcze raz dziękuję panie Wiktorze, do widzenia.

 

Ruszyłam przed siebie ale złapał mnie za rękę:

 

- Trzymaj się z daleka od niego, wynoś się i nie wracaj, nigdy.

- Pan jest potworem.

- Mylisz się dziecko, nawet nie wiesz jak bardzo.

 

Wyrwałam się i pobiegłam w stronę domu, usłyszałam jeszcze cichy szept - żegnaj Magdaleno - ale czy na prawdę?

Może tylko mi się wydawało?

 

*

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • katharina182 21.02.2017
    Jakoś dziwnie się cały szyk tego tekstu zdeformowal.
    Dużo przeciwników brakuje. Ale ortograficznych błędów nie zauważyłam.
    Historia całkiem fajna.
    Zostawię pięć.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania