Poprzednie częściDotyk Amani - fragment

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.11 z 21

Wyspa Cypr.

 

Podróż promem była krótka i bardzo wygodna. Arman i Jamila dopłynęli do Girne Kalesi. To portowe miasto w części Cypru przynależnym do tureckiej jego części, czyli do Cypru Północnego. Był już wieczór, ale Arman planował jeszcze tego samego dnia dostać się do Nikozji i tam dopiero znaleźć pensjonat w którym zatrzymają się na parę dni. Chciał stamtąd zrobić rozeznanie dotyczące przekroczenia granicy do greckiej części miasta. Meldowanie się w pensjo- nacie bez wiz tureckich wiązało się z ryzykiem i nie chciał robić tego wiele razy. Przeszedł z Jamilą z portu do centrum miasta i dopytał się o możliwość dojechania do Nikozji. Okazało się, że nie byłoby z tym żadnego problemu, zarówno autobusem jak i siecią połączeń małych busów, ale ponieważ było to tylko 20 km to postanowił pojechać taksówką. Liczył na to, że znajdzie taksówkarza który mówi trochę po angielsku i dobrze zna Nikozję. Miał nadzieję, że pomoże mu znaleźć odpowiedni pensjonat. Arman już wiedział, że najlepiej dla niego nadają się małe, prywatne pensjonaty, ponieważ formalności ze szczegółowym sprawdzaniem dokumentów nie stanowią tam priorytetu. Poszedł na postój. Stało tam kilka taksówek. Przeprowadził krótki test znajomości angielskiego przez ich kierowców. Po wybraniu młodego chłopaka, który całkiem biegle posługiwał się angielskim, sformułował swoje wymagania. Taksówkarz pomyślał chwile i uśmiechnął się szeroko.

 

- Mister wiem gdzie was zawieźć, będziesz zadowolony.

 

Podróż nie trwała dłużej niż pół godziny i oboje wyciągali swoje plecaki przed małym pensjonatem w centrum Nikozji. Arman w recepcji załatwił pokój z dwoma łóżkami i poprosił o to, aby mógł paszporty zatrzymać bo wybierają się na wycieczkę do greckiej części miasta i będą im potrzebne. Młoda recepcjonistka wypisała tylko z paszportów niezbędne informacje i zwróciła je Armanowi, wiz nie sprawdzała. Odetchnął z ulgą i oboje poszli zanieść bagaże do pokoju, a następnie zeszli z powrotem do małej restauracji, która nie przynależała do pensjonatu, ale z nim bezpośrednio sąsiadowała. Większość gości tam właśnie przesiadywała. Wewnątrz, pomimo sporej ilości ludzi, panował spokojny, wieczorny nastrój. Słychać było stonowane rozmowy orazcichą orientalną muzykę. Wybrali stolik i Arman dał Jamili menu, mówiąc po rosyjsku:

 

- Wybierz coś.

 

Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Wzięła niepewnie kartę do ręki i wpatrywała się w nią z takim przejęciem, jakby od tego miało zależeć ich życie, a on przyglądał się tej scenie

z uśmiechem. Nie rozumiała niczego, co było tam napisane po turecku i po angielsku. Jamila ogólnie miała problemy z czyta- niem. Ojca rozumiała tylko po rosyjsku, choć zauważył, że od początku podróży rozpoznawała już niektóre słowa po angielsku. Czytać nawet po rosyjsku umiała bardzo słabo. Składała litery powoli i odczytywała tylko krótkie, proste słowa. Jamila z matką porozumiewały się po czeczeńsku. On czeczeński znał słabo i jeszcze przed śmiercią Amani nie zawsze dobrze córkę rozumiał.

Jamila w końcu pojęła, że ojciec robi sobie z niej żarty i zwróciła mu kartę, wykonując gest, który odczytał jako “sam sobie wybierz”, choć mógł znaczyć wiele innych rzeczy. Podeszła kelnerka i Arman zrobił zamówienie. Przyniesiono kurczaka z ryżem i warzywami, który bardzo im smakował. Następnie Arman zamówił po wielkiej szklance napoju pomarańczowego i oboje, siorbiąc powoli swoje słomki, kontemplowali nastrój orientu. I wtedy spokój został zburzony. Do restauracji wtargnęła para młodych amerykanów z ich około 10 letnią córką. Darli się na siebie już przy wysiadaniu z taksówki a następnie wydzierali się w restau- racji, najpierw długo sprzeczając się przy którym stoliku usiądą a następnie nie mogąc absolutnie dojść do porozumienia, co będą zamawiać. Arman z Jamilą odczuli to szczególnie boleśnie, bo Jankesi wybrali stolik tuż przy nich. Arman uśmiechał się patrząc na zniesmaczoną minę Jamili. Pomyślał:

 

- „Ciekawe co by powiedziała jakby umiała mówić?”

 

Domyślał się, że goście to amerykanie, bo już przy taksówce, jak jeszcze byli na zewnątrz, słyszał rozmowę z charaktery- stycznym amerykańskim akcentem. Intruzi trochę się uspokoili i zaczęli jeść, a on ponieważ akurat siedział w dogodnym miejscu, zaczął im się uważnie przyglądać. Pierwsze co zauważył to to, że mężczyzna, choć był w kolorowym t-shirtcie, to miał na sobie znoszone krótkie spodnie, które mogły być kiedyś częścią polowego umundurowania z wyposażenia jednostek pustynnych amerykańskiej armii. Zwróciła również jego uwagę muskulatura obojga. Byli bardzo atrakcyjnymi ludźmi. Ona szczupła, bardzo zgrabna o średnim wzroście a on wysoki i bardzo przystojny. Na pierwszy rzut oka było widać, że oboje są bardzo wysportowani i regularnie trenują. Arman się zarumienił bo zauważył, że nie tylko on się przygląda, ale kobieta również z ciekawością zerkała na niego i jego córkę. W końcu Amerykanka odwróciła się w stronę Jamili, która właśnie wstała z krzesła i przechodząc zbliżyła się do niej.

 

- Cześć, może się poznamy? Jestem Gina, znasz angielski? Jak

masz na imię?

 

Jamila wystraszona schowała się za ojcem. Amerykanka się przestraszyła, że niechcący zrobiła jej jakąś krzywdę.

 

- Jamila nie zna angielskiego, ale ja trochę znam.

 

Arman uśmiechnął się szeroko.

 

- Może będę mówił za nią. Ona jest małomówna.

 

Tym razem Jankes uśmiechnął się od ucha, do ucha.

 

- W przyszłości żona idealna, już zazdroszczę jej mężowi. To poznajmy się razem. Ja jestem Jack, a to moje; żona Gina oraz córka Nicki. Co tu robicie?

 

Jack był bardzo bezpośredni. Zdobył tym od razu sympatię Armana. Arman lubił kontakty z takimi ludźmi. Doświadczył już, że rzadko byli nieszczerzy i złośliwi.

 

- Właściwie to nic szczególnego, zwiedzamy, siedzimy

w basenie, jeździmy nad morze, to co wszyscy. Niedawno

przyjechaliśmy.

Niestety z Armanem był problem. Okłamywanie innych nie wychodziło mu zbyt dobrze. Od razu zauważył, że Gina zrobiła się lekko podejrzliwa. Zwróciła również uwagę, że Jamila w ogóle się nie odzywa i jest dziwnie wystraszona.

 

- Twoja córka boi się obcych?

- W pewnym sensie tak. Nie mówi, bo jest chora.

- Oj, przepraszam bardzo.

 

Gina się speszyła.

 

- Nic się nie stało, skąd mogłaś to wiedzieć, zresztą ona i tak

nie zna angielskiego, jej matka była Czeczenką.

- Była? Nie żyje?

- Tak.

 

Gina speszyła się po raz drugi.

 

- Rozmawiasz z nią po czeczeńsku?

- Słabo znam czeczeński.

- To jak?

 

Teraz to nawet Jack i Nicki czekali z żywym zainteresowaniem na odpowiedź.

 

- Rozmawiam z nią po rosyjsku. Ona rozumie. Jestem

Rosjaninem.

 

Jack znowu uśmiechnął się od szeroko.

 

- To ty Ruskij, nasz wróg, może jeszcze powiesz że jesteś

żołnierzem?

- No powiem, powiem.

- Przyjacielu, nam nużno razem wypić. Przerobimy cię na

naszego szpiega!

 

Choć żarty Jacka, może na wskutek wypitych wcześniej tego dnia wielu piw, od początku do subtelnych nie należały, to Arman poczuł się prawdziwie rozbawiony i swobodny.

Rozmowa zaczęła się toczyć a Arman dowiadywał się coraz więcej o swoich restauracyjnych znajomych. Wiedział już, że oboje są żołnierzami amerykańskiej armii, którzy mieszkają na stałe wraz z córką w amerykańskiej bazie wojskowej w Turcji. Dowiedział się również, że oboje są na kilkudniowym urlopie i że mają pokój w tym samym pensjonacie co on oraz że razem zwiedzają Cypr i byli już dwukrotnie w greckiej części wyspy. Armana zainteresował ten temat i Gina szczegółowo mu wytłumaczyła, że wystarczy na granicy pokazać paszporty i wypełnić prostą deklarację o grecką wizę. Tą deklarację wystarczy wypełnić tylko raz, a potem już swobodnie, po pokazaniu paszportów, można przechodzić lub przejeżdżać granicę tyle razy ile się chce. Ponieważ robiło się już późno to Jack zaproponował Armanowi, żeby umówili się na jutro po południu w tej restauracji na wspólną piwną kolację. Arman, choć w swojej szczególnej sytuacji nie specjalnie chciał integrować się z innymi, to jednak się zgodził bo inaczej mu nie wypadało a poza tym polubił bezpośredniość Amerykanów.

 

Zaraz potem poszli z Jamilą na nocleg do swojego pokoju. Nazajutrz zwiedzali okolice, a właściwie to on poszedł zrobić rozeznanie odnośnie sposobu sforsowania granicy. Po wyjściu z pensjonatu zorientował się, że mieszkają na głównej ulicy Nikozji, która to ulica kończy się przejściem granicznym do greckiej części miasta. Z pensjonatu do tego przejścia było pięć minut drogi na piechotę. Podszedł tam z Jamilą i chwilkę się przyglądał. Panował tam duży ruch. Turyści przechodzili i przejeżdżali całymi grupami. Formalności były ograniczone do minimum, jednak paszporty sprawdzano. Następnie poszedł wzdłuż granicy, po kilka kilometrów w jedną i drugą stronę. Granicą był wysoki płot, czasem wzmocniony drutem kolczastym. Nie wyglądało to zbyt estetycznie w samym centrum historycznej zabudowy Nikozji. Praktycznie nie istniał żaden pas graniczny. Bezpośrednio za płotem, zarówno po jednej jak i drugiej stronie, tętniło życie tego zabytkowego ale również nowoczesnego, dużego miasta. Upatrzył sobie dogodne miejsce, blisko pensjonatu. Płot na krótkim odcinku przechodził wzdłuż muru niskiego budynku. Za tym murem można było się schować. Pomiędzy płotem a budynkiem było nie więcej niż dwa metry. Za płotem, po drugiej stronie, był mały ogródek prywatnego domu a wzdłuż płotu biegła tam wąska asfaltowa droga. Armana przeczucie nie myliło. Intuicja podpowiadała mu wcześniej, że w centrum takiego miasta granica będzie łatwa do sforsowania i rzeczywiście tak właśnie było. Choć ryzyko oczywiście istniało. Cała granica była dobrze oświetlona i wyposażona w kamery monitoringu. Arman wiedział, że Jamila przez ten płot nie przejdzie i on będzie musiał przeciąć siatkę i zrobić w nim dziurę. Widać było, że tego na bieżąco pilnowano i płot był wyjątkowo solidny na całej swojej długości. Dbano również o to, żeby w nim nie było dziur. Zdecydował, że po spotkaniu z Amerykanami podejdzie jeszcze dzisiaj wieczorem w to miejsce, żeby zobaczyć jak wygląda w nocy a na jutro, późnym wieczorem, zaplanował akcję. Wrócili razem do pensjonatu i Arman zostawił Jamilę na basenie a sam wziął taksówkę i pojechał do marketu budowlanego w handlowej części Nikozji. Długo zastanawiał się jakie nożyce wybrać do cięcia grubego drutu solidnego płotu. Wszystkie odpowiednie były bardzo duże, ale w końcu udało mu się znaleźć stosowny model do... swoich potrzeb. Ponieważ Amerykanie wrócili do pensjonatu wcześniej to Gina spotkała Jamilę na basenie. Przyjaźnie jej pomachała a Jamila odpowiedziała uśmiechem. Gina zdziwiła się dlaczego Arman zostawia ją samą, jednak chorą i nie umiejącą mówić.

Po południu nadeszła chwila umówionego party. Gdy Arman z małą weszli do restauracji to zauważyli, że czekali już na nich Amerykanie w komplecie, przy specjalnie złożonym dla wszystkich wspólnym stole. Arman rozmawiał z Giną i Jackiem o tym jak żyją w swoich krajach, o rodzinie, o pracy. Rozmawiano również o wydarzeniach w Albanii. Od czasu tych zdarzeń, nie odbywały się na świecie żadne towarzyskie spotkania, na których nie poruszono by chociaż na chwilę tego nadzwyczajnego tematu. W miarę wypijania kolejnych piw przez Armana i Jacka oraz kolejnych lampek wina przez Ginę, rozmowa stawała się coraz bardziej przyjacielska i bezpośrednia. Jack przyznał się, że był na misjach w Afganistanie a Arman opowiadał o swoim pobycie w Czeczenii. W końcu opowiedział im historię swojego małżeństwa i tragicznej śmierci Amani. Historia ta żywo Amerykanów poruszyła. Rozmawiano również na temat stanu zdrowia Jamili i o tym, że lekarze nie umieją jej pomoc. Gina nawet zadeklarowała gotowość rozeznania tematu leczenia Jamili w Stanach. W końcu Arman poprosił Jacka czy nie mógłby pojutrze rano uregulować rachunku za niego i Jamilę, bo chcą wyjechać jutro w nocy i nie chciałby robić zamieszania. Dodał, że oczywiście zostawi na to pieniądze. Jacka bardzo zaniepokoiła ta propozycja. Popatrzyli z Giną na siebie znacząco.

 

- Co ty Ruskij kombinujesz? Dlaczego sam tego nie zrobisz?

Arman tyś jest od początku podejrzany. Ty chyba jesteś

ruskim szpiegiem?

 

Jack wywodził z uśmiechem i radością.

 

- Gadaj nam prawdę co tu jest grane?

 

Arman się speszył, że został zdemaskowany.

 

- A nie wydacie mnie?

- No najpierw gadaj a potem się zobaczy.

- Idziemy jutro z Jamilą do greckiej części miasta.

- A stamtąd pewnie do Grecji a potem do Albanii?

- No, a skąd wiecie?

- Jaki masz problem z tą grecką częścią Cypru?

- No... nie mamy wiz.

- Cooo? Arman to jakżeś tu się znalazł? Nie macie wiz

tureckich?

- No wielkie mi coś, nie mamy.

- To weź nam wytłumacz co to znaczy... idziemy do greckiej

części miasta?

- Przez... dziurę, dziurę w płocie.

- Cooo?

 

Jack i Gina otwarli usta ze zdziwienia i na chwilę zanie- mówili.

 

- Ciebie Ruskij... popieprzyło. Pięć minut stąd jest granica

a ty chcesz dziecko narażać na niebezpieczeństwo?

- Taki mam plan i chcę go zrealizować.

 

Jack i Gina popatrzyli na siebie chwilkę i jednocześnie na ich twarzach pojawił się szeroki uśmiech.

 

- Drogi mężu, czy ja dobrze rozumiem, że chcesz mnie

wypożyczyć temu oto przystojnemu facetowi?

Gina zatrzepotała powiekami w zalotny sposób.

 

- No, no, żebyś sobie tego zbyt dosłownie nie wzięła.

 

Gina zdjęła z krzesła torebkę i popatrzyła do niej uważnie, coś w niej sprawdzając.

 

- Nawet o tym nie myślcie.

- Jamila wstawaj! Idziesz z ciotką na spacer.

 

Arman przetłumaczył i Jamila wyszła z Armanem i Giną na ulicę. Arman wziął Jamilę za jedną rękę a Gina za drugą i tak jak stali, w klapkach, bez żadnych bagaży, poszli w stronę granicy. Choć było po 21 to na granicy panował jeszcze ruch. Gina wyciągnęła z torebki paszporty, swój, swojego męża i Nicki i podeszła do okienka. Arman z Jamilą stali przy szlabanie kilkanaście metrów dalej. Po kilkunastu sekundach szlaban się otworzył i w trójkę, spokojnie przeszli na drugą stronę. Następnie przeszli ulicą około dwustu metrów i weszli do najbliższego, małego pensjonatu po drugiej stronie granicy. Gina zapytała tylko Armana:

 

- Ile dni?

- Cztery.

 

Arman z Jamilą usiedli w małym holu a Gina podeszła do blatu recepcji.

 

- Dobry wieczór, mówicie po angielsku?

- Tak, oczywiście.

- Chciałabym wynająć pokój dla męża i córki na cztery dni.

 

Podała paszporty Jacka i Nicki. Recepcjonistka spisała dane i dała klucz.

 

- Nie macie bagażów?

- Nie, bagaże będą jutro, czy mogę od razu zapłacić?

- Jeśli pani chce, to oczywiście.

 

Gina uściskała Armana i dała mu wyjątkowo namiętnego całuska, typowego raczej dla zakochanej młodej żony niż dla koleżanki.

 

- Jutro o dziewiątej przywieziemy wam bagaże bo i tak chcemy

jutro wynająć samochód. Uważajcie na siebie.

- Bardzo wam dziękuję.

 

Gina spokojnie wyszła z pensjonatu i wróciła na granicę a następnie do męża i córki. Nie było jej w sumie 40 minut. Arman skomentował w myślach absolutny brak jakichkolwiek emocji u Giny i Jacka. Żadnego zdenerwowania, nic.

 

-“Nie chlałbym mieć ich za swoich przeciwników, to

prawdziwi wojownicy.”

 

Nazajutrz około dziewiątej rano, Gina, Jack i Nicki podjechali pod pensjonat wynajętym samochodem. Przywieźli plecaki Armana i Jamili oraz wszystkie pozostałe rzeczy, jakie Gina znalazła w ich pokoju.

 

- Arman, te nożyce na pewno chcesz zabrać? Jeszcze zamkną

was za nie jak jakiś złodziei.

- Wezmę je, kto wie co nam się jeszcze może przydać, mieszczą

się w plecaku.

 

Amerykanie nie chcieli nawet zwrotu pieniędzy za rachunek, który uregulowali w pensjonacie, ale Arman się uparł i uczciwie z nimi rozliczył.

 

- Arman, za dwa miesiące jedziemy z powrotem do Stanów.

Jak już będzie po wszystkim, przyjedź do nas z Jamilą.

Opowiesz nam co udało ci się załatwić. Przyjmiemy was

u siebie. Pokażemy co się da.

- Dziękuję wam bardzo, kto wie co się zdarzy. Jeśli Jamila

będzie zdrowa to obiecuję, że przyjadę.

 

On sam za bardzo nie wierzył w sukces swojej misji, dlatego takie deklaracje przychodziły mu z łatwością.

 

- Arman wierzysz że to się uda?

- Powinienem nie wierzyć, to nie ma prawa się udać. Jednak

jakaś intuicja ciągle każe mi próbować. Powiem wam,

wydaje mi się, że słyszę jakiś wewnętrzny głos. To głos mojej

żony. Amani mówi do mnie...“próbuj, uda się”.

 

Gina jeszcze raz wyściskała Armana i Jamilę. Arman pożegnał się z Jackiem i Nicki i Amerykanie na dobre odjechali.

 

Wyspa Cypr c.d.

Arman po pożegnaniu z Amerykanami postanowił rozejrzeć się trochę po greckiej części Nikozji a następnego dnia kontynuować swoją misję. Już po wstępnym rozeznaniu sytuacji wiedział, że dostanie się z greckiej części Cypru do lądowej części Grecji wcale nie będzie proste. Regularnych połączeń promowych nie ma. Przede wszystkim dlatego, że jest to, w przeciwieństwie do wybrzeży Turcji, bardzo daleko. Kilkaset kilometrów. Poza tym Cypr Grecki, tak naprawdę nie jest częścią Grecji, tylko autonomicznym quasi państwowym bytem, blisko związanym z Grecją. Najbliższy większy port na greckiej części wyspy znajduje się w miejscowości Kato Pirgos. Jest oddalony od Nikozji o około 70 km. Arman nie chciał już zmieniać miejsca zamieszkania. Postanowił, że nazajutrz wynajmie samochód na trzy dni i pojedzie z Jamilą zrobić rozeznanie, z jakiego portu i czym dostać się do Grecji. Będą przy tym udawać turystów. Oczywiście duże i małe jachty pływały pomiędzy Grecją a Cyprem, ale były to albo wyczarterowane wycieczkowce albo jachty prywatne. Zawsze pozostawała mu jeszcze wypróbowana opcja przekupienia szypra rybackiego kutra albo właściciela prywatnej motorówki, co powinno być znacznie prostsze niż w przy- padku wyprawy z Krymu do Turcji, jednak zapewne bardzo drogie i związane z ryzykiem dekonspiracji. Spacerując po greckiej części Nikozji postanowił, że wieczorem wstąpi z Jamilą do zabytkowej cerkwi. Bardzo znanej, głównej świątyni cypryjskiego prawosławia, a jedno- cześnie popularnej atrakcji turystycznej. Długo przyglądali się razem zabytkowym freskom i licznym ikonom. Słońce zaszło i w świątyni zaczęło robić się ciemno. Akurat trafili na chwilę w której jeszcze nie załączono oświetlenia elektrycznego i cerkiew oświetlona była bardzo słabo, światłem wieczornego nieba i palących się świec. Arman zauważył, że Jamila zwróciła uwagę na jedną ze starych, niewielkich ikon. Stanęła przed nią i z uwagą jej się przyglądała. On podszedł do niej. Wskazała mu ręką na obraz a następnie pokazała na swoje oczy. I wtedy zauważył to, co zwróciło uwagę córki.

W słabym świetle, oczy bizantyjskiego świętego uwiecznionego na ikonie świeciły bardzo słabą niebieską poświatą. Podszedł zaciekawiony jeszcze bliżej i wtedy ktoś załączył w cerkwi oświetlenie elektryczne. Efekt, który tak spodobał się Jamili, momentalnie zniknął. Oboje stali jeszcze przez dłuższą chwilę przed obrazem. Świątynię zwiedzali liczni turyści. Wśród nich była mała grupa z jakiegoś kraju anglojęzycznego wraz z prawosławnym zakonnikiem, który pełnił rolę przewodnika i opowiadał po angielsku na co warto zwrócić uwagę. Grupa podeszła do Armana i Jamili i stanęła przed ikoną. Zakonnik tłumaczył grupie:

 

- A tutaj widzicie bardzo starą, XII wieczną ikonę świętego

Dionizego, napisaną przez nieznanego mistrza. Najprawdopodobniej

obraz ten pochodzi z Konstantynopola i został

przywieziony przez mnichów na Cypr, po upadku tego miasta.

Święty Dionizy to znacząca postać w historii wczesnego

chrześcijaństwa. Był uczniem świętego Pawła i Biskupem

Aten. Źródła podają, że był świadkiem zaśnięcia Najświętszej

Marii Panny.

 

Grupa przeszła dalej. Jamila była mocno przejęta efektem zauważonym na ikonie. Arman dziwił się, że przewodnik nic nie wspomniał o blasku oczu. Widać uznał to za nieistotne, albo sam o tym nie wiedział.

 

............................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania