Dwa światy-Dzień 1
Dzień 1
Budzik zadzwonił. Moja ręka powędrowała instynktownie do telefonu by wyłączyć denerwujący dźwięk. Cisza przyniosła ukojenie, nie mogłem jednak położyć się z powrotem. Usiadłem na łóżku, przeciągnąłem się, kołdra zsunęła się z nagiej piersi do pasa. Muszę ją zmienić, jest za ciepła, obudziłem się spocony. Odrzuciłem ją na bok, podniosłem się i ruszyłem do łazienki, gdzie okazało się, że znowu zepsuł mi się bojler, więc czekał mnie zimny prysznic. Zrzuciłem bokserki i wszedłem do kabiny. Oczywiście prysznic miał tylko dwa ustawienia, piekielne potępienia i lodowiec Titanica, a dziś zostało mi jedno. Gdy spadły na mnie pierwsze krople aż się wzdrygnąłem i, nie będę kłamał, skurczyłem. Zimny prysznic miał jednak zalety, lustro mi nie zaparowało. Obejrzałem się. Wszyscy mówili mi, że jestem całkiem przystojny, ja jednak tego nie widziałem. Wysokie czoło, jak dla mnie za duży nos. Tylko oczy miałem ciekawe, złote. Brązowe włosy miałem wystrzyżone po bokach, nie wymagały strzyżenia, broda również wyglądała porządnie, więc mogę poczekać z goleniem. Wyszedłem do kuchni, chwyciłem jabłko i nago poszedłem szukać ubrań. Jeansy, czarny t–shirt i jasna koszula. Na pierwszy dzień się nada, takie "wyluzowany, ale elegancki". Ubrałem się, chwyciłem klucze i ruszyłem na dół, niemal łamiąc kark na schodach. Oczywiście, pani Alina stała już przy drzwiach, robiąc trzy kroki na godzinę w drodze do sklepu. Zajrzałem jeszcze do skrzynki na listy, znalazłem kopertę podpisaną "Pan Marcin Kolowiński", schowałem do teczki i ruszyłem uprawiać ulubiony sport warszawiaków, czyli bieg do tramwaju. Zdążyłem na jedynkę, która dowiozła mnie zaraz przed biuro. Podbiłem nową kartę pracownika i ruszyłem do swojego biurka. Teraz czekało mnie osiem godzin grania w pasjansa i liczenie na to, że serwer nie nawali już pierwszego dnia mojej pracy jako informatyka. W oczekiwaniu wyciągnąłem list z rana, nie miał jednak adresu zwrotnego, więc byłem pewien, że to akwizytor. Wyrzuciłem kopertę i nie poświęcałem jej już ani jednej myśli. Godziny się ciągnęły, na szczęście zostało już dwadzieścia minut i nic się nie wydarzyło. Zacząłem się zbierać, przy drzwiach jednak mój wzrok przyciągnęła sekretarka, dokładniej jej dekolt. Zaraz koło pięknego 'cleavage' miała plakietkę z imieniem Marta. No co, jestem facetem, mój umysł działa prosto, matematycznie wręcz. Jak na mężczyznę przystało podszedłem do biurka, i tak musiałem zdać raport pracy, a mogłem przecież wdać się w niezobowiązujący flirt w miejscu pracy.
–Dzień dobry, jestem Marcin Kolowiński, nowy pracownik. Dyrektor prosił mnie bym złożył raport z pierwszego dnia pracy. Mogę go zostawić tutaj, śpieszę się na tramwaj?
–A, to pan jest tym nowym informatykiem. Oczywiście, może pan, dyrektor Myszyński z pewnością zrozumie.
–Dziękuję bardzo, ale nie mówmy sobie na pan i pani. Jestem Marcin, miło mi poznać tak piękną kobietę.– Uśmiechnąłem się, nie nachalnie, tak w połowie żartobliwie i wyciągnąłem rękę.
–Będzie mi bardzo miło. Jestem Marta. – Uścisnęła moją dłoń, miała bardzo gładkie dłonie. Oczywiście, również się uśmiechnęła, a ja zauważyłem, że ma aparat na zębach.
– Posłuchaj, ja teraz muszę lecieć, ale co ty na to, żebyśmy jutro po pracy skoczyli na kawę? – Nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową.– Świetnie.– I już mnie nie było.
Do tramwaju wskoczyłem już po sygnale zamykania drzwi, skasowałem kartę mieszkańca i przejechałem sześć stacji, by wysiąść koło sklepu w pobliżu mojego domu. Kupiłem cztery Heinekeny i ruszyłem do mieszkania. Pani Alina właśnie wracała z zakupami, chwyciłem więc jej siatki i pomogłem wejść na pierwsze piętro. Podziękowała mi, a nawet dała zielone jabłko, oczywiście jednak dostałem ochrzan, że nie powinienem tyle pić. Przecież miałem już dwadzieścia lat, wiedziałem, ile mogę wypić. Na czwartym piętrze czekał na mnie kumpel, Maciek. Jak co poniedziałek wpadł na jakiś głupawy film. Oddałem mu piwo, otworzyłem drzwi i wleciałem do środka.
– Marcin, co ty tak pędzisz, spokojnie. Film ma tylko dwie godziny, zdążymy ze wszystkim. – Jak zawsze, spokojnie wszedł, zamykając za mną drzwi. – Chyba, że masz jakiś inny plan. Co, jakąś panienkę zaprosiłeś?
– Ta, jasne. Po prostu nie lubię jak się na mnie czeka.
– Spoko, przez czternaście lat przywykłem. – Maciek otworzył dwa piwa i postawił je na stoliku do kawy. – To ja już zapuszczę film, bo ten twój sprzęt to się z pół godziny rozkręca, co?
– Jasne, rozkręcaj. Ja tylko się przebiorę i już idę.
Zrzuciłem górną część ubioru, założyłem czarny podkoszulek, zegarek i wróciłem do salonu. Maciek oczywiście już siedział w fotelu, jakby we własnym domu. Nie miałem mu tego za złe, byliśmy przyjaciółmi prawie od zawsze, właściwie od kiedy zaczeliśmy szkołę. Nigdy nie byłem zbyt lubiany, on też nie, więc jakoś się dobraliśmy. Ludzie mówili na nas ememensy, wiecie, jak te groszki, i jakoś nam to pasowało, ja niższy i wygadany, on większy i silny, uzupełnialiśmy się jak Czerwony i Żółty. Właściwie, sporo osób myslało, że jesteśmy gejami, ale zawsze mieliśmy to gdzieś. Gdy usiadłem na kanapie, akurat film się zaczynał. “Faceci w rajtuzach”, zapewne parodia, Maciek takie uwielbiał. Wziąłem łyk piwa i skoczyłem do kuchni po jakieś żarcie, ale miałem tylko paczkę czipsów. Maciek oczywiście usłyszał szmer folii.
– Dawaj je, dawaj, zawsze coś do zagryzania.
– Przecież już je niosę, co bym z nimi innego zrobił? – Wsypałem je do miski i zaniosłem do stołu.
– To gadaj, co to za jedna, przez którą taki wesoły leciałeś do domu? – Skubany, chyba za dobrze mnie zna. – Przecież wiem, że jakaś jest.
– Dobra, dobra, to i tak nic pewnego. Po prostu umówiliśmy się na kawę. Sekretarka z firmy, Marta.
– Jak wygląda? Gorąca? Masz foto? – Wyglądał na strasznie zaciekawionego.
– Tak, już ją nawet w seksowną bieliznę wsadziłem, specjalnie dla ciebie. – Przewaliłem oczami, po czym łyknąłem piwa. – Ja ją dziś poznałem, deklu.
– Dobra, dobra, ale jak się z nią prześpisz, to nie omieszkaj mi powiedzieć. – W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. – Zapraszałeś kogoś jeszcze? – I ruszył rzucić okiem przez wizjer. – Ty, przecież mówiłeś, że nie zaprosiłeś żadnej panienki.
– Bo nie zaprosiłem. Kto tam stoi?
– Bo ja wiem? Jakaś fajna dziewczyna. Otwieram. – I szarpnął drzwi.
– Ty jesteś Marcin? – Damski głos, dość młody, tak mniej więcej w naszym wieku.
– Nie, mam na imię Maciek, jestem jego kumplem. Marcin siedzi na kanapie.
Gdy weszła do salonu, trzeba przyznać, zaskoczyła mnie. Młoda dziewczyna, na oko z siedemnaście lat, około metr siedemdziesiąt wzrostu, długie czarne włosy, trzy szerokie kolczyki w lewym uchu i dwa w prawym, ubrana w czarny tanktop z napisem Slayer, jeansowe szorty, czarne rajstopy i glany. Typowa zbuntowana nastolatka. Nie mam pojęcia skąd się tu wzięła, nigdy jej nie spotkałem, nie przypominam sobie też, żeby ktoś z moich znajomych mówił mi o takiej dziewczynie. Właściwie, żaden z nich nie obracał się w kręgach z jakich ona mogłaby pochodzić. Miałem nadzieję, że szybko się to wyjaśni, zwłaszcza gdy rzuciła niebieską torbę na krzesło w kuchni.
– Widzę, że aż cię zgięło. Jestem Milena, matka chyba wysłała ci list, że przyjadę, nie?
– Nie, nie przypominam sobie. I jaka matka?
– Nie no, na bank wysyłała, widziałam jak wrzucała kopertę do skrzynki. I jak to jaka matka? No, Agnieszka, twoja siostra, nie? – Coś mi zaczynało świtać w głowie, ale jakoś Mileny nie mogłem ulokować. – Widzę, że coś tam kojarzysz. To świetnie. Od dziś mam tu mieszkać przez jakiś czas, więc znalazłbyś jakieś wyrko. – Jej wzrok padł na lodówkę. – Macie coś do żarcia?
– Czekaj, czekaj. Jak to masz tu mieszkać? To nie jest duże mieszkanie, dwójka tu nie wejdzie.
– To może ja wyjdę? Wydaje mi się, że to problemy rodzinne. Trzymaj się Marcin, daj znać co i jak z wiesz kim.
– Jakoś się pomieścimy. – Mówiła do mnie już zza drzwi lodówki. – O, macie piwo. Trzymaj się Maciek. – Chwyciła butelkę Heinekena, z wprawą otworzyła ją pierścionkiem, zgarnęła też gotową zupę w kubku. – Co oglądamy?
– Jasne, Maciek, na razie. – Rozbrajało mnie, jak ta dziewczyna szybko się rozgościła. – Narazie nic nie oglądamy. Dopóki nie ustalimy, co i jak.
Chwyciłem pilot i wyłączyłem telewizor, Maciek zamknął już drzwi. Może powinienem wam wyjaśnić, jak to się w ogóle stało, że moja siostra ma córkę niemal w moim wieku. Otóż, nie jest to do końca jej córka. Widzicie, moja siostra jest bezpłodna, w wieku dwudziestu ośmiu lat postanowiła więc zaadoptować dziecko. Oczywiście, chciała pokazać, że będzie świetną matką, więc adoptowała czternastolatkę, ponieważ “będzie jej łatwiej zrozumieć jej problemy i przejść przez bunt”. Tak dla waszej informacji, ja miałem wtedy siedemnaście lat. W sumie nigdy nie widziałem dziewczynki, z siostrą mam mały kontakt, odkąd wyjechała na studia, z jej mężem tak samo, więc jakoś nie miałem okazji poznać Mileny wcześniej. A teraz siedziała przede mną z piwem w ręce, zjadając moją zupę. Właściwie, czy ona może pić mając siedemnaście lat? Ja co prawda zacząłem mając piętnaście, ale to było głównie na imprezach, nie w domu.
– Możesz na chwilę odstawić piwo? Właściwie, odstaw je w ogóle, nie powinnaś pić.
– Boże, ty też będziesz mi pieprzył, jak to jestem za młoda? Daj spokój, przecież wiesz jak wygląda życie w tych czasach. – Miała ten typowy głos zmęczonej życiem nastolatki. – Przecież po jednym piwie do filmu nic mi nie będzie.
– Dobra, ustalimy jakieś zasady, bo ja w ogóle się już gubię. – Usiadłem na fotelu naprzeciw niej i spojrzałem w jej stronę. – Pasuje ci taki deal?
– Niech będzie. Skoro i tak muszę tu mieszkać. – Odłożyła butelkę, ale zupę nadal jadła. – Więc jak to robimy? Widzę, że masz jedną sypialnię. Śpimy ze sobą? – Puściła do mnie oko.
– Nie. Ja śpię na kanapie. Ale ustalmy. U mnie w mieszkaniu nie ma picia od tak, nie wolno palić, tym bardziej ćpać. Ja wstaję do pracy o ósmej, więc nie kręć się za bardzo o tej porze. Na razie wystarczy. Zasady jasne?
– Jak najbardziej. Możemy wrócić do filmu?
Wróciliśmy. Gdy film się skończył, była już północ, Milena się położyła, mówiła, że jest zmęczona. Ja jeszcze przez godzinę siedziałem na kanapie, myśląc jak wdałem się w tą sytuację. O pierwszej trzydzieści zasnąłem, po raz pierwszy spałem na kanapie w tym mieszkaniu.
Komentarze (20)
Początek był ciężki, taki średnio zachęcający, ale od tego momentu opowiadanie zaczęło mnie dopiero wciągać, lekko - "Do tramwaju wskoczyłem już po sygnale zamykania drzwi, skasowałem kartę mieszkańca i przejechałem sześć stacji, by wysiąść koło sklepu"
No, ciekawa propozycja. Bohater i adoptowana córka jego siostry ( fajnie opisałeś dziewczynę ), czy może ta z aparatem na zębach... Tytuł jest spoko, ale bardziej skojarzył mi się z fantastyką; Fajnie; 4:)
chce dzień drugi :)
Wypij mleczko i nada bądź sobą, a nie masz wielkie wyrzuty do świata, że cię hejcą. Nic na to już i tak nie poradzisz.
Nie będę uczył cię, jak żyć, bo za chwilę przyleci tutaj pewna pani i zlinczuje mnie od stóp do głów i powie, że to ja tutaj się zachowuję jak dziecko.
Poza tym, co z tego, że ma dostęp? I tak będzie mógł to przeczytać, skoro wpuszczasz to tutaj. Fuck logic lvl MrJ.
Dobra, sayonara.
"Gdy weszła do salonu, trzeba przyznać, zaskoczyła mnie. Młoda dziewczyna, na oko z siedemnaście lat, około metr siedemdziesiąt..."
Początek jest wymuszony, mało wyrazisty, potem idzie Ci lepiej, pojawienie dziewczyny nadaje rozdziałowi barwy.Opowiadanie jednak dla mnie jest średnie. Zobaczymy co będzie dalej. Dam 3
Ale no cóż, mądrzejszy ustąpić musi, więc żegnam, bez odbioru.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania