Dziedzic Cesarskiego Smoka 1 :rozdział 1
rozdział 1
TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ...
Dom Barona mieścił się w centrum miasta. Była to 2 piętrowa drewniana budowla z balkonem na piętrze. Wokoło budynku była wytyczona niemała przestrzeń. Był to ogród do , którego miała wstęp oprócz rodziny panującej, jej służący oraz 10 osobistych żołnierzy wyselekcjonowanych z najlepszych wojaków. Chronili oni bezpośrednio władcę i jego rodzinę na przykład podczas codziennego spaceru jego córki po mieście. Teraz gdy nastawał wieczór Gwardia Ochronna była rozstawiona w ogrodzie.
***
Na balkonie stała dziewczyna ubrana w elegancką sukienkę z falbankami wykonaną z różowego materiału. Miała ona jasnoniebieskie oczy i długie lekko pokręcone blond włosy. Jej skóra było dosyć blada, zważywszy na klimat miejsca w którym przyszło jej żyć. Jak na szesnastolatkę była dosyć drobnej budowy i nie dane jej było poszczycić się atutami ''dorosłej'' kobiety. Mimo to była piękna. Gdy zakładała delikatne sukienki z cienkiego materiału i wychodziła na spacery na tle gwieździstego nieba , co akurat często robiła , ludziom zdarzało się ją mylić z rusałką tańczącą w środku nocy.
W tej chwili jednak odprowadzała wzrokiem oddalającego się na koniu barona sąsiedniego miasta, który przyszedł z pewną propozycją do jej ojca. Nagle skręcił się w siodle i posłał jej całusa. Jego twarz zdobił krzywy uśmiech. Po kilku minutach zniknął z pola widzenia.
-Matko, co on sobie myśli?! - wyrzuciła z siebie w gniewie Alicja. - Nie ma mowy żebym za niego wyszła. -Przepraszam że przeszkadzam - rzekła służąca Olga - ,ale z tego co słyszałam, zostało to już postanowione. -Mój głupi ojciec został omamiony wizją uczynienia naszego miasta silniejszym w krótkim czasie, ale w rzeczywistości ustanawiając unię z trzykrotnie silniejszym miastem nie będzie miał władzy. Będzie tylko marionetką. - powiedziała Alicja z westchnieniem
-Jestem przekonana że robi to też myślą o tobie i twojej przyszłości panienko. -Ta.... i jeszcze co? Nigdy nie pytał się o moje zdanie.- opierając się rękami o balkon, dodała słabnącym głosem- Mam nadzieje, że coś się zmieni w moim życiu. Nie zniosę dłużej ojca. Naprawdę chciałabym przeżyć wiele przygód zanim się zestarzeję. Zazdroszczę ptakom tego że są wolne i mogą polecieć tam gdzie je oczy poniosą.- Jej długie włosy zafalowały na łagodnym wietrze.
***
TERAZ
-Myślisz ,że to dobry plan? - rycerz zapytał Dragonara -Zobaczymy! - odpowiedział mając uśmiech na twarzy. Obaj stali razem z 19 towarzyszami około 200 metrów przed bramą miasta. Ich zadaniem było zwrócenie na siebie uwagi strażników, podczas gdy druga grupa z Markelem na czele ma przejść góry, zejść z nich na mury i otworzyć bramę od wewnątrz.
-Kto wy? - zapytał donośny głos dochodzący z góry. Był to wysoki generał około 30. -My jesteśmy tylko podróżującymi cyrkowcami - odpowiedział cynicznie Dragonar - Otwórz bramę to pokażę ci sztuczkę z moim mieczem w roli głównej, hehe.
***
-Ale wiatr!!! - ktoś krzyknął -Nie marudź - powiedział Markel - kupiłem was dlatego bo jesteście najlepsi, więc nie wymiękaj! Już od 3 godzin wspinali się na górę. Wiał chłodny wiatr, który czuć było nawet pod płaszczem i kilkoma warstwami ubrań. Byli zmęczeni, lecz nie mogli zrobić sobie przerwy. Jeszcze nie.Po godzinie dotarli na szczyt. Zaczęli schodzić drugą stroną góry. -Nareszcie , teraz będzie łatwiej. -Niestety nie- odparł Markel z sadystycznym uśmieszkiem. Popatrzył na podłoże zrobione z luźnych kamieni. - Teraz będzie gorzej. Musimy uważać, żeby nie zrobić lawiny z kamieni i nie zaalarmować wroga.
-Ehhh....- wyrwało się kilku osobom
Gdy byli jakieś 200 metrów nad murem przycupnęli i schowali się za głazami. Na dole pod murem widzieli 21 srebrnych punktów. Wśród nich 1 wyraźnie wysunięty przed szereg żywo gestykulował prawdopodobnie kłócąc się z wartownikami.
-Widać że daje z siebie wszystko- powiedział z złośliwym uśmieszkiem na twarzy Markel- no dobra, czas otworzyć bramę. 21 mężczyzn zdjęło z ramienia swoje łuki, przygotowali kołczany i wyjęli po jednej strzale.
***
-Co tam się dzieje? - zapytała drżącym głosem Alicja wskazując ze swojego pokoju ręką mur obronny na , których chociaż nie było tego dokładnie widzieć, było słychać odgłosy walki. -Podobno ktoś nas zaatakował, ale proszę się nie martwić, na pewno nie...... - pokojówka nie zdążyła skończyć. Jeden z ludzi Gwardii Ochronnej wtargnął do pokoju. -Przepraszam, ale musi panienka uciekać. - wykrzyczał żołnierz - Wróg otworzył bramę i przedziera się w głąb miasta. Tutaj już nie jest bezpiecznie. - To powiedziawszy wyprowadził obie z budynku i skierował na południe. - Tam pomiędzy górami jest ukryte tajne przejście. Jeśli tam dojdziemy to uda nam się uciec.- Zaczęli biec. Po drodze zaczęli dołączać do nich jeszcze inni z Gwardii.
***
-O, brama się otwiera. - rzekł Dragonar. Za bramą pojawiła się znajoma sylwetka. Markel -Witaj. Na murze było ich tylko 30. Wystrzelaliśmy ich jak kaczki, nawet nie wiedzieli skąd strzelamy. -Dobra robota, idziemy dalej. Skarbiec jest pewnie w domu barona , na środku miasta. Naprzód!!!- Zrobili kilka kroków, gdy przed nimi na głównej alei pojawił się oddział piechoty. Około 100 ludzi. Za nimi na koniu siedział facet z nadwagą. Był prawie tak okrągły jak piłka, a jego krótkie wąsy tylko dodawały mu komediowego wyglądu. -Nie wiem kim jesteście... , ale ..... nie ....... pokonacie nas. - powiedział piskliwym głosem baron. -To się zobaczy baronie - odpowiedział Dragonar gdy kazał szarżować swoim 20 ludziom. -Ja się nim zajmę Markelu. Z 10 łucznikami idź szukaj skarbu. Zaraz cię dogonię.
-Ok, bracie, nie przegraj! - ostrzegł go żartobliwie Markel.
Gdy Markel i jego ferajna zniknęli Dragonar ze swoimi ludźmi zderzył się z żołnierzami barona.
***
-Już niedaleko! Alicja, pokojówka i 10 rycerzy wybiegło na otwarty plac. Nie zatrzymując się zaczęli przez niego biec. Gdy byli na środku przed nimi pojawiła się jak gdyby z nikąd zakapturzona postać trzymająca łuk. -Ha, tylko jeden, przebijemy się siłą! - krzyknął dowódca Zakapturzona postać podniosłą prawą rękę i z powrotem opuściła. Na ten sygnał 10 łuczników pojawiło się na dachach okolicznych domów i naciągnęła łuki.
-Jeżeli chcecie żyć , to się poddajcie. Mamy przewagę! - powiedział Markel niskim donośnym głosem -Jeszcze czego - odparł dowódca biegnąc w jego stronę razem z innymi. -W takim razie zginiesz pierwszy! - Wyciągnął strzałę z kołczanu, napiął łuk i wystrzelił zanim tamten mógł zareagować. Padł martwy. Jak na sygnał strzały reszty łuczników dosięgły swoich cel, raniąc bądź zabijając. Na byłym polu stałą już tylko dziewczyna w różowej sukience, cała zapłakana. Markel dał znak aby nie strzelali. Wtem zza jego pleców słychać było stukot kopyt. Był to Dragonar.
-Nie strzelaj, jest bardzo cenna. - powiedział tak, żeby tylko oni mogli usłyszeć. -Przecież wiem. Dragonar zeskoczył z konia, powoli podszedł do dziewczyny, wyciągając miecz. Skierował ostrze w jej stronę, tak , że prawie dotykało jej szyi i powiedział. - Daję ci zadecydować. Albo zostaniesz tutaj zabita, co moim zdaniem byłoby stratą, albo będziesz żyła słuchając każdego mojego rozkazu. Innymi słowy będziesz moja. Wybieraj.
Nastąpiła długa cisza.
-Ja...Ja.....- zaczęła cicho, jej głos był załamany- będę twoją własnością. Daj mi żyć!!! Proszę..... - powiedziawszy to osunęła się na podłogę i zapłakała jeszcze bardziej.
Nastało południe.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania