Dziennik Panny Dorofijew- Rozdział Pierwszy

Wróciłam do miasteczka, które było początkiem mojego koszmaru. To tu miały miejsce zdarzenia rzucające cień na resztę życia. Trauma z dzieciństwa prześladująca nawet w snach, nie dająca się okiełznać najlepszym psychiatrom. I ktoś może wreszcie pomyśleć- po cholerę tu wróciłam? Wróciłam, bo zemsta smakuje najlepiej na zimno. Poza tym nie ma nic gorszego niż zraniona kobieta. Nie ważne czy miała ona lat trzydzieści, czy trzynaście. Boli zawsze tak samo.

Wysiadłam przed zniszczonym parterowym domkiem. Ogrodzenie z drewna przeżyło już swoje najlepsze lata i miało się wrażenie, że zaraz runie. Przydomowy ogródek przypominał bardziej zapuszczone śmietnisko aniżeli miejsce gdzie chciałoby się wypić poranną kawę i wdychać słodką woń kwiatów.

Przestarzałe rynny nie wiedzieć czemu jeszcze „jako tako” trzymały się na swoim miejscu, czas za to odbił się na mocno sfatygowanej cegle tworzącej mury domu.

Zostawiłam samochód przy furtce, dobrze wiedząc że to mało uczęszczana droga i nikomu nie będzie przeszkadzać.

Wspięłam się po drewnianych, lekko struchlałych schodkach i włożyłam stary klucz w zamek. Tylko zgrzytnął, gdy nim przekręciłam. Drzwi cicho zajęczały. Przeszłam korytarzem i wróciły dawne wspomnienia, były nawet silniejsze niż w snach. Były tu tylko dwa pokoje, salon, kuchnia i łazienka. Nic szczególnego. Dom jak dom. Przeszłam się po wszystkich pomieszczeniach i wyszłam, ostatni raz jeszcze spoglądając przez drewniane okiennice do zakurzonego wnętrza.

Musiałam go szybko sprzedać. Do tej pory powstrzymywały mnie protesty ciotki, ale teraz gdy już nie żyła...

 

Wynajęłam pokój w małym hotelu z dala od centrum. Co prawda nie były to luksusy, ale widać że właściciel się starał i dbał o swoich gości. Znałam tego mężczyznę jeszcze w dzieciństwie. Zawsze pomocny, serdeczny, jeden z nielicznych w tamtejszych stronach.

W pokoju o kremowych ścianach stało podwójne łóżko ze śnieżnobiałą pościelą, małe biurko pod oknem do kompletu z krzesłem imitujące jasne drewno i szafa w kącie. W łazience przylegającej do pokoju niestety nie było wanny, ale prysznic. Cały dzień marzyła mi się długa kąpiel, ale pocieszyłam się że za kilka tygodni wrócę do siebie i wszystko wróci do normy.

Przebrałam się w luźne dżinsy i białą bawełnianą koszulkę. Biegnąc na spotkanie w hotelowej restauracji spięłam włosy w koka.

Na szczęście byłam pierwsza. Sala była mała. Kilka stolików i bar. Usiadłam przy oknie i zamówiłam deser lodowy. Jakoś trzymanie się diety mi nie wychodziło, a byłam tą szczęściarą która mogła jeść ile chce a i tak utrzymywała rozmiar nie większy niż M.

Po dziesięciu minutach do restauracji weszła krótko ścięta brunetka, ubrana w ciążową zieloną sukienkę. Rozejrzała się szybko i podeszła do mnie wolnym krokiem, cały czas się przypatrując. Chyba mnie nie poznawała. Uśmiechnęłam się zachęcająco, bałam się że ucieknie. Chociaż z takim brzuchem to daleko by nie uciekła.

- Natalka? Boże... nie poznałam cie.- Przytuliła mnie na powitanie.

- Ja ciebie w pierwszej chwili też...- Znacząco spojrzałam na brzuch.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Nie pisałam o moim stanie w mailach, bo... nie chciałam zapeszać i w ogóle.

- Świetnie wyglądasz, twój mąż pewnie szaleje ze szczęścia.

Przytaknęła.

- Na długo zostajesz?

- Dopóki nie sprzedam domu. Mogę pracować gdzie chcę, także nie mam problemu z czasem.

- Myślisz, że ktoś go kupi? To jednak ruina.- Skomentowała cicho Majka.

- Może ktoś się trafi, zawsze można to zburzyć i mieć działkę pod coś innego. Teraz sporo osób migruje z wielkich aglomeracji na takie...

- Zadupia?- Wtrąciła śmiejąc się.

Przytaknęłam i ciągnęłam temat dalej, gdy ona zamawiała deser. Czekałam, aż kelner odejdzie, aby poruszyć delikatniejsze kwestie.

- A Klara?

- Wyjechała do Krakowa.- Odpowiedziała po namyśle.- Później znalazła jakąś pracę w Poznaniu. I tak żyje na walizkach.

- Przyjeżdża?

Na okrągłej twarzy pojawiły delikatne zmarszczki. Zaraz jednak zniknęły.

- Tylko jeśli rodzice ją zmuszą. Nienawidzi tego miejsca. Gdy odwiedziłam ją w Poznaniu to... zupełnie inna osoba. Uśmiechnięta, pewna siebie, a gdy przyjeżdża tutaj... gaśnie. To straszne, że po tylu latach nie jest w stanie tego zapomnieć. Czy ty...

Widziałam jej skrępowanie, ale i troskę o siostrę.

- Czy ja też nie mogę zapomnieć?- Dokończyłam za nią.- Nie mogę, ciągle śni mi się to po nocach. Chociaż ja byłam młodsza od Klary i... wtedy pewnych rzeczy nie rozumiałam, a ona już była w pełni świadoma. Przeszłyśmy przez piekło, ale ja wyjechałam, a ona wciąż musi tu wracać.

Wbiła widelczyk w ciasto tak, że aż zazgrzytał o talerz.

- Dobrze, że chociaż jedna z tych hien już nie żyje.

Moje pytające spojrzenie zachęciło ją do dalszej wypowiedzi.

- Marcin Kordecki- Wypluła jego imię, a mi lody podeszły do gardła.- Znaleźli go w tym jego cudownym mieszkanku od tatusia. - Zaćpał się na śmierć. Jego ojciec rzucał się, że ktoś mu to podał i w ogóle, ale policja nie miała żadnych dowodów na udział innych osób.

Przełknęłam głośno ślinę, słysząc jak głośno bije mi serce.

- Może wpadniesz do nas, na kolację? Karol zaprosił swojego kolegę, znowu będę siedzieć między nimi i słuchać o samochodach i innych rzeczach, o których nie mam zielonego pojęcia.

Zgodziłam się, nie chcąc spędzać wieczoru w hotelowym pokoju. Poza tym musiałam się zrelaksować przed nadchodzącym dniem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Szalokapel 18.02.2017
    Dlaczego 3/4 osób, z którymi byłam w jakims stopniu związana opuścilo Opowi?
    Wracaj, Nemezis szybko.
    Opowiadanie przeczytałam, są ferie, więc i chwilowy napływ czasu. Masz bardzo przyjemny styl, zresztą chyba zawsze Ci o tym pisałam. Potrzebuję ciągu dalszego! Pozdrawiam.
  • Anna Stranc 04.05.2017
    Bardzo dobrze się czyta. Na szczęście na opowiadanie trafiłam, gdy jest już część druga i tę chętnie przeczytam.
  • Enchanteuse 06.05.2017
    Pierwsze takie od jakiegoś czasu, które na dobre przyciągnęło moją uwagę. Zasługuje na 5 jak pies na budę ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania