Poprzednie częściDzienniki Aarona J. - Rozdział I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Dzienniki Aarona J. - Część II

III

 

Hanna wzięła głęboki oddech pod miękką i ciepłą kołdrą.

 

Gdy zorientowała się że już nie śni, przetarła niebieskie oczy i powoli wygrzebała się z pod grubej warstwy koców.

Miała na sobie tylko cienki podkoszulek i majteczki.

Zastanowiła się czy Johnsonn patrzy, lecz nigdzie nie było go widać.

- Halo!

Mieszkanie wyglądało na puste.

- Aaron?

Zaniepokoiła się, nie mógł jej tak po prostu zostawić...a może mógł?

Rzuciła się głucho na łóżko, zrezygnowana i z pustką w głowie.

 

Leżała tak chwilę bezmyślnie aż usłyszała odgłos zamykanych drzwi od balkoniku i zapach dymu który przez nie wleciał.

- Ładne majteczki - rzucił z uznaniem. Chodź, ubieraj się i idziemy coś zjeść, uczennico.

Wpiła w niego wzrok.

- Mam coś na twarzy? - Zapytał.

- Nie ale...

- Jak nie to się zbieraj - warknął. Gdy tak robił wyglądał jak szaleniec.

No ale co nowego.

 

Siedzieli w obskurnej knajpce, prawdopodobnie pamiętającej jeszcze czasy Lenina. Był mały ruch, głównie starzy bywalcy i masoneria.

Tradycyjne ukraińskie placki w bitej śmietanie - Johnsonn je uwielbiał.

Hanna już mniej, patrzyła tylko z obrzydzeniem jak ósmy już placek znika w jego żołądku. Sama ledwo tknęła swoją sałatkę, chyba nawet lekko nią pogardzała.

Zamówiła więc kawę i zapaliła posępnie, patrząc na coś co można nazwać by nieudaną aborcją śniadania.

Przynajmniej do kawy dostała ciastko. Moczyła je teraz wolno w ciemnej toni, z satysfakcją patrząc jak nasiąknięte, łamiąc się, umiera.

 

- ...Aaron. - rzekła smutno.

Oblizywał właśnie palce, jego żołądek błagał o wypełnienie, miał dość trawienia siebie i własnych toksyn. Cieszył się, piał ze szczęścia, gratulował mu i życzył samych sukcesów..

- Aaron!

Ocknął się i przyjrzał siedzącej naprzeciw niego dziewczynie jakby widział ją pierwszy raz w życiu.

- ?

- Nie chcę być niegrzeczna, jestem wdzięczna że mnie ze sobą zabrałeś i w ogóle...ale kim ty właściwie kurwa jesteś? Nic o tobie nie wiem i szczerze to trochę się ciebie... boję. Jej głos zdradzał dość duży niepokój.

Johnsonn podrapał się w oko.

- Właściwie to nikim; odparł. Jestem kimś komu życie nie wyszło. Odpadkiem społecznym, potępieńcem, zdziwaczałym socjopatą oraz lekomanem. Uśmiechnął się.

- a i w dodatku uciekłem od własnej rodziny...lub tego co z niej zostało.

Mówiąc to cały czas patrzył jej prosto w oczy, bez cienia wstydu, bez najmniejszej nawet emocji.

 

Zapadła krępująca cisza. Zapalił.

 

- Więc...

- Teraz twoja historia - przerwał jej.

- To chyba fair. Zwiesiła głowę a włosy opadły jej kryjąc twarz w bezpiecznym cieniu.

Milczała długą chwilę, jakby zbierając siły na wyznanie. Wyznanie przed nieznajomym.

- Mój ojciec próbował mnie zgwałcić.

 

Nie spodziewał się tego, zakładając...na pewno nie to. Może coś bardziej...innego.

- Dlatego uciekłaś; ni to stwierdził ni to zapytał. Pokiwała głową.

- Były też inne, sprawy... Podniosła wzrok. - Miałam dość takiego życia, życia w ciągłym strachu, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, moja miejscowość była mała, nie mówi się o takich sprawach głośno.

Jej oczy miały pusty wyraz, suche.

Wyciągnął do niej dłoń, milcząc. Ujęła ją.

- Nie chcę już tak żyć; w jej oczach odbijała się czysta determinacja. A może tylko rozpacz.

- I nie będziesz; powiedział stanowczo. - Jesteś wolna, twoje życie to twój wybór. Wybieraj więc.

Musisz jedynie pamiętać, by nie potępiać się za to...

Jego słowa choć szczere brzmiały dla niego dziwnie, może dlatego że cedząc je, zatopiony był w przeszłości.

 

Już miała coś odpowiedzieć gdy słowo przerwał dźwięk tłuczonej szyby i zasypały ich odłamki szkła.

Upadli na ziemię, kryjąc się za stolikami. Osłaniając ją, spojrzał w kierunku eksplozji.

Dwójka postaci stała skąpana w świetle, wzmocnionym jeszcze przez tysiące malutkich odbić.

Szkło chrupało pod ich nogami gdy weszli, mierząc do przerażonych konsumentów z półautomatu.

 

- Wyłaź Johnsonn. Albo dziewczyna zginie.

Aaron spojrzał na nią. Najwyraźniej była w szoku.

Przełknął ślinę.

- OK. Poddaję się.

 

Wyszedł powoli, unosząc ręce. Większość stolików była poprzewracana, białe obrusy skropione krwią z pociętych twarzy wyglądały paskudnie. Przerażeni goście kulili się po kątach, nie wiedząc co się dzieje.

Napastnicy ubrani byli w proste czarne płaszcze, nie widział twarzy zza chust.

Widział za to wycelowaną w niego broń.

Większy z nich uderzył go w brzuch. Stracił na chwilę oddech, zataczając się. Skrępowano mu dłonie i założono worek na głowę, brutalnie wyrzucając go na zewnątrz.

Poczuł jeszcze krótko chłodny powiew wiatru na skórze, po czym wepchnięto go do samochodu.

Odjechali z piskiem opon.

 

- Żona tęskni, Johnsonn.

 

IV

 

Gdy odzyskał przytomność zdał sobie sprawę że klęczy.

Nie wiedział jak długo jechali, szmata którą zakryli mu głowę nasączona była chloroformem.

Bolała go głowa i nie wiedział gdzie jest, ręce wciąż miał skrępowane.

Poruszył się. Cisza.

 

Ktoś podwinął materiał, którym zakrytą miał twarz. Na wysokość ust.

Poczuł dotyk obcych warg wraz ze znajomym zapachem.

Tylko jedna osoba mogła pachnieć w ten sposób.

Źle pojętą miłością.

 

Oderwała się od niego, lekko gryząc go w wargę.

- Brakowało mi tego. - wyszeptała. Jej ciepły oddech połaskotał go w ucho.

Nagłym ruchem zdjęła zasłonę z jego twarzy.

 

- Nadal niewypowiedzianie piękna - rzekł, gdy ujrzał jej postać.

- Nieziemsko seksowna i tak samo szalona - Dodał, uśmiechając się krzywo.

 

- Myślisz? - Zapytała, poprawiając długie zadbane włosy. Opadały na jej biust jak płynne złoto.

Spojrzała na niego bystro, lawendowym wzrokiem.

- Nie dbasz o siebie, mężu...wyglądasz mizernie.

- To z tęsknoty za tobą.

- Mmm... - pokiwała śliczną główką - gówno prawda.

- Do rzeczy, żono - niemal wypluł to słowo. Coś ty kurwa narobiła?

- Porwałam cię. Zdominowałam... - roześmiała się.

 

Gdyby miał wolne ręce w jednej chwili udusiłby sukę na miejscu, już dawno powinien wziąć porcję tabletek.

- Rozwiąż mnie.

- Najpierw porozmawiamy. Jak mąż z żoną, jak normalna kochająca się rodzina...nie uważasz że umiejętność komunikacji to klucz udanych relacji?

- Nie. Nie z tobą.

Posmutniała. - Będę więc musiała cię zmusić. Moi dwaj przyjaciele w pomieszczeniu obok, wiedzą co to pragnienie kobiety... Ile znaczą marzenia, Aaron...!

- Dobra, czego chcesz.

- Byś wrócił. Byś mnie kochał. Nasze dziecko cię potrzebuje.

- Ma 4 lata i mnie nienawidzi. Dzięki tobie.

- Nie - krzyknęła ze złością. Dzięki tobie! Jak mogłeś, jak mogłeś mnie zostawić...porzucić...- chodziła w kółko.

- Odbijało ci, dokładnie tak jak teraz.... - Spojrzał na jej twarz. - Gorzej.

- Przez ciebie!

- Dziwisz się że uciekłem? Obwiniałaś mnie o wszystko. Nie jestem kurwa, bogiem, szalona kobieto!

- Dla mnie jesteś... - rzuciła się na niego przewracając. Jesteś... - rzekła całując go. Pieprzonym... - wepchnęła mu język do ust. Dupkiem... - Rozerwała koszulę na jego piersi.

Nienawidzę cię... - syknęła, przez zaciśnięte zęby. Pasek spadł na ziemię.

 

Nie mógł jej nie chcieć. W tym był cały problem. To skomplikowane; zawsze wyrzucał to sobie coraz rzadziej pojawiając się w domu. Zawsze gdzie indziej, byle jak najdalej od upiornego zniewolenia.

Lecz równocześnie kochał ją, zawsze z nim była. Nie potrafił prawdziwie uciec.

Miłość dwojga wariatów nigdy nie kończy się dobrze.

Byli agresywni, zarówno w życiu jak i w łóżku. Niespełnione nadzieje, zawiedzione oczekiwania, nienawiść do tych samych rzeczy. Łączyło ich zbyt wiele by mogli się przeoczyć.

Czasami jednak lepiej nie widzieć, zignorować, starać się zapomnieć, minąć się i udawać że to nie to.

Bo to przecież niemożliwe...

 

Pot spływał z jego twarzy. Krzyczała.

To wszystko przez miłość. - Powtarzał do siebie dzień po dniu.

Nocą oglądał miasto zza szyb samochodu. Deszcz padał coraz częściej, sezon się zmieniał.

Pojawiło się dziecko. Nowa perspektywa. Nie chciana. Chciana.

Nie można chcieć wszystkiego, tak?

Co to jest wszystko...?

- Wszystko to ty - jęczała.

Nie.

Tak.

- Bądź wolny... jak?

Bądź ze mną.

 

Stoczyła się z niego, oddychając ciężko.

Johnsonn gapił się w biały, tynkowany sufit.

Dawno nie przeżył równie mocnego orgazmu.

Jak to się dzieje - zastanawiał się, patrząc na jej zmierzwione włosy i zamknięte powieki.

Że tracę kontrolę

 

Już dawno stracił czucie w związanych rękach.

Płakała. Zawsze potrafili czytać sobie nawzajem w głowach.

Małżeństwo...

Powiedz że mnie kochasz.

To ty to powiedz.

 

I daj mi w końcu spokój.

 

 

- Lidka, kłopoty! - Jeden z zamaskowanych typów wpadł do środka pokoju.

Policja.

Wstała, ubierając się szybko i sprawnie. Jego nie ubrała.

- Zabieramy się stąd, otwórz tylne drzwi i czekajcie na nas.

 

Typ wybiegł a Johnsonn rozejrzał się. Miejsce w którym go przetrzymywali było najzwyklejszą rozpadającą się meliną.

Słabe okna.

Zaczął podciągać spodnie jak niedorozwinięty. Pomogła mu z zimnym uśmiechem.

Odwzajemnił go.

I z całej siły uderzył ją z główki w czoło. Zatoczyła się absurdalnie i upadła na kształtny tyłeczek.

Uwielbiał jak siedziała spokojnie.

Rozpędził się i wyskoczył przez okno. Z nagłym brzdękiem znalazł się dwa metry nad ziemią.

 

To nie był dobry dzień dla szyb - pomyślał, pędząc na spotkanie z chodnikiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Szudracz 04.04.2017
    Śledząc po raz drugi tą historię zostawiam. 5
  • KarolaKorman 04.04.2017
    ,,To nie był dobry dzień dla szyb'' - świetne podsumowanie :), 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania