Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Dzienniki Aarona J. - Rozdział I

I

 

Aaron wrzucił trzeci bieg i przyspieszył.

 

Chciał jak najszybciej uciec z miasta, wyrwać się spod jego narkotycznego, uzależniającego wpływu.

Obraz po bokach zamazywał się, mieszał, transformował w ferie barw i kształtów.

Miejscowość za miejscowością, zieleń lasu, krzyk słońca, pustka, wreszcie pustka.

Nie patrzył na mapę bo i tak nie wiedział dokąd zmierza.

Miał dość.

Kierował się ku zapomnieniu, może wreszcie na końcu tej drogi, przypomni sobie ...

 

Stracił poczucie czasu.

Nie wiedział ile już jechał na rezerwie. Słońce powoli zniżało się ku widnokręgowi.

Wokół tylko pola i cienka droga którą przemierzał. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.

Nie licząc pastylek, nie jadł nic od dwóch dni i chciało mu się rzygać.

Zbłąkany czarny kot ledwo zdążył uciec spod jego kół.

Nasypał na dłoń garść pigułek, rzucił neurotyczne spojrzenie w lusterko i popił whisky.

Krzyknął i zatrąbił, śmiejąc się histerycznie.

I tak nikt nie mógł go zobaczyć.

 

Aaron, synku .. - głos matki. Aaron, kochanie ... - głos żony.

Aaron Ty skurwy ... Mój własny głos.

Obudził się, słysząc miarowe cykanie pobocznych świateł. Powoli podniósł głowę znad kierownicy.

Musiał zjechać na pobocze, choć nie pamiętał tego.

Księżyc wisiał już wysoko na niebie.

Było bardzo zimno i panowała praktycznie zerowa widoczność przez gęstą, wszechobecną mgłę.

Otworzył drzwiczki i natychmiastowo zwymiotował. Długo zwracał nagromadzony w środku żal.

Kazali mu się nim żywić przez wiele lat. To było normalne według nich, według normalnych.

Gdy skończył, usiadł ciężko na ziemi, opierając się o karoserię. Wygrzebał z kieszeni paczkę fajek i zapalił.

Dym mieszał się z mgłą, jakby w parodii miłości, chwilowego braku rozróżnienia co jest czym.

Pragnienia fizycznego zaspokojenia, pomylonego z chęcią spokoju na zawsze.

 

Co za kurwa, pierdolony bezsens - rzucił w pustkę.

Chciał wstać, lecz nagle uświadomił sobie jak bardzo jest osłabiony.

Wysypał z pojemniczka pigułki i wgapił się w nie tępo.

Wsypał je z powrotem. Uruchomił radio i po chwilowym bełkocie prezentera ledwo słyszalnej stacji, wrzucił w odtwarzacz płytę Molly Nilsson.

Napełnił bak. Zawsze bywał przygotowany na najgorsze.

Taki już był.

 

Gdy zajechał na podniszczoną stację było już po ósmej rano.

Wygwizdów. Brakowało tylko kręgów w zbożu.

Kupił jednego z tych obleśnych hot-dogów sprzedawanych na miejscu, zapas whisky, gazetkę xx i chrupki.

Zatankował do pełna, wdając się w pozbawioną sensu rozmowę z typem obsługującym kasę.

- Panie a gdzie to pan tak jedzie, nic tu nie ma przecie... - mimo wczesnej godziny koleś był wyraźnie na gazie.

- Miasto mi się znudziło, jadę przed siebie, więcej sosu proszę... świetnie - nachylił się ku niemu; jest tu coś w rodzaju apteki?

Typ spojrzał na niego bacznie, ociężale żując gumę. Wyglądał jak niedorozwinięty.

- Aaa ja wiem, panie, takie rzeczy to trzeba wiedzieć, kasę ma?

- Ma, a co w recepcie? Typ zachichotał.

- Same dobre rzeczy, pozwól pan na stronę.

 

Kto powiedział że wsie są słabo zaopatrzone? - zastanawiał się jakiś czas potem, mknąc po wąskiej drodze ćmiąc grubego skręta.

Zmrużył oczy, kobieca sylwetka wyraźnie machała do niego łapiąc stopa. Zatrzymał się, widać nadal miał dobre serce lub liczył na to że to prostytutka.

Dziewczyna wrzuciła ciężki plecak na tylne siedzenie, sama usadzając swoją zgrabną dupcię obok niego.

Miała długie niebieskie włosy, srebrny krzyżyk na szyi, buddyjskie koło i czerwony półksieżyc... oraz niemiły, wręcz wredny wyraz twarzy. Oczu nie widział zza ciemnych okularów.

- Witaj skarbie, Hanna jestem - zapiszczała pseudo seksownie, z wyraźnym zmęczeniem.

- No siema, dokąd droga?

- Jak najdalej, uciekłam z domu.

Nie mogła mieć więcej niż 15 lat.

Dawniej może spróbowałby ją przekonać do powrotu, może powiedziałby jej coś o tym jak jej rodzice muszą się martwić lub coś w stylu jednej z serialowych pogadanek o odpowiedzialności i stawianiu czoła przeciwnościom losu...ale teraz miał zwyczajnie gdzieś jej łzawą historię.

Przypatrywała mu się bacznie, gdy tak jechali.

 

- Nie jesteś żadnym zboczeńcem, co?

- Tylko czasami - łypnął na nią - takich jak ty nie tykam.

- Czemu.

- Przejadłem się.

 

Podłączyła swoją mp3, z głośników wydobył się smętny głos Kurta Cobaina.

- aach Kurt to był gość - rzekła rozmarzona po głębokim buchu, wyciągając się na skórzanym fotelu.

- Dlatego że strzelił sobie w głowę? (Sam nieraz wyobrażał sobie jak by to było ze sobą skończyć)

- Niee, dlatego że, był taki wrażliwy... I seksi! - dodała.

- Kiepuj, kurwa do popielniczki..!

- Jasne, jasne, sorry.

Przejeżdżali właśnie przez ciemny las, Hanna zachwycona przeglądała się wysokim cieniom sosen.

To prawie jak na tumblerze! - Ucieszyła się po czym zaraz posmutniała - teraz nie mam już internetu...

- I koleżanek? Zaczynała boleć go głowa.

- E tam, koleżanki zawsze się znajdą.. - wyciągnęła aparat i cyknęła mu zdjęcie - teraz mam czym się pochwalić hihi. Pod warunkiem że znajdziemy internet na tym zadupiu... - popatrzyła smętnie zza szyby.

Wyciągnęła z plecaka mapę i wreszcie ucichła. Zastanawiając się czy jej nie wyrzucić, wziął parę piguł.

Napady agresji wciąż niestety mu się zdarzały.

 

- Czerkasy odległe za dwie godziny... - umilkła widząc wyraz jego twarzy.

- No i dobrze, mam dość spania w samochodzie, przydałby się też prysznic - próbował się uśmiechnąć przez zaciśnięte zęby.

Kurt Cobain zaryczał agonalnie a pierwsze krople deszczu zabębniły o szybę.

- Co racja to racja. - pociągnęła nosem.

 

Ciemne kontury miasta górowały ponuro nad szarym korowodem samochodów.

Lało. Zatrzymali się na bocznej uliczce tuż przed nie wyróżniającym się niczym hotelikiem i sprintem wbiegli do środka.

Kupił pokój z dwoma oddzielnym łóżkami ponieważ dziś postanowił nie być zboczeńcem, ku wyraźnej uldze na twarzy Hanny. A może był to zawód..?

Zachichotał, a ciepłe krople wody spływały po jego ciele. Gorąco rozpuszczało nagromadzone zmęczenie wielu dni.

Zastanawiał się co dalej. Jego życie straciło jakąkolwiek stabilność i pozory nawet abstrakcyjnego sensu.

Ex - żona starała się pozbawić go niemal całego majątku, jedyne dziecko go nienawidziło, a stan psychiki pozostawiał wiele do życzenia. Na domiar złego za drzwiami czekała nastolatka która uciekła z domu, z pewnością nie będzie wyglądać to ładnie gdy znajdą ją ze starszym facetem. Żona z pewnością by to wykorzystała przeciw niemu.

Czy takie myśli to przejaw autoagresji? - Spojrzał w swoje zaparowane odbicie, nie mogąc nic dojrzeć.

 

Zamówił chińszczyznę i czekał rozwalony, popijając whisky na starannie posłanym łóżku.

Dziewczyna kąpała się już pół godziny.

Przerzucał kanał po kanale, nie ważne jaki kraj, wszędzie to samo pierdolenie, skwitował.

Wyszedł na balkonik i zapalił, wpatrując się w ciemną panoramę miasta.

Zapowiadała się dziwna noc.

 

II

 

Tv podawało właśnie świeżutką jeszcze pachnącą krwią wiadomość o rzezi chrześcijan gdzieś w południowej Afryce.

Aaron zachichotał do drinka i otworzył kartonowy zestaw z ciepłym chińskim żarciem.

Łypnął na drzwi od łazienki. Smarkula była albo bezczelna albo szalona.

Albo - Albo. Nic pośrodku.

Dobiegała godzina odkąd tam weszła. Podrapał się po szczeciniastym podbródku - chyba się nie zabiła?

Wyobraził sobie jej nagie martwe ciało, czerwoną od krwi wodę i pożegnalny liścik..Mamo, Tato...

Oraz jego wyprowadzanego przez policję.

Tytuł nagłówka - "Zboczeniec uprowadził i zamordował nastolatkę"

Kurwa. Prawdopodobnie znów ponosiła go doprawiona alkoholem i prochami wyobraźnia, lecz ziarno paniki zostało zasiane.

Podbiegł do drzwi i załomotał. Przypomniała mu się kultowa scena z "Klanu".

 

- Hanna! Co z tobą!

Cisza.

Zaklął.

- Wyważę drzwi jeśli nie otworzysz!

Plusk, jęk.

- Żyję, żyję o co ci chodzi.. Odetchnął wkurwiony.

- Nie jestem sponsorem twoich kąpieli dziewczynko... zastanowił się - ani twoim sponsorem w szczególności, wyłaź!

 

Wyszła, pierwszy raz bez okularów przeciwsłonecznych. Miała głębokie niebieskie oczy.

Pasowały jej do włosów. Ponadto była na haju tak że ledwo stała.

- Przepraszam, panie Johnsonn, moje godne pożałowanie zachowanie nie powtórzy się już więcej... - powiedziała, przybierając pozę skruszonej uczennicy.

Spojrzał na nią z powątpiewaniem i machnął ręką.

- Chinkę masz, zamówiłem.

 

Godzinę później siedział na fotelu w ciemnym pokoju rozjaśnianym tylko błyskami z wyciszonego telewizora.

Telemarketer zachwalał właśnie magiczne właściwości oczyszczających plastrów do stóp.

- Ciekawe czy jakby przykleić je na twarz, też byłyby czarne - zasępił się - lub na serce.

Lód zagrzechotał o szklankę. Westchnął i wziął potężny łyk whisky.

Dziewczyna spała na sąsiednim łóżku, pochrapując lekko.

Musiała być wykończona.

Wygląda na to że nie ucieknę od bycia ojcem. Zabrzmiało to dość pokrętnie w jego myślach i zdegustowany splunął na wyimaginowanego złego "siebie".

Żona miała rację, powinienem już dawno udać się do specjalisty. Nie chciał jednak dać suce satysfakcji.

Co jeśli wyszłoby że na prawdę jest pierdolnięty?

Czy szalony ojciec może zajmować się własnym dzieckiem?

Czy może stanowi zagrożenie dla siebie i innych?

Przełączył kanał.

 

Wojownicze żółwie ninja ratowały świat przed kolejnym zagrożeniem, wojna domowa w Polsce, Wyślij sms teraz..., "Taniec z Pizdami", pornosy, pornosy, a nie to mtv...

Ziewnął, oczy zamykały mu się ze zmęczenia.

 

Zastanawiał się czy nie ma halucynacji bowiem postać z tv łudząco przypominała mu jego żonę...

To była jego żona! Pogłośnił; leżała na łące, piękna i pachnąca, śmiejąc się perliście.

Wokół niej biegał szczęśliwy biały pies merdając ogonem.

Rozłożony na trawie koc, pokryty był przeróżnymi smakołykami.

Świeciło słońce - utopia.

Żona wodziła dłonią po piersiach zalotnie. Nagle wpadł na nią pies. Zamiast zaszczekać, rzekł jednak:

- I co frajerze? Teraz ja ją rżnę!

Wytężył wzrok, wpajając się w ekran telewizora - co do kur...?

Żona rozmarzonym spojrzeniem wpatrywała się w kundla, zaczynając namiętnie głaskać go po futrze.

Pies zaśmiał się.

- Oj Johnsonn... - pokręcił kudłatym łbem; mogłeś mieć to wszystko... A co masz?

W oczach psa świecił najprawdziwszy obłęd

Wyszczerzył kły; - Gówno!

 

Johnsonn obudził się zlany potem.

Na podłodze leżała rozbita szklanka a za oknem wschodził blady świt.

Telewizor śnieżył więc jednym ruchem wyłączył ten irytujący sygnał.

W ciszy jaka zapadła, z przepitego, ochrypłego gardła wydostało się tylko jedno ciche słowo.

 

- Jebać...

Następne częściDzienniki Aarona J. - Część II

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Szudracz 03.04.2017
    Lubię zaglądać do Twojego świata. ;)
  • KarolaKorman 04.04.2017
    ,,Aaron Ty skurwy ... Mój własny głos.'' - czy tu na pewno powinno być mój a nie jego?
    ,,- I koleżanek? Zaczynała boleć go głowa.'' - tu zgubiłeś myślnik
    ,,- Żyję, żyję o co ci chodzi.. Odetchnął wkurwiony.'' - tu też
    No sen miał mega :) Ciekawie się zaczęło, chętnie zerknę, co będzie dalej :) Zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania