Poprzednie częściElwira part 1

Elwira part 2

Autobus nie chciał przyjechać jak na złość. Przecież nie ma mrozu ani niczego. Co się dzieje z tymi autobusami. Po godzinie, kiedy już miała zamiar dzwonić po taksówkę czarne lamborgini zatrzymało się na przystanku. Okno zostało uchylone i zobaczyła Mertis która powiedziała:

- Wsiadaj, gdzie cię podwieźć? - I już były per Ty. Niemożliwe.

– Wie pani co, do restauracji Pyramix, mam jeszcze jedną rozmowę kwalifikacyjną. - musiała jakoś przebić się przez konkurencję. Fenczeni wiedziała, że jej Rudy brat prowadzi rekrutację, ale i tak była zaskoczona.

–A w jakim charakterze? Wątpliwe, żeby przebiło to moją ofertę. - zacisnęła ręce na kierownicy. Nie lubiła zostawać z niczym.

–Się okaże. Dam Pani znać. - Elwira musiała się dowiedzieć o co chodzi Rudemu. Jako gosposia nie miała pewnej pracy, a u Rudego było to niemalże pewne.

– Dziękuję za podwiezienie. Miłego dnia. - Słońce chyliło się ku zachodowi małymi kroczkami. Czerwona poświata nadawała dniu krwistą barwę. Nie znosiła jak ktoś zabiera jej najlepsze rzeczy sprzed nosa. Wybrała numer do brata:

–Mario, do czego Ci moja nowa pracownica? Jest moja. Zaproś ją na swój jubileusz z Julią dobrze? Z chęcią bym się jej przyjrzała z bliska. - nie znosiła sprzeciwu. A jej przybrany brat bardzo ją kochał nie potrafił jej odmówić. Nigdy nie zrobiłby czegoś co miałoby odsunąć ich od siebie. Rodzina zawsze była na pierwszym miejscu.

- Kolejna twoja ofiara? Dobrze siostrzyczko nie ma sprawy. - Mario był zbyt dobry dla swojej siostry. Wybaczał jej wszystko. Dawał wszystko co miał. Miał do niej tylko jedną prośbę. Aby wyszła za mąż i urodziła dziecko. Ich pozycja polepszyłaby się o wiele. A tak to wielkie podatki i szumne życie siostrzyczki nadwyrężają konto bankowe rodzeństwa. Może i Mertis projektowała ubrania i zarabiała na tym niezłe pieniądze, ale wydawała więcej niż zarabiała. To był jej główny problem. A gdyby tak miała dziecko i męża, to ustatkowałaby swoje życie. Bratu właśnie to się marzyło. Rodzice w pełni akceptowali ten stan rzeczy, chociaż matka obojga martwiła się o brak wnuków. Tęskniła za małymi dziećmi. Gdyby mogła sama by urodziła, ale niestety wiek już nie ten. Mertis wcisnęła gazu pojechała do swojego sklepu, aby doglądać wszystkiego osobiście. Nie można było zostawiać spraw samym sobie, bo pracownicy nie czujący jej obecności zaniedbywali klientów. A wtedy twój gniew rósł i sypały się zwolnienia. Ale teraz jechała z usmiechem który rozświetlał jej twarz. Nowa gosposia była właśnie okazją do uśmiechu. Podśpiewując weszła do swojego salonu i zajęła się swoja pracą.

 

Elwira szybkim, niecierpliwym krokiem prawie biegła do restauracji. Strasznie była ciekawska. Nie bała się już Rudego mając w zanadrzu pracę jako gosposia. Patrzyła w okna restauracji która przez pół roku była jej drugim domem. Żółty napis, w stylu egipskim miał nawiązywać do Starożytnego Egiptu. Ta restauracja była jedyna w swoim rodzaju. Wchodząc człowiek słyszał muzykę arabska, uspokajającą ale zachęcająca do tańca. Na podłodze zamiast drogiej podłogi czy dywanu lśnił złoty piasek. Każdy stolik z krzesłami stał na równie złotej platformie jak piasek u stóp. W samym rogu na podium był bar, gdzie można było usiąść i wypić drinka, otoczony parawanem zapewniał prywatność gościom restauracji. O tej godzinie restauracja pękała w szwach. Przy wejściu zdjęła buty i wsadziła je do szafki, zabierając swój kluczyk z numerem. Przeszło jej przez myśl że ciepły piasek w Polsce w marcu to coś pięknego i przez chwilę stała napawając się uczuciem przesypującego się piasku między palcami. Przy samej ścianie płynął strumyk, który szumiał delikatnie. Sfinks zegar wskazywał godzinę piętnaście po piątej. Nienawidziła się spóźniać, zwracała na siebie wtedy większa uwagę niżby chciała. Szef machnął jej dłonią, aby go zauważyła. Uśmiechnął się do niej i usiadł przy najbliższym stoliku.

– Cóż moja droga, moja siostra mnie wyprzedziła, więc moja propozycja jest nieaktualna. Chciałbym Cię zaprosić na jubileusz mój i żony. Byłoby miło jakbyś przyszła. Tylko proszę żadnych prezentów. Impreza jest w sobotę. Oczywiście w hotelu Radisson, tym na ulicy Warszawskiej. - podał jej białe zaproszenie ze złotymi literami. Będzie nam bardzo miło jak się pojawisz. A zatem do zobaczenia, Elwiro. – uścisnął jej dłoń i nic nie mówiąc więcej odszedł. To jest rozmowa. Nienawidziła takiego traktowania ludzi. Powie co ma do powiedzenia i nic go nie interesuje innego i koniec rozmowy. Gbur. Przypomniała sobie dlaczego właśnie tak go nie lubiła. Ignorował w ogóle to co mówią ludzie. Jakby był sam ze sobą. Nic więcej. Pomyślała, że ta jego żona musi być biedna. I nie dziwi cię że nie chce lub nie może mieć dziecka z takim człowiekiem. Mimo, że sam zbudował ta restaurację od podszewki, był samolubem do szpiku kości. Osiągnął sukces ale jako człowiek był bezwartościowy. Podniosła się z krzesła, podeszła do szafki, ubrała buty i opuściła to dziwne miejsce i tego człowieka.

Wieczorem szykując się do spania rozmyślała o pracy która być może czeka ją u pani Fenczeni. Potrzebowała pracy, albowiem rachunki same płacić się nie miały zamiaru. A komornik był nie do ubłagania, nie człowiek to był, lecz urzędnik. Śniło jej się że ktoś zapukał do drzwi, a jak spojrzała przez wizjer był to Rudy jako komornik i krzyczał: - Żadnych prezentów! - jego usmiech doprawdy był przerażający, co skłoniło Elwire do obudzenia się z mocno bijącym sercem. Zegar wskazywał ledwo czwartą nad ranem, ale czuła, że na nic zda się ponowne położenie się spać. Zrobiła sobie kawę i śniadanie, i delektowała się widokiem za oknem. Lubiła mgłę. Można było zgadywać jakie kształty sobą ukrywa. Taka tajemnicza mgła. A Elwira uwielbiała tajemnice. Zbierając się do wyjścia, Elw wzięła śmieci do wyrzucenia, torebkę i ruszyła na autobus, który miał ją zawieść w pobliże willi Fenczeni. Ubrała się nawet jak na siebie nazbyt elegancko, lecz nie miała myć naczyń lecz na próbę zarządzać ludźmi więc postanowiła się prezentować tak, aby wzbudzać szacunek. Przywitał ją Filip jak zawsze poważnym „Dzień dobry” i odebraniem płaszcza od gościa. Zaprowadzona została w miejsce, które wyglądała dosyć pusto. Na pierwszym piętrze na samym końcu korytarza znajdował się ów pokój. Ściany miały kolor zielonej trawy, a dębowe biurko było opustoszałe. Dwa krzesła dopełniały wyposażenia tego pokoju. Elwira poczuła zapach farby i domyśliła się że pomieszczenie jest po świeżym remoncie. Po chwili weszła do pokoju Mertis we własnej osobie. Wyglądała niewiele inaczej, od wczorajszego spotkania. Jedynie włosy zaplecione w warkocz nadawały jej kobiecości. A brak makijaż odmładzał twarz kobiety. Jednakże garsonka w kolorze granatowym z białą bluzką z kołnierzem dodawały jej powagi. Na przywitanie Mertis podała jej dłoń i ją uścisnęła obdarzając ją uśmiechem, który Elwira odwzajemniła:

-Witaj na pierwszym dniu próbnym. Dzisiaj mam małą konferencję tutaj w domu i chciałabym abyś zajęła się zorganizowaniem dwóch przerw w tym kawowej i obiadowej dla trzydziestu osób. Pierwsza z nich ma być piętnasto minutowa. Jedynie ciepłe napoje i jakieś ciastka mają być podane. Kolejna przerwa o godzinie czternastej, to przerwa z ciepłymi przekąskami. Za chwilę przedstawię cię reszcie zespołu. Proszę za mną.

Po dziesięciu godzinach w pracy nogi bolały ją niemiłosiernie, ale była zadowolona z jej efektów. Nie przydarzyło jej się nic czego mogłaby się wstydzić. Powinna być z siebie dumna i tak też było. Czuła, że pracę ma jak w banku. Cieszyła się z możliwości takich wysokich zarobków i pracy w takim miejscu, mimo znikomego doświadczenia. Z tej kontemplacji wyrwała ją przyszła pracodawczyni zapraszając ją do gabinetu na rozmowę. Pani domu usiadła na fotelu i gestem wskazała najbliższy fotel dla Elwiry.

– Całkiem sprawnie poszła pani dzisiejsza organizacja. Oczywiście co do wyniku rekrutacji poinformuję panią telefonicznie do końca tygodnia, znaczy się myślę tutaj o piątku. Odprowadzę panią. - Elwira z sztucznym uśmiechem wstała i udała się do wyjścia pożegnawszy się z Fenczeni.

 

Siedząc w autobusie upokorzenie ścisnęło jej gardło. „To tak właśnie odprawia się osoby, których się nie zatrudnia.” Parę łez spłynęło po policzkach, ale Elwira nie mogła się zebrać. Tak marzyła o takiej pracy, takich zarobkach i wszystko legło w gruzach. Czemu była taka pewna swoich kompetencji? Jednak musiała gdzieś podpaść w ciągu tych dziesięciu godzin. Westchnęła i wybrała tlefon do przyjaciółki, aby wybrać się na drinka. Musiała zapomnieć dzisiejszy dzień. Wiedziała, że nie ma dla niej pracy. Została z niczym, ani u Rudego ani u jego siostry. Przyjaciółka entuzjastycznie zgodziła się na wyjście na drinka do pobliskiego baru. Elwira wróciwszy do domu wzięła szybki prysznic i ubrała się w czarną bluzkę z cekinami oraz czarne spodnie. Nie bardzo miała nastrój na jakieś żywsze kolory. Wisielczy nastrój nie napawał nadzieją.

 

Czas leciał błyskawicznie. Nim się obejrzała minął tydzień i czas był, aby szykować się do wyjścia na Jubileusz eks szefa. Była to dla niej jakaś okazja, aby wyjść do ludzi i nie płacić za nic. Mertis jej nie zatrudniła. Smutno jej było z tego powodu, bo tak dobrze wszystko się zapowiadało. Z Rudym stosunki się ociepliły. Parę razy byliście na kawie i rozmawialiście o niczym. Przyzwyczaiłaś się do sposobu w jaki prowadzi rozmowy i nawet go polubiłaś. Siostra Rudego dzwoniła do ciebie co jakiś czas i pytała co słychać, czy ma pracę. Elwirę denerwowały te telefony. Czego ją to interesuje? Nie ma swojego życia? Nie chciała jej zatrudnić to niech da jej święty spokój. Elwira miała swoje towarzystwo i nie szukała przyjaciół. Nawet takich wpływowych i bogatych. Brzydziło ją to chociaż patrząc na bogactwo jakie otaczało rodzinę Fenczeni, trochę im zazdrościła. Na przyjęcie ubrała się w sukienkę bordową w białe kropki, chociaż wiedziała że nie prezentuje się zbyt elegancko. Nie nadawała się do takich typu imprez. Była nawet u fryzjera i makijażystki, aby się pokazać, jakkolwiek. Ostatnie pieniądze na to wydała, ale nbyło jej już wszystko obojętne. Chciała nie wstydzić się siebie przy szefie. Gdzieś w głowie tliła się myśl że znowu zobaczy tą zaborczą kobietę jaką była siostra Rudego. Ta kobieta podnosiła jej ciśnienie samą swoją osobą. Ale to tylko niewinna impreza. Przyjdzie posiedzi, zje i wróci do domu taksówką na voucher, który ze swojej łaskawości da jej Mario. Czekała właśnie na tramwaj głównie ze względów finansowych, nie na taksówkę. Ostatnie pieniądze zostały wydane przez nią na taksówkę, ale nie żałowała. Hotel prezentował się elegancko. Czysto, uśmiechnięta recepcjonistka pokazała ci gdzie masz się kierować na tą okazję. Kupiłaś kwiaty, aby sprawić przyjemność żonie Rudego. Sala znajdowała się na pierwszym piętrze i wyglądała oszałamiająco. W progu para witała gości. Rudy wyglądał nawet dobrze jak na niego. W ciemnozielonym garniturze i takim krawacie wyglądał znośnie. Jego małżonka, ładna blondynka z niebieskimi oczami nie pasowała do takiego brzuchatego faceta. Blondynka już miała koło czterdziestki tak samo jak i sam Mariusz. Ubrana była w biały kostium. Jej figura mimo wieku była wręcz doskonała. Ciekawiło Elw ile z tego sobie poprawiała, ale zostawiła te myśli dla siebie. Tworzyli dziwna parę. Nadeszła twoja kolej na życzenia dla pary.:

– Wszystkiego najlepszego z okazji 20-leci a pożycia małżeńskiego. - wyściskałaś Rudego, a on odwzajemnił uścisk. Podeszłaś do Julii. Złożyłaś życzenia i dałaś do ręki bukiet, co zostało nagrodzone śnieżnobiałym uśmiechem.

– Dziękuję bardzo. Cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie. - Julia była bardzo piękna kobietą, choć w jej oczach widać było smutek. Uściskały się wzajemnie i Julia wskazała miejsce, które zostało przydzielone dla dziewczyny. Stół uginał się od pyszności. Biały obrus, z granatowymi dodatkami wyglądał bardzo poważnie i elegancko. Świece paliły się już na świecznikach, a obok miejsca z tabliczką z napisem „Elwira” była kolejna „Mertis”. Westchnęła cierpiętniczo, i nalała sobie wody do szklanki. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Oglądała piękne bukiety białych róż z granatowymi i czerwonymi, dotykając ich płatków. Ukuła się i syknęła cicho zabierając rękę.

– Wszystko w porządku? I po co się dotykało tych pięknych kwiatów? One nie są do dotykania tylko do oglądania. Daj mi rękę zaraz przestanie krwawić. - Mertis wyciągnęła chusteczkę z torebki i złapała rękę zaskoczonej Elw, wytarła ślady krwi i nalepiła plaster.

– Do wesela się zagoi. - uśmiechnęła się do Elwiry rozbrajająco. Zmieszana, zarumieniona Elwira, wzięła rękę i powiedziała:

– Dziękuję, ale to nie było konieczne.- i odwróciła się plecami do zszokowanej Mertis. Wzruszyła ramionami i usiadła obok.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania