Poprzednie częściGwardzistka - rozdział I

Gwardzistka - rozdział II

Obudziłam się nad ranem, ciągle zła na ten dzień. Spojrzałam na zegarek. Druga. Wstałam i przebrałam się w czarną koszulkę na ramiączka, czarne spodnie i moje ukochane trapery. Były mocne i tak wygodne, że nie zamieniłabym ich na żadne inne. Założyłam kurtkę gwardzistów. Chociaż podczas majowych dni mogłam chodzić w krótkim rękawie, to noce i wieczory bywały chłodne. Wyszłam cicho z pokoju. Korytarz był ciemny, tak jak wszystkie kwatery pod zamkiem. Nocni strażnicy stali na murach, więc przynajmniej miałam trochę spokoju. Nie miałam ochoty z nikim gadać. Wstąpiłam do kuchni i wyjęłam z lodówki jakiś napój izotoniczny, a z szafki kawałek ciasta. Kiedy zjadłam to skromne i niezbyt pożywne śniadanie, poszłam do drzwi.Kiedy wyszłam do zamkowego holu, powitała mnie cisza i ciemność. Ale zamek znałam tak dobrze, że w ciemności poruszałam się tu tak samo pewnie, jak w pełnym świetle. Nie zliczyłabym tych nocnych wart spędzonych na spacerowaniu po zamku. Kochałam to. Wiedziałam że otwarte drzwi do zamku, nawet te dla służby zwrócą uwagę, więc poszłam do jednego z tajnych przejść gwardzistów. Klasyczna akcja, o jakich czytałam w wielu książkach przygodowych. Podchodzę do ściany, w boazerii znajduję odpowiednie miejsce i naciskam delikatnie. I tak za każdym razem. Usłyszałam ciche zgrzytnięcie i ściana odsunęła się, ukazując mi ukryte za nią drzwi na zewnątrz. Z zewnątrz też nie dało się ich odróżnić, ponieważ były na wysokości ośmiu metrów. Chłodne, nocne powietrze uderzyło mnie w twarz, ubraniami szarpał wiatr. Osiem metrów. Pode mną ziemia. Skoczyłam. Wykorzystując szybkość spadania zrobiłam salto i zgrabnie wylądowałam na nogach. Usłyszałam tylko jak drzwi się zamykają, a ściana wraca na swoje miejsce. To przejście właściwie nie było używane, tylko kiedy chciałam szybko wydostać się z zamku z niego skakałam. Jedną z umiejętności, których tu nabyłam była akrobatyka. Nauczyłam się kontrolować swoje ruchy, pokochałam adrenalinę towarzyszącą akrobacjom. Cicho przemknęłam pod mur zamkowy i do strażnicy. Tam znowu otworzyłam przejście pod ziemię. Sale treningowe były puste. Ja skierowałam się na strzelnicę. Może zaczęłabym od łuku. Zdjęłam go z uchwytów, przez ramię przewiesiłam kołczan. Zostało w nim tylko dwadzieścia strzał, będę musiała iść do zbrojowni po nowy zapas. Łuk miał czternaście kilo naciągu, odpowiednio dla młodej strażniczki. Płynnym ruchem wyjęłam strzałę z kołczanu i umieściłam ją na cięciwie. Napięłam ją i wystrzeliłam, trafiając w sam środek tarczy. Następna wbiła się tuż koło niej. Pod koniec, kiedy zostało mi kilka strzał, moje ruchy były już mechaniczne. To mnie uspokajało, a przynajmniej powinno. Niestety, o ile testami już się nie przejmowałam, o tyle denerwowała mnie perspektywa pilnowania Cavara przez cały ich pobyt. Rozpieszczony książę, jedynak. Kilka razy pilnowałam już członków rodzin królewskich. Księżniczki Rosemary z królestwa Scova, czy Anabelle, księżnej Jurii. Wiedziałam już, że podstawą przy ochronie osobistej jest coś na kształt przyjaźni między strażnikiem, a osobą, której ma pilnować.

Z dziewczynami się dogadałam, były bardzo miłe. Rosemary była bardzo zabawna, a Anabelle oczytana. Obie często do mnie dzwoniły, w gruncie rzeczy były moimi jedynymi przyjaciółkami w moim wieku. Ale teraz było gorzej. Pierwszy raz miałam pilnować chłopaka, w dodatku starszego. A żeby wykonać moje zadanie, musiałam sprawić żeby mi zaufał. Tylko pytanie jak. Ale nad tym postanowiłam się zastanowić później.

Wychodząc z sali treningowej, otworzyłam przejście do centrum dowodzenia. Tam też powitała mnie cisza, ale nad jednym z kokpitów unosiła się holograficzna projekcja zamku, otoczonego kopułą. Pole siłowe działało. Minęło mnóstwo czasu od kiedy ostatnio je aktywowano, ale w tych okolicznościach należało zachować wszystkie niezbędne środki bezpieczeństwa. Było wpół do czwartej, więc postanowiłam wrócić do pokoju. Zdjęłam kurtkę i buty, wyciągnęłam z szafy mundur galowy i w ubraniu padłam na łóżko. Po kilku minutach wiercenia się, zasnęłam.

Z drzemki, bo snem bym tego nie nazwała, wyrwał mnie natarczywy budzik.

-Tak, tak. Bip, bip. Zamknij się już. - mruknęłam, wstając.

Pora na testy, potem wyślę raport i przygotuję się na przyjęcie tutaj gości z Invei. Tak, to był dobry plan. Poszłam do łazienki. Rozczesałam poplątane włosy, przemyłam twarz wodą i umyłam zęby. Założyłam kurtkę i wciągnęłam buty, patrząc spode łba na wieszak z mundurem galowym wiszący na drzwiach szafy. Tradycyjnie, komórka i pistolet z pełnym magazynkiem za pasek i dopiero wtedy wyszłam. Do chodzenia z bronią można się przyzwyczaić. W centrum dowodzenia zastałam techników, których już dobrze znałam. Dziwnie było wydawać im polecenia, kiedy ja miałam lat osiemnaście, a oni ponad trzydzieści. No cóż, wiele rzeczy w moim życiu uważałam za dziwne.

-Panowie, idę teraz na testy DNA. Kiedy wrócę, chcę mieć gotowy raport z zabezpieczeń technicznych zamku dla jego wysokości.

-Tak jest generale. - odpowiedzieli.

Zadowolona z odpowiedzi, poszłam do zamkowego szpitala. Białe płytki i ściany sprawiały że czułam się tu jak niepasujący element, cała w czerni. Niedaleko od wejścia siedziała pielęgniarka w białym uniformie, z listą. Podeszłam do identyfikacji.

-Amelie, główny generał królewskiej gwardii.

Spojrzała na mnie nad okularami.

-Masz jakieś nazwisko?

-Nawet jeśli, to go nie znam. - odpowiedziałam.

Podpisałam się i poszłam dalej. Na krzesłach siedziało kilka pokojówek w moim wieku, usiadłam na wolnym miejscu.

-Amelie! Co tam u ciebie? - zaszczebiotała jedna, którą rozpoznałam jako Carę.

-Nic nowego, Cara. Co ma być u jedynej dziewczyny w całej gwardii?

-Czasami ci zazdroszczę tej pracy. Sama wśród tylu przystojniaków.. - westchnęła z rozmarzeniem. - Na przykład ten chłopak, który szkoli rekrutów, znasz go? Widywałam was czasem, jak mieliście wspólne patrole.

-To Nathan. Właściwie znam go tak długo, że nie umiem stwierdzić, czy jest przystojny. To tak, jakbym powiedziała że mój własny brat jest przystojny.

-Masz brata? - zainteresowała się druga z nich, bodajże Kim.

-Obie znacie moją historię, podobnie jak większość zamkowego personelu, nie każ mi jej powtarzać.

-Więc mówisz że Nathan jest wolny? - znowu wtrąciła się Cara.

-Raczej tak, chyba że czegoś mi nie mówi. - uśmiechnęłam się sztucznie.

Od tej rozmowy wybawiła mnie pielęgniarka, która wezwała mnie na kozetkę. Wstałam i skierowałam się w jej stronę. Usiadłam na fotelu i obserwowałam jej ruchy. Nie chciało mi się wdawać w rozmowę, a widziałam z napięcia jej mięśni, że jest zła. To by nie miało sensu. Po prostu podeszła i pobrała moją krew, potem włosy i pozwoliła wyjść. I cała procedura już za mną. Badania zajmą im jakieś dwa tygodnie, potem przybędzie nowa księżniczka, którą będę musiała chronić. Nawet nie byłam jej ciekawa. Miałam lepsze zmartwienia niż nowa osoba w zamku. Szybkim krokiem wróciłam do centrum.

-No panowie, pokażcie mi ten raport. - powiedziałam, stając przed kokpitem.

Przebiegłam go wzrokiem, dodałam kilka wzmianek o rozmieszczeniu żołnierzy, a potem wysłałam go do jego wysokości.

-Świetna robota, ale dobrze wam radzę, znajdźcie sobie jakichś następców, za dużo pracujecie. - powiedziałam do nich.

-Amelie, to normalne, że dużo tu siedzimy, spokojnie. Ale może skorzystamy. To ty strasznie dużo pracujesz. Codziennie warta, rozmowy z królem, a jak patrzę jak trenujesz to od patrzenia jestem zmęczony. Zwolnij trochę. - powiedział Edgar, jeden z nich.

-Doceniam, że się o mnie martwicie, ale żeby zwolnić, najpierw muszę przyśpieszyć. Nic mi nie będzie, znacie mnie.-No właśnie znamy i dlatego się martwimy. Masz osiemnaście lat, a pracujesz jak ktoś dobrze po trzydziestce. - włączył się Cyril. - Nawet pani generał należy się wolne.

-Widzę że w tym starciu jestem na przegranej pozycji. - zaśmiałam się. - Spokojnie, na pewno znajdę trochę czasu dla siebie, panowie. Tym czasem na razie. Mam jeszcze na dzisiaj trochę spraw.

Uśmiechnęli się do mnie, ale wcześniej wymogli obietnicę, że zjem z nimi niedługo kolację i wszystko opowiem. Jak ja tego dotrzymam - nie wiedziałam, ale co zrobić, ta czwórka, Edgar, Cyril, Elias i Gregory, byli dla mnie takimi trochę ojcami. Nie chciałam się z nimi kłócić, kochali mnie.

Następne częściGwardzistka - rozdział III

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Stern 22.01.2016
    Bardzo wciągające opowiadanie. Powodzenia w pisaniu kolejnych.
  • levi 23.01.2016
    ciekawa część, fajnie bohaterka wyładowuje emocje, zauważyłam że w słowie brakuje literek- ramiączka=ramiączkach, dobrze prowadzisz akcje, za ten rozdział zostawiam jednak 4 i czekam na więcej
  • Rock.roll.angel 31.01.2016
    Dziękuję, poprawię się :)
  • Stern 15.02.2016
    Kiedy kolejna część? Czekam, czekam i nic.... :C

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania