Gwiezdne Wojny - epizod 9 - Nieznana Ścieżka -

Po orbicie planety Mustafar kierował się właśnie Gwiezdny Niszczyciel. Dość sporej wielkości biały flagowiec kierował kurs kręcąc się wokół ważnego dla niego miejsca. Sektor ten nie był wyjątkowy pod względem krajobrazu, bo planeta wyglądającą niczym wielki kulisty siniak wcale nie różniła się kolorystyką jak już zeszło się na orbitę. Było tam coś dużo ważniejszego, baza Ruchu Oporu. Położenie największego wroga Niszczyciela należącego do Najwyższego Porządku kolejny raz zostało odkryte. Przebywali oni w tym jednym sektorze i wystarczyło jedynie posłać żołnierzy by problem organizacji został rozwiązany. Porządek skorzystał z okazji i od razu posłał w tamte rejony z 5 transporterów lub nawet więcej. Żołnierze już od dawna byli przygotowani i wystarczyła tylko krótka podróż ze statku transportowego do zejścia na powierzchnię. Powierzchnię planety będącej jednym wielkim wulkanem. Tam, gdzie na górzystych terenach lawa wylewa się strumieniami a ziemia już dawno została spopielona lub zwęglona. Na jednym z takich właśnie niełatwych terenów wylądował jeden ze statków transportowych Porządku z kolejnym oddziałem żołnierzy gotowych do działania. Podróż od Niszczyciela do powierzchni przebiegła szybko. Sprawnie. No i oczywiście cicho. Dlatego też szturmowcy, którzy wyszli z transportera mogli od razu stawić się na polu bitwy.

 

- Panowie na 3, 2, 1, wchodzimy – powiedział dowódca do swojego oddziału, kiedy go odprawiał. Jeden z nich z przezorności przeładował swój blaster i razem z innymi, lecz później ruszyłby tak jak jego koledzy usmażyć laserem tych z Ruchu Oporu.

 

-,,Tym razem nie dadzą plamy jak ostatnie kilkanaście razy w starciach z nimi." – pomyślał starając się dodać otuchy samemu sobie. Tak więc myśląc szturmowcy sukcesywnie oddawali przez pewien czas burzę strzałów skierowanych w każdą pojedynczą jednostkę, którą napotkali. Byli przy tym bardzo dokładni i przezorni przez co niewielu z nich było w stanie ich trafić, ale w Porządku to norma. Dużo czasu nie minęło a szturmowcy odnaleźli kolejny już enty cel w postaci niewielkiej zgrai rebeliantów czających się by odlecieć jednym ze statków. By udaremnić tą operację szturmowcy od razu rozpoczęli strzelaninę. Niestety oddział, do którego należał przezorny szturmowiec mocno zlekceważył rzeczywistą liczebność buntowników a sam szturmowiec ani się obejrzał już nie miał połowy swoich ludzi. Wtem jego kapitan krzyknął.

 

- ROZDZIELIĆ SIĘ. NATYCHMIAST. – na te słowa każdy biały żołnierz wykonał rozkaz niczym robot.

 

Dla przezornego szturmowca najmądrzejszym rozwiązaniem w takiej sytuacji również wydawała się ucieczka. No a później poczekanie na wsparcie co też uczynił w przeciągu niewielkiego odstępu czasu. Szturmowiec uciekał więc przez dłuższy czas po zwęglonej ziemi, lecz w pewnym momencie potknął się o coś i upadł. Nie było to zbyt przyjemne doznanie zważywszy na to, że tym ,,czymś'' był trup jednego ze szturmowców. Był nim, bowiem od krzyku szczerego przerażenia i bólu związanego z tym starciem szturmowiec wstał i rozciągnął się. Następnie, jak gdyby nigdy nic powitał się z kolegą po fachu, lecz ten nie wyglądał wcale na zbyt zadowolonego

 

Serio, tak po prostu się witasz? - podjął zszokowany - powinieneś już dawno pójść do piachu - dopowiedział.

 

To nie było zbyt miłe. - stwierdził szturmowiec jeszcze zaspany

 

Jesteśmy teraz na misji, strzały padają, ludzie giną a ty tak po prostu sobie tu leżysz? - sprecyzował pierwszy szturmowiec gestykulując z emocji. - Już, ruszamy do walki! - wykrzyczał ostatecznie łapiąc go za ramię chcąc sprowokować go tym samym do ruchu.

 

Ten jednak odtrącił jego rękę i kładąc się z powrotem stwierdził

 

Poprawka to Najwyższy Porządek jest na misji. Najwyższy Porządek w znaczeniu organizacja a nie ludzie. Zatem to, że strzały padają albo ktoś ginie. Dobrze, tak masz rację to nie jest nic przyjemnego, ale w gruncie rzeczy to co to zmieni w stosunku do całej armii? - zapytuje retorycznie kolegę - i tak za chwilę przyślą tu następne kilka oddziałów a oni zabiją tych co poprzedni nie zdołali i wygrają bitwę. Więc to, że ty czy ja pójdziemy pomóc w tej walce to w zasadzie na jedno wyjdzie. Nie lepiej po prostu sobie usiąść pooglądać sobie bitwę i trochę odpocząć? Z resztą stary o czym my mówimy ty i ja znajdujemy się teraz z kilometr od pola walki jakie jest niby prawdopodobieństwo, że ktoś nas... - drugi szturmowiec nagle wydaje krótki bolesny jęk, który kończy jego wypowiedź.

 

Powodem takiego stanu rzeczy jest o ironio strzał z blastera jednego z Rebeliantów który trafił w jego brzuch. W tej samej chwili ten sam Rebeliant zakończył żywot także pierwszego szturmowca. Zadziało się to dość szybko bowiem Rebeliant ten potrzebował tylko dwóch strzałów na posłanie obu na tamten świat. Ten rebeliant to sam Poe Dameron. W tamtej chwili najpewniej byłby za sterami swojego myśliwca, lecz w takiej sytuacji Ruch Oporu był ważniejszy. Przemierzał on właśnie zwęgloną ziemię w towarzystwie grupki rebeliantów w celu przeprowadzenia rekonesansu, którego to celem była pomoc w ewakuacji ostatnich statków Ruchu Oporu. Podczas wykonywania tej czynności swój wolny czas (czytaj. przerwy od pomagania innym jednostkom) wykorzystywali na strzelanie do szturmowców. Niektórzy z nich widząc co się dzieje dobrowolnie uciekali co nie umknęło uwadze Poe. Był to dla niego znak, iż są na dobrej drodze do zakończenia operacji. Nie dziwnym jest więc że w pewnym momencie przystanął i odwrócił się do żołnierzy.

 

Dobra, teren jak na razie czysty. - powiedział Dameron odwracając się do swoich ludzi. Było ich trzech, mimo że wszyscy piloci choć na takowych nie wyglądali. Ubrani byli bowiem w lekkie jasne dresy lub przewiewne szmaty głównie o kolorach brązowym albo czarnym. Wyglądali trochę jak wieśniacy, ale to i tak lepiej niż gdyby mieli grube skafandry i udusili się na miejscu od palącej temperatury. Pamiętał nadal jak niegdyś z Finnem rozbił się na pustynnej planecie. Pogoda dawała wtedy ostro popalić, dosłownie i w przenośni. Z czasem zaczął przywiązywać większą uwagę do tego jak się ubierać i teraz sam miał na sobie luźną polową koszulkę o kolorze wyblakłej żółci, która od lejącego się od niego potu dawno zmieniła barwę, to samo z resztą widział u swoich ludzi. Widział, że są zmęczeni, brudni, ale usatysfakcjonowani ze swojej pracy i z tego, że wykonują ją razem z nim. - Upewnijmy się jeszcze przelotnie, że na lądowisku przy zamku Vadera nikt nie został i możemy się ulatniać. - Wtedy Dameron spojrzał na czarne smoliste niebo, na którym widniała zgraja myśliwców typu TIE mających ogromną ochotę zniszczyć jakiegoś rebelianta, lecz jednocześnie były zajęte niszczeniem tych które już latają. - Słuchajcie zrobimy tak. Do Zamku Vadera nie jest jakoś potwornie daleko więc się rozdzielimy. Podzielimy się na pół, jedna połowa idzie ze mną a druga szuka statku do ulotnienia. Temu komu uda się pierwszemu powiadamia o tym resztę, chyba że obie krupy znajdą statek dla siebie, wszystko jasne? - zapytał ostatecznie.

 

Zważywszy na to co od czasów bitwy o Crait udowodnił im Poe i to jaką osobą się stał, żołnierze nie milei żadnych uprzedzeń by wykonać jego rozkaz. Biegnie zatem do założonego wcześniej miejsca ze swoją grupą by w tym czasie mógł połączyć się z Sokołem Millenium. Podczas łączenia się odczuł niemałą satysfakcję z przeświadczenia, że jego ludzie mu ufają, lecz jednocześnie z obawą o nich. W każdym razie jego połączenie momentalnie znalazło odpowiedź i mógł przejść do rzeczy.

 

Chewie, słuchaj - rozpoczął Dameron przekonany, że jego połączenie odebrał włochaty przyjaciel. - Generalnie to mam do obejścia jeszcze jedną miejscówkę, ale tak to już niemal czysto. Odwaliłem już swoją robotę na lądzie teraz wy przydajcie się w powietrzu i oczyśćcie niebo z tych TIE myśliwców. A i jak byście mogli to mojej grupie przydałaby się podwózka. - wyłączył mikrofon w komunikatorze nieświadomy, że nie rozmawia z włochatym

 

Chewie jest teraz trochę zajęty Poe. Siedzi za sterami Sokoła i nie bardzo może gadać. - powiedziała Maz która odebrała tenże komunikat – Wiesz, jak to jest musi być skupiny, żeby, no bo ja wiem, nie zniszczyli Sokoła i nie spłonęli w lawie, ale tak ogólnie to jak się z własnym bałaganem uporają to służą pomocą - powiedziała Maz.

 

Dobra - odparł Poe - Dajcie znak jak będziecie czyści, wtedy wyślę wam moje współrzędne i – niespodziewanie Kanata kończy połączenie, mimo to Poe dokańcza w swoich myślach - i zabierzecie nas z tej wielkiej duchoty. Dobra nie ma co, wracamy do roboty.

 

Z myśli Poe niespodziewanie wyrwał go jego droid BB-8 który zaskoczył go od tyłu podczas gdy Dameron cały czas był w ruchu i cały czas pozbawiał życia szturmowców. Oczywiście incydent kończy się upadkiem. Mężczyzna myśląc, że to któryś z jego żołnierzy omyłkowo go kopnął już pełen buzujących emocji przygotowuje się na prawienie kazania typu –,, patrz pod nogi, jesteśmy na misji, skup się'' -lecz jego zapał został momentalnie ostudzony, gdy oglądając się za siebie dostrzegł, że tym kimś był nie kto inny jak kulisty kolega. W takiej sytuacji mężczyzna od razu pokornieje i się uspokoił. -,,Owszem mógłbym go teraz ochrzanić, no ale na tego urwisa droida nie można się gniewać.'' - pomyślał.

 

Ten zaś odpowiedział mu gradem popiskiwań różnego rodzaju. Poe starał się uspokoić nerwuska próbując pogłaskać go po głowie, lecz w pewnym momencie ten zaczął popiskiwać co takiego go tu przywiało a powód ten zmienił podejście Poe.

 

Ty normalnie miodzio - skomentował krótko. Dobra to nie traćmy czasu BB, prowadź nas. - dopowiedział, po czym jak z procy wystrzelony pobiegł za BB-8 i to samo nakazał grupie jego żołnierzy. - chodźcie! - zawołał krótko.

 

Ale o co tu chodzi? - zapytała Kydel Ko Connix (dziewczyna, która wchodziła w skład grupy żołnierzy Poe)

 

Dowiesz się jak zobaczysz. - odpowiedział nie chcąc tracić czasu. - w skrócie nie musimy się bać, że się tu ugotujemy.

 

W tym też czasie pełnym biegu i zmęczenia Dameron ponownie połączył się z Sokołem.

 

Maz, jakby co to z tym transportem już nie ważne. BB tu przyszedł i powiedział, że jeszcze coś dla nas zostało zatem jeśli nadal jesteście na orbicie to nie czekajcie tylko lećcie!

 

Tym razem o ironio do głosu doszedł właściwy odbiorca

 

Wrrr - odpowiedział Chewbacca

 

Co wy jaja sobie ze mnie robicie? Czy jak? - zapytał z wylewającym się z ust sarkazmem.

 

Wrr, ARR, rraar, rarar, Raaa, yryyy - kontynuował włochacz

 

Ach, a, o, ach, acha, no dobra – Poe próbował nadążyć za nieprzerwanym ślinotokiem swojego przyjaciela ledwo łapiąc się w tym co ten ma do powiedzenia. - yhy, no, dobra. Słuchaj sprawa wygląda tego typu. - rozpoczął Poe rozmawiając z przyjacielem i wystrzeliwując szturmowców niczym kaczki w tym samym czasie. - Sprawa wygląda tego typu. Tak ogólnie to rozumiem, że to coś dużego. Mogę ci pomóc, ale najpierw sam muszę znaleźć statek, dzięki któremu się stąd wyniosę, ale dobra jak już będzie wszystko- przerwał Dameron by oddać strzał w kolejnego szturmowca – jak już będzie wszystko cacy i wejdę na ten statek to wtedy się z tobą skontaktuje i dopomogę. Może być?

 

Rose! Czemu do jasnej nie naprawiłaś tej usterki - odezwał się męski głos z daleka, nieco stłumiony przez ogólny harmider panujący na statku

 

Robię co mogę Finn! Nie bądź tak natarczywy, nie jestem cyborgiem, że mam 4 ręce a każdą z nich robię inną czynność - odpowiada poprzedniemu inny głos tym razem kobiecy.

 

Poe, pomimo iż nie mniej uwagi na rozmowę poświęcał do tej pory na eskortę kolejnych żołnierzy do starych Transporterów nie zmieniło to faktu, że nadal był aktywnym uczestnikiem rozmowy. Na tyle aktywnym, aby zainteresować się tym co się dzieje i szczerze się dziwić.

 

Yyy, Chewie? Jesteś tam jeszcze – zapytuje Dameron szczerze zdziwiony. Chewbacca nie daje odzewu, więc ten pyta jeszcze raz. - Chewie, Chewbacca?

 

Oj, wybacz, Chewbacca nie mógł odpowiedzieć robili zwrot przy wulkanie i musiał się skupić a ja wyszłam na moment, żeby zobaczyć czy to się jeszcze nie rozleci. - sprostowała Maz Kanata. - ale tak, tak słyszałam co tam bełkotałeś może być, wesprzesz nas później. Niestety nie mogą dłużej gadać pa. - po tych słowach Kanata rozłącza się. Dameron natomiast trawiąc to wszystko co usłyszał razem z przesyconymi nienawiścią krzykami zaczął niepokoić się o to co tam się może dziać. ,,Statek wariatów?''- oj, nie była to najmilsza myśl jaka przyszła mu do głowy tego dnia.

 

Tymczasem w Sokole Millenium nie działo się najlepiej. Nikt nie chciał zostać zabity więc każdy miał pełne ręce roboty. Na dwóch fotelach pilota pierwszego i drugiego siedzieli wtedy odpowiednio Chewbacca i Maz Kanata których zadaniem było dopilnować, aby Sokół nie rozpadł się na drobne kawałki, Finn, którego zadaniem było chronić starego grata przed wrogimi myśliwcami. Na statku znajdowała się jeszcze jedna wieżyczka będąca wspomagaczem dla tej pierwszej. W tym momencie takim właśnie wspomagaczem dla Finna był bezapelacyjnie R2-D2. Droid ten poprzez podłączenie się do systemu strzelniczego obsypywał pociskami statki nieprzyjaciela nierzadko lepiej niż Finn. Niestety, zważywszy, iż liczebność tych właśnie wrogich statków nazywanych profesjonalne myśliwcami TIE wynosiła grubo ponad 5, co więcej wszystkie leciały jednym szykiem a żaden za nich nie miał w planach się odczepić no to wiadomo na co mogło się zanosić. Oboje zakochanych starało się ratować co się da wywijając tyle sztuczek i wykonując tyle zakrętów, że niejednemu zakręciłoby się w głowie. Finn siedząc w wieżyczce także nie miał zamiaru się lenić. Przez cały czas wszystkich manewrów strzelał jak zły. Robił to długo i miał zamiar robić to aż mu to działko się nie przepali. Jednakże nie od samych sztuczek statek kosmiczny walczy. Na pokładzie znajdowały się bowiem także ci często pomijani jak choćby Rose Tico, uzdolniona mechanik która to zmuszona była biegać od korytarza do korytarza, od urządzenia do urządzenia, jeśli chciała uniknąć rozpadnięcia się tej kupy złomu w drobny mak oraz niezawodne chodzące złotko C-3PO który w każdej dowolnej chwili mógł wyliczyć szanse całej załogi na przeżycie. Sokół pędzi po czarno-czerwonym niebie niczym światło próbując wymijać myśliwce a przynajmniej tak szybko jak pozwoli na tego jego ogólny stan techniczny po niejednym starciu. Zmusza to tym samym członków załogi do uzupełniania się. W szczególności Rose która ma pełne ręce roboty w wyniku odniesionych strat oraz duet R2, Finn którzy stoją na rzęsach, aby następnych strat było jak najmniej. Niestety nie wszystko układa się tak jak powinno bowiem w pewnym momencie od natłoku pocisków oddanych w kierunku Sokoła jeden trafia ostatecznie w górne działko. Na tyle słabo, aby działo nadal mogło być częścią Sokoła, lecz na tyle mocno by R2 utracił z nim kontakt. Finn odczuwa wtedy wyraźny brak drugiego wsparcia.

 

Halo, R2, gdzie się podziało wsparcie? – momentalnie zdziwił się Finn. W stronę jego zdziwienia natomiast od razu wędrują piski wyjaśnienia. -,, Bantha, pieczona"- myśli sobie Finn po czym momentalnie wywołuje mechanika chcąc by usterka była naprawiona jak najszybciej – hej pani mechanik, Tico, hej słuchaj możesz zrobić coś z górnym działkiem, za chwile urwą na pół kadłuba a na jednym działku daleko nie pociągnie.

 

Na te słowa Rose grzebiąc w tym czasie w zasilaniu pod podłogą Sokoła Millenium usłyszawszy kwestię decyduje odbija piłeczkę kierując pytaniem na pytanie. Z racji, iż przebywa pod podłogą akustyka wykonywana z jej ust wzorowo odbija się od ścian a krzyk uderza do uszu Finna aż za mocno.

 

a ty możesz choć raz zwrócić się do mnie po imieniu? Albo docenić, że ma na głowie nie mniej ważne sprawy i z tą poczekać? Naprawdę taki nieporadny jesteś w strzelaniu, że musisz opierać się na pomocy droida? – Tico wylewa przez korytarz wszystkie wyrzuty jakie miała wobec kolegi, lecz ten podczas ich słuchania wolał przewrócić oczami i ponabijać się z niej Np. Synchronizacji jednej z rąk i przedrzeźnianie, że to mówiące usta Rose.

 

Tym niemniej ona sama odbierając powstałą ciszę jako satysfakcje z tego, że jej słowa coś dały, ciągnie dalej

 

przestań być w lawie kąpany Finn. Mam tu na głowie jeszcze milion innych rzeczy. Poczekaj trochę to naprawię drugie działko, o ile nie padnę wcześniej z wycieńczenia – to powiedziawszy Rose ucina temat przyjmując przy tym nastawienie zgodnie z którym nie ma już w planach się odzywać. Jak się z czasem okazuje z wzajemnością.

 

Niespodziewanie pomocną dłoń w kierunku Rose wyciągnęli C3-PO oraz R2. Ten pierwszy zapewnił, iż z racji zaistniałej sytuacji chętnie posłuży swoją pomocą zaś R2 na swój piszczący sposób potwierdził swoją solidarność głównie by móc jak najszybciej odzyskać działko. Tico niezmiernie ucieszyła ich obecność. Podziękowała im za chęć pomocy i od razu wydała polecenia. R2 poprosiła, aby podpiął się do głównego komputera a C3-PO o odnalezienie zapasowego akumulatora jest w małym magazynku tam, gdzie zasilanie. Droidy od razu zabrali się za wykonali powierzone im zadania co ucieszyło mechanika.

 

Dzięki blaszaki, że mi pomagacie, ktoś przynajmniej o niej pomyślał. – skomentowała głośno licząc, że zmusi to Finna do wykazania skruchy. Niestety popełniła koszmarny błąd językowy przez który cały plan poszedł w łeb.

 

Przepraszam – wyrwał się 3-PO odwracając się – Nie chciałbym się kłócić, ale zarówno części jak i powierzchnia z jakiej został zbudowany R2-D2 oraz ja pochodzą z innego typu metalu oraz najprawdopodobniej innych firm. Zatem wsadzanie nas do jednego worka i kategoryzowania nas jako ,,blaszaków" tym bardziej że jest to zbyt ogólne sformułowanie jest poważnym błędem językowyyyyym – wyjaśnił droid po czym urwał wypowiedź z powodu stracenia równowagi w wyniku kolejnego odważnego manewru Chewbacci. – wiecie co? Już nie ważne – powiedział złoty droid po czym wrócił do roboty.

 

C-3PO przechodzi więc przez korytarz co chwila powtarzając regułkę.

 

w małym magazynku tam, gdzie zasilanie, w małym magazynku, tam, gdzie zasilanie – powtarzał co chwila.

 

Nawet chwila nie minęła a C-3PO znalazł już pożądaną część i nie tracąc czasu, którego nie ma zabiera go ze sobą. Na jego nieszczęście szybka prędkość statku, liczne akrobacje i względnie niemała masa przedmiotu sprawiają ze złoty droid zaczął mieć niemały problem ze złapaniem równowagi. Akrobacji Sokół zrobił jeszcze w tym czasie co nie miara i kiedy 3-PO dochodzi do pomieszczenia, w którym znajdowały się R2 i Rose niefortunnie traci równowagę i upada sromotnie. Na jego szczęście Rose to nie przeszkadza. Gdy tylko dostrzega, że C-3PO wykonał jej zadanie perfekcyjnie wyskakuje jak z procy z podłogi i w szybkim tempie zabiera akumulator dziękując przy tym droidowi że jej pomógł.

 

Dzięki 3-PO, rewelacyjnie się spisałeś – powiedziała Rose zabierając akumulator obok upadłego droida

 

Rewelacyjnie się spisałem? – powiedział z niedowierzaniem. – Rewelacyjnie się spisałem, rewelacyjnie się spisałem, rewelacyjnie się spisałem – powtarzał, że szczęściem i niedowierzaniem.

 

W ten czas Rose wystarczyło tylko kilka minut, aby przymocować akumulator w odpowiednie miejsce i zawołać R2 który dawno wykonał swoją robotę

 

R2! Odnajdź w tej plątaninie przy komputerze kabel przedłużający i przypomnij go do głównego zasilania – wywołała droida i wydała mu rozkaz.

 

Następnie R2 wykonał swoje zadanie po czym drugą część kabla podał Rose za co dostał od niej należyte podziękowania, tym bardziej że nie prosiła go o to wprost. Chętnie by go wtedy pogłaskała, ale nie było na to czasu. W każdym razie Rose wzięła ten kabel i przypięła drugą z jego stron go do wciśniętego wcześniej akumulatora. Weszła jeszcze pod podłogę majstrowała momencik a potem na całe gardło do Finna

 

STRZELAJ Finn! Nie żałuj amunicji – powiedziała a Finn niczym maszyna odruchowo wciska a wręcz wysusza przyciski na swoim wołanie a działko, na którym siedzi pracuje jak szalone. Dzięki pomocy mechanika w przeciągu kilku chwil działko mężczyzny wspomożone cudownie pracującą szybkostrzelnością działka i mocą, z której od jednego pocisku może posłać myśliwiec do piachu sprawia, że ich problemy zostają zażegnane. Wystarczają 3 strzały by w potyczce przestały brać udział w potyczce a pozostałe dwa rozbiły się o szczątki poprzednich. Po wielu trudach Sokół odlatuje z czystą kartą. Natomiast w głowie Finna pozostaje jedną myśl. ,, Ile można było czekać?"

 

Na lądzie Poe biegnąc po czarnej zwęglonej ziemi wystrzeliwał jak kaczki kolejnych szturmowców. Kiedyś zliczałby pewnie ilu udało mu się rozwalić, ale teraz się zmienił, dorósł. Trochę to zabawne zważywszy na to, że 18- skończył dawno, dawno temu. Prowadzony przez BB-8 Dameron oraz Rebelianci biegli właśnie w kierunku lądowiska przy starym zamku. To w tych regionach bowiem znajdowały się dwa oddziały Rebelianckie które jeszcze nie opuściły planety. To właśnie ten fakt był ważną kwestią jaką BB pragnął przekazać swojemu pilotowi. To co jednak było najważniejszym powodem, dla którego Poe zaufał droidowi to tamtejsza obecność osoby której bezpieczeństwa zależały dalsze losy Ruchu Oporu. Dameron przedzierał się przez grząską i smolistą ziemię by dobiec do miejsca docelowego. Na miejscu tym mężczyzna znajduje potwierdzenie w po pisknięciach droida. Dostrzegł bowiem iż jedną z osób, która eskortuje ostatnie jednostki żołnierzy przebywając na pokładzie swojego statku to Generał Leia Organa we własnej osobie. Nie myśląc zbyt długo Dameron postanowił dołączyć do ewakuacji i zabrać się i swoich żołnierzy drugim statkiem by odlecieć równocześnie z panią Generał. Pędził zatem ile sił w nogach tak samo jak jego grupa. Był na dobrej drodze do celu, lecz w pewnym momencie jego uwagę przykuł pewien dźwięk, drażliwy i nieprzyjemny. Spojrzał więc w czarne niebo, którego złowrogość podkreślana była przez gryzący w oczy dym unoszący się od spalanej przez lawę ziemi by móc ujrzeć na nim myśliwca TIE. Mając na uwadze dobro swoich ludzi odruchowo wymawia dwie najważniejsze regułki.

 

UWAGA, PADNIJ - powiedział następnie wskazał prawą ręką na latający problem a jego grupa momentalnie przystosowała się do rozkazu. Pocisk, którym myśliwiec poczęstował żołnierzy był na tyle silny, aby wyrzucić żołnierzy daleko w dal. Na szczęście dzięki błyskawicznej reakcji co prawda z pewnymi obrażeniami, ale mimo wszystko każdy zdołał przeżyć.

 

Szkoda tylko że myśliwiec TIE był chętny by dokończyć swoją robotę, lecz gdy już był przygotowany na kolejną serią pocisków został zestrzelony przez Sokoła Millenium. W ten czas na twarzy Poe aż cisnął się uśmiech na twarz, gdy widział jak największa kupa złomu w galaktyce sunie po niebie niczym światło by w tym samym czasie podłączyć się do walki i brać w niej aktywny udział. W przeciągu sekund dosłownie wystrzelał tyle statków, że Poe pogubił się w liczeniu. Natomiast by ta operacja mogła się udać Dameron także musiał dokończyć swoje zadanie. Spuścił wzrok z powrotem na ziemię a raczej na zwęglony piach go otaczający i kontynuował swój bieg w stronę starych Transporterów. Na miejscu Poe używając komunikatora złożył szybki meldunek.

 

Już jestem pani Generał - powiedział spoglądając z satysfakcją na wchodzących na pokład żołnierzy.

 

Dałeś radę Poe - odparła z satysfakcją Leia głosem stłumionym lekko przez ściany swojego statku

 

A co pani Generał zwątpiła? - zapytał z uśmiechem Dameron lecz sądząc po równie ciepłym uśmiechu Lei to pytanie raczej powinno zaliczać się do tych retorycznych.

 

A więc wierzyła pani Generał - stwierdził końcowo - No, a nawet jeśli, jeśli zdarzyłby się jakiś kataklizm, przez który nie wróciłby wtedy, kiedy trzeba to pani Generał chyba by wierzyła. Wierzyła, że mu się uda i oczywiście miała nadzieję, bo nadzieja jest jak słońce. Czyż nie?

 

Owszem - odpowiedziała krótko Leia.

 

Kiedy już wszyscy których dane było być pod opieką Damerona zameldowali się na statku i kolej przyszła na niego powiedział w końcu

 

To do zobaczenia w nowej bazie pani Generał. Jakby co to czekam na rozkazy - powiedział mężczyzna po czym wszedł na pokład Transportera. Odzew Lei w tej sprawie nie był jednak taki jaki ten mógł się spodziewać.

 

Ja musze jeszcze chwilę poczekać Poe. Poczekać na jeszcze jedną osobę i dopiero wtedy mogę się stąd zabrać. - odparła

 

Co? Jaką niby osobę? Kto jest na tyle ważny, aby jego obecność była sprawdzana przez Generała - zdziwił się dowódca

 

Tą osobą jest Rycerz Jedi bez którego nie przywrócimy równowagi mocy – zripostowała Leia z głosem wyraźnie zrezygnowanym i przeświadczonym o banalności tego stwierdzenia.

 

To znaczy? Aha dobra, głupol ze mnie - przyznał dowódca uderzając się aż w czoło - dobrze, ale mimo wszystko nadal jestem gotowy na rozkazy

 

Nie wątpię - odpowiedziała Leia.

 

Roztargnienie. Jedno słowo a wyjaśnia cały ten syf, przez który cała ewakuacja przedłużana jest w nieskończoność. Wina leży oczywiście po stronie Rey a w zasadzie jej roztargnienia. Roztargnienia spowodowanego chęcią spakowania swojego zaopatrzenia na ostatni dzwonek. Nie byłoby to nic wielkiego, gdyby nie ogólny bałagan jaki panował wtedy w regionach zamieszkanych przez Rey i jej upartości odnośnie chęci zabrania wszystkiego co się da. Robiła to przez dłuższy czas a jeszcze wszystkiego zabrać nie zdążyła. Końcowo zabrała wszystko co potrzebne. Zapewne, gdyby była tu Leia zapytałaby

 

,,A masz głowę na karku?'' - pomyślała słysząc w głowie głos mistrzyni dziewczyna. Nie była to myśl przyjemna, ale niestety bardzo prawdziwa. No dobrze, że chociaż miała na sobie ubrania choć w zasadzie nie było o to trudno, bo w Ruchu Oporu jak coś raz zakładasz to na całą kadencję aż do śmierci. Z nią to akurat nie było tragedii. Miała na sobie luźne dresowe spodnie oliwkowego koloru i czarnego kozaki z twardej skóry. Solidne, odporne i sięgające aż do kolan. U góry zaś cienki przylegający do ciała sweter, który to jednak ze względu na podobieństwo do ciemnej strony był zakryty ciemnobrązową kamizelką, ale nie dawało to zbyt znaczącej poprawy. Na pocieszenie sweter nie był rozmiarem dopasowany bezpośrednio do niej i jeden rękaw był długi góra do połowy ręki. Sweter był lekki więc jego obcisłość nie była zbyt odczuwalna. Sweter był rozpinany, ale funkcja ta była raczej rzadko wykorzystywana przez dziewczynę głównie dlatego że jeśli raz zdjęłaby go podczas walki to już by go znowu nie mogła założyć, wiadomo, dlaczego. Był to lekki miszmasz, jeśli chodzi o ubiór w porównaniu do tego jak ubierali się inni członkowie Ruchu, ale na wojnie to zawsze tak jest, że się bierze to co dadzą.

 

W każdym razie minęło jeszcze trochę czasu i Rey udało się zabrać wszystko co było trzeba. Najmniejsze rzeczy podpięła do paska wokół bioder a największe spakowała do torby. Na pasku obwiązanego wokół jej bioder znajdowała się jednak pewna rzecz najważniejsza. Taka o którą nigdy nie musiała bać się, że zgubi, bo nigdy się z nią nie rozstawała. Był to jej miecz świetlny który w sumie też nie urywał czterech liter. Od zwykły kawałek złomu o owalnym kształcie. Wykonany z kawałka jej dawnej lancy i oprócz elementów jakie udało jej się wyłuskać od miecza Anakina Skywalkera cała broń ma czarną barwę. Może nie brzmiało to aż tak źle, ale chyba raczej powinno się wspomnieć, że wybierając potrzebne jej elementy z kryształem Kyber na czele, z miecza Skywakera dziewczyna bladego pojęcia nie miała jaki będzie efekt końcowy. Zwyczajnie przypinała, wkładała lub przypinała potrzebne jej elementy, żeby to ,,coś'' mogło posłużyć za jej świetlny oręż. Końcowo więc wyszedł niemały miszmasz, który nie był ani najładniejszy, ani najprzyjemniejszy w dotyku ani co najgorsze nie był podwójny. A szczerze chciała taki zrobić tylko nie wiedziała jak. No i przez takie właśnie głębokie zamyślenia Rey ślimaczyła się i ślimaczyć się będzie nadal znając życie. W sumie to z pewnego punktu widzenia to dobrze, że Porządek wtargnął już na zamek. Przynajmniej się trochę rozerwie i po części przyspieszy swoje ruchy. Z resztą chcąc czy nie była zmuszona się pospieszyć i stawić im czoło. W szybkim tempie zabrała wszystko co trzeba i wyszła z pokoju. Jednakowoż spoglądając na niewielką liczbę białych żołnierzy dostrzegła okazję, aby rozwiązać ten problem bez konfliktów. Zakradła się więc między piętrami i korytarzami starając się bezszelestnie opuścić Zamek. Szło jej to bardzo szybko i sprawnie głównie dlatego że w rejonach przez które próbowała się skradać nie zdążyło jeszcze wejść zbyt wielu żołnierzy a nawet jeśli wystarczyło tylko użyć mocy by,, zachęcić" ich do pójścia w inną stronę. Po jednej z takich akcji oczywiście udanej dzieje się coś niespodziewanego. W pewnym momencie przemierzając kolejne korytarze jej uwagę przykuła jedna z sal mieszczących się w zamku. W przeszłości osobisty pokój wypoczynkowy Darth Vader'a a niedawno miejsce oddechu dla osoby stojącej na czele organizacji buntowniczej i jednocześnie jego córce. Jej samej rzecz jasna nie było w środku Oczywiście jej samej nie było w środku. Pewnie czekała wtedy na nią myśląc

 

,,ta dziewczyna mnie kiedyś do grobu zaprowadzi." – Ta z pozoru luźna i błaha myśl sprowokowała ją do kolejnej.

 

,,Znając życie przez jej spóźnialstwo Leia po raz kolejny czeka ona aż łaskawie wyjdzie z zamku." – zaczęła gorzko, gdy spojrzała przelotnie na puste pomieszczenie.

 

,, Pewnie miałaby u niej dużo ostrzej, pewno nie cackałaby się z nią, gdyby nie była tym ostatnim Jedi. No właśnie ,,ostatnim Jedi" jej koledzy uznaliby to za zaszczyt, ale ona niekoniecznie. Niby szacun, niby uznanie, niby ciekawsze życie, ale niestety jedno uczucie przebija to i wszystkie inne stres i obawy. Niestety taki obrała los"- tak o to zakończyła mocno nieszczęśliwe rozważania na temat swojego losu podczas wykonywania rekonesansu po pokoju pani Generał.

 

,, Skoro i tak kolejny raz opuści bazę jako ostatnia, jak gdyby dla kogokolwiek było to zaskoczeniem no i nie zapowiada się, aby prędko tu wrócili to co jej niby szkodzi, żeby sobie weszła ostatni raz do pokoju i przeszukała go, tak powierzchownie. W końcu Pani Generał pomimo swojego dziedzictwa jednak ma swoje lata, a nóż z pośpiechu o czymś zapomni, czegoś nie zabierze. Równie dobrze coś jej mogło wypaść z dziurawej torby po drodze. Ech, tej samej dziurawej co od niepamiętnych czasów obiecała jej, że pomoże zaszyć." – nie była to zbyt przyjemna myśl tego dnia. Tym bardziej gdy przypomniała sobie jeszcze jak nieraz obiecywała, że ją zaszyje i zawsze zapominała.

 

Z takim właśnie nastawieniem dziewczyna spędzała czas na buszowaniu w zniszczonym i zakurzonym do granic możliwości pokoju. Obchodziła go po kilka razy i sprawdzała czy nie ma tam niczego ważnego dla pani Generał. Dla przezorności sprawdzała jeszcze zakamarki, nie było to trudne, bo panujący bród nie był dla niej niczym niezwykłym. Poobchodziła sobie po pokoju pozaglądała, gdzie powinna i już miała iść, gdyby nie nagłe BACH. To BACH spowodowane było potknięciem się i konkretnym upadkiem na podłogę. Leżąc na niej nagle podnosi się i spogląda za siebie by dowiedzieć się, że powodem jej BACH okazał się niewielki trójkątny przedmiot. Dziewczyna poświęciła sekundę, aby wziąć przedmiot do ręki, lecz jest to dosłownie sekundą bowiem potem została wyrwana z szansy by zagłębić się.

 

słyszałeś to? – zapytał biały żołnierz obchodząc teren znajdujący się niedaleko.

 

No słyszałem. Coś tam pewnie strzeliło albo spadło. Z resztą nie wiem chrzanić to – odpowiedział partner z oddziału wyraźnie na tę sprawę błahy.

 

No chyba lepiej jakbyśmy to sprawdzili – powiedział pierwszy – nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru podzielić losu tych co przez swoje lenistwo albo lekceważę płacili życiem. – dodał. - Ty wiesz, ile było takich przykładów. Nie starczyłoby mi palców u nóg i rąk, żeby zliczyć.

 

Już dobra, dobra. Sprawdzimy to.

 

Po tych słowach zarówno ten zmartwiony jak i rozdrażniony szturmowiec udali się marszem do źródła dźwięku. Ku zaskoczeniu tego pierwszego nie był on w stanie niczego tam znaleźć.

 

Wow, stary masz rację, ile tu strasznych rzeczy. Syf, bud, kurz, dzięki temu wygrają całą wojnę o ile Rebelia boi się kurzu. – podjął drugi z nieukrywanym sarkazmem.

 

No już się tak nie śmiej, bo mi tu zaraz pękniesz. A twoich szczątków to z podłogi zbierać nikt nie będzie. – zgasił kolegę pierwszy szturmowiec. – Może i ten ruch nie był zbyt opłacalny, ale wolałem się upewnić niż potem umrzeć, bo się okaże, że był tam ktoś ważny i wtedy czyja to by była wina jego. A tak przynajmniej zachowali się o tyle lepiej, że to sprawdzili – stwierdził kontynuując

 

Dobra, za dużo biadolisz. Lepiej choć sprawdzimy inny teren. No chyba że znowu się tam jakiś dźwięk rozlegnie. – powiedział drugi żołnierz ukracając temat

 

Przynajmniej zachowaliśmy się lepiej jak ci którzy pozwolili, żeby kapsuła z planami Gwiazdy Śmierci ulotniła się Niszczycielowi – stwierdził opuszczając pokój

 

A ty niby skąd to wiesz? – Zapytał kompan

 

Dziadek mi opowiedział – oznajmił pierwszy szturmowiec – tego dnia podobno wielu się oberwało. Pamiętam, że dziadek opowiadał mi tą historię zawsze jak zapominałem upewnić się, że zamknąłem drzwi od domu przed tym jak wyszedłem do szkoły. Teraz jestem na tym punkcie trochę przewrażliwiony. – opowiedział przemierzając kolejne zakamarki.

 

Nie da się ukryć – powiedział drugi szturmowiec kończąc rozmowę.

 

W ten czas Rey wykorzystała jeszcze parę sekund, aby upewnić się, że białe garnki opuściły pokój. Podczas ich rozmowy ukrywała się po jednej ze stron masywnego obramowania drzwi wejściowych. Stała plecami do wejściowej części obramowania i przysłuchiwała się. Szczerze powiedziawszy trochę było jej żal tego szturmowca. Koleś po prostu chciał być przezorny. Nie był bez mózgiem, który ślepo wykonuje polecenia on po prostu traktował bycie szturmowcem jako zwykłą pracę. Pracę, w której musiał się starać by wykonać ją jak najlepiej.

 

,,No ale cóż'' – stwierdziła końcowo – ich strata, że nie mają większej ilości takich żołnierzy. Dla nich to dobrze, bo wtedy łatwiej wykonać misję, ale niech się później Porządek nie dziwi, że ich żołnierze wykorzystują mózg trochę częściej. – myśląc o misji Rey przypomniała sobie akurat o przedmiocie, który trzyma w ręku. Ten sam trójkątny przedmiot czerwonego koloru, przez który upadła, ale też dzięki któremu o ironio ,,pomyślała". W tamtej chwili dziewczyna chętnie zgłębiłaby się w rzeczywiste działanie tego przedmiotu. Może to coś rzadkiego, cennego albo zwyczajnie coś co należało oddać Lei. Albo to coś związanego z mocą, ciemną lub jasną stroną. Choć, tak w zasadzie Rey wcale nie musiała używać żadnej z jej stron by dojść do wniosku, że mimo wszystko dobrze zrobiła zatrzymując się.

 

,,Ale to nie czas ani miejsce na to'' – w głowie Rey pojawiła się myśl nagła i zdecydowana.

 

,,Teraz ma na głowie ważniejsze sprawy. Przecież, jak się stąd nie ruszy to Najwyższy Porządek utnie jej głowę albo zrobi to Leia jeśli przez nią całą flotą nie zdąży ewakuować się na czas.'' - Dosłownie sekundy po dojściu do tej myśli Rey zabrała przedmiot energicznie w obie dłonie, schowała do małej podręcznej torebki i z prędkością światła dosłownie opuściła mury zamku, już więcej się nie zatrzymując.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania