Hogwart-inna historia cz.2 List

Czas spędzony u rodziny Weasley'ów mijał dość szybko i przede wszystkim miło. Spałam na miękkim materacu owiniętym bawełnianym prześcieradłem w pokoju Ginny. Jedyną rzeczą, która nam przeszkadzała był ghul hałasujący na strychu. Czasami ze względu na stwora nie mogłyśmy zasnąć i rozmawiałyśmy o najróżniejszych rzeczach. Ginny chciała jechać z nami do Hogwartu, bo tak jak ja nie mogła się tego doczekać.

Fred i George robili Molly psikusy i wygłupy, Percy nawijał o stanowisku prefekta i o tym, że chce pracować w Ministerstwie Magii, Ron uczył mnie grać w szachy czarodziejów, których nigdy nie mogłam połapać, razem z Panią Molly i Ginny gotowałyśmy obiady, desery i inne pyszności, a Pan Arthur ciągle fascynował się mugolami i ich przedmiotami. Niektórych w sumie używaliśmy u nas w domu, więc tłumaczyłam mu, do czego służą..

Tak mijały dni w Norze, aż wreszcie nadszedł 15 sierpnia. Moje 11 urodziny. Tego dnia wstałam wcześniej, aby oczekiwać na sowę ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Ron dostał swój list 1 marca, a Fred, George i Percy jeszcze nie, więc prawdopodobnie dostaną informacje o potrzebnych podręcznikach wtedy co ja. Tego dnia zeszłam na śniadanie cała zestresowana i usiadłam do stołu. Molly podała wszystkim posiłek, aż nagle w okno zaczęła stukać beżowa sowa i niewielką ilością ciemnobrązowych piór. W dziobie trzymała pocztę.

-Poczta! - Zawołała kobieta wpuszczając zwierzę do środka, które upuściło listy a blat. -Percy, dla ciebie -zaczęła przeglądać listy i podając kopertę synowi -Fred, George trzymajcie- położyła listy przed bliźniakami -Ron, gratulacje dostałeś się- Zaśmiała się wręczając go Ronowi, który szybko otworzył kopertę -I jeszcze jeden dla naszej Rose-z uśmiechem podała mi list, a ja odebrałam go z ekscytacją. Ginny przyglądała się wszystkim otwierającym koperty z Hogwartu- Nie przejmuj się skarbie ty dostaniesz w kolejnym roku-poklepała ją po ramieniu, a dziewczynka chwyciła jej rękę z nieszczerym uśmiechem.

Szybko, bez zastanowienia otworzyłam list.

''Szanowna Rose Weasley,

Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart...''

Uśmiechnęłam się na widok, że zostałam przyjęta. Tata dobrze mówił, że nie muszę się niczego obawiać. Od razu przypomniało mi się o wysłaniu sowy do mamy

-Emm... Molly, bo mama jak tu przyjechałam to mówiła, żeby jej wysłać sowę jak dostanę list. I czy mogłabym...?

-Oczywiście kochana- odpowiedziała energicznie Pani Weasley podając mi kawałek pergaminu i pióro. Napisałam krótką wiadomość o treści:

"Dostałam się do Hogwartu mamo. Na pokątną wybieramy się..."

Nie dokończyłam pisać, ponieważ nie znałam odpowiedzi na to pytanie, więc zapytałam:

-A kiedy idziemy na Pokątną?

-Jutro, oczywiście!- Molly uśmiechnęła się do mnie.

-Dzięki- odpowiedziałam kontynuując pisanie:

"... jutro czyli 16 sierpnia. Napiszę ci jeszczę. Rose"

Zwinęłam karteczke w rulonik, owinęłam wstążką i dałam Errol'owi, domowej sowie Weasley'ów, do pazurów, poklepałam go po grzbiecie a on wyleciał przez okno jednocześnie uderzając w szybę. Patrzyłam jak odlatuje, a potem znika w chmurach. W końcu wszyscy przystąpiliśmy do śniadania.

-Smacznego!- pozdrowił nas Pan Arthur

-Smacznego!- odpowiedzieliśmy równym głosem.

Śniadanie zjedliśmy szybko, a potem mieliśmy wolny czas dla siebie. Postanowiłam, że razem z Ginny i Ronem pójdziemy na podwórko. Ron trzymał w ręku swojego szczura Parszywka. Sierść miał ciemnobrązową, trochę przysiwiałą. Był on już trochę stary i dość gruby, ale Ron nie spuszczał go na krok. Chyba, że na posiłek. Molly nie pozwala mu jeść z szczurem na kolanach. Chłopak puścił go aby pobiegał wśród roślin, które bardzo mi się podobały- jestem wielką fanką roślin. Mama śmieje się, że z zielarstwa będę miała najlepsze oceny w klasie. Myślę, że może się tak stać, bo nie znak nikogo kto interesuje się tak roślinkami jak ja.

Ja z Ginny patrzyłyśmy się na szczura śmiejąc się gdy nie mógł poradzić sobie z wejściem na kamień, w czym pomógł mu Ron. Moją uwagę zwróciły małe gnomy łażące po grządkach.

-Dawno nie odgnamialiśmy. Pewno mama każe nam niedługo to robić. -Odezwał się Ron z wyraźnie zniechęconą miną -Ale cóż.

Wpatrywaliśmy się chwilę przed siebie, a potem zaczęliśmy biegać po ogrodzie bawiąc się i śmiejąc.

Dzień minął tak szybko jak inne dni spędzone w Norze. Po kolacji poszliśmy na górę do łóżek. Musieliśmy się wyspać, bo rano wyruszaliśmy na Ulicę Pokątną.

Pół nocy nie mogłam spać, lecz później zasnęłam. Zastanawiałam się jaka różdżka mnie wybierze i jakie zwierzę chciałabym zabrać do Hogwartu. Na początku rozważałam wybór sowy, lecz potem pomyślałam, że mogłabym pożyczać sowę od Percy'ego, albo jakąś szkolną, więc jako miłośniczka kotów postanowiłam wybrać właśnie tego pupila.

Rano obudził mnie krzyk pani Weasley, który budził Freda i Georga, którzy na złość nie chcieli wstać. Usiadłam na łóżku przeciągając się. Ginny jeszcze spała, więc wyszłam w piżamie na korytarz. Stałam wpatrując się w otworzone drzwi pokoju bliźniaków. Uśmiechnęłam się. Molly obróciła się w moją stronę.

-Obudziłam cię Kochana? To nie moja wina, że z nich takie łobuzy- Powiedziała wskazując brodą na śmiejącego się Freda i Georga -Ale co poradzę?

-Widocznie taka ich natura. Dla mnie to jest fajne- zaśmiałam się

-Och, Rose gdybyś mieszkała z nimi tyle lat byś zrozumiała- Kobieta dała ręce na biodra kręcąc niechętnie głową. Z pokoju wyszła Ginny machając do nas. Odwzajemniłyśmy jej tym samych. W tej chwili podszedł do nas Ron, Fred, George i Percy. Szybko zjedliśmy śniadanie, a potem proszkiem Fiuu dostaliśmy się na Pokątną. Podróżowałam nim kilka razy jak chodziliśmy na zakupy dla starszych braci. Pokątną też dobrze znałam, bo zawsze chodziłam z Molly i innymi kupować wyprawkę.

Po paru sekundach byliśmy na miejscu. Postanowiliśmy się rozdzielić. Wyciągnęłam z kieszeni woreczek z galeonami i je przeliczyłam.

"300 galeonów. Powinno starczyć" pomyślałam podrzucając sakiewką. Postanowiłam, że zacznę od różdżki. Szybko znalazłam sklep Ollivandreów. Weszłam, a dzwoneczek na drzwiach zadzwonił.

-Dzień dobry-uśmiechnęłam się. Pan Ollivander spojrzał a mnie

-Pierwsza różdżka tak?

-Tak

-Dobrze, już szukam- Mężczyzna zaczął grzebać w półkach i podawać mi rozmaite różdżki, jednak żadna nie była odpowiednia. Jednak Ollivander znalazł odpowiednią. Była to różdżka 12 i 3/4 cala, ostrokrzew, włos z ogona jednorożca. Zapłaciłam, podziękowałam i wyszłam. Potem skierowałam się do księgarni. Gdy weszłam było tam wielu uczniów kupujących książki. Zauważyłam, że patrzy się na mnie blondyn z błękitno-szarymi oczami. Szybko odwróciłam od niego wzrok i zajęłam się kupowaniem książek. Spojrzałam na listę. Zaczęłam samodzielnie szukać potrzebnych mi książek. Było ich dość dużo. Nie dałam rady ich utrzymać:

-Przepraszam, mógłbyś mi tego popilnować?- zapytałam pana sprzedawcy kładąc książki na blat kasy.

-Jasne-mruknął-pierwszoroczniak?

-Tak- odpowiedziałam zdecydowanie- Ja zaraz wrócę.

Popatrzyłam jeszcze raz na sprzedawcę wylatując z księgarni. Poszłam kupić kociołek cynowy. Po zakupie wróciłam się po książki, które do niego zapakowałam i wyszłam ze sklepu. Zostały mi jeszcze szaty, szpiczasta tiara, teleskop, miedziana waga i zwierzę. Stwierdziłam, że kupię teraz szaty. Zobaczyłam sklep "Madame Malkin-szaty na wszystkie okazje" i weszłam do niego.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Rekalia 27.06.2017
    Dobrze się czyta, ale w kilku miejscach popraw proszę gramatykę i szyk zdania :) wyjdzie bardziej profesjonalnie :)
  • Natalia 07.10.2017
    Cześć zapraszam na pierwszy rozdział na www.odkupienie.blog.onet.pl pozdrawiam ! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania